Rozdział 26 ⟩ Dziwy i podziwy

Skarbie, nie myśl tak o tym. Oznaczył cię, więc to znaczy, że na pewno nie jesteś mu obojętny – powiedziała jego mama, głaszcząc go po włosach. Sama nie wiedziała, czy mówi prawdę, czy jednak chce go pocieszyć. Priorytetem było, aby jej dziecko dobrze się czuło i nic innego się nie liczyło. Jeśli porozmawiacie na naturalnym gruncie, jestem pewna, że wszystko się ułoży. Wystarczy tylko szczera rozmowa.

Tak myślisz?  Spojrzał na nią oczami pełnymi nadziei, gotowej prysnąć w każdej chwili. Czarnowłosa ujęła policzek syna, po czym starła kciukiem jedną z niepożądanych łez. Uśmiechnęła się pociesznie i spojrzała mu prosto w oczy.

Ja to wiem.

Te słowa rozpamiętywał Hinata, nawet gdy jechał do szkoły na swoim dwukołowym pojeździe. Cały czas myślał o tym, co powiedział mu Kageyama. Większość nocy zastanawiał się czemu. Czemu nie potrafił go pokochać? Czemu ta kolacja się tak skończyła? Czego mu brakuje? Wtedy łzy przysłaniały mu widok na pokój, a sam ściskał poduszkę między rękoma. Dusił ją. Nie potrafił poradzić sobie z tą frustracją. Podobno w niej ukrywa się tak wiele emocji: lęk, ból, gniew, złość, irytację. Nie mógł sobie z tym poradzić. Gniewał się, bolało go, złościł się, a wszystko to z powodu jednego zdania. Jednak Kageyama zapomniał o czymś, co cechuje kruki. A zwłaszcza ten jedyny rudy egzemplarz. Nie łatwo się go tak szybko pozbyć, a upartością nie dorównuje nikomu. 

Zeskoczył z roweru, nie przypinając go nawet do stojaka. Ruszył biegiem do szkoły, zwinnie omijając zręcznie przewodniczącego, ucznia odpowiedzialnego za patrol korytarzy. Wpadł jak huragan do klasy, a uśmiech, jaki rysował mu się na twarzy, nie był ani radosny, ani smutny. Mari od razu, rozkładając jedną dłoń, zatrzymała swojego kolegę. Ta sama, która poszła z nim do skrzydła szpitalnego i poprowadziła do wydziału Cheerleaderek. Jak zwykle o niego dbała, a on nie zrobił dla niej nic w zamian. Obiecał sobie, że kiedyś się zrewanżuje. 

– Wszystko dobrze? – spytała zmartwiona, marszcząc brwi. – Wysłałeś mi wczoraj sms-a i nie wiedziałam jak na niego odpisać. Chciałam z tobą porozmawiać w cztery oczy.

– Wysłałem sms-a? – spytał zaskoczony, szybko wyciągając telefon z kieszeni. Gdy tylko go odblokował, zaczął przeszukiwać swoją skrzynkę. Kilka wiadomości do mamy, wiadomość do Natsu, kilka do starych znajomych, aż natrafił na Mari. Dała mu swój numer dawno, ale nigdy z niego nie korzystał. Aż do wczorajszej rozpaczy. Jego policzki rozpaliły się ze wstydu, a sam lustrował wzrokiem tekst. 

Hinata: Marii! Pomóż mi!

Mari: Co się stało?

Hinata: Kłopoty miłosne

– Zastanawiałam się, w jak wielkiej rozsypce jesteś, skoro napisałeś do mnie – przyznała szczerze, spoglądając na niego z dozą współczucia.  – Z takimi problemami nie mogę ci pomóc. Nie znam się na miłości. Z nikim nie chodziłam ani nie zamierzam. Zwyczajnie nie mogę.

– Co masz na myśli? – spytał rudowłosy, zasiadając do swojej ławki. – Czemu nie możesz się zakochać? Przecież każdy ma do tego prawo i nie ma zasad, zakazujących się umawiać. Czasem chciałbym, aby taka była. Uniknąłbym wielkiego wstydu.

– Moi rodzice twierdzą, że tylko nauka jest mi w tym wieku potrzebna do życia. Myślą, że jak się zakocham, popadnę w ruinę i porzucę naukę na zawsze. Są dumni tylko z tego papierka, na którym napisane są wszystkie moje oceny. Nie słuchają tłumaczenia, że jestem betą i nie interesują mnie wszelkie zapachy i alfy, ale oni dalej trzymali przy swoim. To było jak mówienie do żelaznej ściany. 

