Mamy wiele do omówienia
Przez jakiś czas oboje stali jak osłupieni. Karteczka, którą jeszcze chwilę temu Raphael trzymał w dłoni, zamieniła się w drobny mak. Pyłek zawirował w powietrzu, a następnie osadził się na powierzchni ich butów.
— Co to dokładnie ma znaczyć? — zapytała zbita z tropu Nessa, marszcząc brwi. W duchu przeklęła Isabelle i jej zaszyfrowane tekściki.
— Nie wiem, ale chyba nie mamy zbyt wiele czasu — odpowiedział brunet, patrząc śmiertelnie poważnie na dziewczynę. — Wchodzisz w to?
Na chwilę się zawahała. Zrozumiała jednak, że jeśli chciała coś zdziałać, nie mogła siedzieć zamknięta w murach rezydencji Andrew.
— Więc, co robimy?
Wydawało się, że na twarzy Raphaela wykwitła ukrywana ulga. Rozejrzał się po pomieszczeniu, gorączkowo nad czymś myśląc.
— Nie wyjdziemy głównym wyjściem. Złapią nas szybciej, niż zdążymy się obejrzeć.
— Na korytarzach też roi się od ivill i Masek — zauważyła Nessa, przeczesując nerwowo włosy. — Jak mamy uciec z fortecy chronionej przez armię stworów?!
Pomiędzy nimi zapadło prawdziwe napięcie. Nagle boleśnie poczuli upływający czas. Zegar tykał, a oni nie mieli planu. Wydawało się, że właśnie tracili jedyną szansę na ucieczkę.
— Dach — rzucił nagle Raphael. Nessa spojrzała na bruneta, aby upewnić się, czy mówił poważnie. Kiedy z jego twarzy odczytała potwierdzenie w milczeniu kiwnęła głową.
Wiedziała, że było to szaleństwo. Jednak miała głęboką nadzieję, że Isabelle domyśli się, iż nie wyjdą po prostu głównymi drzwiami i zastosuje niekonwencjonalne środki.
Podeszli do okna. Było ono stare, dlatego Raphael musiał użyć siły, aby klamka drgnęła.
— Jeśli przez twój plan zginiemy, obiecuję ci, Creswell, że własnoręcznie cię zabiję — oznajmiła szatynka, patrząc w oczy wampira. Czuła, jak mocno kołatało jej serce, a żołądek zaciskał się. Strach trawił ją od środka, jednak wiedziała, co musi zrobić.
Pokój dziewczyny był na ostatnim piętrze, toteż wydawało się, iż mieli ułatwione zadanie. Nessa chwyciła się rynny, a następnie podciągnęła. Niezgrabnie przełożyła obie nogi, łapiąc się dachówki. Czuła, jak ześlizgiwały jej się ręce, jednak nie mogła skapitulować. Ostrożnie pięła się ku górze, wyczuwając za sobą obecność Raphaela. Między nimi panowało milczenie. Słychać było jedynie odgłosy z dołu, co tylko napawało ich dodatkowym strachem. Dotarli w końcu w okolice komina. Oboje mocno trzymali się dachówek, jednak Goldville czuła, jak z każdą chwilą dłonie ślizgały jej się coraz bardziej. Wiał nieprzyjemny wiatr, który świszczał jej w uszach. Spojrzała z powątpieniem na wampira.
— I co teraz? — zapytała najciszej, jak potrafiła.
Raphael przyłożył palec wskazujący do ust. Wytężył wzrok, jakby próbował z góry dostrzec pomoc. W jednej chwili rozległo się wołanie. Nessie stanęło serce, kiedy usłyszała, że ktoś wykrzykiwał jej imię. Tym kimś był Andrew. Czyżby dowiedział się o planie ich ucieczki?
Spojrzała z paniką na wampira. Wiedziała w jak beznadziejnej sytuacji się znaleźli. Cornwallis w życiu bym im tego nie darował. Skończyliby z urwanymi głowami, ewentualnie w akcie łaski spędziliby wieczność w lochach.
I nagle oboje to zobaczyli. Na niebie wykwitła mała plamka, która zbliżała się w ich stronę. Nessie wróciła nadzieja. Zestresowana próbowała rozszyfrować, czym był ów punkcik, z tyłu głowy mając nawoływania Andrew.
— To pterozaur — rzucił nagle Raphael, podrywając się do góry. — Musimy na niego wskoczyć. Inaczej już po nas.
— Chcesz mi powiedzieć, że dinozaury istnieją?! — odpowiedziała oszołomiona Nessa. Zrobiło jej się słabo.
— Później wyjaśnię.
W chwili kiedy popielaty stwór zbliżył się do nich, głos Andrew stał się wyraźniejszy. Musiał już dotrzeć do pokoju dziewczyny i odkryć jej nieobecność. Goldville słyszała, jak wołał Maski, aby przeszkodziły im w ucieczce.
