Rozdział 1
- Kim jesteś? - zapytał szybko chłopak, specjalnie ruszył się w stronę komody po jego lewej - tam trzymał swój scyzoryk - Skąd mnie znasz?
- Mam na imię Gellert Grindelwald i mam ci dużo do powiedzenia Harry - oznajmił powoli podnosząc ręce do góry - Zapewniam cię nie jestem tu, aby cię skrzywdzić.
- Nigdy nie słyszałem twego imienia, ale jesteś tu i traktujesz mnie jakbyś o mnie wiedział już długi czas, a na dodatek jesteś w moim mieszkaniu - powiedział sztywno, a jego zielone oczy zabłysły czymś niebezpiecznym.
- Proszę usiądź - poprosił go mężczyzna.
Harry niechętnie usiadł w fotelu naprzeciwko nieznajomego. Potarł swoje lewe ramię ze zdenerwowania nie odrywając wzroku od człowieka. Grindelwald był wysokim mężczyzną o jasnej cerze oraz niebieskich oczach, jego blond włosy były zaplecione w warkocz, który zwisał znad jego ramienia. Wyglądał on delikatne i przyjaźnie - jednak Harry wiedział, że wygląd to nie wszystko w ludziach. Można było popatrzeć na niego, Lissa kiedyś mu powiedziała, że wygląda niczym anioł, ale potrafi się zachowywać jak imprezowy demon.
- Muszę ci dużo opowiedzieć, ale najpierw mam do ciebie pytanie. Czy wiesz może coś o swoich rodzicach? - zaczął mężczyzna po krótkiej chwili ciszy, przy której obydwoje siebie oceniali
- Nie ma rodziców, nie żyją. Umarli w wypadku samochodowym - Wyjaśnił krótko i szybko.
- Twoi rodzice, Lily J. Potter née Evans oraz James Potter, członkowie Zakonu Feniksa oraz potężni magiczni ludzie.
- Magiczni ludzie? - Wtrącił się Harry - Magia nie istnieje - Prychnął oburzony.
- Istnieje, a twoja matka była czarownicą, a twój ojciec czarodziejem - Odparł ignorując niedowierzające spojrzenie chłopaka - A ty mój drogi jesteś jednym z nas.
- Masz na myśli, że też jestem czarodziejem?
- Tak.
- Udowodnij to - Potter rzucił nieznajomemu wyzwanie.
Patrzył jak wyciąga on ze swego płaszcza długi patyk przypominający różdżkę. Harry musiał się powstrzymać, aby nie wyrwać przedmiotu z ręki mężczyzny, coś go do tego ciągnęło.
- Lumos.
Na końcówce różdżki pojawiło się jasne białe światło - Harry nie wierzył własnym oczom.
- Możesz zapalić światło tym... czymś?
Nie dostał odpowiedzi tylko machnięcie różdżka, a lampa w salonie się zapaliła.
- Czy już mi wierzysz? - Zapytał mężczyzna, wyglądał jakby był zadowolony z reakcji chłopaka.
- Powiedzmy, że tak - Zaczął powoli Harry - Co to ma związek ze mną?
- Ponieważ została ci odebrana możliwość nauki magii, samemu chcę cię nauczać - Wyjaśnił powoli.
- Dlaczego nie mogłem się uczyć magii i niby z kim jak moi rodzice zmarli jak miałem rok?
- Szkoły magii istnieją. Jako członek rodziny Potterów byłeś zapisany do jednej - nazywa się Hogwart. Niestety w tamtych czasach Dyrektorem tej szkoły był tak zwany Albus Dumbledore, który nie chciał, abyś się dowiedział o magii.
- Dlaczego? - Zapytał gorzko.
- Tego nawet ja nie wiem. Ale nie bój się, mój drogi. Jestem tu, abyś mógł zacząć naukę i poznać nasz świat - Mruknął uspokajająco, a na jego twarzy wykwitnął delikatny uśmiech.
- Masz na myśli wasz świat?
- Nie, ten świat jest twój jak i mój.
