Nocna Porażka
Był środek nocy, kiedy Nessę zbudziły jakieś głosy. Podniosła się do siadu, przecierając zaspane oczy. Z ulgą zauważyła, że ból głowy minął. Chwilami nadal czuła pulsowanie, ale nie było ono już tak dokuczliwe.
Próbowała sobie przypomnieć wydarzenia sprzed kilku godzin. Do jej głowy napłynęło wspmienie spotkania z Rachel, przez co przeszły ją ciarki. Pamiętała złość, jaka się w niej zebrała i chęć wygarnięcia wszystkiego Isabelle, ale ten przerażający ból ją zatrzymał. Raphael niemal siłą zaciągnął ją wtedy do łóżka, mówiąc, że rozwiąże to następnego dnia.
Nessa usłyszała kolejną falę dźwięków. Zalarmowana, postawiła bose stopy na zimnych panelach. Podeszła do drzwi, szybko przeszła przez pokój Matta i znalazła się na korytarzu. Dostrzegła tam kilka osób, które kotłowały się i doglądały swojej broni. Podeszła do nich szybko, będąc coraz bardziej zdziwiona. Kiedy zobaczyła przerażenie na ich twarzach, serce podeszło jej do gardła.
— Co się dzieje? — zapytała, patrząc jak kilka par oczu zwraca się w jej stronę.
— Szykują atak na Katedrę — odparła śmiertelnie poważnie, po kilku sekundach, jakaś brunetka.
Już miała zapytać kto, kiedy usłyszała krzyk. Niewiele myśląc, poderwała się do biegu, zostawiając w tyle, jak mniemała, strażników. Zbiegła po zatłoczonych schodach, które teraz wydawały się dziwnie małe. Kątem oka widziała, jak zgromadzeni podają sobie broń, po czym wkładają ją za pasy. Dotarła do ostatniego korytarza, na którym znajdowało się piętro aniołów. Na schodach prowadzących na parter znalazło się najwięcej osób, przez co Nessa nie mogła zobaczyć, co dzieje się na dole. Wszyscy stali z grobowymi minami, ale w ich oczach odbijało się przerażenie.
Zaczęła przedzierać się przez tłum, co spotkało się z cichym pomrukiwaniem. Dopiero w tamtym momencie spostrzegła, jak wiele osób znajdowało się w Katedrze. W końcu stanęła u szczytu schodów i zamarła. Była wysoka, dzięki czemu wszystko dokładnie widziała nad głowami pozostałych. Na samym dole stała Isabelle, otoczona kilkoma strażnikami. Nessa dostrzegła również Laurę i Theodora. Naprzeciwko nich znajdowało się lewitujące popiersie jakiegoś mężczyzny. Było lekko wyblakłe, jak iluzja. Znajdowało się przodem do Isabelle, a za to tyłem do zgromadzonych.
— Oddaj dziewczynę, Isabelle, a nic nikomu się nie stanie. — Rozległ się głos, a Nessie zakręciło się w głowie. To coś mówiło.
— Nie wydamy ci Nessy, choćbyśmy mieli zginąć — warknęła ostro kobieta, zaciskając palce na rękojeści sztyletu. — Wiem, że cokolwiek kombinujesz, nie uda ci się bez niej. Nie dopuścimy do tego, abyś zrealizował swoje plany.
Mężczyzna zaśmiał się takim śmiechem, że szatynkę przeszły ciarki.
— Zła odpowiedź.
Głowa mężczyzny odwróciła się w stronę tłumu, a Nessa wstrzymała oddech. Mimo że jego twarz była niewyraźna, jakby owładnięta mgłą, dziewczyna dostrzegła, że nieznajomy mógł mieć najwyżej dwadzieścia pięć lat. Jego włosy były postawione do góry, a pod szyją widniała część krawatu. Przejechał wzrokiem po zgromadzonych, po czym zatrzymał go na Goldville. Nessa mogła przysiąc, że zobaczyła na jego twarzy nikły uśmieszek, po czym zniknął. Popiersie rozpłynęło się w powietrzu, z cichym trzaskiem. Dziewczyna aż zadrżała, a w pomieszczeniu rozległ się pomruk niedowierzania.