– Żelazna ściana? Pamiętam to... Jak byłem na jednym z meczów, blok był tak wysoki i mocny, że nie sposób było przebić przez nią piłki. Kiedy jeszcze mnie nie było w Karasuno, nasz as odszedł od nas z tego powodu. Nawet on, silny i wysoki nie mógł się przez nią przebić. A on jest naprawdę dobrym graczem! Nie bez powodu jest naszym asem. As to taka dobra rola! Czemu ja jestem tylko przynętą? – zaczął do siebie mamrotać, opierając podbródek na rękach. 

– Jak przebiłeś tę ścianę? – spytała, po czym zawtórowała pytanie. – Nie bałeś się?

– Jak diabli! Byłem w łazience kilka razy. Jednak udało mi się zmierzyć. Wiesz, co dodawało mi sił? Świadomość, że nie jestem z tym sam, że razem ze mną jest drużyna, na którą mogę liczyć. Przełamałem ten strach, robiąc to, czego się boję. Kilka razy nas zablokowali, ale nic nie zmienia uczucia, kiedy wreszcie się przebiłem! To było jak ziuuum! A potem trach! A ich miny. Musiałabyś to zobaczyć! – zaczął się śmiać, przywołując widok innych z klasy. Nic nie mógł poradzić na to, że jest po prostu sobą.

– Myślę, że możesz mieć rację. Może kiedyś, ta miłość da mi siłę, aby się im przeciwstawić? – mruczy do siebie zamyślona, po czym rozbrzmiewa się alarm. Sygnał, że czas na rozpoczęcie zajęć. Zajęła swoje miejsce, otwierając zeszyt. Kiedy do klasy wszedł nauczyciel, jej myśli wciąż uparcie kołatały się w głowie dziewczyny. Co ją zadziwiało i cieszyło jednocześnie. "I tak znam ten temat na pamięć" myśli.

...

Dzwonek był zarówno ulgą, jak i męczarnią. Wszystko zależało od tego, czy wzywa na lekcję, czy oznajmia jej koniec. Była równo godzina dwunasta trzydzieści, a nauczyciel życzył uczniom dobrego śniadania. Hinata poderwał się z miejsca i wpakował książki do torby. Wyciągnął bento w ładnym zielonym pudełku i uśmiechnął się lekko, widząc kartkę z życzeniami od mamy. Zawsze pisała to samo, ale kochał ten mały rytuał. Mari wzięła swoje śniadanie i ruszyła za Shoyo. Chciała się dowiedzieć od niego czegoś więcej.

– Będziesz chciała ze mną poodbijać Mari? – spytał znienacka rudowłosy, uśmiechając się radośnie. Jego radość musiała być strasznie przekonująca, bo dziewczyna odpowiedziała skinieniem głowy. Usiedli za budynkiem szkoły i otworzyli swoje pudełka. Oba dania wyglądały smakowicie dla wygłodniałych uczniów. 

– Opowiesz mi więcej o tej swojej miłości? 

– Musimy o tym rozmawiać? Nie możemy o siatkówce? – zapytał z widelcem w ustach, przez co wiele słów wydawało się nie do odczytania. Ku jego szczęściu czarnowłosa rozszyfrowała każde z nich.

– Nie znam się na siatkówce, na miłości też, ale chcę ci pomóc – odpowiedziała poważnie, wkładając do ust pierwszą porcję ryżu. – Jestem zaciekawiona, kto zakręcił ci tak w głowie.

– To... pewna osoba. Taka, która prędzej cię obrazi, niż powie coś miłego. Jednak nie chce niczego złego. Tak przynajmniej myślę. Motywuje mnie i sprawia, że nie chcę się poddać. Pomaga mi, nawet jeśli nawet nie próbuje. To niesamowite – mruczy cicho, zamykając delikatnie oczy. Zaciska dłonie na materiale spodni. – A jednocześnie sprawia, że cały się żarzę. Nie pozwala mi siebie wyprzedzić, cały czas muszę za nim biec. Chcę go pokonać, ale za każdym razem, gdy jestem na przyzwoitym poziomie, on jest jeszcze lepszy. Nienawidzę tego przyznawać.

– Rywalizujesz z nim? – spytała zaskoczona, patrząc na niego. Nie rozumiała, co miał przez to na myśli i przez moment poczuła się naprawdę głupia. Mogła musnąć to uczucie nieświadomości, które nie przyprawiało ją o dreszcze. Sprawiało, że nie musiała się martwić, ani o niczym myśleć. Przy Shoyo nabierała barw. Czuła się prawdziwa, a jej myśli i marzenia, również się takie stawały.

