Zgromadzenie Złoczyńców

Zalgo siedział w sali tronowej szklanego pałacu i patrzył na przenikające się warstwy szkła. Już dawno wydostał się z tego miejsca, ale lubił tu wracać i oddawać się myślom. Kiedy siedział tu za pierwszym razem myślał tylko o tym, że kiedy się z tąd wyrwie i zniszcy świat. A kiedy w końcu mu się udało...

Krótko mówiąc, świat się stoczył. Ludzie myślą tylko o pokoju, technologia rozwija się w zastraszającym tempie, medycyna się rozwija, a takie istoty jak on stały się tylko legendami miejskimi. Po prostu żenada, jaka byłby frajda z niszczenia takiego świata.

- Ech... poczekam na trzecią wojnę światową i wtedy zniszczę te planetę. Ale jeśli wcześniej auta zaczną latać to poczekam do czwartej, bo będę musiał wymyślić nowe scenariusze - powiedział patrząc na swoją świecę mroku.

Nagle w otaczającej go ciszy rozległego się pukanie w szkło. Zalgo podniósł wzrok, próbując przejrzeć kolejne warstwy szkła. Oczywiście nic z tego nie wyszło.

- Co do...? Kazałem dziś nie stawiać się strażnikom! - po jego wypowiedzi rozległego się kolejne pukanie - O żesz...! Idę! No idę!

Zalgo wstał ze swojego tronu i ruszył w stronę wejścia do szklanego pałacu, z którego dobiegało pukanie. Co jakiś czas dało się je znów słyszeć i za każdym razem demon stawał się coraz bardziej poirytowany, aż w końcu wypadł przed pałac i nie patrząc do kogo po prostu się wywarł.

- Czego?! - odezwało się sześć z jego siedmiu ust, a wtedy zdał on sobie sprawę, że przed nim stoi... przerażony listosz. Ludzki listonosz. Człowiek - Hę?

- C-c-czy P-p-pan Z-Z-Zalgo?

- Taaak... - odpowiedział demon zastanawiając się co tu się odpierdala. Skąd człowiek przed brami jego szklanego pałacu?

- M-m-mam l-l-list d-do P-p-pana - wyjakał znów listonosz ponosząc kopertę, trzęsącą się dłonią.

Zalgo podniósł jedną brew i zabrał mu kopertę, po czym otworzył ją paznokciem i wyjął list. Przystawił go do twarzy i zaczął czytać:

Drogi Panie Zalgo,
Chcemy poinformować, że w związku z Pana ostatnią aktywnością, został Pan zauważony i z tego powodu zapraszamy Pana na coroczne Zgromadzenie Złoczyńców, które odbywa się dnia 12 listopada w samym sercu piekieł, przestrzeni poza uniwersum, znanym bliżej jako...

- Polska? Zaraz, jakie niby Zgromadzenie Złoczyńców, czemu ja nic nie wiem? Ty, gadaj o co tu chodzi!!!

- A-ale ja nie wiem, ja tylko miałem dostarczyć list i chcę już do mamusi.

- To znikaj stąd, po co tu sterczysz?! - wykrzyknął demon i zesłał listonosza na ziemię - Skąd on się tu do cholery wzioł?! Ajajaj, dobra co tu pisze dalej?

...Polska. Start o godzinie 12.30. Proszę ubrać zwykły strój roboczy i wziąść to oto zaproszenie jako bilet wstępu. Życzę udanej zabawy, adres na odwrocie.

Mr. Evil

Zalgo odwrócił kartkę i odczytał adres.

- No dobra, raczej trafię. Przestrzeń poza uniwersum jest łatwa do znalezienia. Ale co to niby za impreza? Jaki znowu Mr. Evil? Hm... zaraz, która jest godzina w tej całej Polsce? - zapytał siebie Zalgo.

Jego spojrzenie powędrowało na zegary przedstawiające godzinę w każdym miejscu na ziemi, zawieszone na jednej ze ścian (pomysł jego córki).

- W końcu się to do czegoś przyda. No dobra, zobaczmy, to będzie... 6.16?! Przecież zostało mni mniej niż połowę czasu. Trzeba było zabić tego listonosza, zlecę to później komuś, muszę się wyszykować. Zaraz, miał być strój roboczy? Walić to, czy ja mam tu gdzieś jeszcze szczoteczkę? - zapytał siebie i ruszył na poszukiwania.

*time skip*
12.45

Zalgo stał przed budynkiem na który wskazywał adres, ale w tym momencie sprawdzał go raz jeszcze, ponieważ przed nim znajdował się...

