02

Wczorajszego dnia pierwszy raz w swoim życiu po skończonych lekcjach udał się od razu do domu. Miał dosyć tamtego dnia. Dwa razy wpadła na niego jakaś wariatka, a na lekcjach wszyscy patrzyli na niego jak na k o s m i t ę. Był wtedy rozdarty. Z jednej strony chciał uciec z zajęć, a z drugiej liczył ciągle, aż nagle stanie się cud i znajdzie się osoba, z którą będzie mógł o czymś pogadać. Niestety, lecz tak się nie stało.
     Aktualnie odbywała się piąta godzina lekcyjna, a on ciągle zerkał na wyświetlacz telefonu w celu sprawdzenia godziny, wyczekując przy tym - upragnionego przez niego i nie tylko - dzwonka. Miał wielkie szczęście, że nauczycielka tego nie zauważyła. Gdyby tak było to już dawno jego telefon wylądowałby w szufladzie biurka, tak samo jak komórki innych uczniów.
     Na lekcjach matematyki zawsze żałował, że nie ma długich włosów – mógłby wtedy założyć słuchawki i słuchać muzyki, a żadna nauczycielka lub nauczyciel by się nie zorientowali. Ale nigdy ich nie zapuścił, bowiem nie odpowiadała mu wizja jego z długimi włosami. Nie było żadnych szans na to, aby je zapuścił. Uważał, że wyglądałby w nich jak Tarzan lub, co gorsza bezdomny. A dom on miał i nie miał zamiaru, aby ludzie przez jego wygląd myśleli inaczej.
     Ten przedmiot nie był jego najmocniejszą stroną, ale też nie był z niego najsłabszy. Byli gorsi od niego. Zdawał zawsze na dobre D, lecz kumplom mówił zawsze, że mu się nie powiodło. Nie chciał im pokazywać, że sobie w miarę nawet radzi w nauce. Bał się, że zaczną go przezywać od kujonów, z których wspólnie się śmiali.
     Choć coś tam umiał, ogarniał, to jak nauczycielka poprosiła go do tablicy, aby rozwiązał równanie – nawet nie ruszył się z miejsca. Patrzył na nią z pokerową miną, co jej się ani odrobinę nie spodobało. Nic w tym dziwnego, każdego by to wytrąciło z równowagi. Patrzyli sobie prosto w oczy czekając aż któreś z nich odpadnie z tej "gry". I tą osobą była pani Adams. 
- W tej chwili masz wstać i rozwiązać to zadanie!
Prychnął. Oczywiste było, że nie wykona tego polecenia. Rozciągnął się, udał, że ziewa i położył nogi na ławce, co jeszcze bardziej ją rozzłościło. Nauczycielka spojrzała na niego spojrzeniem pełnym nienawiści i chęci mordu, co go rozbawiło, ale nie wybuchł śmiechem - starał się utrzymać ten tzw. Poker Face.
     Całej zaistniałej sytuacji przyglądali się wszyscy uczniowie znajdujący się w tamtym momencie w sali, a w tym Lauren, która uwielbiała matematykę i nauczycielkę owego przedmiotu. Jako jedyna uczęszczała na zajęcia dodatkowe, ale jej to nie przeszkadzało z matematyczką miała dobry kontakt i mogła z wielu rzeczy się jej wyżalić. Można nawet rzec, że miała z nią lepszy kontakt niż z własną matką. Pierwszy raz widziała ją taką nerwową, więc była w lekkim szoku. Pani Carolaine była bowiem osobą dosyć pozytywnie nastawioną do życia i trudno było ją wytrącić z równowagi – najprawdopodniej Aidan jest pierwszą - i oby ostatnią - osobą, której to się udało.
     To, że postanowił uczęszczać na zajęcia nie oznacza przecież, że będzie brał w nich udział. Jedyne zajęcia, w których miał zamiar w pełni uczestniczyć to koło muzyczne. Są, co prawda pozalekcyjne, ale lepsze to niż nic. Odbywa się ono w piątki, więc zostało jeszcze kilka dni. Niestety. Nie miał pojęcia kto rownież na nie uczęszcza, ani nie wie jak liczna jest ta grupa, więc ciekawość go zżera od środka. Wiedział jedynie tyle, że prowadzi je ta sama osoba, co muzykę. Nie przeszkadzało mu na to, bo pani Martinez wywarła na nim dosyć pozytywne wrażenie - na szczęście.
     Nauczycielka widząc, że nic nie zdziała z tym uczniem dała już sobie z nim na dzisiaj spokój. N a d z i s i a j. Ale to nie znaczy, że na zawsze. Ona tego tak nie zostawi. Nie pozwoli, aby ktoś na jej lekcjach siedział bezczynnie. Nie interesowało ją, co dzieje się na innych przedmiotach. Jej przedmiot to jej i ma być tak jak ona uważa za słuszne.
- Dobrze, Lauren będziesz tak dobra i rozwiążesz je?
- Oczywiście. – brunetka uśmiechnęła się radośnie i pewnym krokiem pognała do tablicy.
Pani Adams wertowała wzrokiem poczynania dziewczyny, chociaż nie musiała, bo była pewna, iż zrobi je bezbłędnie. W końcu Lauren nie za uśmiech wygrywała większość olimpiad matematycznych, lecz za swoje umiejętności matematyczne, które małe nie były.
     Zadzwonił dzwonek oznajmiający koniec lekcji i początek długiej przerwy. Wszyscy uczniowie spakowali swoje książki i czym prędzej wyszli z sali. A raczej wybiegli. Chcieli być w kolejce po lunch jednymi z pierwszych, co było bardzo prawdopodobne, gdyż akurat ta sala lekcyjna znajdowała się najbliżej szkolnej stołówki.
     Lauren jednak nie skierowała się w tę samą stronę, co reszta. Po dzwonku odruchowo jej dłoń powędrowała po komórkę w celu sprawdzenia najświeższych wiadomości. Na wyświetlaczu od razu rzuciła się w jej oczy krótka wiadomość tekstowa od przyjaciółki.

