Rozdział piętnasty
Derek
Zaciskam szczękę, mocno zgrzytając zębami, a dłonią niemalże miażdżę telefon. Drexel w ostatniej chwili łapie mdlejącą Yvonne i kładzie ją na łóżku. Evelyn po chwili podaje mu mokrą chusteczkę.
– Jak to, kurwa, możliwe, że porwali Stephanie, Derek?! Co z matką? – warczy na mnie brat, przykładając do czoła Yvi chłodny okład. – A Orla i Poppy? – Gani wzrokiem Lyn, nawet nie czekając na moją odpowiedź.
– Nie wiem, stary. – Podchodzę do łóżka i przeczesuję palcami włosy. – Evan miał ją odebrać, podobno kiedy przyjechał, znalazł jedynie jej bagaż. – Zerkam na smartfon, bo właśnie dostałem potwierdzenie. – Mama jest cała. Connor dał mi znać.
– To na co czekasz? – syczy. – Bierz komputer i przejrzyj kamery! – Siada obok Yvi i zaczyna głaskać ją po włosach. – Evelyn?
Moja żona stoi oparta o komodę, pisząc coś energicznie na telefonie. Dziwne, że jeszcze nie zrobiła dziur w ekranie.
– Wszystkich tam, kurwa, pozabijam, gdy tylko wrócę! – warczy, odkładając urządzenie na bok i przykłada dłonie do skroni, powoli je masując. – Nie mam pojęcia jak to możliwe, aby ktoś mógł wejść na mój teren. Tym bardziej do mojego domu!
– Wiadomo, kto to zrobił, ale dlaczego dopiero teraz się o tym dowiadujemy? – dodaje Drexel i wstaje powoli z łóżka. – Przecież Stephanie wracała dobę temu, do cholery! – Podchodzi do mnie w dwóch krokach, łapiąc za koszulkę i podnosi na wysokość swoich oczu, opierając mnie o ścianę. – Powiesz mi jakim chujem, nikt ci nie napisał tego wcześniej? Twoi ludzie mieli jej pilnować!
– Zostaw go – mówi z chłodem Evelyn. – Przez cały dzień byliśmy zajęci. Też dostałam SMS-a, dopiero niedawno zadzwonili. – Wzdycha i przechodzi do pokoju, zabierając ze sobą komórkę.
Brat mnie puszcza.
– Dostałem go praktycznie dwie godziny po jej przylocie – mówię i idę do salonu za żoną.
Sięgam po laptopa i opadam z nim na kanapę. Tylko że odkąd wczoraj weszliśmy do samolotu, nie zwracałem uwagi na telefon. Potem była akcja z Yvonne, następnie ten atak. Drexel stoi w drzwiach, mrużąc oczy i zaciskając szczękę. Nic więcej nie mówi, odwraca się i idzie do swojej kobiety. Mam nadzieję, że Yvi szybko wstanie i się ogarnie, bo coś czuję, że raczej nic nie zdziałam z tymi kamerami. Tutaj potrzebny jest Shadow. Przy lotnisku w Tucson są banki, a one mają zajebiste zabezpieczania. Kiedy wykryją włam, od razu odłączą materiał i nic zobaczymy.
– Masz kreta. – Zerkam na żonę, która siada obok mnie, opierając nogi o stół. – A ta mina Drexela mówiła „Wiedziałem, że się do tego nie nadajecie" – mówię, udając głos brata. Patrzy na mnie z ukosa, a potem wali mocno w ramię.
– A może to przez was ktoś wszedł na moją posesję – rzuca oskarżenia w moją stronę, zakładając ręce na piersi.
– Przypominam, że na twoim terenie zginał nasz człowiek.
– To dzięki mnie zginął żołnierz, a nie twój brat! – syczy, a jej twarz przybiera kolor purpury. – A zaraz zginiesz ty!
– Przestańcie, kurwa! – drze się Drexel i podchodzi do nas. – Derek ma rację, Evelyn. Możesz mieć kreta u siebie, sądząc po ostatnich wydarzeniach. – Zakłada jedną rękę na pierś, a drugą pociera brodę. – Tym bardziej że odrzuciłaś dwóch mężczyzn, wybierając tego idiotę.