– Tak, gramy razem w siatkówkę – powiedział, rumieniąc się lekko. – Zaprosiłem go na kolację w piątek, a on wreszcie się zgodził. Moja mama była w siódmym niebie, kiedy dowiedziała się, że mam przyjaciela. Wszystko było w porządku, aż... Aż nie powiedział, że nigdy nie będzie w stanie mnie pokochać. 

Spojrzał ze smutnym uśmiechem do przodu, odciągając dwoma palcami koszulę od mundurka. Pokazał jej to, czego się bał najbardziej, o czym marzył jako dziecko. Dziewczyna rozszerzyła oczy, nie wiedząc co powiedzieć. Głos zamarł jej w gardle, a ona odłożyła bento i przytuliła go. Ot tak, bez żadnego uprzedzenia. Blizna na całe życie i ślad, który przynosi nieszczęście samotnym omegom. 

– Nie powinno było cię to spotkać – powiedziała cicho, zaskoczona swoją uprzejmością. Zwykle odsuwała od siebie wszystkich obojętnością i wrednymi komentarzami. Shoyo naprawdę miał w sobie coś niesamowitego. Nie tylko to, że potrafił się dogadać z każdym. Był najbardziej żywy z nasz wszystkich. Wielki, niezwykły. – Będziesz kimś wielkim Hinata-kun.

– To znaczy, że urosnę? – spytał radośnie, wywołując jej śmiech. On jednak pytał na poważnie. Zmarszczył urażony brwi, a po chwili wybuchł serdecznym śmiechem. – Wszystko w porządku Mari, nie musisz mnie pocieszać. Nie odpuściłem sobie ze ścianą, nie odpuściłem z próbami dostania się do drużyny. Przebrałem się za cheerleaderkę. Czy staranie się o miłość to przebije? Tego nie wiem, ale nie chcę się poddać.

Dziewczynie zaparło dech w piersi i przyznała sobie jedno w myślach. Podziwiała go. Za wytrzymałość, za próby, odwagę, miłość. Wszystko sprawiało, że również się tak czuła. Jakby współdzielił z nią właśnie uczucia. To było coś niesamowitego. Zabrał ją w świat, którego nigdy nie doświadczyła. Nie potrafiła do niego wejść. A on zrobił to tak po prostu. Nie chciała, żeby to uczucie zniknęło. Błogie uczucie, że jest naprawdę człowiekiem i tutaj rozgrywa się jej życie. 

Gdy zjedli swoje śniadanie, podnieśli się i rudowłosy pobiegł do swojej sali po piłkę. Wrócił z jedną i rzucił ją w stronę dziewczyny, która złapała ją w porę. Uśmiechnęła się lekko, wiążąc włosy w kucyka. Ustawili się tak, jak powiedział Hinata, a dziewczyna spróbowała mu rzucić. Spojrzała z zawodem na piłkę, która poleciała tam, gdzie nie powinna. Zdziwiła się, kiedy chłopak poderwał się do biegu i w końcu odbił w jej stronę piłkę. Zupełnie, jakby rzuciła mu ją na wprost. A to była naprawdę krzywa wystawa. Nie myśląc za wiele, uniosła ręce i odbiła nimi obracającą się piłkę. Widziała wzrok chłopaka. Podążał on za piłką. Nic innego nie istniało, a jego nogi ruszały się same. 

– Niesamowite – szepnęła cicho z podziwem, widząc, jak odbija kolejną słabą wystawę. To wydawało się niemożliwe, ale jego gra była naprawdę wzruszająca. Grał zupełnie na poważnie, jakby od tego zależało jego życie. Czy tutaj też nie dajesz za wygraną Hinata-kun? Myślała, gdy jej usta drżały na kołyszącym się wietrze. 

Sielankową grę przerwał dzwonek na lekcję. Gdy oddali piłkę, ruszyli do klasy zupełnie nieświadomi, że ktoś przyłapał ich na tej pięknej chwili. A do końca lekcji przesiedzieli z głową w chmurach. Zwykle skupiona i aktywna dziewczyna, zmieniła się dziś nie do poznania. Była zbyt leniwa, aby zetrzeć tablicę i zbyt zamyślona, żeby odpowiedzieć na pytanie nauczyciela. U Hinaty stan nieświadomości na lekcjach był czymś normalnym. Cudem zdał testy do tego liceum. Gdyby klasy były wybierane ze względu na kompetencje, prawdopodobnie Kageyama by też się tutaj znalazł. 