- Wtedy poszedłbym do tej szkoły?
- Tak do Hogwartu, przejąłem tę szkołę i jestem dyrektorem - Wytłumaczył gdy zobaczył jak młody chłopak otwiera usta, aby coś powiedzieć.
- Nie jest już trochę zapóźno? - Zakwestionował nagle zmęczony.
- Na razie są wakacje, dlatego chciałbym cię zabrać jutro na zakupy, a potem od razu do zamku, abyś mógł się zaznajomić ze wszystkim. Jesteś wyjątkowym przypadkiem Harry, ale nie martw się wszystkiego można się nauczyć - Powiedział szybko Grindelwald podnosząc ręcę do góry i lekko wzruszając ramionami..
Potter westchnął i potarł nasadę nosa, jego życie nagle się wywróciło na sto osiemdziesiąt stopni i nie mógł zdecydować czy mu się to podobało, czy nie. Z jednej strony miał tutaj życie, pracę i przyjaciół. Z drugiej jego dotychczasowe życie było nudne i niespełniające jego oczekiwań. Wyglądało na to, że jego wybór był łatwy. Harry miał nadzieje, że nie będzie tego żałował.
- Dobrze, zgadzam się.
Twarz nieznajomego rozświetliła się niczym lampki na choince.
- Wspaniale! W takim razie jutro rano po ciebie przyjdę. Nie martw się o nic wszystko ci wyjaśnię!
- Er, dobrze. Do widzenia - Pożegnał się szybko i wyprowadził mężczyznę z apartamentu. Zakluczył drzwi i westchnął jeszcze raz. Pora na kolacje.
*******
Gdy rano wstał szybko wziął prysznic i umył włosy. Ponieważ nie dostał dokładnej godziny, o której mężczyzna miał się zjawić chciał szybko się przygotować. Długo stał nad swoją garderobą i myślał nad ubraniami, w jakich chciał się pokazać. Miał sprzeczne myśli, z jednej strony chciał zaimponować nieznajomemu, a z drugiej chciał pokazać, że nie może mu dyktować co ma robić. Potrząsnął głową nagle zażenowany - nie miał pięciu lat, po prostu ubierze się żeby mu było wygodnie.
Wybrał jasnozieloną bluzę z kapturem oraz czarne spodnie, szybko włożył swoje buty i ogarnął swoje włosy - oczywiście nie udało mu się to. Już dawno temu poddał się z układaniem swych włosów i pozwolił, aby naturalnie opadały na jego głowę.
Podskoczył lekko gdy usłyszał delikatne pukanie dochodzące za jego drzwi wejściowych. Odchrząknął nerwowo i poszedł otworzyć drzwi.
- Ah! Dzień dobry Harry, wspaniale wyglądasz! - Oznajmił mężczyzna, wpraszając się do środka.
Chłopak poczuł ciepło na policzkach na niespodziewany komplement. Pozwolił sobie popatrzeć na ubiór mężczyzny. Miał on na sobie długi kremowy płaszcz, białą koszulę i czarne spodnie - Wyglądał przystojnie i elegancko.
- Dzień dobry Panie Grindelwald - Odparł cicho.
- Nie jestem taki stary, proszę mów do mnie Gellert.
- D-dobrze - Harry przeklął swoje zająknięcie w myślach.
- Jeśli jesteś gotowy możemy ruszać. Nie powiedziałem ci wczoraj, ale udajemy się na Ulicę Pokątną - będziemy się tam aportować.
- Aportować? - Zapytał chłopak nie mając pojęcia co to znaczy.
- Z jednego miejsca przeniesiemy się w drugie. Jest to dość nieprzyjemne za pierwszym razem, ale nie martw się będę cię trzymał - Wytłumaczył i stanął ramię w ramię z Harrym - Złap mnie za ramię i nie puszczaj.
Potter zrobił jak mu instruowano, nie wiedział czego ma się spodziewać, ale jak nagle poczuł mocne szarpnięcie w okolicy pępka zrobiło mu się słabo. Zamknął oczy gdy świat zaczął mu wirować przed oczami, a gdy ziemia odsunęła mu się spod nóg mocnej zacisnął rękę na ramieniu Gellerta.