- Burdel - stwierdził Zalgo patrząc na budynek, po czym po raz piąty porównał adresy.

- Ech, to chyba tu - stwierdził i ruszył w stronę bramkarza - Ej, łysa pało, mam zaproszenie na jakąś imprezę w tym miejscu - powiedział stając przed bramkarzem i machając mu zaproszeniem przed twarzą.

Ten tylko złapał jego rękę, przeczytał zaproszenie i ustąpił mu wejścia.

- No, przynajmniej jakiś poziom kultury tu obowiązuje - stwierdził demon wchodząc do budynku i kierując się schodami w dół.

Kiedy stanął u dole schodów jego oczom ukazał się transparent "Zgromadzenie Złoczyńców" i cała masa dziwnych postaci chodzących w te i we wte, siedzących przy stolikach, obserwujących tancerki na rurze i popijających drinki przy barze.

Demon rorzejrzał się zmieszany i ruszył w głębię pomieszczenia. Próbował iść na luzie, ale cały czas rozglądał się na prawo i lewo obserwując cudaczne postacie wokół siebie.

Dla przykładu przy jednym stoliku siedzieli Pantera Śnieżna w jasnofioletowych spodniach, Paw Indyjski w białej szacie i napakowany Jak Zwyczjany w chełmie i brązowej opasce z dwoma jadeitowymi ostrzami przy pasie.

Gdzieś indziej stał jakiś typ w samurajskiej, srebrnej zbroi z jakimiś stalowymi szponami przy dłoniach. Obok niego stał jakiś łysy, czarnoskóry... hycel? What the fuck?

- Zalgo? Hej, Zalgo stary byku, co u Ciebie? - do uszu demona doszedł znany mu głos i spojrzał on w stronę jego źródła.

Tam w jednym z boksów przy stoliku siedział samotnie czarny stwór z zielonymi ustami, wystającymi kłami i ognistą brodą oraz brwiami.

- No ja nie wierzę, Aku?! Ty tutaj?! - wykrzyknał Zalgo podchodząc do drugiego demona. Obaj podali sobie ręce i Zalgo się dosiadł sie do niego.

- No pewnie, co roku tu jestem na zjeździe. A ty? Czemu Cię do tej pory nie widziałem?

- Stary dostałem pierwsze zaproszenie sześć godzin temu, rozumiesz?

- Co?! Dopiero? W sumie to ma sens, słyszałem, że niedawno dopiero się ze swojego pałacu wydostałeś. No i jak, twój świat jest na skraju destrukcji?

- Powiem ci szczerze, nawet się za to nie brałem. Świat się stoczył, czekam aż znów zaczną się konflikty.

- Żebyś się nie przeczekał, bo atomówki zrobią sprawę za Ciebie.

- Atomówki?! - rozległ się gniewny głos z boksu obok. Oba demony podniosły głowy i zajrzały nad ścianką, a tam patrzyła na nich gniewie zielona małpa w stroju - Gdzie są te Atomówki?! Ja Mojo Jojo, daje słowo, tutaj, przed wszystkimi tu zebranymi, że ja, Mojo Jojo prędzej czy później, ale na pewno zniszczę Atomówki, albowie ja jestem Mojo Jojo!!! - po wypowiedzi zielonej małpy w całym pomieszczeniu rozległy się brawa i życzenia powodzenia.

- Życzę szczęścia Mojo - powiedział Aku i oba demony wróciły do rozmowy - Więc jak mówiłem, lepiej się pośpiesz, zanim ludzie sami się zniszczą. A co teraz robisz w takim wypadku?

- Rozważe to, a odpowiadając na twoje pytanie, ostatnio sobie nieco z ludźmi baraszkuje, wiesz, córki mam dwie.

- Stary nie gadaj?! Ale radzę ci, uważaj na nie. Skumaj moją historię, doczekałem się gromady córek, jaki ja byłem dumny. Szkoliłem je na perfekcyjne zabójczynie. Mówię ci, pięknie sobie radziły. Aż tu ten samuraj, wzioł zabił wszystkie oprócz jednej. I co najgorsza, ta jedna, zdradziła mnie dla niego, chociaż wcześniej widziała jak zabija jej siostry. No i pomogła mu wrócić do jego czasów i razem mnie tam zabili. Koniec końców, sama przez to znikła, bo nie miał jej kto być ojcem, ale i tak, cios w plecy.

- Czekaj... jak to Cię zabili? Przecież jesteś tu?