Gdy usłyszał zbawienny dzwonek na koniec lekcji, wstał ze swojego miejsca i machnięciem ręki pożegnał Mari. Ruszył szybko w stronę boiska, powtarzając sobie w głowie mantrę. A brzmiała ona: póki piłka nie uderzyła o podłogę, nie poddam się. Zamierzam walczyć do końca. Tylko że piłka była jego miłością, próbami, które utwierdzają go w przekonaniu, że jest zakochany. Jak widać bez wzajemności, ale kim by był, gdyby nie spróbował? Zamierza walczyć do końca. Nie ważne czy na boisku, czy poza nim. Wciąż pozostaje Hinatą Shoyo, przyszłym asem Karasuno! 

Wpadł do środka z uśmiechem, rozciągającym się aż po policzki. Przywitał się energicznie z Nishinoyą, a następnie przybił piątkę z Tanaką. Skinieniem głowy powitał go Sugawara, a młody kruczek przytulił się do niego mocno. Zdawał się być tryskającą bombą radości, która właśnie daje upust swojej radości. Dzisiejszym zachowaniem pokazywał całą radość, jaką w sobie skumulował, by się nie dołować. Chciał podziękować Mari, mamie i wszystkim. Wybić w sobie całą energię i zmarnować ją do cna w dzisiejszej grze. Chociaż był to zły pomysł w teorii i praktyce. Jakoś musi wrócić na swoim rowerze. 

– Witaj Hinata-kun – przywitał się z miękkim uśmiechem, widząc jego radość wręcz emanującą wokół niego. – Widzę, że jesteś radosny. Coś się stało dzisiejszego ranka?

– Nie odleć – rzucił Tsukki z lekkim ironicznym uśmieszkiem. Ruszył wraz z Yamaguchim do przebieralni, gdzie przebierał się już Daichi. Hinata nie wydawał się zgorszony, a wręcz przeciwnie. Cieszył się z towarzystwa wrednego i jakże inteligentnego blondyna oraz jego towarzysza, zielonowłosego ucznia z ławy.

– Też się cieszę, że cię widzę! – rzucił głośno, uśmiechając się szczerze. Tsukishima zatrzymał się, a jego mina stała się obojętna. Prychnął tylko i ruszył dalej, a za nim szybko poleciał zielonowłosy. Każdy zastanawiał się nie raz, co on widzi w Kai'u. Każdy ma w sobie głębię, którą można pokochać. Nawet taki diabeł w ludzkiej skórze, Kageyama. Hinata wiedział jedno. Zdecydowanie woli Tobio od wrednego okularnika. 

– Witaj Kageyama-kun. – Sugawara skinął ku czarnowłosemu, który oddał przywitanie. Rudowłosy spojrzał na niego, a uderzające w . Wyglądał jakby nie spał od kilku dni, a worki pod jego oczami nie ukryło nawet chłodne spojrzenie. Ruszył w stronę przebieralni, a za nim poszedł Shoyo. Niższy wszedł do przebieralni pierwszy i odłożył swoje rzeczy do szafki. Zaczął się rozbierać, ubierając na siebie lżejsze ciuchy na trening. Pozwolił sobie zerknąć na Kageyamę, ponieważ się o niego martwił. Z pewnością był zmartwiony, iż przebranie się jest taką trudną umiejętnością. Niezbyt przekonujące kłamstwo, nawet jeśli mówi je do samego siebie. Po sekundzie, gdy odnalazł niebieskie oczy, zawrócił nagle swoje oczy. Przebrał się do końca i wręcz wybiegł z pomieszczenia ze wstydem wymalowanym na twarzy. Został przyłapany. To było dziwne uczucie.

– Dzisiejszy trening będzie nietypowy – oznajmił Ukai, zapisując coś na notesie. Kiedy wszyscy się zjawili, ogłosił swój pomysł. – Pomyślałem o pewnej osobie, która nie spełniała się na swojej funkcji. Jest to wybitny siatkarz, który po kilkunastu latach gry oznajmił, że woli być skrzydłowym niż środkowym. Tym samym podsunął mi pomysł, jak najłatwiej poznać przyczynę waszych słabych stron. Żebyśmy wygrali następne zawody potrzeba czegoś więcej niż szybkiej ręki. Podzielicie się na dwie drużyny, a ja powiem wam jakie role pełnicie. Jednak, zanim zacznę, znacie wszystkie role w siatkówce?