— Zachowajcie spokój — powiedziała Isabelle. — Chwilę im zajmie złamanie czarów ochronnych...
I nagle przerwał jej jakiś głośny trzask. Po twarzach zebranych przeszedł pełen zrozumienia wyraz.
— Nadchodzą! — krzyknął ktoś i nagle zapanował chaos.
— Zdradził nas, ktoś nas zdradził! — wrzeszczał chłopak, który stał obok Nessy. — Ktoś z wewnątrz złamał czary!
Dziewczyna zamarła. Serce zaczęło jej szybko bić, a całe jej ciało ogarnęła chęć walki. Zacisnęła dłoń na sztylecie i wyciągnęła go zza pasa. Od kilku dni spała z bronią i choć sztylet miał metalową osłonę, nadal było to niebezpieczne, jednak Nessa o to nie dbała.
Szatynka czuła, że obok niej przepychają się ludzie, przygotowując do odparcia ataku. Kilka razy ktoś uderzył ją w ramię, mimo to, dziewczyna stała niewzruszona, mocniej zaciskając dłonie na rękojeści. Kiedy z korytarza wylała się armia Masek, Nessa usłyszała krzyki bojowe i kilka osób stojących najniżej rzuciło się do ataku. Za nimi ruszyła reszta, a w raz z nimi sama Goldville. Serce biło jej jak oszalałe, a zamiast krwi, w jej ciele, już krążyła adrenalina. Nagle poczuła tak mocne szarpnięcie za ramię, że prawie się przewróciła.
— Co ty wyprawiasz, kretynko?! — To był Raphael. I był naprawdę zły. — Nie dotarło do ciebie? Musisz uciekać!
Nessa w pierwszej chwili chciała protestować, ale później przypomniała sobie słowa Isabelle. Cokolwiek kombinujesz, nie uda Ci się bez niej.
W tle słychać było odgłosy walki, kiedy dziewczyna spojrzała hardo w błękitne oczy Raphaela i skinęła głową.
— Trzymaj się mnie. Wyprowadzę cię — oznajmił wampir, chwytając ją za łokieć. Obrócił się na pięcie, wspinając po schodach.
Przeciskali się przez tłum, kiedy Nessa zapytała
— Dokąd idziemy?
— Przejdziemy tylnym wyjściem! — odkrzyknął Raphael, gdyż panował taki chaos, że ciężko było cokolwiek usłyszeć.
W głowie dziewczyny pojawiła się nagle myśl, która sprawiła, że niemal się zatrzymała.
— A Rachel?! I pozostali z lochów?
— Ktoś na pewno się nimi zajmie — odparł brunet, nie puszczając łokcia Nessy.
Nagle wielkie okno naprzeciwko nich rozbiło się i wskoczyło przez nie kilka Masek. Dziewczyna stłumiła krzyk, kiedy szkło prawie poraniło jej twarz.
Na szczęście Raphael zasłonił ją własnym ciałem, tylko cicho sycząc, kiedy odłamki szyby wbiły się w jego brzuch. Szatynka nawet nie miała okazji zapytać, czy wszystko w porządku, gdyż już naparło na nich kilka Masek.
Wściekły wampir ciął ich mieczem, a Nessa mogła obserwować, jak ciało stworów zamienia się w pył i na podłodze zostaje tylko wielka maska lwa i długi, purpurowy płaszcz. Za każdym razem, kiedy Goldville chciała się dołączyć do walki, Creswell odpychał ją. Wokół nich zebrało się kilka łowców, a także wilkołaków, którzy przyjęli swoją wilczą formę. Raphael najwidoczniej stwierdził, że reszta poradzi sobie z niewielkim "oddziałem" Masek, bo przywołał Nessę gestem dłoni i popędzili w górę schodami.
— Wszystko gra? — spytała oszołomiona dziewczyna. Spojrzała na odłamki szkła, które wbiły się w ciało wampira i zadrżała. Z ran sączyła się krew, jednak Raphael sprawiał wrażenie, że nie dba o to.
— Jest lepiej niż kiedykolwiek — odparł tylko.
— Och, serio?! — spytała retoryczne Nessa, która ciągle była pół kroku za brunetem. — A nie, jak zawsze się wydurniasz.