- Stary, to jest poza uniwersum. Tutaj nie ma takich zasad jak normalnie. Na przykład, nie możemy nikomu powiedzieć, czegoś, czego on jeszcze nie może wiedzieć w swoim uniwersum.

- Co?

- Pokaże ci. O patrz na tamtego - Aku wskazał faceta w fioletowy garniturze i szarej masce - Hej, Panie Motylu! - facet odwrócił się w ich stronę i wskazał na niego laską.

- Jestem Władca Ciem, a nie Pan Motyl!

- Ta, jasne. Słuchaj, tamten dzieciak z którym cały czas walczysz, Czarny Kot, to twój syn - powiedział Aku, a Władca Ciem patrzył na niego jakby go nie rozumiał.

- Że kto?

- Czarny Kot.

- Co z nim? Kim on jest?!

- To twój syn!

- ...Kto?

- Dobra, nieważne - powiedział Aku, machając na niego ręką i znów zwrócił się do Aku - Widzisz, żadnych spojlerów.

- Aha - powiedział Zalgo roglądając się wokół - A tak właściwie, to co to za typy? Nikogo tu nie kojarzę.

- Bo tu każdy z innego uniwersum. O spójrz tam, widzisz tamtych typów? - Aku wskazał na stolik, gdzie siedzieli bladobiały typ bez nosa w czarnej szacie i jakiś wielki, fioletowy osiłek - Słuchaj uważnie, ten fioletowy wymazał połowę wszechświata, rozumiesz, połowe istnienia zniszczył. I zginął dwa razy. Nawet nie pytaj. A ten biały, to czarodziej terrorysta, zabił wiele osób, zginął próbując zabić bobasa, odrodził się, zaatakował szkołę i znowu go zabili.

Zalgo patrzał na niego z otwartymi paszczami, jakby uznał go za świra, a wtedy podeszła do nich kelnerka.

- Zapłacili mi za waszą obsługę, czy mogę coś podać? - zapytała rzując gumę.

- A weź dwa kufle czegoś mocniejszego przynieś - powiedział Aku, odsyłając ją ruchem dłoni.

- To jest jakieś popieprzone.

- Ta wiem.

Wtedy niedaleko ich stolika zatrzymali się samuraj i hycel.

- Chyba nie rozumiesz. Moim problemem są cztery, zmutowane żółwi ninja, nie miałbyś jak mi pomóc.

- To ty nie rozumiesz Shredder. To są cztery pingwiny komandosi. Jeden z nich potrafi rzygać bazookami!!!

- Ale nie są zmutowane. A żółwie mają rozmiar ludzi!

- Wielkie mi co, złapałbym je bez trudu.

Nagle do tych dwóch podszedł jakiś garbary aptekaż z kępką brązowych włosów.

- Moi drodzy to to jeszcze nic. Ja mierze się z tajnym agentem, PP Panem Dziobakiem! - powiedział aptekaż w kitlu.

- Eee... dziobak? - zapytał go hycel.

- Przecież one są raczej niegroźne - odrzekł samuraj-ninja.

- O nie, nie, nie, to dobrze wyszkolony agent. Chodźmy do wolnego stolika, opowiem wam wszystko.

I odeszli.

- Jakim cudem wypuścili tu aptekarza? - zapytał Aku.

- Hains? Hehehe, to ciamajda, ale ludzie go lubią, więc jest tu co roku. Szkoda gadać.

Wtedy podeszła kelnerka i podała im kubki w kształcie czaszek z jakimś trunkiem.

- Wasze zdrowie - powiedziała i już chciała odejść, ale gdzieś nisko rozległ się złowrogi głos i wszyscy spojrzeli na ziemię. Stał tam mały zielony cuś z jednym, żółtym okiem, czerwoną soczewka, czułkami i wskazywał niby-nóżką na kelnerkę.

- Słuchaj żałosna ludzka przedstawicielko, skoro masz nas obsługiwać, rządam, powtarzam rządam, żebyś natychmiast dostarczyła mi tu kraboburgera, bo inaczej... - nie dokończył do doznał bliższego spotkania z butem kelnerki.

- Ech, jakieś robactwo się tu złazi. Idę po jakieś spray - powiedziała i odeszła z owym robactwem przyklejonym do podeszwy buta. Ten chyba nadal żył.

- Co to było? - zapytał Zalgo oglądając się na podeszwę buta kelnerki.

- Tak wygląda większość kucharzy, kiedy Gordon Ramsay zdecyduje nie pomagać im przy restauracji, zignoruj.