Wszyscy odpowiedzieli zgodnie, potwierdzając. Hinata nie mógł wyjść ze zdziwienia, kiedy trener pokazał uczniom swoją rozpiskę. Było to skonstruowane na zasadzie wysokości, umiejętności lub byłych zmartwień innych. Rudowłosy zamarł, kiedy przeczytał swoje imię przy naklejce rozgrywający. Już w duszy szykował się na krzyki Kageyamy. Nie będzie tak źle, prawda? Przecież on zrozumie, że to tylko Shoyo. Nie ma mowy, aby go za to obwiniał.

Natychmiast wyobraził sobie krzyczącego na niego ciemnowłosego partnera, który wymachuje łapami i wysyła w stosunku do niego mroczne spojrzenie.
Za wysoko trzymasz ręce! Skup się głupku! O czym tak myślisz?! Postaraj się choć ten jeden raz! Boke! To był najgłupszy pomysł świata! Nawet nie umiesz utrzymać rąk w górze!
'Tak, to brzmi jak on.' Pomyślał z mizernym wyrazem twarzy.

Okazało się, że Tsukkishimie się nie poszczęściło jeszcze bardziej niż Hinacie. Grał bowiem na pozycji Libero, a znając jego wzrost mogą wystąpić różne sytuacje, które nie są przez nikogo oczekiwane. Pozycje libero przejmie też Ennoshita. Czemu akurat najspokojniejsi gracze są energicznymi libero?

Rozgrywającym tak jak Shoyo został również Tanaka, który znany jest z tego, że kocha odbijać piłkę na drugą stronę siatki. Zupełnie tak jak brązowooka omega. Obaj kochają to uczucie. Teraz muszą uspokoić swoje żądzę trzymania piłki, aby się nią podzielić z kimś innym.

Przyjmującym został Asahi, ponieważ trener chciał sprawdzić jego obronę. Po walce z żelazną ścianą pewność siebie asa na tym wyzwaniu poległa, dlatego czas, aby sprawdził jak się z tym zmierzyć. Nie tylko on padł ofiarą tej roli, ponieważ Kageyama słynny z tego, że oblicza trajektorię rzutu został dziś zsunięty na bok. Być może dlatego, by trener zauważył jak broni i atakuje ze skrzydła, ale i makabrycznym pomysłem byłoby zmienić cudowną dwójkę miejscami. Ukai dziś tego dokonał.

Yamaguchi wraz z Yū został wysłany jako środkowy-blok i było to najciekawsze połączenie dzisiejszego dnia. Yamaguchi znany od wirujących piłek i broniący dołem Nishinoya.

Ostatnia pozycja, to atakujący, który zajął Kapitan i Wice-kapitan. Zwykle osiadali na rolach defensywnych, jednak dziś muszą zmierzyć się z wyzwaniem ofensywy i wbić się w przestworza jak mała rudowłosa krewetka.

– Pomyślcie o tym jak o zabawie – poinformował ich Takeda, martwiąc się o to, że jeśli nabędą przyzwyczajeń na w nowym ustawieniu, nie łatwo będzie im powrócić do pierwotnego ułożenia. Ukai nie miał takich myśli i nie sądził, że to wszystko czego się nauczyli na swoich pozycjach, uleci im tak łatwo z głowy.  

Kiedy weszli na boisko każdy z nich nie wiedział gdzie stanąć. Jedni mieszali się z drużynami, inni z pozycjami. Było to wywołane niezręcznością i szokiem, jakim jest pozostawienie przyzwyczajeń z boku. Gdy trener pomógł się każdemu ustawić, zaczęto grę. Serwował jako pierwszy przyjmujący w tym przypadku Kageyama. A odbił ją Sugawara, grający w przeciwnej drużynie. Piłka została wprowadzona w grę. Hinata odbił ją, lecz z innej części dłoni niż powinno się to zrobić. Doszedł do tego, kiedy ściana odparła kulę i uderzyła Ukai'a w twarz. Trener zastanawiał się przez chwilę, czy jego własny głupi pomysł nie uderzył go właśnie w twarz. I doszedł do tego, że tak.

– Przepraszam! – rzucił Hinata z końca boiska. Czekał już na to, co powie Kageyama, ale nic nie nastąpiło. Zaraz po tym ciągnęło się pasmo niepowodzeń. Tsukishima zaplątał się w siatkę, Yamaguchi miał dwa delikatne stłuczenia, Daichi miał całe obdrapane ręce, a reszta musiała poradzić sobie z obolałą godnością. Wszyscy jak jeden mąż ruszyli do przebieralni, aby zakończyć ten fatalny trening. Przebrali się szybko i ruszyli do wyjścia, a wtedy rozpoczęły się rozmowy.

