Rozdział 10
Niemiec walczył z wyjątkowo paskudną plamą na podłodze. Nie chciała dać się wytrzeć, poza tym była zaschnięta i klejąca. Próbował szamponu i wody. Mydła też.
- Ugh! – jęknął i wstając. Bolały go kolana od klęczenia i mycia.
- Ten dom chyba nie ma końca! – westchnął, patrząc ile mu jeszcze zostało. Było kiepsko i on o tym wiedział. A raczej wiedział o fakcie, że jest w ciemnej d...
Poszedł wyprać ścierkę. Wychodząc z łazienki, popatrzył przez okno w przedpokoju. Ujrzał słoneczną pogodę, niebieskie niebo z paroma białymi, kłębiastymi chmurami i zieloną trawę. Och! Jak bardzo chciałby wyjść na zewnątrz! Na świeże powietrze!
Ale wiedział, że ZSRR mu nie pozwoli. Będzie się bał jego ucieczki. No, ale hej! Przecież Rzesza sam do niego przyszedł. SAM! Czy Rosja myśli, że pomimo tego, że Niemiec zrobił to z własnej woli, to przy pierwszej nadarzającej się okazji ucieknie? To się nie trzyma kupy!
Westchnął tylko na widok przyrody. – Może przynajmniej uchylę okno...- wpadł na pomysł. – Choć trochę zażyję świeżego powietrza. Jak powiedział, tak zrobił. Otworzył okno i położył głowę na parapecie. Oddychał ustami, by jak najwięcej tlenu złapać do płuc.
- Co ty robisz, sługo? – krzyknął ZSRR, widząc chłopaka, który prawie leżał na oknie. Podbiegł do niego i odsunął. Rzesza stracił zaczepienie i spadł na ziemię, a na niego ZSRR w dość sugestywnej pozie.
- Eeeeerm...- obaj spalili buraka. Po chwili Rosja wrócił do swojego normalnego: ,,nie podchodź bliżej niż na dwa metry, zdrajco!". – Wy-wypadłbyś przez okno, grzybie! – krzyknął do chłopaka, jeszcze leżącego na ziemi. ZSRR natomiast wstał, żeby pokazać swoją pozycję i dodać mocy słowom. – I kogo bym ja miał jako swojego służącego, co? Polskę, albo jakiś inny kraj? Litwę bym mógł wziąć.
Rzesza fuknął. – Masz mnie! Nie wypadnę, chciałem tylko pooddychać świeżym powietrzem!
- Chciałeś wyjść na zewnątrz? Trzeba było mi powiedzieć, to bym z tobą poszedł!
- Serio? – Niemca zamurowało. On by zostawił wszystko i poszedł z nim? Ale również się lekko wkurzył. – N-nie musisz ze mną iść! W końcu nie jestem dzieckiem!
- Ale jesteś moim sługą! Poza tym – zmierzył go wzrokiem – Znając ciebie, to byś w tym stroju wyszedł!
- A co jest w nim złego? – Rzesza okręcił się wokół własnej osi, na jednej nodze.
- Te, baletnica! – zaśmiał się na ten widok ZSRR. – No właśnie to w tym złego, że jak tak robisz, to widać ci bieliznę. Poza tym to moja koszula! I kawałek obrusu...
- Dokonałem recyklingu. – wzruszył ramionami Niemiec. – To jest zgodne ze standardami unijnymi.
- Nie jesteśmy w Unii! – jęknął Rosja. Nie cierpiał całego stowarzyszenia i Unii jako osoby. – W tym stroju to nie wiadomo, czy jesteś chłop czy baba!
- Hej! Przecież widać, że jestem chłopakiem!
- Nie do końca! – ZSRR przesunął dłońmi powoli po jego sylwetce od pach aż do bioder. – Masz budowę kobiecą. Nikt nie będzie ci zaglądał pod spódnicę, żeby się dowiedzieć, że jednak jesteś facetem, wiesz? – Zostawił czerwonego Rzeszę i podszedł do szafek. – Zaraz znajdę coś dobrego dla ciebie do ubrania.
Po godzinie nada nic nie miał w rękach, co by było odpowiednie dla Niemca.
- Rzeczywiście nie kłamałeś, kiedy mówiłeś, że to – pokazał na jego teraźniejszy ubiór – to jedyne co na ciebie pasuje. Ale nie nada się na wyjście na zewnątrz!
- Może coś kupimy? – zaproponował Niemiec.
- Sam ci kupię. Bo ty w tym czymś nie możesz iść wśród ludzi. Zostań tu, a ja pójdę do sklepu. – rozkazał słudze i szybko wyszedł.
Rzesza podszedł cichutko do drzwi i zajrzał przez judasza. Rzeczywiście wyszedł. – No to zaczynamy! – rozradowany usiadł do komputera Rosji.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top