Trzydzieści siedem
- Nie możemy swobodnie rozmawiać tutaj - syknęła, sygnalizując kocurowi, by wyszedł. - Proszę, muszę zająć się pracą.
- Grzmiąca Blizno...
- Nie nazywaj mnie tak! - odrzuciła go łapą, podrywając najbliższe części roślin w powietrze. Ich opadanie było jak lustrzane odbicie zdrowia kocicy. Sama opadała z sił. Fizycznie, psychiczne i we wszystkie inne możliwe sposoby. Czasami rzeczywistość stawała się zbyt twarda do przełamania, zbyt brutalna do wytrzymania.
- Wyjdź. - Syknęła, odwracając się plecami do kocura.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top