Tak jak szybko to się zaczęło tak i się szybko skończyło. Otworzył niepewnie oczy i od razu tego pożałował. Cały świat przekręcił mu się do góry nogami, przez co się lekko zachwiał.
- Już, już - Mruknął mężczyzna, stabilizując go i klepiąc po plecach.
- To było straszne - Wyjąkał Harry.
- Tak jak mówiłem aportacja jest nieprzyjemna - Gellert powoli objął go ramieniem w pasie i obrócił powoli - Witaj na Ulicy Pokątnej.
Harry został powitany z długą i szeroką ulicą i różnymi dziwnymi sklepami. Potrząsnął głową chcąc pozbyć się tego dziwnego przytłającego uczucia. Różni ludzie chodzili ubrani w dziwne szaty, a dzieci biegały razem z dziwnymi zwierzętami.
- Nasz pierwszy przestanek Bank Gringotta! - Powiedział wesoło i zaczął go prowadzić wzdłuż ulicy.
Harry zauważył, że mężczyzna nadal ma rękę wokół jego pasa, ale nie przeszkadzało mu to - nie chciał się zgubić w tym tłumie.
- Co to za Bank? - Zapytał chłopak nie mogąc powstrzymać swojej ciekawośći.
- Jedyny znany bank w świecie czarodziejskim. Pieczę nad nim sprawują Gobliny.
- Gobliny! - Wykrzyknął zaszokowany, sprawiając, że Gellert zachichotał.
- Tak Gobliny to jedne z najsprytniejszych istot magicznych. Potrafią oni też wytwarzać naprawdę dobrej jakości przedmioty, ale się za to cenią. To ten budnek - Wzkazał dłonią przed siebie - Jedyne co musisz zapamiętać o tym Banku to jego motto - Fortius Quo Fidelius oznacza to Siła poprzez lojalność.
- Czy macie taką samą walutę jak niemagiczni ludzie? - Zapytał gdy wchodzili do budynku.
- Widzę, że inteligencji ci nie brakuję. Nie, mamy inną walutę - Knuty, Sykle i Galeony. 21 knutów to jeden sykl, a 357 knutów czy też 17 sykli to jeden Galeon - Wytłumaczył krótko.
Harry tylko kiwnął głową i podążył za mężczyzną. Podeszli do jednego z Goblinów siedzącego za podstałem.
- Witam przyszliśmy, aby zabrać trochę pieniędzy z waluty Pana Pottera oraz prosiłbym o wykonanie na nim Testu dziedzicznego - Powiedział chłodno zaskakując chłopaka.
- Czy Pan Potter ma swój klucz - Odparł po chwili Goblin.
- Nie mamy go, niestety jego Magiczny Opiekun nigdy mu go nie przekazał.
- Dobrze w takim razie na początek zrobimy Test i zobaczymy czy to na pewno Pan Potter. Proszę tu zostać Panie Grindelwald takie rzeczy niestety muszą być załatwione prywatnie - Powiedział równie chłodno Goblin - Panie Potter proszę za mną.
Chłopak obrócił się w stronę Gellerta nie wiedząc co ma zrobić kiedy ten jednak kiwnął mu głową zrezygnowany podążył za Goblinem.
- Jakie jest twoje imię? oczywiście jeśli można wiedzieć - Zapytał Harry nie mogąc znieść niekomfortowej ciszy.
- Nietypowe pytanie, ale czuć od ciebie szacunek więc odpowiem. Moje imię to Ragnok.
- Miło mi cię poznać Ragnok - Powiedział uprzejmie.
- Ciebie też młody czarodzieju - Odparł Goblin - Proszę usiądź.
Byli w dużym gabinecie, usiadł przy biurku, na którym znajdowała się kamienna miska, a koło niej kilka kartek oraz piór i pojemnik atramentu.
- Wystarczy kropla krwi - Wytłumaczył podając mu mały srebrny nożyk.