– Wiadomo, że Luke się mści na mnie za to, że nie doszedł do władzy na moim terenie, a ciebie chce zabić za ojca. Ale o jakim drugim mężczyźnie mówisz ?
– Livio, czy jak mu tam. – Macham dłonią. – Ten, co pieprzył najpierw ciebie, a potem twoją przyjaciółeczkę i co najlepsze – podnoszę głos – na naszym weselu! – oznajmiam, a następnie wymuszam pełny uśmiech, ukazując im białe zęby.
Drex kręci głową i wraca do Yvonne ze słowami.
– Ty faktycznie jesteś idiotą, Derek – obwieszcza Lyn, lecz widzę w jej oczach gniew.
– Takim idiotą, który właśnie włamał się do kamer na lotnisku w Tucson. Nieźle. Szkoda, że na świecie nie ma więcej takich debili.
Kątem oka zauważam, jak żona wpatruje się w mój ekran, zapewne pierwszy raz widzi coś takiego. Niech tylko poczeka, aż Yvi odpali swój program.
Wchodzę na zapisy i przybliżam twarz do monitora, widząc obraz z kamery numer dziewięć. Tylko ta jest ustawiona pod takim kątem, że można zobaczyć kto wchodzi, a kto wychodzi z lotniska. I proszę bardzo. Oto i ona. Steph we własnej osobie. Evelyn również przybliża się do ekran.
– Dasz radę to przybliżyć?
– Nie.
Rękę umieszcza na moim barku, a drugą trzyma między nogami. Ja pierdolę. Żałuję, że przerwali nam nasze pieszczoty. W końcu to moja żona, a ja nie uprawiałem seksu od tygodnia!
– Patrz, uciekł za róg, a ona pobiegła za nim. – Klepie się po czole. – Ona jest tak tępa, żeby wieczorem biec za nieznajomym?
– Nie każdy ma miliony na koncie – burczę w jej stronę i wracam spojrzeniem do ekranu. Faktycznie Evelyn zatrzymała obraz, kiedy Steph chce skręcić w uliczkę.
– Sprawdź, czy nie ma kamery jeszcze tam za rogiem.
– Sprawdzałem. Jest jeszcze jedno, co można zobaczyć. Spójrz. Steph wyszła przed drzwi dokładnie o szóstej pięćdziesiąt. – Wskazuję godzinę, która jest napisana na kamerze, potem przełączam na drugą kamerę, która wskazuje wejście od innej strony, ale na tej nie widać Steph. – Na tej kamerze może uda nam się zobaczyć tego człowieka. – Puszczam odtwarzanie i w momencie, w którym wychodzi, kamera robi się czarna.
– Cofnij! – krzyczy mi do ucha, a ja robię to, co mówi.
Cofam i próbuję zatrzymać obraz kilka setnych przed wyłączeniem kamery. Dopiero po chwili mi się udaję. Niezbyt widać kto to jest, lecz moja żona zasłania usta ręką i wydaje dźwięki, jakby nie mogła złapać tchu.
– Co ci jest? – pytam i chwytam ją za ramiona. – Chcesz wody?
Kiwa tylko głową, więc wstaję i przechodzę do kuchni po butelkę wody z lodówki, gry wracam dostrzegam, że Evelyn nie odrywa oczu od laptopa. Odkręcam zakrętkę i podaję jej chłodny napój. Bierze kilka łyków.
– Co się stało?
– To... to – pokazuje trzęsącym się palcem na ekran – to jest chyba mój brat.
– To niemożliwe, Lyn. Gówno widać na tych kamerach. Obraz jest lekko rozmazany, a gość ma kaptur na głowie.
– Ale jednak coś da się dostrzec.
– Czy ja wiem – wpatruję się w ekran i może faktycznie widać kawałek twarzy.
– Może masz rację. Wszędzie go widzę, gdy tylko zobaczę mężczyznę jego postury.
Siedzimy chwilę w absolutnej ciszy. Głaskam po plecach, a ona wtula się w moją szyję.
Patrzę na ekran i w końcu zauważam, że po drugiej stronie jest bankomat. A w nich zawsze są kamery.
– Steph...
