Rozdział 12 - Błysk w oku (część 1)
Octavia wyjrzała zza siedmiometrowego pomnika. Ani z przodu, ani z tyłu, ani nawet z boków nie było śladu goryla, który wcześniej zaatakował ją i Lincolna. Ryk dochodził z pewnej odległości, więc para dostrzegła szansę na uniknięcie kolejnego bliskiego spotkania z potworem lasów i jaskiń.
- Dobrze nam poszło. - wysapała zmęczona, przysiadając pod posągiem.
Oparłwszy plecy o marmur odetchnęła z ulgą, poprawiając włosy, które w trakcie sprintu, niezwiązane, drażniły jej jasną twarz.
- Jeśli musisz odpocząć, poczekaj. Ja pójdę po antidotum. - rzucił mężny wojownik, po raz drugi tego dnia pokazując swoją odwagę.
- Nie, nie zostawię cię samego. Rozdzielanie się o takiej porze nie jest najlepszym pomysłem. - odparła Blake, podnosząc się na równe nogi.
- Wobec tego pośpieszmy się. - nakazał odpowiedzialnie - Dla Clarke.
- Dla Clarke. - powtórzyła i poszła za mężczyzną swojego życia.
Pójdę za nim wszędzie, pomyślała i uśmiechnęła się do pleców Lincolna.
»»»°«««
Costia kom Trikru przestąpiła z nogi na nogę, powodując ledwo widoczny uśmieszek na twarzy Lexy z tego samego klanu drzew.
- Koniec przeciągania, bo zacznę myśleć, że jednak lubisz gry wstępne. - powiedziała władczo Komandor, siadając na dosyć komfortowym tronie.
- Lexa. - rudowłosa wsparła się o krzesło, na którym po chwili usiadła - Masz pewnie wiele pytań, a dziś mogę opowiedzieć ci o wszystkim. Zamierzasz skorzystać z tej szansy?
- Cóż za łaskawość. - parsknęła zielonooka, przeszywając byłą narzeczoną twardym spojrzeniem - Tak, chciałabym dowiedzieć się, jakim cudem żyjesz, skoro królowa Niyah zadbała o to, bym zobaczyła twoją głowę przy naszym...moim łóżku. - odchrząknęła nerwowo, bawiąc się prostym naszyjnikiem.
- To była głowa mojej siostry. - odparła równie zestresowana Costia. Nie bez przerwy obserwowała Lexę. Zamiennie wpatrywała się to w swoją byłą partnerkę, to w swoje stopy i w podłogę, na której leżał nieprzyjemny w dotyku dywan.
Heda była niezmiernie zaskoczona odpowiedzią, jakiej udzieliła kobieta o intensywnie złotych tęczówkach.
- Nie miałam pojęcia, że...
- Że mam siostrę, i to bliźniaczkę. Tak, wiem o tym, że nie wiedziałaś. Nikt nie wiedział, nikomu się nie chwaliłam. Pewnie zapytasz dlaczego? Otóż Mariah sprzeniewierzyła się i odwróciła do mnie plecami. Wielokrotnie usiłowała zamordować mnie oraz moją matkę, co z matką później jej się w końcu udało. Z tego powodu podsunęłam ją ludziom Lodu, aby nie musieć ginąć i uciekać. A przed jej śmiercią...odnalazła mnie. Czekała na dobry moment, aby się mnie pozbyć, pragnęła odsunąć nas od siebie, to znaczy ciebie i mnie, by potem móc zagarnąć swą nagrodę.
Komandor trzynastu klanów pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Po tym nie mogłam do ciebie wrócić. - opowiadała - Lexa, ścigali mnie ci z klanu Lodu, którzy jakoś odkryli, że przeżyłam. Byłabyś w niebezpieczeństwie, gdybym została. I ja również zostałabym narażona, a tego bałam się wręcz panicznie.
