1. Jak to się zaczęło...

Biegając po polanie, poczułam dziwny zapch. Dopiero po chwili zrozumiałam, że to zapach czekolady. Wiedziona instynktem, podążyłam do źródła zapachu. Nagle przedemną pojawił się wieki czekoladowy miś.

-Witaj, Soo. - zawołał przyjaźnie. Pewnie zwymiotowałabym od nadmiaru słodyczy w jego głosie, ale ponieważ jest misiem z czekolady, postanowiłam mu to wybaczyć.

-Kim ty jesteś? - zapytałam zdziwiona. Niecodzienne spotyka się takie dziwne rzeczy.

-Jestem misiem z czekolady. Chcesz spróbować? - wskazał na swoją dłoń, którą wystawił w moją stronę. Oczywiście, nie byłabym sobą, gdybym nie rzuciła się na czekoladę, już trzymałam w ręku całą rękę misia i oblizałam usta, na myśl o tym jakie to będzie pyszne.

-Brrr... - usłyszałam najbardziej denerwujący dźwięk, który przeszkodził mi w dalszym spaniu.

-Zamknij się! - próbowałam go wyłączyć, ale niechcący spadł na ziemię i się rozbił - Eh... Będę musiała kupić sobie nowy. - powiedziałam pod nosem i przetarłam oczy, żeby się rozbudzić - A miałam taki ładny sen. - westchnęłam smutna. Nie mając wyjścia, wstałam z łóżka i poszłam się przebrać.

Pogoda była piękna, jak zawsze w Clermont, więc wybrałam ciemno zieloną bluzkę bez ramiączek, czarne krótkie spodenki z wysokim stanem i ukochane, podbrudzone, kiedyś białe, teraz różnokolorowe, dzięki sprejom, trampki.

Poszłam do kuchni, w celu wzięcia jabłka i szybkiego opuszczenia domu, żeby nie natknąć się na nikogo z mojej rodziny, lecz oczywiście moje plany legły w gruzach już na początku, ponieważ do kuchni wszedł mój ojczym.

-Cześć, Soo. Podwieźć cię do szkoły? - zapytał miło i podszedł do ekspresu kawy.

-Nie nazywaj mnie Soo, bo tak tylko mogą moi znajomi i poradzę sobie sama. - odpowiedziałam chłodno i wybiegłam szybko z domu, zanim mógłby coś odpowiedzieć.

Pewnie wygląda to dziwnie, ale nie obchodzi mnie to. Przez tego faceta, moja matka rozwiodła się z moim prawdziwym tatą, więc to chyba jasne, że czuję do niego czystą nienawiść. Mój ojciec jako jedyny mnie rozumiał. Byłam jego dokładną kopią. Te same zainteresowania, ten sam wygląd, to samo poczucie humoru. Niestety matka uważała, że ma na mnie zły wpływ, więc zabrała mu prawa rodzicielskie i zamieszkała z drugim mężczyzną. Oczywiście spotkałam się nadal z tatą. Ta głupia paniusia, nie będzie rządzić moim życiem. Nikt nie będzie tego robił.

Droga do szkoły zajęła mi nie wiele czasu, ponieważ specjalnie zamieszkaliśmy blisko niej. Przy wejściu czekał już na mnie Charles. Jest on wysokim i wysportowanym blondynem o błękitnym spojrzeniu. Każda laska ugania się za nim, ale on jest typem Bad Boy'a. Zarywa, zalicza, zostawia. Znamy się od przedszkola, więc można powiedzieć, że jesteśmy na sobie skazani. Często ma szalone pomysły i wszykie realizuje, choćby miały być nie do zrobienia. Mądrością nie grzeszy, ale zamiast tego ma wielką odwagę, więc do mojego charakteru pasuje idealnie. Oczywiście ja w porównaniu do niego choć trochę myślę.

-Hejka Soo. - przywitał się klepiąc mnie w ramię, za co mu oddałam tym samym.

-Cześć, Charlie. - uśmiechnęłam się lekko.

-Słyszałaś nowinki? - zapytał, udając głos Britney, naszej szkolnej plotkary i jednocześnie największego plastika jaki chodzi po tej ziemi. Oczywiście byłyśmy największymi wrogami jakich świat nie widział.

-Błagam, przestań. Aż mi się niedobrze robi na myśl o niej. - zaśmiałam się i uderzyłam go w ramię.

-Cała szkoła gada tylko o jednym, a ty nawet nie wiesz co się dzieje! - udał oburzonego.