Słychać jęk Yvi, przez co wstajemy na równe nogi. Przechodzimy do pokoju, podchodząc do łóżka. Widzę zmieszanie na jej twarzy, jakby dochodziły do niej te wszystkie informacje. Patrzy na mnie, Evelyn i Drexa i pierwsze co wychodzi z jej ust to:
– Co ze Steph?
– A mój chrześniak?
Chyba na nic moja zmiana tematu. Patrzy to na mnie to na Drexa, odrzuca kołdrę na bok i wystawia nogi za łóżko.
– Rośnie. Co ze Steph?!
– Derek włamał się na kamery z lotniska z Tucson, jednak była tylko jedna, na której cokolwiek dostrzegliśmy. Nieznajomy wyrywa jej telefon, a ona za nim biegnie – odpowiada mój brat.
– Boże, czemu ona musi być taka postrzelona – mówi Yvi, przewracając oczami i wstając powoli z łóżka.
Drexel jej pomaga, a następnie chwyta ją za dłoń i razem idziemy do salonu. Siadam na kanapie jako pierwszy, a obok mnie usadawia się Yvi. Spogląda na ekran laptopa, widząc zatrzymany obraz. Dokładnie mu się przygląda. Po chwili unosi wzrok, a brat razem z Lyn wbijają w nią swoje spojrzenia. Odwraca głowę w moją stronę, a ja robię dokładnie to samo.
– Co? – pyta zmieszana.
– Brakowało nam tego – odpowiadam. – Tu jest bankomat. – Pokazuję na zdjęcie. – Jakbyś mogła się do niego dostać, może udałoby nam się zobaczyć sprawcę.
– Okej. Dajcie mi chwilę.
Pociera ręce, podwija rękawy bluzy i przysuwa sobie bliżej laptopa. Kątem oka widzę, że Evelyn zmieniła miejsce i teraz stoi za dziewczyną. Yvi unosi wzrok na Drexa, który stoi tam, gdzie stał i nie spuszcza z niej wzroku.
– Yvi. – Umieszczam dłoń na jej ramieniu. – Załadowało się.
Otrząsa się i zerka na ekran. Najpierw wpisuje adres. Ukazuje nam się mapa, a na niej wszystkie dostępne numery routerów. Kiedy znajduje ten od bankomatu, próbuje włamać się przez ich zabezpieczania. Jej program potrzebuje chwili, by wykryć hasło. Po kilku sekundach jest podłączona do bankowego serwera. Wystarczy tylko dokładnie ustawić datę i godzinę...
– Finn mi nie uwierzy – mówi zszokowana Evelyn, tuż nad jej głową.
Patrzę przez ramię i unoszę wzrok na żonę.
– Kto to Finn? Ten dupek z obozu? – zaciskam pięści, a Lyn otwiera szeroko oczy. – Tak, Drexel ma wszędzie ludzi – kwituję.
Yvonne zasłania usta dłonią, powstrzymując śmiech i wraca spojrzeniem do laptopa.
– Rachel, zajebię cię! – syczy cicho pod nosem blondynka, aby nikt nie usłyszał, jednak do mnie dochodzi.
Cahan podczas ustawiania daty i godziny pyta:
– Co się stało na tym pogrzebie?
Spinam się, Lyn się prostuje, a po Drexie, oczywiście niczego nie można stwierdzić.
– Evelyn przeszkodziła zabójcy, a Ron stał akurat na polu wystrzału – zaczyna Drexel, odbija się od framugi drzwi i kieruje się do barku. – Wiem, że go lubiłaś... – urywa i nalewa whisky, po czym wrzuca kostki lodu.
– Co? – Yvonne zachłystuje się powietrzem. – Nie, nie... – kręci głową. – Ona tego nie...
Wzruszam bezradnie ramionami, kiedy w końcu brunetka szyci mnie spojrzeniem.
– Byli razem. – Wzdycham. – Z tego co wiem, Ron chciał wyznać jej miłość, ale ona...
– Co ona? – ponagla mnie.
– Przed weselem z nią rozmawiałem. Wspomniała mi, że to raczej nie miłość. Bała się, że to było tylko oderwanie się od wspomnień – wyznaję.
