Cisza przed burzą

Nessa uchyliła drzwi na niewielką szerokość i spojrzała na długi, zaciemniony korytarz. Jej wystająca między framugą a drewnem głowa, obserwowała otoczenie. Dostrzegła, że na końcu korytarza rozmawiały dwie postaci, które prawdopodobnie miały obchód po budynku. Skinęły ku sobie i dziewczyna usłyszała szczęk broni.

Ivill.

Rozeszli się, ale jeden z nich spojrzał w stronę pokoju Goldville. Dziewczyna momentalnie przymknęła drzwi, opierając się z westchnięciem o drewno. Odczekała kilka sekund, po czym runęła na łóżko, spoglądając w sufit.

Wspomnienia sprzed zaledwie trzech dni, wciąż były żywe w jej głowie. Pamiętała szczęście Andrew, oniemiały tłum, Kathleen, tak łudząco podobną do niej samej. Pamiętała, jak ukochana czarodzieja przechwyciła Mroczną Księgę, odczytała jakieś zaklęcie, po czym splotła ręce z Andrew i razem sprowadzili zza grobu resztę ivill. Niewielka skarpa okazała się za mała, aby ich wszystkich pomieścić, dlatego sprzymierzeńcy czarownika, wraz z Nessą, zaczęli się wycofywać. Dziewczynę przeszedł dreszcz. Założyła ręce za głowę i ułożyła się wygodnie.

Od tamtego czasu nie miała jeszcze okazji porozmawiać z Kathleen. Nie chodziła na wspólne posiłki, była na to zbyt oszołomiona. Jedzenie przynosiła jej, jak dziewczyna mniemała, służąca Andrew. Fala flustracji co rusz zalewała ciało Nessy, gdy przypominała sobie, że tkwiła zamknięta w pokoju na poddaszu, kiedy Isabelle i reszta Świata Iluzji była w wielkim niebezpieczeństwie. Fuknęła zirytowana i w tym samym momencie usłyszała pukanie.

Zerwała się do siadu, widząc, jak Raphael przekracza próg. Odetchnęła i poczuła dziwną ulgę na widok wampira.

— Jak się czujesz? — zapytał bez zbędnych ogródek. Creswell jak zawsze prezentował się idealnie. Miał na sobie czyste jeansy, białą bluzkę i włosy postawione na żelu.

Tymczasem Nessa wyglądała, jakby została przeżuta przez krowę, a następnie przez nią zdeptana.

— Och, fenomenalnie — odparła ze sztucznym uśmiechem. Raphael w tym czasie zbliżył się do niej i usadowił w nogach łóżka. Długie nogi wyłożył przed siebie, a łokieć oparł o podparcie. Nessa starała się nie zwracać uwagi na ekstrawagancję tej sytuacji.

— Doprawdy? — Dziewczynie wydawało się, że jego kącik drgnął z rozbawienia. — A czemu służą twoje ciągłe ,,ja pierdolę" i ,,weźcie mnie zabicjcie"? Przygotowujesz się do głównej roli w dramacie?

Nessa zmarszczyła czoło, patrząc na niego podejrzliwie.

— Mam pokój obok ciebie. — Przewrócił oczami. — Słysząc cię, mam czasami ochotę wyłączyć słuch.

Goldville ze zgrozą przypomniała sobie wszystkie chwilie, gdy sądząc, że nikt jej nie słyszy, formowała pokaźną wiązankę przekleństw, rozmawiała z figurą kota, która stała na jednej z szafek czy ze zgorzkniałą miną podśpiewywała rosyjskie techno, śmiejąc się z bezradności.

Nie wiedziała, czy być zażenowana, czy współczuć Raphaelowi.

— Jak mam się czuć, kiedy każdej napotkanej osobie z tego budynku można byłoby zadać pytanie ,,gdzie jest najbliższa rekonstrukcja historyczna"? — zapytała, wyrzucając ręce ku górze. Raphael parsknął.

Jeśli Nessa miałaby opisać ivill jednym słowem, bez dwóch zdań odparłaby: ekstrawagancja. Kobiety nosiły edwardiańskie sukienki, najczęściej białe lub jasnoniebieskie, i czarne buty w stylu wiktoriańskim. Mężczyźni natomiast narzucone mieli płaszcze frakowe, sięgające prawie do kolan, pod nimi białe, eleganckie koszulki i materiałowe spodnie. Goldville często żartowała w duchu, że lepiej niż w roli wojowników, sprawdziliby się w roli kelnerów na luksusowym statku. Ich biodra opinał pas z bronią, z którą nie rostawali się ani na moment.

— Nie sądzisz, że zamiast ,,ivill", powinniśmy ich nazywać ,,evil"?
— rzucił z udawanym zamyśleniem.

Nessa parsknęła.

— Dobra, było miło, ale teraz mów, kim jesteś i co zrobiłeś z Raphaelem Creswellem?

Z twarzy wampira zszedł krzywy uśmiech, zastąpiony wyrazem obojętności. Jego błękitne oczy, które Nessa w duchu uważała za najpiękniejsze jakie widziała, ale się do tego nie przyznawała, pociemniały. Nagle atmosfera zrobiła się napięta, a temperatura w pokoju jakby spadła o kilka stopni.

Raphael westchnął, krzyżując nogi w kostkach.

— Nie mam zbyt dobrych wieści.

To wystarczyło. Coś ścisnęło ją za serce, ale dziewczyna pozostała niewzruszona. Podczas ostatnich miesięcy tyle się wydarzyło, że nic nie było w stanie jej już zaskoczyć.

— Dajesz. Gorzej być nie może.

— Andrew urządza bal.