- Obroniłabym cię. - kwestionowała - Obroniłabym cię, Costio. Obiecałam ci na początku, że będę lojalna i będę dbać o twoje potrzeby. Tak bym zrobiła.
- Jestem tego świadoma, zresztą, wtedy również byłam tego pewna. Ale jak wspomniałam, rządził mną strach. Ogromne przerażenie jakby pływało w moich żyłach i zarażało każdą część ciała.
- A jak trafiłaś pod skrzydła Arhideona? - dopytywała skonfundowana Alexandria.
- Chowałam się tamtej nocy w gęstych leśnych krzewinach. - kontynuowała szczere wyznanie - Konkretnie na jednym z wyższych drzew, jak mnie uczyłaś.
Lexa poczuła nieopisaną dumę z tego, że jej nauki nie poszły...no cóż, poszły w las, lecz w innym, lepszym znaczeniu danego wyrażenia.
- Napadł na mnie człowiek w dziwnej szacie. - wykonała gest dłonią - Zatkał mi usta i zaciągnął w miejsce, które wyglądało niezwykle pięknie. Stamtąd niemal codziennie widywałam tęczę, która odbijała się w czysto niebieskim jeziorze. Tam Arhideon zdradził mi, że od lat nie stosuje zasady "jus drein, jus daun"* i żyje w spokoju i harmonii.
»»»°«««
Mieli dużo szczęścia, że znaleźli skórzaną torbę z pełną jej zawartością. Zadowolona Octavia napiła się wody, po czym podała butelkę ziemianinowi. Oboje czuli się wyczerpani, jednak wiedzieli, że czym prędzej muszą wracać do Miasta, gdzie czeka na nich otruta Clarke.
- Za cztery godziny nastanie zmierzch. - oświadczył Lincoln, uważnie przyglądając się nieboskłonowi.
- Możemy zabrać ze sobą jeszcze parę rzeczy, na pewno jest tu coś, co możemy uznać za przydatne. - rzuciła stanowczo, rozglądając się wokół.
- Masz rację. - pocałował ją krótko - Idę po większą ilość lekarstw, a ty idź do namiotu obok i zabierz parę noży poręcznych albo tasaków, jak wolisz.
- Tak jest, kapitanie! - zasalutowała, a Lincoln, choć nie znał znaczenia tego gestu, powtórzył go za dziewczyną.
· Trzy godziny później ·
Przeszli przez bramę, przechodząc także przez kontrolę wartowników. Ci pokiwali głowami z zadowoleniem, że ktoś naniósł do Miasta więcej znanej im broni.
Szybkim krokiem Octavia ruszyła ku budynkowi, w którym czekała na nich Abby Gryffin, matka jej przyjaciółki i przywódczyni setki Skaikru.
- Mamy to, o co prosiłaś! - zawołała, stając u progu pomieszczenia.
Abigail natychmiast odebrała jej szklaną buteleczkę z antidotum dla córki i niezważając na to, że zostawia zmieszanego Marcusa, pognała do Clarke. Ta z kolei siedziała bezczynnie na podłodze, próbując zgadnąć, co właśnie chwyciła w lewą dłoń. Znudzona dziewczyna przestraszyła się niespodziewanego hałasu, który rozległ się w tym samym pokoju. Było to trzaśnięcie drzwi o ścianę.
- Clarke, to ja, mama. - oznajmiła rozradowana - Mamy lekarstwo!
- Mama? - spytała - Naprawdę je masz?
- Potem podziękujemy Lincolnowi i Octavii. - odparła - Najpierw uchyl usta.
Wanheda pomyślała, że Abby prawdopodobnie ma w tej chwili niewiarygodnie błyszczące oczy, jak zwykle we wzruszających i dających nadzieję sytuacjach.
Blondynka zrobiła to, o co poprosiła ją starsza szatynka.
- Teraz czekamy.
- Czekamy.
-----------------------------
Tłumaczenie:
* Krew wymaga krwi/Krew za krew.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top