– Co nie zmienia faktu, że znowu jej chłopak został zabity. – Przenosi oskarżające spojrzenie na Drexela. – W jaki sposób jej to przekażemy? – pyta mnie, ale odpowiada jej mój brat.
– Pomyślisz nad tym, kiedy ją odbijemy, a teraz się skup. Tak na marginesie, twoim ochroniarzem będzie teraz Greg i Dan, a gdy będzie nam potrzebny, zastąpi go Miles.
– Chyba żartujesz?! – oburza się.
Drex nic nie odpowiada. Siada tylko w fotelu i powoli sączy trunek. Przygrywam wargę, kiedy dostrzegam zadziorny uśmiech na twarzy Yvi.
– Nawet o tym nie myśl – syczy brat, wbijając w nią tym razem lodowaty wzrok.
Wzrusza tylko ramionami i czeka, aż załaduje się kamera. Przybliżam się do niej gdy potrząsa głową i przewija filmik, aby znaleźć porywacza. Teraz najważniejsza jest Stephanie.
– Sprawdzaliście kamery z twojego domu, Evelyn? – Zwraca się do mojej żony.
– Diego napisał, że nic nie ma. Jedna została wyłączona. I proszę cię, mów do mnie Lyn.
– Yvi. Masz jakieś słabe zabezpieczenia, skoro udało mu się wyłączyć kamerę.
– Nie są słabe. Tylko po prostu on był u mnie w domu.
– Serio?
– Mój tata chciał mnie wydać za mąż, aby oddać naszą cześć terenu pod władzę mojemu mężowi, lecz się uparłam, że sama dam radę rządzić i dam. Nadal jednak chciał, żebym miała męża, więc zorganizował spotkanie, na którym byli bracia Veren i Luke Martinez. Również starał się o moją rękę. Mój ojciec robił interesy z jego ojcem. Wiedziałam, że nie jest święty, ale kto jest w naszej branży? Gdy wybrałam Dereka, wiedzieliśmy, że zacznie się mścić. Ojciec był uważny, ja również. Pewnego dnia zginęły nam dwie palety kokainy na Florydzie. Byłam tam i złapałam sprawców. Byli to pracownicy samego Huana Degeršoli. Wydaje mi się, zresztą mój tata też obstawiał, że Luke z nim współpracuje.
– Czemu ja o tym nic nie wiem?! – warczy wściekły Drexel, wstając z miejsca. Przeciera oczy palcami i ściska nasadę nosa. – Ponad dwa miesiące temu, w Denver skradziono mi pół tony kokainy. Dante znalazł sprawców. Powiedział, że to parobkowie. Wysyłał mi zdjęcie rabusiów i koki, którą znalazł. Ale to dziwne, że po dwóch miesiącach chcieli okraść również ciebie, nie sądzisz? I to do tego jeszcze Huan Degeršola.
– Spokojnie, Drexel. – Lyn macha dłonią i zakłada nogę na nogę. – Załatwiłam to, a wieści szybko się rozchodzą i teraz praktycznie każdy wie, że łączymy siły.
– Wychodzi też na to, że Kolumbijczycy z Meksykanami – prycha z irytacją Drex, wyciągając telefon.
– Mam go. – Yvonne zatrzymuje obraz i mówi głośniej, aby przerwać im tę małą sprzeczkę.
Nachylam się, Lyn robi dokładnie to samo, aby zobaczyć nieznajomego. Sięgam do klawiatury, zbliżam nieco obraz i próbuję go jakoś wyostrzyć, co się udaję dopiero za trzecim razem.
Evelyn od razu zasysa głęboko powietrze i zakrywa usta dłońmi. Otwieram szeroko oczy, a potem zerkam na swoją żonę. Wstaję i okrążam kanapę, po czym biorę w ramiona swoją żonę. Drexel siada, opiera łokcie o kolana i wlepia w nas wzrok.
– Kto to jest? – dopytuje zdezorientowana brunetka.
– Liam Brown – odpowiadam cicho, a Lyn wtula się w moją klatę.
– Rozumiem, że to twój brat, bo po waszym zachowaniu raczej wątpię, aby to była zbieżność nazwisk.
– Owszem – potwierdzam i czuję jak Evelyn się spina.