Pterozaur zatoczył koło nad rezydencją. Na dole słychać było okrzyki szoku i przerażenia. Stwór był ogromny. Jego skrzydła falowały na niebie, tworząc sztuczny wiatr. Na jego grzbiecie zarzucone było duże siodło, na którymś ktoś siedział. Tym kimś okazał się Nicholas. Łowca, który należał do Brygady Sześciu razem z Raphaelem i Mattem.
Nessie serce podeszło do gardła. Chłopak tak pokierował pterozaurem, że ten usiadł na dachu, niedaleko ich.
— Na co czekacie?! Wskakujcie! — zawołał nerwowo łowca. Jego mina pozostawała zacięta, jednak swoją postawą zdradzał zdenerwowanie.
Raphael chwycił Goldville pod rękę. Użył swojej wampirzej szybkości i w mgnieniu oka doskoczyli do stwora. Wampir pomógł Nessie się usadowić, a następnie zajął miejsce tuż za nią. Nicholas dał jakiś niezrozumiany znak i pterozaur poderwał się do góry. Na początku chwiejnie rozpoczął lot, jednak zaraz go ustabilizował.
W ich stronę leciały różne zaklęcia. Wydawało się, że tylko cudem żadne ich jeszcze nie ugodziło. Nessa złapała się Nicholasa, odwracając głowę w tył. Patrzyła, jak zostawiali rezydencję za sobą. Wokół niej zebrały się tłumy Masek oraz ivill. Grupa czarodziejów raz po raz rzucała w nich zaklęciami. Dziewczyna mogła przysiąc, że dostrzegła tam samego Andrew.
— Nic nam nie zrobią. Jesteśmy chronieni zaklęciem — wyjaśnił Nicholas.
Nessa ostatni raz spojrzała na rezydencję, a następnie odwróciła się. Przywierała mocno do łowcy, jednak nie dbała o to. Czuła, jak szybko biło jej serce. Mimo że zdołali się uwolnić, nie mogła w pełni odsapnąć. Znajdowali się wiele metrów ponad ziemią. Lot pterozaura wydawał się stabilny, jednak wciąż napawał dziewczynę strachem. Starała się nie patrzeć w dół.
Wiatr świszczał im w uszach, kiedy lecieli nad Anglią. Minęło sporo czasu zanim Goldville się rozluźniła. W jednej chwili poczuła się wolna. Nie zważała nawet na zimno, tylko cieszyła się lotem. Pewności siebie dodawała jej również obecność Raphaela. Nie odzywał się ani słowem, ale czuła, że był tuż za nią. I chociaż wciąż nie wybaczyła mu biernej postawy przy śmierci Rachel, siedzieli w tym razem. A ona dobrze o tym wiedziała.
xxx
Nessa zeskoczyła z pterozaura, stając chwiejnie na wyboistej powierzchni. Znaleźli się na jakimś pustkowiu. W promieniu kilku kilometrów nie znajdowało się nic, oprócz pojedynczych drzew. Pod stopami gleba była wilgotna i nieco popękana. Dziewczyna zrobiła parę kroków w tył, kiedy jej but zaczął zatapiać się w brei.
— Co to za miejsce? — spytał Raphael, rozglądając się dookoła. Jego wzrok był czujny, jakby obawiał się ataku.
— Sam dokładnie nie wiem — odrzekł szczerze Nicholas, zeskakując z gada. Pogłaskał go po dziobie, na co ten wdzięcznie zaryczał. — Jakiś czas temu przeniosła nas tu jedna z naszych czarownic. Nikt dokładnie nie wie, gdzie jesteśmy na wypadek, gdyby Andrew złapał kogoś z naszych i chciał wyciągnąć miejsce naszego pobytu.
Creswell pokiwał powoli głową, jednak jego wzrok nadal pozostał czujny.
— To... gdzie są wszyscy? — wtrąciła Nessa.
Nicholas zawsze wydawał się dziewczynie zimny i oschły. Kiedy patrzyła na jego twarz, której rysy były ściągnięte w poważnym wyrazie, utwierdzała się w tym przekonaniu. Jednak wtedy się uśmiechnął. Wyglądał przy tym jak zwyczajny dwudziestoletni chłopak. No, może nie licząc rzędu noży i sztyletów, które miał upchnięte za pasem.
— Przyjrzyj się dokładniej.
Nessa zmarszczyła brwi, ale wykonała polecenie łowcy. Chwilę później przed jej oczami zmaterializowało się coś na wzór jaskini. Wielka skarpa górowała nad nimi, a w niej wyżłobiony był otwór. Dziewczyna odwróciła się i wymieniła znaczące spojrzenie z Creswellem.
— Marnie skończyliście — podsumował wampir, a w jego głosie pobrzmiewała kpina. W tamtym momencie Nessa rozpoznała w nim starego Raphaela.