Harry kiwnął sztywno głową i ukuł się w palec, pozwolił, aby jego krew spłynęła do kamiennej misy. Lekko zaskoczony patrzył jak pióro samo zaczyna pisać.
- Jesteś nowy w czarodziejskim świecie - łatwo to rozpoznać, nie mogłeś zidentyfikować pergaminów. Dlaczego tak późno? - Pytanie Goblina wytrąciło go lekko z równowagi.
- Dopiero wczoraj dowiedziałem się, że niby jestem czarodziejem - Odparł wzruszając ramionami - Nadal ciężko mi w to uwierzyć.
- To zrozumiałe - Mruknął Ragnok patrząc na wypisany już pergaminów - Proszę, obejrzyj sobie. Jeśli masz pytania, pytaj.
Harry pokiwał głową i wziął od Goblina pergamin.
Imię i nazwisko: Harry James Potter
Status: Pół-krwi
Wiek: 19 lat
Gatunek: czarodziej/Mors magister
Rodzice: James Charlus Potter, Lilly J Potter/Evans
Rodzice chrzestni: Syriusz Orion Black
Data urodzenia: 31 lipca 1980 r
Rodowód:
Ród Potter (według krwi)
Ród Peverell (krwią po stronie ojca)
Ród Gryffindor (krwią po stronie ojca)
Ród Evans (przez adopcję krwi)
Ród Slytherin (przez krew i transfer dusz)
Żyjący krewni:
Syriusz Black
Petunia Matilda Evans-Dursley (mugol)
Vernon Patrick Dursley (mugol)
Dudley Solar Dursley (mugol)
Tom Marvolo Riddle (kuzyn ze strony matki / półkrwi)
Zdolności:
Parsletongue (naturalna zdolność)
Parslemagic
Magii Krwi
Animag (naturalny)
Magia Bezróżdżkowa
Nekromanta
Magia inferis
Waluty:
Potter Waluty:
Krypta 687 - skarbiec powierniczy założony przez Jamesa i Lily Potter (1000000 galeonów, 50000 sykli, 75 knutów)
Skarbiec rodziny Krypty 78 (różne bronie, pamiątki rodzinne, księgi rodzinne, składniki mikstur na status, portret Jamesa i Lily Potter, 2000000 galeonów, 70000 sykli, 10000 knutów z odsetkami)
Black Waluty:
Krypta 711 (200 000 galeonów, 500 000 sykli, 100 000 knutów)
Peverell:
Skarbiec rodziny Vault 45 (książki o alchemii, magii runicznej, amuletach, transmutacji, zielarstwie, 500 000 galeonów, 200 000 sykli, 100 000 knutów)
Krypta 600 (30000000 galeonów, 20000 knutów, 40000 sykli)
Gryffindor:
Krypta 7 (100 000 galeonów, 500 sykli, 400 knutów)
Slytherin:
Krypta 9 (artefakty rodzinne, składniki mikstur, książki o parslemagii, wymarłe jaja węża, broń, 900 000 galeonów, 40 000 sykli, 20 000 knutów)
Gdy Harry skończył czytać był zaszokowany, nie znał się jeszcze za bardzo na tutejszych rzeczach, ale miał wrażenie, że tego wszystkiego było dużo. Ciekawiły go te łacińskie nazwy, ale, stwierdził, że będzie się tym martwić później.
- Dużo tego - Wykrztusił w końcu.
- Jesteś bogaty, twoi rodzice i krewni ci dużo zostawili - Zgodził się Goblin - Opłatę za test weźmiemy z twoich waluty czy tak może być?
- Dobrze, nie ma sprawy.
- Ach! Czy mogę zostawić ten pergamin dla siebie? - Zapytał szybko chłopak sciskając papier w rękach.
- Oczywiście, jeśli sobie tego życzysz, czy masz jeszcze jakieś pytania?
- Nie to wszystko - Odparł Harry, a w jego oczach zagościła ulga - Dziękuje.
