Zima

Był grudniowy wieczór. Śniegu niebrakowało a do tego było strasznie zimno. Na ulicach niebyło nikogo. Nikogo oprócz wysokiego niebieskookiego chłopaka z bląd włosami postawionymi na żelu. Ubrany był w czarną kurtkę, ciemne jeansy i wysokie czarne buty. Chłopak ten wracał do domu. Nagle zauważył dwójke dzieci jedno malutkie o platynowych włosach i bordowych (niebieskich) oczach, miał on około dwóch może z trzech lat, siedział przytulony do drugiego, którego włosy były w odcieniu jasnego blądu a oczy fioletu. Był troszke większy raczej sześcio latek.

- Cześć. - Odazwał się a chłopcy spojrzeli na niego przerażonym wzrokiem.

- M-mama? - Zapytał cicho biało włosy

- co? Nie. Jestem Mathias. A wy?

- Jestem Lukas a to mój malutki brat Emil. - Odparł chłodno fiołkowooki

- Miło mi. Czekacie na kogoś?

- Na mame... - Wymarotał sennie Emil.

- To poczekamy razem! - Krzyknął wesoło niebieskooki.

Mineły około trzy godziny a kobieta się niepojawiła. Zrezygnowany Mathias dał dziecią swoją kurtkę i Lukasowi spinke w kształcie krzyża a sam poszedł do domu.

Następnego dnia dzieci również siedziały na tej szmacie. Przez kolejne dni również nie zmieniały lokalizacji. Chłopak był w szoku że jeszcze nie zamarzły. A za każdym razem dawał Lukasowi i Emilowi coś do jedzenia picia i okrycia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top