Nienawiść dla zasady
To była kolejna noc z rzędu, którą Nessa przespała niespokojnie. Od ponad tygodnia męczyły ją ciągłe koszmary, podsycane niepewnością chwili i ciągłą obawą. Za każdym razem dziewczyna kładła się do łóżka, żywiąc znikomą nadzieję, że obudzi się wśród szarych ścian, w swoim pokoju. Niestety, o poranku znowu witała ją woń lawendy i ten nieznośny ucisk w żołądku.
Przekręciła się na drugi bok, będąc na granicy jawy i snu. Mruknęła cicho, zaciskając mocniej powieki i wtulając twarz w poduszkę. Nagle poczuła, że materac obok niej zapada się, wraz z rozbrzmiewającym, obojętnym głosem.
— Wstawaj.
Tyle wystarczyło, żeby Nessa wrzasnęła zaskoczona, podrywając się do siadu. Spłonęła rumieńcem, widząc siedzącego na skraju łóżka, zupełnie niewzruszonego Raphaela. Podciągnęła pierzynę pod samą brodę, zakrywając cienką piżamę. Zacisnęła usta nadal zawstydzona. Walcząc z rumieńcem, przybrała wyzywającą minę i łypnęła na niego groźnie.
— Czy ciebie do reszty pogięło?! Wiesz, która w ogóle jest godzina?!
Wampir posłał jej złośliwe spojrzenie, specjalnie wlepiając wzrok na wysokość jej piersi. Dziewczyna miała ochotę zaryzykować i uderzyć Raphaela w twarz. Siłą powstrzymała się jednak, w środku dygocząc ze złości. Naciągnęła kołdrę jeszcze wyżej, usilnie próbując pozbyć się uczucia skrępowania.
— Śliniłaś się. Śniłaś o mnie? — zaczął się z nią droczyć, wykorzystując sytuację. W jego głosie pobrzmiewała złośliwość z jakąś tłumioną domieszką pogardy.
Dziewczyna westchnęła z irytacji i uniosła oczy do nieba. Przekręciła się niezręcznie na łóżku, marszcząc groźnie brwi.
— Myślałam, że to Matt jest mistrzem sprośnych tekstów — rzuciła najbardziej niemiło, jak potrafiła.
— Chcesz się bawić w sprośne teksty?
— Chcę się dowiedzieć, co tutaj robisz.
Raphael uśmiechnął się krzywo, na co dziewczyna odwdzięczyła mu się tym samym.
— Zaczynasz treningi ze mną. Od dzisiaj zaczynamy o szóstej. Przygotuj się, z Milsonem to była tylko rozgrzewka. — Nagle spoważniał i uniósł się z łóżka, poprawiając mankiety swojej czarnej koszuli. — Za pięć minut chcę cię widzieć na dole. A i ogarnij się trochę.
Dziewczyna prychnęła na pół z irytacji, na pół z niedowierzania. Owinęła ciaśniej kołdrę wokół siebie i stanęła na zimnych panelach, chwiejąc się lekko.
— Bardzo zabawne, Raphael, bardzo zabawne — mruknęła ironicznie. — Po pierwsze to treningi mam po południu. — Uniosła jeden palec do góry, zaczynając wyliczać. — A po drugie — jej drugi palec powędrował ku górze — nie zamierzam się ciebie słuchać. Nigdy — zaznaczyła dobitnie, posyłając mu wyzywające spojrzenie.
Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. Oczy Raphaela pociemniały, a na jego usta wdarł się władczy, złośliwy uśmieszek. Nessa przełknęła nerwowo ślinę.
— Na twoim miejscu nie byłbym tego taki pewien. To ja tu ustalam zasady — oznajmił, po czym posłał jej ostatnie spojrzenie i opuścił pokój, trzaskając drzwiami.
Nessa uniosła oczy ku niebu, przeklinając w duszy największego dupka, jakiego dane było jej poznać.
xxx
Szatynka kończyła wiązać włosy, niespiesznie schodząc po marmurowych schodach. Celowo szła powoli, wiedząc, że Raphael czekał już na nią w Sali Ćwiczeń.