- W takim razie proszę iść za mną, zaprowadzę Pana do jednej z walut.
********
Pół godziny później miał worek z pieniędzmi i szedł w stronę Gellerta.
- Przepraszam, że tak długo, ale nie spodziewałem się posiadać tyle majątku - Wytłumaczył szybko, nadal w lekkim szoku po krótkiej wycieczce do jednej z walut.
- Nawet się o to nie martw. Teraz czas, aby zakupić ci szaty - Oznajmił energicznie - Proszę za mną!
- Czyli nosicie szaty, znaczy się sukienki czy po prostu peleryny?
- Prawdę mówiąc to zalerzy od osoby, ja preferuje peleryny. Czarownica, która wszystko dla ciebie przygotuje jest najlepszą krawcową w całym Londynie, oczywiście jeśli ci coś nie będzie pasowało możesz zawsze poprosić o zmianę. Panna Malkin szyje własno ręcznie wszystkie szaty więc wszystko jest najwyższej jakości.
- Rozumiem - Odparł zamyślony chłopak - W takim razie zostanę przy pelerynach jak ty.
Gdy byli w sklepie Czarownica od razu go zapchała do przymierzalni, został wypytany o rodzaje ubrań, które chciał posiadać, przez co wszystko poszło sprawniej i po dziesięciu minutach wyszedł z kartką, żeby przyjść odebrać wszystko za godzinę.
- Co dalej? - Zapytał chłopak, przeciągając się.
- Myślałem albo o różdżce lub o zwierzęciu.
********
Harry szybko znalazł zwierzę, wypatrzył sobie czarnego kota o niebieskich oczach - najwyraźniej nie przepadał za ludźmi, ale chłopaka nie atakował.
Razem ze swoim nowym towarzyszem oraz Gellertem poszli do sklepu Pana Ollivandera - mężczyzna wytłumaczył mu, że jest on producentem wysokiej jakości różdżek. Jeden z najlepszych w tym fachu.
Harry był ciekawy, ale w tym samym czasie przestraszony starszego czarodzieja. Jego blade oczy wpatrywały się w niego z intensywnością orła polującego na mysz. Chłopak zdawał sobie, że zostaje oceniany, aby przydzielić mu jak najlepszą różdżkę, ale nadal było to dla niego niekomfortowe.
- Pomyślmy, co by panu najbardziej pasowało Panie Potter - Mruknął Ollivander obchodząc go z każdej strony.
Harry posłał Gellertowi zirytowane spojrzenie, nie spodziewał się, że ten człowiek będzie aż tak ekscentryczny.
- Może ta 11 cali, ostrokrzew, pióro feniksa, giętka?
Wziął do ręki patyk i nim machnął, wzdrygnął się, gdy wazon stojący na stole rozbił się.
- Nie to, nie to, a może 14 cali, wierzba, włos z ogona jednorożca?
Tym razem, gdy tylko dotknął różdżki sama podskoczyła i wydała mu z ręki.
Ollivander się tylko zaśmiał i zaczął szukać znowu czegoś innego.
- Aha! 10 cali, Czarny Bez, Włos z ogona Centaura, giętka.
Gdy tylko chłopak dotknął tej różdżki od razu poczuł nagły przypływ mocy, zrobiło mu się zimno i ciepło w tym samym czasie. Machnął powoli patykiem i patrzył jak wszystkie meble zaczynają się unosić.
- Jestem pod wrażeniem Pańskiej mocy, teraz widzę, że ta różdżka będzie dla Pana najlepsza - Powiedział Ollivander wesoło - Życie jest naprawdę zaskakujące.
*******
- Nie rozumiem czemu niby moja różdżka jest taka ciekawa - Powiedział do Gellerta gdy wyszli już ze sklepu.
- Czarny Bez nie jest używany często w różdżkach, a na dodatek połączony z Włosem Centaura to jest naprawdę niespotykane połączenie. Ale nie martw się mój drogi to wszystko w dobrym sensie. Teraz złap się mojego ramienia czas, abyś zobaczył swoją nową szkołę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top