– Widziałeś mnie Nishi? – spytał Tanaka, uśmiechając się do siebie. Chyba jako jedyny był z siebie dumny. – To było odlotowe! Widocznie nadaje się też jako rozgrywający. Może cię kiedyś prześcignę Sugawara.

– Jeśli będziesz się starał i słuchał innych, może tak – powiedział spokojnie jasnowłosy z lekkim uśmiechem.

– A ja wymyśliłem nowy cios. Nazywa się Thunder blok! Jestem jak błyskawica, przed którą nikt się nie obroni, ani nie wygra – rzucił z uśmiechem Nishinoya.

– To było masakryczne – powiedział w końcu Asahi, gdy przypomniał sobie o jego blokach. – Nie potrafiłem nawet zablokować jednej piłki. Jaki ze mnie as?

– Najlepszy na świecie! – powiedział Yū, spoglądając na niego z podziwem. – Gdyby nie ty, nie dołączyłbym znów do Karasuno. Zrobiłeś o wiele więcej niż ci się wydaje, prawda?

Wszyscy przytaknęli, po czym Daichi zaczął mówić, kładąc dłoń na jego ramieniu:
– As to rola szlachetna, bardzo wyjątkowa i przyciągająca uwagę, ale wiąże się z tym ciężar, jaki musi nosić na swoich barkach. Nadajesz się do tej roli jak nikt inny.

Tymczasem kilka stóp dalej ciągną się próby Hinaty, w zwróceniu na siebie uwagi swojego partnera i kolegi. Jednak cały czas jest przez niego ignorowany. Zaczyna go to naprawdę męczyć. Żadne jego sztuczki nie dają skutków, ale nie chciał się posuwać do wypuszczenia większej ilości zapachu. Po drugie, nawet tego nie potrafił. Nie panował nad swoimi feromonami w pełni i mógłby sprowadzić na nich jeszcze większe problemy. Pozostały mu tylko słowa, które w zależności od ich użycia mogą pomóc lub zaszkodzić. 

– Kageyama, czemu mnie wciąż ignorujesz. Czy to przez to, co powiedziałeś u mnie w domu? – spytał cicho, urażony. Patrzył na punkt, znajdujący się między swoim butem a pobliskim pachołkiem ulicznym. 

– Nie. Nie mam na to czasu. Poważnie podchodzę do siatkówki i wciąż będę rozgrywającym, nawet jeśli skończę szkołę. Też się powinieneś na niej skupić, jeśli chcesz nadal grać – powiedział zimnym głosem, podobnym do jego normalnego. Jednakże ten był zimniejszy, o wiele. Zupełnie jakby mówił do osoby, którą widzi po raz pierwszy i już mu zawiniła. Jakby odrzucił wszystko, czym był dla niego rudowłosy. 

– Zrobiłem coś źle? – wciąż dopytywał, tworząc grymas na twarzy. – Jeśli tak, powiedz mi to w twarz! Rzuć jedno ze swoich wyzwań, bo dobrze wiesz, że to zrobię. Jak z przyjmowaniem, zaprzyjaźnieniem się z tobą i lepszym graniem.

– Wiem, że to zrobisz – szepnął cicho, mimo że miał ochotę dodać arogancki komentarz, ale tego nie zrobił. – Tego najbardziej się obawiam. 

– Pośpieszcie się zakochane ptaszki! – rzucił Tanaka z drugiego końca ulicy. Hinata delikatnie się uśmiechnął, przypominając sobie, gdzie jest. Co robi. Dla kogo to robi. Wziął orzeźwiający oddech i walnął się delikatnie w pierś, żeby dodać sobie pewności siebie. Po wszelkim płaczu, jaki wylał w swoją poduszkę, rozsadzała go energia od środka. To była jego piłka, nie potrafił pozwolić jej opaść, nawet jeśli groziło mu to wleceniem w ścianę. Zrobi to, bo póki piłka nie uderzyła o ziemię, gra toczy się dalej. Póki jego miłość wciąż ma szansę, nawet znikome, nie spuści jej z oka. 

– Sklep z mięsnymi bułeczkami jest zamknięty – powiedział Tanaka z podejrzaną miną. – Na szczęście Sugawara zna jeden ze sklepów, który otwarty jest po późnych godzinach. Chodźcie nim zmieni zdanie i za nas nie zapłaci. 