-Jakbyś zauważył, skoro ja nie, to oznacza, że nie cała szkoła. - poprawiłam chłopaka, cicho się śmiejąc.

-Panna mądralińska się znalazła. - przewrócił oczami.

-Przyznaj, że zardrościsz mi. - uśmiechnęłam się triumfująco.

-Chciałabyś. Jak już to ty możesz mi zazdrościć. - prychnął i wyprostował się, żeby podkreślić, że jest wyższy ode mnie, więc powinnam się go bać. Tak się składało, że w szkole to ja siałam postrach, a nie on. Każdy bał się już na dźwięk mojego imienia lub nazwiska, szczerze mówiąc, mi to nie przeszkadzało.

-Czego? Choroby wenerycznej? - zapytałam sarkastycznie. Dobrze wiedziałam, że chłopak przespał się z prawie połową dziewczyn ze szkoły, więc nie było by dziwnym, gdyby tego dostał. Oczywiście nie życzyłam mu źle, ale denerwował mnie sposób, w jaki podchodził do kobiet, uważał je za gorsze. Co dziwne mnie uważał prędzej za mężczyznę niż za dziewczynę. Pewnie bym mu za to przywaliła, gdyby nie to, że w jego wykonaniu, był to komplement.

-Słaba riposta. - chciał zgasić mój entuzjazm, który powstał w wyniku wygrania tej małej bitwy słownej, lecz mu się nie udało, ponieważ uśmiechałam się szeroko, dumna z siebie. Co jak co, ale pewności siebie to mi nie brak. Moim zdaniem, każdy powinien znać swoją wartość, więc bycie skromnym, tylko utrudnia wiele rzeczy. Niestety większość społeczeństwa nawet tego nie będzie w stanie zrozumieć. Inteligencja ludzka zawsze będzie mniejszością.

-Hej, Soo. Siemka, Charls. - pobiegł do nas Ben, mój drugi najlepszy kumpel. Jest on wysokim brunetem o bursztynowym kolorze oczu. To "mózg" naszej ekipy. Moim zdaniem jest bardzo przystojny, nawet niektóre dziewczyny próbowały go poderwać, ale on odganiał je i skupiał się wyłącznie na naszej paczce. Jest bardzo bystry i spostrzegawczy. Zawsze ma masę planów awaryjnych, z których i tak najczęściej nie korzystamy. Mistrz w obsłudze komputera, potrafi włamać się wszędzie, gdzie się da.

-Cześć, Ben. - przybiłam z nim piątkę, a następnie Charlie uczynił to samo.

-Jak tam, Soo? Buzuje w tobie rywalizacja? - zaśmiał się brunet.

-Co? - zdziwiłam się, ponieważ nie miałam pojęcia, o czym on mówi.

-Ona jeszcze nie wie. - wyjaśnił Charlie.

-Czego nie wiem? - zapytałam lekko zła, że tylko ja tego nie wiem.

-Tego, że właśnie dziś ogłoszono eliminacje! 35 dziewcząt z całego kraju przyleci do zamku w Angeles by walczyć o serce księcia Aaron'a i zastać przyszłą królową. - mówił szybko blondyn.

-A co ja mam z tym wspólnego? Jakoś mało obchodzi mnie czy ten laluś ma dziewczynę czy nie. - wzruszyłam ramionami, nadal nie rozumiejąc powiązania.

-Mimo że jesteś super mądra, czasem zdaje mi się, że jesteś głupsza od Charls'a. - westchnął Ben.

-Co ja? - zapytał blondyn, nie rozumiejąc, dlaczego Ben użył jego imienia. Jak zwykle turbo ogarnięty Charlie.

-Jednak, chyba trochę mi do niego brakuje. - zażartowałam, patrząc na kumpla, który coś analizował w głowie.

-Soo, to są eliminacje. W nich wszystkie dwójki biorą udział. - wyjaśnił spokojnie Ben, nie przejmując się myślącym blondynem.

-To od dziś, nie wszystkie, ponieważ ja nie mam zamiaru brać w nich udziału. - wzruszyłam ramionami, chcąc pokazać, że to olewam.

-Oh, nasza Suka boi się wziąć udział w eliminacjach, ponieważ wie, że od razu przegra. - nagle, nie wiadomo skąd, pojawiła się przy nas Britney i jej paczka koleżanek, także plastików, które śmiały się z jej słabego tekstu.