Minęli piętro strażników, kierując się wyżej. Dziewczyna domyśliła się, że ich celem jest sam szczyt. Tutaj odgłosy walki nie były już tak donośne, jednak nadal słyszalne.
— Zadziwiasz mnie, Goldville — rzucił Raphael. — Jeżeli za kilka minut zginiemy i twoje ostatnie słowa do mnie będą brzmiały ,,znowu się wydurniasz" to zawiodę się na tobie.
— A co mam ci powiedzieć? — Prychnęła dziewczyna. Jej oddech był przyspieszony, czego nie można było powiedzieć o brunecie, gdyż wampiry nie potrzebowały powietrza. Schody, którymi się kierowali, zaczęły coraz bardziej zakręcać, aż Nessa miała wrażenie, że znajdują się w jakiejś wieży. — Że potajemnie się w tobie podkochiwałam, już snułam plany o naszej przyszłości, wymyśliłam imiona dla naszych dzieci, a teraz to wszystko legnie w gruzach, bo jesteśmy krok od śmierci?
Raphael spojrzał na nią z głupią miną.
— Wiedziałem, że to robiłaś.
— Idiota — mruknęła.
— Idiota to też kiepskie pożegnanie... — umilkł, gdy znaleźli się naprzeciwko jakichś drzwi.
Niebywałe. Pomyślała Nessa. Ich życie mogło się skończyć za dosłownie kilka minut, jednak oni ciągle sobie dogryzali. Wydawało się, że to było ich lekarstwem na stres.
— Idź przodem — rozkazał Raphael, kiedy uchylił drzwi, które głośno skrzypnęły.
— Ciemno tu jak...
— Idź! — powtórzył wampir, wpychając ją do środka.
Dziewczyna zacisnęła usta w wąska linię, kiedy zaczęli schodzić po krętych schodach. Było tam wąsko, chłodno i do tego ciemno. Nessa jedną ręką podpierała się o ścianę, badając teren. Nagle usłyszała jakieś dźwięki koło jej nóg.
— Co ty wyprawiasz? — syknęła. — Chcesz, żebym dostała zawału?
— Lepiej nie pytaj, bo twoja ludzka główka może tego nie ogarnąć.
Nessa prychnęła. Normalnie kopnęłaby go w kostkę i rzuciła jakąś ripostą, ale powstrzymała się. Raphael syknął cicho, a dziewczyna domyśliła się, że wyciągał odłamki szkła z brzucha. Rany wampirów goiły się szybko, jednak była to domena wilkolaków. Brunet musiał poczekać dobre kilkanaście minut, zanim pozostałości po szkle całkowicie znikną.
Szli w ciszy. W tej części Katedry odgłosy walki były zupełnie niesłyszalne. Dopiero w tamtym momencie zorientował się, jak głośno łomotało jej serce. Miała zupełnie ściśnięte gardło, choć starała się tego nie okazywać.
— Zaczekaj — rzucił znienadzka Raphael. Nessa zatrzymała się gwałtownie. Wzrok dziewczyny przyzwyczaił się już do ciemności, dzięki czemu mogła dostrzec kolejne drzwi. Dotarli do wyjścia.
Raphael wyminał ją i chwycił za klamkę. Otworzył drzwi, wychylając się za nie nieznacznie.
— Cholera — mruknął, odwracając się w stronę Nessy. — Jesteśmy otoczeni.
Szatynka przeklęła pod nosem, czując jeszcze większy strach.
— Musimy się stąd wydostać. To kwestia czasu, kiedy nasi się podadzą i uciekną — ciągnął Raphael. — Isabelle wie, że nie mają szans.
Nie poprawiło to sytuacji Nessy, która zbladła. Wiedziała, że Maski mają ponadprzeciętne zdolności, chociaż liczyła, że doświadczenie członków Świata Iluzji przybliży ich do zwycięstwa.
— Masz jakiś plan? — spytała cicho.
— Zamknij się. Myślę.
— Oho. Świat się przewraca.
— Jeśli myślisz, że sarkazm pomoże ci się odstresować, to się mylisz, kochanie.