Ruszyła wąskim korytarzem, strzepując z czarnej bluzki białe kłaczki. Nagle przed nią coś zadudniło i dziewczyna uniosła gwałtownie głowę, wpatrując się w długi korytarz. Po chwili szmery zamieniły się w głośne nawoływania i Goldville wiedziała już, że coś jest nie tak.
— Noah, szybciej do cholery! — wrzasnął ktoś szorstkim, niskim głosem i po chwili zza zakrętu wyłoniło się kilka postaci. Cała piątka była ubrana w Misyjny Strój i wyposażona w broń. Na ich twarzach malowało się skupienie, ale spojrzenie było rozbiegane. Wysoki chłopak gestem dłoni poinstruował resztę, gdzie mają biec, a sam przystanął. Czwórka z nich przemknęła obok Nessy, która przystanęła z boku i z wrodzoną ciekawością zaczęła się im przyglądać. Dziewczyna z fioletowymi włosami posłała szatynce przelotne spojrzenie, przez co Goldville ocknęła się. Słyszała za sobą stukot ich grubych podeszw, rozchodzący się po korytarzu.
Ruszyła niepewnie przed siebie, czując, że jej serce przyspiesza swój rytm.
— No, do cholery, Noah! — wrzasnął jeszcze raz ten sam chłopak, który zniecierpliwiony patrzył przed siebie. Po chwili z korytarza wypadł niski blondyn, który upychał do kieszeni nóż. Jego policzki były zaczerwienione, a w oczach dało się zauważyć żywy strach.
— Przepraszam! — wypalił nienaturalnie wysokim głosem. Starszy chłopak posłał mu tylko karcące spojrzenie i obydwaj pognali korytarzem.
Nessa usunęła się na bok, kiedy przebiegali koło niej. Była tu już tyle dni, a jeszcze nie miała okazji widzieć, żeby jakakolwiek Drużyna Sześciu szła na misję. I chyba wolała nie widzieć.
Zacisnęła ręce w piąstki i ruszyła przed siebie. Z zaciętą miną wpadła do Sali Ćwiczeń, zastając Raphaela odwróconego do niej plecami. Wampir podrzucał nożem, który obracając się w locie, po chwili znowu wracał do jego ręki. Dziewczyna fuknęła z irytacji, splatając ręce na piersi, a brunet zaczął niespiesznie się do niej odwracać. Kiedy stanęli twarzą w twarz, Raphael uśmiechnął się perfidnie, a Nessa wiedziała już, że nie będzie z nim łatwo.
— Dwadzieścia minut spóźnienia — skomentował, głosem pełnym wyższości. Goldville przewróciła oczami, wlepiając wzrok w sufit. — Jak Milson karał spóźnienia? Dwa przysiady i pocałunek? A może sam pocałunek? Dotknięcie go to i tak sroga kara...
— Zachowujesz się jak dziecko — mruknęła wściekle Nessa, przerywając mu. Złapała z nim kontakt wzrokowy, a Raphael tylko prychnął. — Ja też nie jestem zachwycona, że mam z tobą treningi, ale...
— Naprawdę? Ja wręcz przeciwnie, tryskam entuzjazmem...
— Fajnie by było, gdybyś jeszcze tryskał jakimiś błyskotliwymi tekstami...
— Fajnie by było, gdybyś się zamknęła...
— Fajnie by było, gdybyś przestał zachowywać się jak rozkapryszony bachor...
— Możesz mi nie przerywać?! — wrzasnęli jednocześnie, a echo ich głosów rozeszło się po całym pustym pomieszczeniu. Nessa nieświadomie zbliżyła się do Raphaela i teraz stała przed nim, dygocząc ze złości. Jej oczy błyszczały determinacją, a policzki zrobiły się czerwone, jak zawsze, kiedy traciła nad sobą kontrolę. Po raz kolejny tego dnia miała ochotę uderzyć bruneta w twarz. Raphael tylko stał niewzruszony, wraz z tym swoim cynicznym uśmiechem, co tylko napędzało irytację szatynki.