– Podobno ten sklep nie ma zbyt dużo japońskich przepisów. Nie próbowałem niczego spoza granicy, prócz trójkątnych kanapek ze stacji benzynowej – wyznał Nishinoya, a sposób, w jaki to powiedział i jak przesadzał z heroizmem w swoim głosie, był komiczny. 

Posiadłość nie była zbyt duża i mieściła się między bliźniakami, ale kolorystycznie wyróżniała się między nimi. Obudowana była ciemnymi deskami z dwoma dziurami na duże okna. Przez nie widać było przytulny wygląd małej kawiarni. Kilka miękkich kanap, a przy każdej stoliki z ładnie ułożonymi serwetkami. Były zrobione pod origami łabędzia. W środku było kilka osób, które zajadało się smakiem potraw różnego świata. Kobieta z dzieckiem na kolanach, jedząca frytki. Kierowca z długą brodą, trzymający w obu rękach hamburgera. Kilka dzieci, wyglądające, jakby uciekły właśnie z domu. Paczka znajomych, bawiąca się w najlepsze i kilkanaście pustych siedzisk. Drużyna wpadła do środka przez ciemne, wręcz czarne drzwi i zasiadła na kanapie w kształcie prostokątnej literze "u". Każdy zajął miejsce, przez co zrobiło się na niej ciasno. Na szczęście dwie z tych osób - Daichi i Sugawara zabrali krzesła z innych pustych stolików i usiadła przy naszym. Mnie, Kageyamie, Nishinoyi i Tanace pozostało albo stać, albo wcisnąć się do tej zgrai siedzących. Wybraliśmy oczywiście drugą opcję, znów zapychając kanapę. Na szczęście zdołaliśmy się tam wcisnąć, pomimo że brakowało już wolnej przestrzeni. 

– Co chce- – Nagle słowa Sugawary przerwał telefon, dudniący w kieszeni Hinaty. Wstał, zauważając wzrok przypadkowych ludzi na sobie. Ruszył do wyjścia, aby na spokojnie odebrać telefon. Był przekonany, że to jego matka, która martwi się o jego powrót wieczorem do domu. Jakie mogło okazać się jego zdziwienie, kiedy zobaczył na wyświetlaczu imię swojej dobrej koleżanki z klasy. Ostatnio wydawała mu się bliższa niż kiedykolwiek. Może to przez całą tę akcję u pielęgniarki albo to, że nie oceniała go, gdy nakładał strój cheerleaderki? 

– Halo? Tak Mari? – zaczął rozmowę swoim pytającym tonem głosu.

– Będę mogła jutro przyjść na wasz trening? Spytaj kapitana drużyny. Chodzi tylko o mnie, nie o całą moją drużynę. Do usłyszenia Sho – Dziewczyna rozłączyła się, szybciej niż był w stanie cokolwiek powiedzieć. Spojrzał nieco skołowany na swoją komórkę i westchnął, darując wiatru trochę swojego oddechu. Była widocznie zdenerwowana, ale czemu tak nagle zadzwoniła? 

Kageyama wyszedł z lokalu w całkowitej ciszy, jakby była mu dobrą przyjaciółką od dawna. Usiadł obok niego na bruku, spoglądając przez siebie. Przypomniał mu się moment, kiedy wykrzykiwał, że nigdy nie będzie z nim współpracować. Nie minął nawet rok, a jego zamiary tak drastycznie się obróciły. Ich relacja również się zmieniła, wręcz nie do poznania. Chyba bez ich zgody, można byłoby nazwać ich kochankami, nawet jeśli nie wyrażali takich uczuć do siebie publicznie, ani prywatnie. W końcu prawnie są narzeczonymi, przez to jedno głupie ugryzienie.

– Ach, to ty – powiedział nieco nerwowo Hinata, patrząc na towarzysza. W tej chwili cała jego głowa była przepełniona dziwną prośbą dziewczyny. Czemu tak nagle zadzwoniła? Była naprawdę pozna godzina. – Przestraszyłeś mnie.

– Nie wiedziałem, że jestem aż tak straszny – powiedział cicho, opierając dłoń o zimny chodnik.

– Mhm – wymruczał w nerwach, przypominając sobie sytuację z odbiciem. Wtedy zobaczył, jak cała okrutność przelała się na jego wyraz twarzy. Wzdrygnął się, po czym uniósł głowę na czarny bezkres. Skupił swoją całą uwagę na rozgwieżdżonym niebie. – Cieszę się, że wciąż ze sobą gramy.

Brunet skinął głową, wpatrując się w ten sam punkt co osoba obok niego. Chwiejnym głosem odpowiedział:
– Ja też – po chwili jednak jego głos zmienił się na pewny. – Ale nie myśl, że tak łatwo mnie pokonasz.