— Możesz się przekonać — odparł ze spokojem Nicholas i ruszył przed siebie. Pozostała dwójka ostatni raz wymieniła spojrzenia i ruszyła za łowcą.
Jaskinia na pierwszy rzut oka wydawała się mała, jednak było to tylko złudzenie. Była ogromna i rozwidlała się na kilka pomieszczeń. Dziewczyna obstawiała, że to zasługa magii. Od progu można było dostrzec panoszące się osoby. Gdzieniegdzie na posadzce leżały śpiwory i pierzyny. Niesłyszalny na zewnątrz gwar i duchota buchnęły im w twarze. Nicholas pewnie ruszył do przodu, jednak Nessa i Raphael pozostali z tyłu. W jednym momencie poczuli się bardzo nieswojo, choć wampir starał się tego nie okazywać.
— Słuchajcie — rozpoczął Nicholas, a kilka par oczu zwróciło się w jego stronę — misja zakończyła się sukcesem. Udało nam się odbić Raphaela i pannę Goldville.
Obecni w pomieszczeniu wymienili między sobą spojrzenia. W jednym momencie zrobiło się zupełnie cicho. Niewiele osób skinęło w do nich bądź obdarzyło ich słabym uśmiechem. Nessa wyczuła napięcie, które z każdą chwilą robiło się coraz większe, aż Raphael postanowił to przerwać.
— Świetnie — rzucił sarkastycznie. Szatynka chciała go powstrzymać, ale zdenerwowanego Creswella nic nie mogło zatrzymać. — To my spędziliśmy miesiące w paszczy lwa, a wy witacie nas ciszą? Uważacie, że po wszystkim co tam przeszliśmy jesteśmy po jego stronie? Jesteście żałośni. Mamy informacje, które pomogłyby wam przybliżyć się do zwycięstwa. Ale skoro nie chcecie... — Chwycił niespodziewanie Nessę za rękę i zaczął prowadzić w stronę wyjścia. Dziewczyna szarpnęła się, patrząc wściekłym wzrokiem na wampira.
— Wystarczy — zagrzmiał nagle jakiś głos. Gdy Raphael go usłyszał, natychmiast zastygł w miejscu. Odwrócili się, patrząc, jak z jednego z korytarzy wyłania się postać Isabelle.
— Dzień dobry, Isabelle — rzucił poważnie wampir, ale wnikliwy słuchacz mógł wychwycić w jego tonie zaczepną nutę.
W pomieszczeniu panowała cisza. Wydawało się, że czas zwolnił, a temperatura spadła o kilka stopni. Nessa, Raphael i Isabelle stworzyli między sobą dziwną siatkę, mierząc się spojrzeniami.
— Nikt nie myśli, że jesteście po stronie Andrew — powiedziała nagle kobieta, podchodząc bliżej nich. Goldville wątpiła jednak w te słowa. Była pewna, iż plotka, że Creswell na początku szpiegował dla zbzikowanego czarodzieja rozniosła się. Społeczeństwo musiało również wiedzieć, że płynęła w niej krew ivill. Nie dziwiła się więc, że niektórzy poddawali wątpliwości ich lojalność wobec strażników. — Czekałam na was.
— Raphael? Nessa?! — Nagle z korytarza rozległ się kolejny głos. Dziewczynie zabiło mocniej serce. Nie była do końca pewna, ale kiedy ta osoba pojawiła się niedaleko nich, zrozumiała.
Teodor.
Ten wesoły wilkołak, który zawsze potrafił wywołać uśmiech na jej twarzy podczas posiłków. Który śmiał się i ironizował z Raphaela, i jako jedyny nie bał się, że urażony tyłek wampira utnie mu głowę. Teodor był takim promyczkiem w Brygadzie Sześciu, do której należał razem z Creswellem, Mattem... Laurą...
Nessa odepchnęła od siebie te myśli.
Mimo że nie spędziła za wiele czasu z wilkołakiem, czuła do niego sympatię. Tym bardziej teraz, kiedy trwała wojna. Każda znajoma twarz przynosiła jej namiastkę normalności i spokoju. Mogła wrócić myślami do czasów, kiedy w Świecie Iluzji nie było jeszcze tak gorąco. Kiedy myślała, że była bezpieczna.
Niewiele myśląc, wyrwała się z uścisku Raphaela, który wciąż ją trzymał i podbiegła do bruneta. Rzuciła mu się w ramiona, na co została szczelnie zamknięta w jego objęciach. Dopiero wtedy zrozumiała, jak bardzo tego potrzebowała. Od dłuższego czasu nikt jej nie przytulał.
— Witaj z powrotem, słońce — powiedział Teodor, odsuwając ją na długość rąk. Dziewczyna zareagowała nikłym uśmiechem.
— Mamy wiele do omówienia. — Z tyłu rozległ się głos Isabelle.
xxx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top