"Nie idźmy dziś na stołówkę. Mam ochotę na jakiegoś fastfood'a. Może McDonald, co ty na to?"

Brunetka długo nie zastanawiała się, co zrobić. Nie bała się wyjść poza teren szkoły. Robiły to z Mią dosyć często. Nie tylko się najeść, szły nawet pochodzić po sklepach, które znajdują się najbliżej szkoły. Włączyła więc klawiaturę, aby po chwili wystukać odpowiedź do panny Knight.

"Co ja na to? Ja na to jak na lato! Już lecę do wyjścia."

Tak jak napisała w esemesie od razu "poleciała" w stronę wyjścia ze szkoły, gdzie czekała już na nią Mia.
Dziewczęta, gdy już były razem zmierzyły wspólnie w kierunku knajpy typu Fastfood. Nie musiały się martwić o to czy się wyrobią w czasie i zdążą na lekcje, bo na ich szczęście jest to całkiem blisko budynku szkolnego.
Szły w ciszy, gdyż Mia miała zły humor tego dnia, a Lara jako dobra przyjaciółka nie chciała wypytywać, co się stało. Wiedziała doskonale o tym, iż takie pytania drażnią blondynkę. Jak jest smutna lepiej nie pytać, jeśli ona ma zaufanie do danej osoby to w końcu powie, co się stało i obejdzie się bez zbędnych pytań.
     Po dotarciu do celu od razu podeszły do lady, aby zamówić swój lunch. Obie wybrały te same kanapki, a do tego zamiast tych gazowanych napoi typu Coca Cola czy Fanta - wybrały mrożone kawy. Trochę kalorii raz na jakiś czas nikomu nie zaszkodzi. Wzięły na wynos, bo miały zamiar jeść w drodze powrotnej do szkoły.
     Gdy wyszły z restauracji, Mia zaczęła nucić pod nosem pewien tekst piosenki. Wpadł on jej do głowy właśnie w tamtym momencie.