– Wiem! Ale dam z siebie wszystko... Nie ważne jak ciężko by nie było, nie poddam się, póki nie braknie mi sił – odparł, na co kącik ust Kageyamy uniósł się odrobinę. Praktycznie niewidoczne, jednak powędrował w górę.

– Mam nadzieję – powiedział, choć chciał przeprosić go za to, co się stało u niego w domu. Nie miało zabrzmieć tak nieprzyjemnie. Zwłaszcza że miał na celu uspokoić też jego byłą opiekunkę. Nie chciał się mieszać do sielankowego życia rodziny omeg. Za każdym razem, kiedy chciał przeprosić, pojawiała się gula w gardle, która mu go uniemożliwiała. Nie chodziło o to, że nie potrafił się przyznać do własnego błędu. Bał się zniszczyć go na nowo, kiedy znów odzyskał siły.

– Hej! Wracajcie, nasze zamówienie przyszło. – Daichi poinformował ich o tym, psując miłą atmosferę wokół nich. Nieco niezręczna, ale przyjemnie było milczeć przy osobie, którą się kocha. Podobno tylko jeden jej dech wystarczy, aby poczuło się lepiej. Jeśli tak nie było, być może to Hinata jest typem osoby, która się przesadnie paja miłością. Nawet gdy został odrzucony, nie poddawał się. Mur rósł, ale on wraz z nim. Ani blokada, ani Hinata nie zamierzali się poddać. Jak szaleni pięli w górę, nie przejmując się konsekwencjami. Wiedział, że musi go przeskoczyć. Gdyby nie potrafił, nie byłby Hinatą.

– Nie było was, więc zaryzykowaliśmy. Mam nadzieję, że nie jesteście uczuleni na żaden składnik – powiedział Sugawara, zbliżając do dwójki kubeczki. Oba były wypełnione po brzegi czekoladowym milkshakiem z bitą śmietaną i skórkami pomarańczy. Całą dopełniła wisienka, niegdyś na torcie, a dziś stroiła taki prosty koktajl. – To dziesiąta pozycja z karty, nazwali ją szczęśliwą drogą. 

– To pewnie nawiązuje do drogi mlecznej – udzielił się Nishinoya z uśmiechem oraz zamkniętymi oczami. – Jadłem kiedyś takiego batonika, też jakoś się podobnie nazywał. Był w dechę!

– A może to coś jak szczęśliwej drogi? Czasem mówi się "szerokiej drogi" na pożegnanie, ale to nie pasuje kompletnie do shake'a – powiedział Ennoshita, wywołując kilka śmiechów. Nie znali nikogo, kto z takim poszanowaniem mówiłby o deserze.

Wszyscy skupili się na swoich napojach, ale niektórzy byli bardziej rozkojarzeni niż zwykle. Hinata rozmyślał o tym, jak zbliżyć się do Kageyamy. Tobio o tym jak go unikać. Nishinoya myślał zawzięcie o batonikach z automatu. A Sugawara rozmyślał o swojej przyszłości. Cała grupa miała zbieżne interesy jednak mieli wspólny cel. Grać i wygrywać następne zawody. Pokazać innym, że się mylą i że dalej są zagrożeniem dla umiejętnych grup siatkarskich.

– Za kruki, które wkrótce wlecą w przestworza! – Kapitan drużyny uniósł kubek, składając toast.

– Za kruki! – powiedziała reszta, również unosząc swoje kubki. Słychać było dźwięk uderzania o siebie szkła, a po chwili gromki śmiech, niektórych z drużyny. Nie przejęli się deszczem, który zaczął padać za wielkimi oknami. Mieli tutaj własne słońce. Słońce, które nigdy nie gaśnie. 

-------------------------------------------------------

Witajcie po dłuższej przerwie.
Mam nadzieję, że nie zapomnieliście całkowicie o fabule.
Przepraszam, że zostawiłam was bez słowa, ale wpierw wakacje, potem sytuacje rodzinne, a następnie nowy laptop. Dzięki niemu miałam się motywować i pisać więcej. Słabo wyszło, ale staram się i będę się starać kiedy zacznie się piekło, ehem, znaczy szkoła...
Jesteście już gotowi materialnie i psychicznie?
Ja tak średnio.
p.s. wypisałam dla was 4470 słów, moje biedne palce i poświęcenie. 
p.s.s. błagam nie pytać mnie o co chodzi z tytułem. Sama nie wiem .-.
~ Disa

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top