Po chwili naszego milczenia odsuwa się ode mnie, wpatruje się w ekran, gdzie widać dość postawnego mężczyznę w kapturze, spod którego wystają ciemnoblond włosy.
– Dlaczego twój brat porwał Steph? Nic z tego nie rozumiem – zaczyna Yvonne.
– Cztery lata temu zaginął. – Wzdycha. – Gdy ojciec tego cholernego dnia powiedział mi, że Liam zginał na misji w Afganistanie, na którą wyleciał, gdy zaczęłam szkołę wojskową, myślałam, że moje serce przestanie bić. – Zamyka oczy i pierwsza łza płynie po jej policzku. – Jechali autem do pawilonu, aby stamtąd wylecieć śmigłowcem, jednak niedaleko małego miasteczka trafili na minę – urywa na chwilę, żeby zaczerpnąć powietrza – i to nie jedną, tylko kilka. Podobno bomba ich roztrzaskała. Wszędzie była krew. Został po nim tylko nieśmiertelnik, który wrzuciłam ojcu do grobu. Nie czułam tego, mówiłam tacie, że nie wierzę w jego śmierć, więc puścił swoich ludzi w poszukiwaniu go, lecz nic nie znaleźli, dlatego przez ostanie cztery lata wszędzie sama go szukałam. Do dzisiaj. – Pokazuje na ekran. – Nie mam pojęcia, co się z nim stało! Nigdy nie porwałby niewinnej osoby, poza tym moja mama i siostra również zniknęły.
– Minęło trochę czasu, mógł się zmienić – mówi beznamiętnie Drexel.
– Nie! – krzyczy Lyn, wyrywając się z moim objęć i zaciskając dłonie w pięści. – To niemożliwe! Po co by miał porywać własną matkę i siostrę, co?
– Nie mam pojęcia – mówi wzburzony. – Skąd mam wiedzieć co ma na niego Luke, ale widocznie coś ma, skoro ten dla niego pracuje. Pomyśl, Evelyn. – Stuka się palcem po skroni.
– Albo stracił pamięć – mówi zamyślona Cahan i wszyscy nagle na nią patrzymy. – Przecież mówiła, że oberwał miną, a skoro przeżył, to może nic nie pamięta?
Włącza kamerę dalej, aby zobaczyć, gdzie idzie. Zatrzymuje nagranie w momencie, kiedy idą za zakręt. Przygląda się dokładnie wszystkiemu wokół, ja również, sprawdzając, czy nie ma gdzieś jeszcze jakiegoś monitoringu. Pociera czoło, bo chyba nic nie dostrzega, lecz po chwili podnosi palec i krzyczy.
– Tam jest jeszcze wypożyczalnia samochodów!
Robi dokładnie to samo, co wcześniej, a następnie odnajduje kamerę, której potrzebuje. Kącik ust mi się unosi, gdy widzę usunięte nagrania. Nieźle Luke. Yvonne znowu przerzuca kamery i w końcu odnajduje jedną za panią z recepcji. Jedną ominął. Znowu ustawia datę i godzinę, jednak od razu wpisując o kilkanaście sekund dalej. Stopuje w momencie, gdy porywacz bierze Steph w ramiona i podjeżdża do nich czarne duże auto.
– Derek, co to za samochód?
– Mercedes GLE 450. – Przechylam głowę i uważnie się mu przyglądam. – Rocznik 2020. Dasz radę wyostrzyć rejestrację?
– Już to zrobiłam.
– Nic nam to nie mówi. Te nowe auta GPS-y. Może udałoby ci się...
– Włamać do niego. Owszem. Chociaż będzie to trudne. – Przeciera rękami twarz. – Ile nam zostało lotu do Tucson?
– Jakieś sześć godzin – odpowiada Drexel. – Odpocznij, Yvonne.
– Odpoczywać będziemy po wszystkim. Nie wiem, czy uda mi się włamać do tego auta, ale może uda mi się jeszcze ustalić posiadaczy takich wozów z informacji policyjnej. – Unoszę wzrok na Drexa. – Potrzebuję kawę, telefon i słuchawki.
On idzie do sypialni, a ja biegnę do kuchni po napój.
______
#hzemsta
Twitter: emilurek93
Instagram: emilka_autorka
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top