Nessa miała ochotę przewrócić oczami na to prowokacyjne ,,kochanie".
— Odbierasz mi nadzieję. Jesteś nieludzki.
Chwilę jeszcze postali w ciszy, kiedy Raphael ponownie zabrał głos.
— Ich stroje — rzucił tylko.
— Naprawdę? Właśnie teraz zachciało ci się mówić szyfrem?
— Możemy się za nich przebrać i wyjść niezauważalni.
Nessa przypomniała sobie o leżących na ziemi długich płaszczach i wielkich maskach.
— Mogłabym ci powiedzieć, że jesteś genialny, ale ugodziłoby to moją dumę.
Była pewna, że w tamtym momencie Raphael uśmiechnął się w swój typowy sposób.
— Nie ruszaj się stąd. Zaraz wracam.
— Nie ma opcji, idę z tobą! — zawołała, kiedy wampir zaczął się oddalać.
— Powiedziałem zostań! — odparł z taką mocą, że Nessa zadrżała. Przedrzeźniła go, jednak nie ruszyła się z miejsca.
Kiedy kroki Creswella przestały być słyszalne, nagle ogarnęła ją panika. W towarzystwie wampira czuła się dziwnie bezpieczna. Teraz, kiedy została sama, była niemal bezbronna.
Poczuła lekki ból głowy, który zignorowała.
Zwaliła całą winę na stres.
Nie potrafiła jednoznacznie stwierdzić, jak długo stała sama, przestąpując niecierpliwie z nogi na nogę, aż w końcu usłyszała kroki. Ulga ogarnęła jej ciało, kiedy tylko ujrzała Raphaela.
— Byle szybko. Sytuacja na górze nie wygląda zbyt ciekawie. — Wampir podał jej złotą maskę w kształcie głowy lwa i purpurowy płaszcz. — Zakryj płaszczem jak najwięcej — poinstruował.
Dziewczyna w ciszy skinęła głową, choć była pewna, że brunet tego nie widział. Chwilę później była już przebrana. Kiedyś zastanawiała się, po co stwory zakładają te dziwne maski. Nie wymyśliła nic sensownego.
— Gotowa? — zapytał.
— Jasne.
Raphael wziął ją bez ostrzeżenia na ręce, a dziewczyna niemal pisnęła.
— Co ty...
— Będziesz udawać ranną.
Wampir kopnął drzwi, które stanęły otworem. Serce Nessy łomotało o żebra, kiedy szli brukową kostką, ułożoną wokół Katedry. Przez wielkie otwory w masce widziała, jak zbliżają się do bramy. Wokół płotu rozsiane były odziały Masek. Najwięcej ich znajdowało się obok głównej bramy. Przewodził im ten sam mężczyzna, którego popiersie lewitowało przed Isabelle. Tym razem jednak był prawdziwy.
Nagle Nessa poczuła tak silny ból w głowie, że ledwie powstrzymała się od krzyku. Przypominał jej ból z zeszłego dnia, choć był o stokroć silniejszy.
— Co jest? — szepnął Raphael, kiedy przekręciła się niewygodnie. Byli coraz bliżej bramy.
— N-nesso? — Usłyszała w swojej głowie i nie wytrzymała. Wrzasnęła głośno, czując, jakby ktoś rozrywał jej mózg na kawałki. Raphael przeklął pod nosem. Zamglonym wzrokiem widziała szeroki uśmiech, który wykwitł na twarzy nieznajomego mężczyzny, stojącego tuż za bramą.
Wampir chciał się wycofać, ale w ich stronę ruszyło już kilka Masek. Nagle Raphael runął na ziemię, a szatynka domyśliła się, że stwór musiał użyć jednej ze swojej mocy. Brunet syknął i zaczął coś krzyczeć, ale Nessa nie mogła wyłapać jego słów.
Po kilku sekundach poczuła, jak ktoś zdejmuje jej maskę. Nadal czuła rozdzierające pulsowanie, które ją paraliżowało. Serce biło jej jak oszalałe, a ręce były śliskie od potu. Uniosła głowę, wpatrując się w niebieskie tęczówki.
— I kogo ty chciałaś oszukać, Nesso?
xxx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top