-  Aha. Mówisz, masz tu znajomości?

- No pewnie, lubię poznawać nowe złe twarze. O kurwa, patrz tylko, Harley Queen tańczy na rurze! - krzyknął demon i zaczął gwizdać.

Zalgo spojrzał w te samą stronę i zobaczył blondwłosą dziewczynę w stroju arlekina, która tańczyła na róże. Obok jej sceny stał jakiś klaun z czerwonymi ustami i zielonymi włosami. Chyba byli razem, bo mają podobny makijaż.

- Nieźle wywija tym co jej mama w genach dała.

- Oj tak, całkiem nieźle - powiedział Aku zacierając ręce.

Zalgo tym czasem wzioł łyka z czaszko-kufla i się skrzywił.

- Łe, to jest ciepłe. Czemu lodu nie dali?

- Pan pytał o lód? - nagle do ich stolika podszedł jakiś staruch w koronie na głowie, niebieskiej szaci i dużej brodzie.

- Ta, a co, masz pożyczyć?

- Ja? No oczywiście! - wykrzyknał i wyciągnął ręce w stronę kufla, a z nich wystrzeliły lodowe promienie, które zderzyły się nad kuflem i zmieniły w kostki lody, które wpadły do drinka - Życzę smacznego - powiedział i odfrunął na swojej brodzie.

- What the Fuck?!

- Ta, tu są strasznie dziwne typy. Co nie tuliś? - powiedział Aku, kierując swoje pytanie do... różowego, pluszowego misia o lasce, który szedł niedaleko ich.

- Banda dziwaków i tyle - zbył go miś i poszedł w swoją stronę.

- To był miś? - zapytał Zalgo - Okej, wymiękam, niech mi się teraz piekło otworzy.

I jakby w odpowiedzi na jego słowa na środku pomieszczenia otworzyła się szcselina z której buchnął ogień, a z ognia tego wyszedł facet w białym garniturze, czerwonym krawacie i czarnych włosach z których wystawały czerwona rogi. Miał on też diabelski, czarny ogon. Facet obejrzał pomieszczenie i ruszył w stronę baru.

- O w mordę, czy to jest...?

- Lucyfer we własnej osobie. Zapraszany co roku jako honorowym gość. Ta, lubi głośne wejścia.

- Jest tu jeszcze ktoś, o kim powinien wiedzieć?

- Hm... jest Davy Jones, Syndrom, Imperator Palpatin... - wyliczał Aku, a obok ich stolika przechodził dzieciak w białej bluzie z kapturem i białą, spaloną twarzą. Przez jego widok Zalgo się prawie zakrztusił napojem.

- Jeff?! - wykrzyknał zdziwiony demon, a Killer odwrócił się w jego stronę.

- Zalgo? Ciebie nie zapraszali zwykle. I w sumie dobrze było - powiedział i odszedł, a Zalgo wyciągnął głowę z boksu i spojrzał za nim.

Zobaczył jak Jeff, z niechęcią podchodzi do wyskokiego typa (Zaraz, Slender?!) i wskazuje jego boks. Beztwarzowiec spojrzał w stronę Zalgo, po czym kiwnął głową, odwrócił się i odszedł.

Za to do ich boksu podszedł jakiś typ w stalowej zbroi w masce, która była w połowie pomarańczowa, w połowie czarna.

- Siema Slade, co jest? - zapytał Aku.

- Zaraz pora zmnieć miejscówkę.

- Co? Czemu? - zapytał Zalgo.

- Co roku ktoś na nas kabluje, nie ważne, gdzie byśmy nie byli i musimy się przenosić.

- Kabluje?! Kto?

- Nie wiemy, ktoś z zewnątrz. Okej Slade, ile mamy cza...

- W11, otwierać drzwi!!! - dalo się słyszeć głosy i nagle z każdego miejsca zaczeli wybiegać gliniarze, złoczyńcy zaczeli wiać, część kogoś zabijała, a na ekranach uruchomiło się Poku no Pico.
Wybuchł chaos.

***

Tymczasem gdzieś daleko pewna wiedźma i powiązana z nią kreatorka światów oglądały zajście w kryształowej kuli. Dotykały jej, co powodowała zapalnie śmietników, wybuch i inne dziwne rzeczy.

- Uwielbiam nasze urodziny - powiedziała LadyMacabresca.

- Ja też - odparła jej Tina, magią podpalając gacie ubiegającego Zalgo - Zawsze możemy ich wtedy pognębić.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top