Rozdział 1.
W głębi lasu przy starym dębie w ciemności nocy można było ujrzeć...ogień. Tak ognisko, a nad nim garnek z gotującą się potrawką. Przy ogniu siedziały dwie postacie: drobne dziewcze i wielki dobrze zbudowany humanoidalny biały tygrys przy którym dziewczyna była maleńka.
-Mecernary, długo jeszcze?- zapytała fioletowo oka, której żałądek dał znać donośnym burczeniem.
-Nie Zero, wieszny głodomorze. Zaraz będzie.-powiedział bez jakiej kolwiek krzty uczuć.
-Nadal jesteś na mnie zły Mercenary?
-A o co miałbym być zły?- zapytał nie patrząc na nią-To twoja sprawa z kim się przytulasz.
-Dobrze wiesz, że tego nie chciałam, ten jaszczór był zupełnie pijany, gdyby nie ty to nie wiem co by się stało.-wstała i podeszła do niego-Dzięki ci mój bohaterze.
Pocałowała go w jego włochaty policzek, a na jego twarzy pojawił sie rumieniec. W tym czasie potrawka była już ugotowana więc chwycił jej miskę i nałożył sporą porcję. Na koniec przyozdobił jeszcze listkiem bazylii.
-Dziękuję.-powiedziała dziewczyna i zabrała się za spożycie kolacji. Mercenary nałożył też dla siebie. Po zjedzeniu kolacji, Zero sprawdziła czy górna część garderoby jej kompana są czyste. Przy odciąganiu od niej pijanego i napalonego gada, doszło do niemałej bójki. Gad miał na palcu mosiężny sygnet w którym schowane było niewielkie, ale ostre ostrze.
-Będą jeszcze trochę schły.
-Mam futro w nocy nie zmarznę.-odpowiedział jej oschle.
-A tobie co z nowu?
-Nic.-odpowiedział wymijająco.
Był zły na to, że nieposłuchała jego rady i nie trzymała się blisko niego. Kiedy zobaczył, że jakiś facet dotyka Zero wściekł się, kiedy ten chciał pozbawić jej ubrań, Mercenary rzucił się na niego. Czuł też inne uczucia niż złość. Czuł też strach o nią, bał się że coś jej się stanie. Ale czuł też zazdrość. Od jakiegoś czasu dominowało w nim dziwne uczucie. Chciał ją uszczęśliwić, słyszeć jej śmiech. Chciał być przy niej, chciał by była tylko jego i nikogo innego. Nieraz chciał porwać ją w swoje ramiona i zatrzymać ją na zawsze przy sobie. Czasami kiedy spała na nim miał ochotę zerwać z niej strój i... posiąść ją. Ale nie mógł. Położył sie na trawie i rece ułożył pod głową.
-Idziesz?-skierował pytanie do swojej towarzyszki, z którą podróżował już dwa lata. Kiedy szli spać ta zawsze kładła się na nim, tłumacząc się tym że jego futro jest puchate i miękkie jak poduszka i że jest cieplutki.
-Tak,tak idę-powiedziała i położyła się na jego jedo ciele. Położyła głowę przy jego szyji, a ręce umieściła na jego romionach. Oczy zaczynał im się zamykać. On usnął szybciej niż ona. Ta musneła opuszkami palców jego policzek.
-Mecernary, mój Mercenary- gdyby się przebudził i ją usłyszał, uznał by to typowym dla dziewczyny zachowaniem. Ale dla niej to nie było typowe. Zakochała sie w nim na początku. Ale nie wiedziała co czuje do niej on. Musneła jego wargi swoimi, na co mężczyzna zamruczał coś niezrozumiałe go i poczedł spać dalej. Pamiętała jak zapytała o co chodzi, kiedy zobaczyli całującą się pare. Nie wiedziała jak to jest, kiedyś nawet zaproponowała pocałunek jej towarzyszowi (i nie wiadomo czy sie zgodził bo odc.12 ostatni tego nie pokazuje). Wróciła do popszedniej pozycji i wtuliła się w jego bijące ciepłem ciało.
-Kocham Cię,Mercenary-wyszeptała zapadając w sen.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top