Spotkanie

Godziny mijały, a jej policzki nie przerwaly być mokre. Płakała, płakała jak nigdy dotąd.
Jej własne uczucia ją raniły, i nic na to nie mogła poradzić. Straciła jedyną przyjaciółkę przez jej własne uczucia, które nią zawładnęły. Nie umiała, musiała to powiedzieć.
Te dwa słowa, które zmieniły wszystko.

W końcu zasnęła. Oparta głową o ścianę, z telefonem w ręku. Musiała się wyspać, jutro czeka ją nowy dzień w szkole.

Nie chciała tego. Nie chciała się tak czuć, jak ostatnie gówno, ale tak się czuła. Nic na to nie umiała poradzić, miała wyrzuty sumienia, że w ogóle wpadła na taki pomysł.
Co jej strzeliło do głowy?

Może to miłość zawładnęła jej serce. Jej uczucia stawały się coraz to mocniejsze.
A teraz jest w rozpaczy. Serce zawładnął mrok, a uczucia zniknęły.
Boi się. Jest przerażona, własnymi uczuciami, które gromadzą sie.
Są one jak wielki misiek, który zajmuje jej polowe pokoju. Przez nie ciasno sie zrobiło, i nadal sie robi. Nie ma miejsca na nic innego, nowego.

Dźwięk budzika to jedyna znienawidzona rzecz, która towarzysz nam każdego dnia.
- Właśnie wybiła siódma, trzeba iść do szkoły... - powiedziała zaspanym głosem, wyciągając rękę spod kołdry. Wzięła budzik do ręki, i rzuciła go w kąt pokoju. Nie chciało jej sie na tyle wysilać, by wyłączyć urządzenie. - Rany, dlaczego nie mogę zostać w domu? - stęknęła, przecierając oczy.

- Bo masz dziś szkole, i nie możesz sie spóźnić - przypomniała starsza kobieta, wchodząc do pokoju. - Pośpiesz sie.

- Dobrze, zaraz - odparła, szykując się do wstania. - Na którą masz do pracy?

- Na ósmą, ale nie podwiozę cię - na te słowa dziewczyna stęknęła jeszcze głośniej. Jazda samochodem do szkoły zajmowała jej około dziesięciu minut, a piechotą dwadzieścia.

Kiedy kobieta wyszła z pokoju, nastolatka podniosła się do siadu, i rozejrzala się po pokoju. Na szafce nadal była piękna czerwona róża, której jeden płatek już opadł.
Ale ona wciąż zachowywała swój wygląd, swój kolor oraz urok. Nie przestawała zachwycać, ani nie straciła swojej barwy.

Podniosła się z łóżka, ziewając przeciągle, podnosząc ręce do góry. Było zdecydowanie za wcześnie na naukę, ale za późno na spanie. Podeszła do szafy z ubraniami, po czym włożyła na siebie czarną bluzę oraz legginsy. Wzięła plecak do ręki, i pospiesznym krokiem ruszyła w strone kuchni. Chwyciła za jabłko, mieszczące się w głębokiej misce, i szybkim krokiem ruszyła w stronę drzwi.

- Wychodzę! - krzyknęła, zamykając drzwi, i poprawiając sobie plecak na ramieniu.

Miała jakieś dwadzieścia minut piechotą, a było w pół do ósmej. Szybkim krokiem ruszyła w stronę szkoły przez zaśnieżoną ulice. Kilka razy poślizgnęła się, ale na szczęście nie wywróciła.
Tego samego nie można było powiedzieć o innych ludziach, idących w tę samą stronę.

Otwierając wrota do piekła, zwanego szkołą, poczuła zimny powiew wiatru za sobą. Wzdrygnęła się, po chwili kierując się w stronę szatni. Szkoła jak na jej okolice - był naprawdę ogromny. Mieszczący się nieopodal rzeki, z którego można było podziwiać prawdziwą naturę, miała swój urok. Niestety większość nauczycieli zabraniała wychodzę na dwór na przerwie, i podchodzenia do rzeki. Niektórzy się słuchali, i nie wychodzili, a inny w tym Ivy postanowiła zrobić wyjątek. Dlaczego niby miała siedzieć ponad dwadzieścia minut w czterech ścianach, i wysłuchiwać jazgotu pochodzącego z korytarza?

Usiadła na lawce, mieszczącej sie pośrodku dwóch ogromnych kolumb z szafkami. Opuściła plecak na podłodze, i sięgnęła do szafki. Otworzyła ją, i wyjęła z niej buty. Po przebraniu się, wstała, chwycila za plecak, i wolnym krokiem wyszła z szatni. Z tego co zauważyła - jej przyjaciółki nie było dziś w szkole. Może to i nawet lepiej, przynajmniej nie musiała widzieć jej twarzy, wyrażający obojętność. Teraz stała się dla niej nikim. Kolejnym uczniem chodzącym do tej samej szkoły, i mijający ją w tłumie.

Po korytarzu panowała pustka. Nikogo nie było, a co dziwniejsze nauczyciele nie wychodzi z klas. Czy to możliwe, że dzwonek już zadzwonił, i każdy rozszedł się do swojej klasy?
Możliwe. Czy jeśli się nie pospieszy, będzie musiała dłużej zostać w szkole?
Oczywiście.

Szybkim krokiem ruszyła w stronę klasy, która znajdowała się na drugim pietrze. Poprawiła szybko plecak, który spadał jej z ramienia, po chwili znajdując się przy schodach. Ciężko dysząc, zatrzymała się przed nimi, i spojrzała przed siebie. Miała do pokonania schody, a klasa znajdowała się kilka kroków od nich. Nie tracąc czasu, wzięła głęboki wdech, po chwili wspinając się po schodach na górę.

Kiedy była już na górze, nawet nie patrzyła przed siebie. Liczył się czas, który jej się dłużył. Nie chciała zostać tutaj dłużej, niż to możliwe. Zanim się spostrzegła, poczuła, że na kogoś wpada. Zderzyła się twarzą w twarz, upadając przy tym lekko do tylu.

- Przepraszam... - powiedziała, trzymając się za głowę. Niepewnie spojrzała w stronę osoby, z która się zderzyła. - Nie zauważyłam cię.

Przed jej oczami stał blond chłopak, w podobnym wieku co ona. Miał błękitne tęczówki, w które można było się wpatrywać godzinami.

- Ja również przepraszam - odparł, wyciągając rękę w jej stronę. - Nico jestem, a ty?

- Ivy, miło mi - chwyciła go za rękę, po czym podniosła się na równe nogi z pomocą chłopaka. - Masz gdzieś tu lekcje?

- Tak, dokładnie to tutaj - wskazał drzwi do klasy, do której właśnie ona biegła.

- Ja również tutaj mam lekcje, - odparła z uśmiechem na twarzy. - z której klasy jesteś?

- Pierwsza D, a ty? - zapytał, szukając czegoś w torbie.

- Pierwsza C. Z tego co pamiętam, będziemy mieć razem polowe zajęć. - oznajmiła z uśmiechem.

Chłopak odwzajemnił uśmiech, po czym ruszyli w stronę sali.

„Może ten dzień nie będzie taki zły." - pomyślała, otwierając drzwi do klasy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top