— Już ci mówiłem. — Nachylił się do niej i szepnął prosto do ucha. — To ja tu ustalam zasady.
Nessa prychnęła głośno i odepchnęła go od siebie.
— Chyba śnisz!
— Radzę ci się dostosować. Isabelle ostatnio nie jest w dobrym humorze.
Dziewczyna już otwierała usta, aby odpowiedzieć, ale coś ją powstrzymało. Nabrała tylko dużo powietrza do płuc i z resztkami cierpliwości zwróciła się do Raphaela.
— Zaczniemy ten trening czy nie? — Mimo starań jej głos zdradzał zniecierpliwienie.
Brunet uśmiechnął się podle i zaczął obracać nóż w dłoniach, krążąc wokół Nessy.
— Zaczniemy od rzutu do celu — rozporządził, wpatrując się gdzieś w dal. Goldville ścisnęło coś w żołądku na te słowa. Rzut do celu szedł jej fatalnie. Domyśliła się, że Creswell jakimś cudem dowiedział się o jej słabościach i teraz chciał ją upokorzyć. — Później — ciągnął, kontynuując swoją przechadzkę — pokażesz jakich chwytów nauczył cię Matt. — Spojrzał na nią znacząco, ale Nessa się nie roześmiała. Posłała mu tylko spojrzenie w stylu ,,Serio, Raphael?" i splotła ręce na piersi. — Ale najpierw rozgrzewka.
— Więc? Co mam robić?
Raphael odetchnął i spojrzał na nią krytycznie.
— Gdzie Milson nie może, tam Creswell pomoże.
— Bawimy się w ,,mądre powiedzenia"? — spytała Nessa z cieniem znudzenia i rozbawienia.
— Bawimy się w ,,zapierdalasz dookoła sali".
Szatynka prychnęła, ale niechętnie rozpoczęła rozgrzewkę. Raphael czujnie ją obserwował, uśmiechając się jawnie. I ten uśmiech na pewno nie należał do tych najprzyjemniejszych.
xxx
Nessa leżała na łóżku, wymęczona po treningu. Jej rozczochrane, mokre po prysznicu włosy spływały jej z dwóch stron na ramionach. Owijała jedno pasmo na palcu wskazującym, myślami ciągle wracając do rodziny i przyjaciół.
Co u nich? Jak się czują? Czy jej szukają? Co u Rachel? Czy przyjaciółka powiedziała jej rodzicom o tajemniczym nieznajomym w jej domu?
Było tyle pytań, a odpowiedzi brak. Nessa miewała coraz częstsze wątpliwości. Bo przecież wiedziała, że Isabelle i reszta mogą ją wykorzystać. Wbrew pozorom czasami zamykała się w sobie, poświęcając chwilę na dogłębne zastanawianie się nad sytuacją. Bo choć z natury kierowała się zasadą ,,tu i teraz" i bezmyślnie podejmowała spontaniczne decyzje, coraz częściej gościł u niej strach, nakłaniając dziewczynę do refleksji.
Pewnie była egoistką, ale bała się o samą siebie. Z jednej strony martwiła się o rodzinę, a z drugiej strony Isabelle i pobyt w Katedrze zapewniały jej względne bezpieczeństwo. A przynajmniej miała nadzieję, że tak było. Tak, pewnie była egoistką.
Przekręciła się rozdrażniona na drugi bok i jęknęła z bólu. Mogłaby przysiąc, że jej nogi już zaczynały się pokrywać siniakami. Była wykończona, Raphael nie pozwolił jej ani na chwilę odsapnąć. Trening z nim był dla dziewczyny prawdziwym wyzwaniem. Wampir bez skrupułów korzystał z profitów, jakie dawała mu nadludzka szybkość i przypierał Nessę do ściany, kiedy tylko mógł. Zirytowana szatynka prychnęła tylko na to wspomnienie.