Nie uda ci się zniszczyć mnie, nie
Nie powstrzymasz mnie, nie
Twoje słowa mnie nie rażą, nie

- Jaki dałaś jej tytuł? - spytała zaciekawiona brunetka.
- Jeszcze tytułu nie ma, mam tylko ten fragment - odpowiedział - poczekaj zapiszę szybko dopóki pamiętam. - wyjęła ze swojego białego plecaka notatnik - który zakupiła ostatnio, gdyż poprzedni wypełniła już piosenkami - i wzięła się za szukanie długopisu, co był już trudniejszym zadaniem.
     Lauren widząc, iż jej przyjaciółka nie może dokopać się do długopisu lub ewentualnie ołówka, wyjęła swój z torebki i go jej dała. Nie było łatwo się nie zaśmiać w tamtej sytuacji z roztrzepania blondynki - praktycznie pewne jest, że go zostawiła na ławce w sali, gdzie miała ostatnio lekcje - przez co Larze wyszedł krzywy uśmiech.
- Dzięki, jesteś kochana - podziękowała przyjaciółce.
- Wiem o tym - odpowiedziała z wielkim uśmiechem na twarzy.
     W pewnym momencie blondynka przystanęła, głęboko nad czymś się zastanawiając. Chciała opowiedzieć coś przyjaciółce, ale nie była pewna czy ma to jakikolwiek sens. Nie chciała zamartwiać innych tym problemem. Nie lubiła tego robić. Zawsze starała się ze wszystkim radzić sama i całkiem dobrze dawała sobie radę. Tym razem było trochę. Ta sytuacja powtarzała się już wiele razy, a ona miała tego dosyć. Musiała się w tamtym momencie wygadać, aby jej ulżyło.
- Lara, muszę ci coś powiedzieć, bo nie wytrzymam - zaczęła - mówiłam ci już kiedyś, że pani Martinez nieustannie komentuje wszystkie moje prace w dość niefajny sposób, prawda? - brunetka jej przytaknęła - Dziś przeszła samą siebie. Zawsze mówiła mi te swoje uwagi prosto w oczy, ale dziś po prostu przeszła samą siebie! Mówiłam Ci jaki był temat ostatniego obrazu i Ci go pokazywałam. A wiesz co mi za niego postawiła? D, cholerne D! Spędziłam nad tym obrazem sporo czasu, bo nie chciałam znowu słuchać jej komentarzy. Tylko, że dziś nie tylko ja to słuchałam. Ośmieszyła mnie przed całą klasą. Wiem, że nie mam talentu plastycznego, ale to naprawdę miłe nie jest - w końcu powiedziała wszystko, co jej leżało na sercu. Ulżyło jej, zdecydowanie.
- Nie chcę Cię bardziej dołować, ale ta kobieta jest dla ciebie wredna raczej dlatego, że jesteś muzykiem - zaczęła - przecież ona muzyki, jak i muzyków nienawidzi - oznajmiła.
- To takie coś jest możliwe? - zamieszała  słomką w plastikowym kubku.
- Też jestem zdziwiona.
- Ciekawe czym jest to spowodowane... - zaciekawiła się tą sprawą. Z resztą nic dziwnego. Oczywiście nie każdy musi kochać muzykę nad życie, ale żeby jej nienawidzić? Muzyka towarzyszy przecież człowiekowi na każdym kroku. Muzyczna nienawiść utrudnia ludziom życie. Praktycznie większość osób, która jej nienawidzi chodzi całymi dnia naburmuszona i zmęczona.
- To ty nie wiesz?  - zdziwiła się - jej były partner był muzykiem a zerwał z nią, aby móc nagrać swój pierwszy album wraz z zespołem. Nie byli zbyt znani z tego, co mi wiadomo. - blondynka znów stanęła i spojrzała na przyjaciółkę jak na jakąś idiotkę, nie mogła uwierzyć w to, co właśnie słyszała
- Żartujesz, prawda? - nie dowierzała.
- Ani trochę, Mia.
- Nie mogę w to uwierzyć. Zszokowałaś mnie, dziewczyno. - miała ciagle szeroko otwarte oczy ze zdziwienia.
- Widzę właśnie, haha - zaśmiała się Lauren ze swojej przyjaciółki.

