7. Lodowa tafla

Uderzam pięścią w lód.

Jak bym rozbił podstawę świata.

Ja to ten zimy chłód.

Ja to tej poezji kolejna dawka.

Chociaż dzisiaj kolor biały.

Dalej nie uzależniam.

Jej słowa tak grzały.

Myslalem, że się w tym ukorzeniam.

Miałem pisać szczęście.

Dzisiaj nie pytaj gdzie leży niedopisane.

Dzisiaj kropelki zbyt częste.

Sprawdzam, czy na twarzy mam rdzę.

Myślałem, że jestem sztucznym tworem.

A przecież wszystko sam stworzyłem.

Jestem tylko świata aktorem.

Tak się ze smutkiem zżyłem.

Dzisiaj to normalny u mnie stan.

A pytają się dlaczego.

Widzę tyle zmian.

Nie pochodzę ze świata waszego.

Pamiętam pustą przestrzeń.

Dzisiaj jakbym budował piramidę.

A byłem na liście skreśleń.

Dzisiaj zakładam rękawice.

Bo nie chcę świata dotykać.

Już wystarczająco się zepsuł.

Nie chcę się o trupa potykać.

Znowu ktoś powietrzem się struł.

Spokojnie, wszystko przysypane.

Zobaczysz tylko piękno śniegu.

Tyle zła jest ukrywane.

Nie utoniesz w uśmiechu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top