— Cholerny kretyn — mruknęła sama do siebie, w tej samej chwili, co rozległo się ciche pukanie.
Dziewczyna poderwała się do siadu, a drzwi powoli się otworzyły i stanęła w nich Millie. Dziewczynka miała podkrążone oczy, była bardzo blada i chwiała się na tych swoich chudziutkich nóżkach, jednak jej małe usta wykrzywione były w uśmiechu. Nessa widząc Milson w takim stanie z wyrazem niedowierzania wymalowanym na twarzy, zerwała się z łóżka, pędząc w kierunku dziewczyny.
— Millie! — krzyknęła od razu na pół z niedowierzania, na pół z radości. Dziewczynka uśmiechnęła się, opierając o framugę. — Millie, wszystko w porządku?! Jak się czujesz?! Dziewczyny cię już wypuściły? Wiedzą, że tu jesteś?! O Światłości, jak ja się bałam...
— Nesso — zaczęła słabo blondynka, przerywając słowotok Goldville. Szatynka odetchnęła, odgarniając włosy z twarzy. — Przecież Annie i Adelaida nie muszą o wszystkim wiedzieć. — Uśmiechnęła się łobuzersko i teraz nieprawdopodobnie przypominała Matta. Właśnie. Matta. — Mogę wejść?
Nessa pokiwała energicznie głową, nadal będąc w głębokim szoku. Odsunęła się z przejścia i zaczęła mierzyć Millie uważnym spojrzeniem. Już na pierwszy rzut oka było widać, że dziewczynka była bardzo osłabiona. Szła powoli, chwiejąc się lekko. Gdy usiadła na skraju łóżka Nessy, brunetka zatrzasnęła drzwi i poszła w ślady młodszej.
— Więc? — zapytała, siadając po turecku. — Jak się czujesz? Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie wystraszyłaś.
Millie machnęła lekceważąco chudziutką ręką. Była taka krucha.
— O mnie się nie martw. Często mi się to zdarza. Na szczęście dziewczyny są tak genialne, że zawsze potrafią mnie postawić na nogi. — Zamyśliła się, po czym uniosła pełne nadziei spojrzenie niebieskich oczu na Nessę. — Wiadomo coś o Mattcie?
Goldville niechętnie zaprzeczyła.
— Cisza.
— Podsłuchałam, jak Isabelle mówiła, że zaszły pewne komplikacje — wyznała, przygryzając wargę. Jej głos załamał się przy drugiej części zdania. Szatynka popadła w lekką panikę, widząc, że Millie jest na skraju płaczu. — Och, Nesso, ja tak bardzo się o niego boję. On miewa naprawdę szalone pomysły.
Milson była wyraźnie przybita, ale jak przystało na strażniczkę, przełknęła łzy i przybrała grobową minę. Goldville odetchnęła w duchu, bo była wręcz beznadziejna w pocieszaniu.
— Wierzę, że będzie dobrze — rzekła rozważnie Nessa, gratulując sobie w duchu. Uśmiechnęła się blado, kładąc rękę na ramieniu młodszej. — Przecież to Matt. — Puściła jej oczko, kładąc dłoń z powrotem na kolanach.
— Dziękuję — mruknęła Millie i na chwilę nastała między nimi cisza.
Obie pogrążyły się we własnych myślach. Gdzie jest teraz Matt? Co robi? Czy... żyje?
— Właściwie to chciałam porozmawiać z tobą o czymś innym — podjęła po chwili Millie, zaczynając nerwowo skubać rąbek pościeli. Mówiła z pewnym skrępowaniem w głosie. Spuściła wzrok, zagryzając wargę. — Co...co tak właściwie jest między wami?
Nessę zbiło to pytanie z tropu.
— A co ma być? — zapytała z pewnym niedowierzaniem.
Millie wydała się jeszcze bardziej skrępowana.
— Bo wiesz... Spędzacie razem tyle czasu. Myślałam, że ten tego... No, wiesz... Że wy... Że między wami...
Nessa rozszerzyła oczy ze zdumienia. Czy Millie naprawdę pytała ją o romans z Mattem Milsonem?