**

- Mamo! - wołał jedenastoletni chłopiec ze swojego pokoju.
     Jack jest przeziębionym młodszym bratem Mii. Dzisiejszego dnia nie poszedł do szkoły, gdyż miał gorączkę  a do tego dość nie mały kaszel. Ale on jakoś bardzo nad tym nie rozpaczał. Cały dzień leżał w łożku, grał w gry lub oglądał seriale, a mama mu przynosiła posiłki do pokoju, czego chcieć więcej?
- Tak? - wpadła jak najszybciej do pomieszczenia
- Zmierzyłem temperaturę i znowu mam gorączkę - skarżył się.
     Rano temperatura jego ciała wynosiła 38,4 stopnie Celsjusza. Na szczęście, po wzięciu tabletek obniżających ją, wszystko się unormowało.  Niestety, po sześciu godzinach gorączka wróciła.
- Ile było?
- 37, 9 stopni.
     Kobieta zmarszczyła brwi, jak to miała w zwyczaju, gdy się nad czymś zastanawiała.
- Zaraz przyniosę Ci tabletki  -powiedziała.
- I coś do picia, najlepiej Coca Colę - poprosił.
     Matka spojrzała na syna jak na kompletnego idiotę. To było oczywiste, że mu nie przyniesie tego napoju. Mogła mu przynieść jedynie herbatę albo przynajmniej ciepłe kakao, ale żadnych zimnych napoi w przeziębieniu. Co to, to nie.
- Chyba zacząłeś już majaczyć. - podkręciła głową z niedowierzania
- Czyli nie mam co liczyć na colę? - zasmucił się.
Spojrzała na niego ostatni raz, gdy była już przy drzwiach i podkręciła głową przecząco. Chłopiec tylko westchnął widząc jej odpowiedź.
     Nagle ktoś szybko wpadł do pomieszczenia. Od razu dziewczyna rzuciła się na młodszego brata łóżko i spytała Co tam, smarku? i rozczochrała go po włosach jak to zawsze robiła. Mimo częstych sprzeczek, oboje darzyli siebie wielką miłością i, gdy któreś z nich kłóciło się z mamą czy to z tatą to drugie stawało w swojej obronie.
- Siostra, grabisz sobie - zaczął - miałaś tak na mnie nie mówić. - pokazała mu język w odpowiedzi
- Oj nie przesadzaj, smarku - powiedziała z naciskiem na ostatnie słowo
- Mia!
- Oj dobra, już. To jak się czujesz? - spytała z troską. Martwiła się bardzo o brata. Może i nic mu takiego nie było to jednak się martwiła. W końcu to przecież jej młodszy brat. To oczywiste, że jej na nim zależy.
- Było dobrze, ale teraz gorączka mi wróciła - skarżył się.
     Do pokoju ponownie weszła ich mama. W jednej ręce miała lekarstwo dla Jacka a w drugiej trzymała szklankę z ostudzoną już herbatą, aby mógł spokojnie połknąć tabletkę bez zbędnego poparzenia podniebienia i języka.
- Masz, połykaj. - podała mu to, co trzymała w dłoniach. - Mia, mam do ciebie próbę - skierowała się do swojego starszego dziecka. - blondynka spojrzała na swoją matkę - Babcia jest również chora i na dwa tygodnie jedziemy do niej z tatą. Opiekunka do was będzie przychodzić ta, co zawsze. A chcę abyś ty tylko mnie albo ojca informowała, co się dzieję u was i uważała na siebie jak i brata.
Mia się tylko rozpogodziła. Myślała wręcz była pewna, że coś zrobiła i dostanie za to jakąś karę. Nie była wkurzona nawet na rodziców, że wynajęli im specjalnie "niańkę". Lubiła panią Emily. Była dla nich jak ciocia.
- Spokojna twoja głowa. Temu durniowi włos z głowy przy mnie nie spadnie - zapewniła matkę.
- Mia! - oburzył się młodszy, a ona po raz kolejny tego dnia, pokazała mu język.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top