3. Anioły

Połóżmy się na śniegu.

Niech zostaną tylko po nas anioły.

Zwolnijmy się z biegu.

Gdzie nas te nogi zaniosły?

Skończyłem bez skrzydeł.

Rany na plecach dalej krwawią.

Zostawione ślady wśród wierszydeł.

Zastanawiam się, czy zostanę fraszką.

Czas znowu gdzieś uciekł.

To już nie do odzyskania strata.

Mój umysł znowu smutkowi uległ.

Rzeczywistość to już samotna chata.

Wszystko pokryte szronem.

Czuję chłód własnego serca.

Możesz mnie rozbić jednym ciosem.

Będę jak zerwana naklejka.

Zostanie po mnie tylko poezja.

To już chyba nieśmiertelność.

Gdzie podziała się ta energia?

Znowu masz moją nieobecność.

Nie mam ochoty wychodzić.

Dzisiaj to zwalę na mróz.

Jakby tłumy miały mnie zniewolić.

Tylko świat już dawno to gruz.

Tak ładnie poukładany.

Wokół już tylko długi.

Jest ucieczka w sny.

Czemu żywot taki krótki?

Weź się, zapytaj smutnych ludzi.

Tylko nie każ myśleć o śmierci.

Myśl o niej mnie brudzi.

To jak tlen miejski.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top