— Czy jesteśmy razem? — zapytała Goldville bez cienia skrępowania. Blondynka powoli pokiwała głową. — Och, nie. Nie, nic z tych rzeczy. Millie, my znamy się za krótko. Zresztą, za kilka dni mnie już tu nie będzie.
Milson uniosła gwałtownie głowę, marszcząc brwi. Spojrzała podejrzliwie na szatynkę, ale zaraz zmieniła postawę, oddychając głęboko.
— Znacie się wystarczająco długo, aby się w sobie zakochać — stwierdziła Millie pewnie. Nessa pokręciła głową, ale blondynka kontynuowała. — Bo wiesz, Nesso. Ja podejrzewam... Podejrzewam, że... Głupio o tym mówić, ale... Nie wydaje ci się dziwne, że taki chłopak jak Matt nie miał jeszcze dziewczyny?
Goldville wbiła w nią zdziwione spojrzenie. Czyżby Matt nigdy się nie zakochał? Ten Matt Milson, na którego widok wzdychały wianuszki dziewczyn, ten, który mógłby mieć każdą?
— Matt ma dopiero osiemnaście lat — zaczęła niepewnie szatynka. — Ja też nie miałam nigdy chłopaka i jakoś mi się do tego nie śpieszy — zapewniła ją.
— Ale on się nawet nigdy nie za-ko-chał — zaakcentowała blondynka. W jednym momencie jej głos się załamał, a ona odkaszlnęła kilka razy. Nessa w jednej chwili się spięła, gotowa do ewentualnego działania. — Spędzał czas z różnymi dziewczynami, ale widziałam, że to nie było to coś... Z tobą jest coś innego. On cię naprawdę lubi.
— Ale nie kocha. Wątpliwą sprawą jest również, czy w ogóle lubi.
— On lubi wyzwania. A ty jesteś wyzwaniem, Nesso.
Dziewczyna zamyśliła się. Ona i Matt? Nie. To nie mogłoby się udać. Zupełnie inne bajki, dwa różne światy. Zresztą, Nessa za dokładnie cztery dni miała opuścić mury Katedry. Przecież miała.
— Ale... Do czego zmierzasz?
Millie odetchnęła i wyparowała na jednym wdechu:
—ObawiamsiężeMattjestgejem.
Nessa nachyliła się w jej stronę, a później musiała mocno zacisnąć usta, aby się nie roześmiać.
— Matt? Gejem? — Dopytywała szatynka z rozbawieniem w głosie. — Nie znam go tak długo, jak ty, ale z mojego punktu widzenia, Matt jest w stu procentach hetero — zapewniła ją Nessa, w duchu śmiejąc się szczerze.
Millie pokręciła się niespokojnie na miejscu.
— Tak uważasz?
— Definitywnie.
Blondynka uśmiechnęła się, kręcąc delikatnie głową. Uniosła się powoli z miejsca, stając nad Goldville.
— Będę się już zbierać. Mam nadzieję, że Annie i Adelaida nie zauważą mojego zniknięcia, bo narobią szumu na całą Katedrę. — Uśmiechnęła się pokrzepiająco i odwróciła. Nessa wstała ze swojego miejsca, wygładzając czarną koszulkę. Millie przystanęła przy drzwiach i odwróciła się w stronę szatynki. — A, i dziękuję. Za wszystko.
— Nie ma za co — odparła swobodnie Nessa, posyłając jej blady uśmiech. Dziewczynka odwdzięczyła się tym samym i zatrzasnęła za sobą drzwi.
Goldville znowu została sama, a dziwne uczucie rozlało się po jej ciele.
xxx
JESTEM.
Witam was wszystkich w tym nowym rozdziale i jednocześnie przepraszam za opóźnienie, ale szkoła dosłownie mnie dobija. W tym rozdziale niewiele się dzieje, ale mam nadzieję, że zrekompensuję wam to kolejnym, bo akcja już będzie nabierała tempa.
Pozdrawiam i do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top