-Jedyną sukę jaką widzę jesteś ty, więc radzę zapisać się do psychologa, ponieważ mówisz o sobie w trzeciej osobie. - zwróciłam się hamsko do Britney. Po moim tekście Ben i Charlie zaśmiali się głośno.

-Radzę uważać na słowa, ty prostacka dziewucho. Nie dziwię się, że boisz się wziąć udział w eliminacjach, tylko byś siebie ośmieszyła! - powiedziała z jadem w głosie, a następnie odeszła szybko z koleżankami, chcąc uniknąć mojej odpowiedzi.

-Jeszcze się zdziwisz! - krzyknęłam za nią, tak by mogła usłyszeć.

-Dobra, uspokój się już. - nagle przybiegła do nas Franky i mocno mnie przytuliła. Była jedyną dziewczyną oprócz mnie w tej paczce. Była wysoką, piękną i szczupłą blondynką o turkusowym wzroku. Rzadko uczestniczy w naszych małych żartach, ponieważ była bardziej spokojna, ale należy do naszej paczki, ponieważ kiedyś chodziła z Ben'em. Byli razem przez rok, a potem ich związek się rozpadł. Mimo to całkiem polubiłam dziewczynę podobnie jak reszta, więc została w naszej ekipie.

-O nie! Pokażę tej suce, że ja się niczego nie boję! Jeszcze będzie płakać, że nie dostała się do eliminacji, ponieważ to miejsce jest już zajęte przeze mnie! - wyrzucałam słowa w powietrze z zawrotną prędkością.

-Myślisz, że masz szansę dostać się do zamku? - zapytał niepewnie Ben.

-Nie wiem, ale wiem że napewno nie pozwolę dostać się temu plastikowi - powiedziałam twardo i ruszyłam w drogę powrotną do domu. W szkole nie dałabym rady się skupić.

W skrzynce na listy, znalazłam list zaadresowany specjalnie do mnie z samego zamku w Angeles. To był formularz. Nie myśląc długo, wzięłam go do domu i postanowiłam pokazać Britney, że ja niczego się nie boję.

Pierwsze pytania były dość proste. Imię, nazwisko, wiek, klasa, wygląd. Następnie przyszedł czas na charakter, postanowiłam powiedzieć całą prawdę o sobie. Nie chciałam oszukiwać, ponieważ to nie leży w mojej naturze. Zawsze byłam człowiekiem szczerym, niektórzy nawet mówili, że czasem powinnam się przymknąć, ale uważam, że każdy zasługuje na usłyszenia prawdy. Reszta formularzu poszła mi szybko, zadowolona z efektu końcowego, udałam się do pokoju. Niestety mój spokój nie trwał długo, ponieważ już po chwili usłyszałam trzask drzwi frontowych i stukot szpilek.

-Sookie! Przyjdź, proszę, do mnie. - zawołała mnie matka. Bardzo niechętnie wyszłam z pokoju i zeszłam do rodzicielki, oczekując kolejnej kłótni.

-Tak? - zapytałam znudzona. Nie chciało mi się przebywać w jej otoczeniu.

-Pewnie gdyby to był normalny dzień, to byś dostała karę za to, że uciekałaś znów ze szkoły, ale dziś ogłoszono eliminacje. Mimo że nie jesteś ideałem księżniczki, myślę, że jako dwójka, masz szansę wygrać. Musisz wypełnić formularz. - mówiła szybko.

-Niczego nie muszę! To moje życie! - oburzyłam się of razu. Nikt nie będzie mówić mi, co mam robić.

-To wielka szansa dla ciebie. To jasne, że nie będziesz nikim ważnym. Jesteś zbyt głupia. Więc radzę Ci nie zmarnować twojej jedynej szansy na lepsze życie. Poza tym nikt nie pyta się ciebie o zdanie. Masz to zrobić i już! - zarządziła. Zawsze taka była. Rządna sławy i nie licząca się ze zdaniem innych. Na każdym kroku poniżała mnie, a ja jej na to pozwalałam. Nie potrafiłam się jej postawić, mimo że w szkole potrafiłam zrobić praktycznie wszystko. To najbardziej mnie dołowało. Nienawidziłam siebie za to, że tak łatwo i często dawałam jej rządzić, a mimo wielu szans nic z tym nie robiłam.

***

Jak zwykle odbiegam od tematu eliminacji, ale to u mnie całkiem normalne. Mam nadzieję, że rozdział może być, ponieważ nie mam pomysłu na coś lepszego.
Zapraszam na zapisy
"Potrzebna żona"

-sanguis-

Paula

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top