Nessa prawie zachłysnęła się powietrzem. Wybauszyła oczy, patrząc na wampira z niedowierzaniem.

— Myliłam się. Może być gorzej.

Raphael popatrzył na nią swoimi przenikliwymi oczami i wzruszył ramionami.

— Ostrzegałem.

Goldville schowała twarz w dłoniach i mruknęła coś pod nosem. Następnie zaczęła się śmiać. Nie był to zwykły, beztroski śmiech, który rozładowuje emocje czy rozluźnia atmosferę. Był to śmiech szaleńca, osoby, która nie ma już nic do stracenia.

— Świetnie — powiedziała w końcu, spoglądając na twarz Raphaela. Wampir patrzył na dziewczynę ze skrytą naganą w oczach. — Co będzie następne? Cyrk?!

— Jeśli tak, nie będziemy musieli już sprowadzać małp. — Mrugnął do niej, a ona pokazała mu środkowego palca.

Oparła się o ramę łóżka, odchylając głowę. Na chwilę zapadła cisza. Nie była to ta krępująca cisza, kiedy każdy usilnie stara się coś wykombinować, aby ją przerwać. Było to przyjemne milczenie, które zdawało się im obojgu odpowiadać.

W końcu Nessa nie wytrzymała i uniosła głowę.

— Laura. — To jedno słowo zawisł nad nimi niczym miecz. Imię tej dziewczyny brzmiało jakoś obco w ustach Nessy, przez co Goldville nieznacznie się skrzywiła. — To ona otworzyła bramę, prawda?

Raphael tylko skinął głową.

— Miałem okazję z nią porozmawiać i cholera. Ona od samego początku udawała! — W jego głosie pobrzmiewała gorycz, wymieszana z pogardą. — Zgrywała wielką przyjaciółkę, a tak naprawdę spoufaliła się z Andrew. Udawała, że wierzy, że to Vincent jest tym złym i chce nas zgładzić. Udawała nawet wtedy, kiedy płakała na pogrzebie Milsona czy kiedy przysięgała wierność Isabelle i Katedrze. A najśmieszniejsze jest to, że nikt z nas jej nie przejrzał.

— Nie możesz być dla siebie zbyt surowy — odparła Nessa łagodnym tonem. Nie spodziewała się, że kiedykolwiek takie słowa padną z jej ust w kierunku Raphaela. Wampir spojrzał na nią, zwężając powieki, a dziewczyna przewróciła oczami. — Chodzi mi o to, że nikt się nie domyślił. Nawet Matt, choć Laura była jego dobrą przyjaciółką.

Brunet mruknął coś pod nosem. Oni wszyscy byli tacy naiwni.

— Będę się zbierał — oznajmił wampir, podnosząc się z miejsca. — Wolałbym, żeby nikt się nie dowiedział, że tu byłem. Jakbyś coś chciała, jestem w pokoju obok.

Nessa przytaknęła i odprowadziła go wzrokiem. Kiedy Creswell znalazł się przy drzwiach, odwrócił się i spojrzał na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Po czym nagle zatrzasnął drewno, zostawiając dziewczynę samą.

xxx

Nessa nie mogła zasnąć w nocy, dręczona koszmarami. Z krzykiem podniosła się do siadu, ścierając pot z czoła. Znów śniła o śmierci Matta, napadzie na Katedrę, a następnie o śmierci wszystkich, na których jej choć trochę zależało.

Zsunęła z siebie kołdrę i usiadła na skraju łóżka, dotykając stopami zimnej podłogi. Serce waliło jej jak młotem, wystukując nierównomierne bicie. Westchnęła, wtykając włosy za uszy. Rozglądnęła się po zaciemnionym pokoju i nagle poczuła się piekielnie osamotniona.

Niewiele myśląc, uniosła się z łóżka, dopadając do drzwi. Uchyliła je powoli, spoglądając na długi korytarz. Na jego końcu stał jeden z ivill, który trzymał wartę. Nikłe światło lamp oświetlało jego młodą twarz. W silnej dłoni trzymał broń, jednak jego fiołkowe oczy, które charakteryzowały ich rasę, pozostawały zamknięte.

Nessa dostrzegła w tym potencjał. Jednym susem przeskoczyła do pokoju obok, otwierając drzwi. Wpadła do sąsiedniego pokoju, dysząc cicho. Nadstawiła uszu, ale nie usłyszała żadnego dźwięku. Odetchnęła nieznacznie.

Rozglądnęła się po pokoju. Nocna lampka, stojąca na stoliku obok łóżka, była rozpalona. Słaby blask oświetlał twarz śpiącego Raphaela.

Dziewczyna podeszła bliżej. Wiedziała, iż wampiry nie potrzebują dużo snu i śpią tylko w ostateczności. Raphael musiał być naprawdę wycieńczony, skoro nawet nie usłyszał włamującej się do jego pokoju Nessy.

Goldville zatrzymała wzrok na jego twarzy. Tkwiące w nieładzie czarne włosy, równe brwi, prosty nos, symetryczne usta — dziewczyna musiałaby być głupia, żeby nie przyznać, że Creswell był nieziemsko przystojny. Coś ścisnęło ja w żołądku, ale to zignorowała.

Wskoczyła na łóżko, zajmując miejsce obok ściany. Na jej gwałtowny ruch Creswell otworzył oczy.

— Co do...

— Śpij — zarządziła, przykrywając się pierzyną. Usadowiła głowę na poduszce, spoglądając na jego twarz, którą zwrócił ku niej.

— Spróbujesz tylko ściągnąć ze mnie kołdrę — rzucił ostrym tonem, po czym zamknął oczy.

Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem.

Zasnęli spokojnie obok siebie, nieświadomi tego, co miało nastąpić.

xxx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top