Rozdział 22 ⟩ Shigeru Amegafuru
Hinata pedałował tak szybko jak tylko mógł, by zdążyć do szkoły. Wyjechał o wiele później niż zawsze, a jeszcze miał spotkanie z Kageyamą w sprawie jego kluczy. Żeby w taki dzień zaspać trzeba mieć naprawdę dużego pecha. Chłopak niemalże wjechał w bramę szkoły, ale na szczęście udało mu się uniknąć tej przeszkody. O mały włos, pomyślał chłopak, wzdychając z ulgą.
– Hej Kageyama – rzucił zadyszany chłopak, oparłszy dłonie na kolanach. Zgiął się odrobinę, kiedy próbował złapać oddech. Nie dość, że pedałował jakby jutra nie było, to jeszcze widząc Kageyamę wpadł na świetny pomysł, by przebiec ten dystans. Teraz czuł jakby wewnętrznie umierał i nie było to spowodowane jego kondycją, a miał ją całkiem dobrą.
– Hej Hina – mruknął Tobio, spoglądając na niego. Po chwili zorientował się, że chłopak jest zadyszany. Twarz rudowłosego rozjaśniła się, słysząc ten uroczy skrót. Pozwolił sobie wziąć jeszcze kilka chciwych oddechów, aż się wyprostował.
– Przepraszam za problem Kageyama. Masz te klucze? – spytał Shoyo, uśmiechając się lekko. Pragnął się do niego przytulić, czuć jego ciało zaraz przy swoim, ale nie potrafił się ruszyć z miejsca. Jakby jego nogi wtopiły się w asfalt. Na szczęście z jego oczami było w porządku i mógł się wpatrywać w niebieskookiego.
– Mam, nie zapomniałbym – odparł poważnie czarnowłosy, wyciągając z kieszeni klucze, które wydały z siebie brzdęk. Podaj je niższemu z lekkim uśmiechem, a ten je przyjął bez żadnych sprzeciwów. Brązowooki zaczął zastanawiać się jak może się mu odwdzięczyć, kiedy chował swoją własność do kieszeni. Zbliżył się do swojego rywala, przyjaciela i partnera w jednym, nie dane mu było pobyć z nim sam na sam.
Nagle usłyszał z tyłu nieśmiały głos:
– Witaj Shoyo.
Odwrócił się i spojrzał na chłopaka o bujnych włosach. Był to już dobrze mu znany Shigeru. Wszędzie mógł rozpoznać te rozczochrane, powykręcane na wszystkie strony świata loki. Uśmiechnął się do chłopca o zapachu skoszonej trawy, wymieszanej z zapachem deszczu. Wszystko to było kojące i czuł się przy nim dobrze, ale pokochał już inny zapach. Mniej spokojny, a bardziej ostry i słodki. Zapach jego kolegi z klasy, przypominał mu trochę zapach Oikawy.
– Witaj Shiga – odparł pogodnie Hinata, wciąż się delikatnie uśmiechając. Spojrzał wprost w oczy kolegi z klasy, lecz te były trochę inne. Nie tak spokojne jak zawsze. – Też zaspałeś?
Rozgrywający skrzywił się mocno, nie dość, że został właśnie zignorowany, to jeszcze bał się o to, co się tutaj świeci. Niezadowolenie rosło wraz z upływem czasu i nie sposób było zatrzymać tego szalejącego huraganu w jego głowie. Przyciągnął starszego bardziej do siebie, cicho warcząc. Czuł jak alfa w nim bardziej przybiera na sile. Jedyne czego chciał, to chronić swoją omegę. Nie było w tym nic dziwnego.
– Kageyama, nic się nie dzieje. To Shigeru Amegafuru, beta z mojej klasy – powiedział spokojnie Hinata, uśmiechając się lekko. Nie wiedział co się działo z jego alfą, ale próbował go uspokoić. Zbliżył się do niego bardziej, co wywołało niezadowolenie w oczach drugiej alfy.
– Beta? Nie czujesz tego? To alfa – rzekł z dużym grymasem wyższy, spoglądając na kolegę z drużyny z ukosa. Shoyo jedynie rozszerzył odrobinę oczy, pozwalając zapachowi Amegafuru dostać się do jego nosa. Nie przypominał bety, ale jego usposobienie mu przypominało idealną betę. Jednak faktycznie, nigdy nie spytał go o jego drugorzędną płeć.
– Nigdy nie mówiłem, że jestem betą. Czy naprawdę ci na nią wyglądam? I kto to niby, twój chłopak? – Zwykle nieśmiały Shiga, zaczął ironicznie go wypytywać. Musiał przejść serię pytań zadanych przez matkę, a teraz zielonooki dodawał oliwy do ognia. Czy naprawdę miał aż tak ciekawe życie? Nie rozumiał, czemu z każdym krokiem jest przepytywany. I czemu pytają o życie prywatne, a nie o siatkówkę?
– To nie jest mój chłopak, to mój przyjaciel – odpowiedział szczerze rudowłosy, próbując wyplątać się spod jego rąk. Żelazny uścisk wyższego jednak mu nie ustępował.
– Skoro to nie jest twój ukochany, może pójdziemy do klasy nim się spóźnimy? Już chyba zaczęły się lekcje – powiedział pewnie chłopak o oczach, przypominających dwa szmaragdy. Hinata wszedł między młot, a kowadło. Mógł się jednak nie spieszyć, na lepsze by mu to wyszło.
– Dzięki za klucze Kageyama, ale lepiej już pójdę do klasy. Jest naprawdę późno – mruknął z niezadowoleniem brązowooki, machając mu. Czarnowłosy również nie wyglądał na zbyt zadowolonego, ale on często był markotny i smętny. To zaczęło być jego znakiem rozpoznawczym.
Po chwili Shoyo ruszył w stronę klasy, a za nim ruszył Shiga. Nie wybrał nikogo, ale chciał dostać się do klasy. Ukradkiem spojrzał na niebieskookiego po czym zniknął za ścianą. Rozbrzmiał dźwięk, oznaczający rozpoczęcie lekcji. Odrobinę przyspieszył swoje kroki, błagając w myślach, aby nauczyciela jeszcze nie było. Po co się więc tak spieszył, skoro i tak się spóźni?
Chłopcy przeprosili za spóźnienie i usiedli do swoich ławek. Nie minęła długa chwila, a Hinata poczuł lekkie trącenie w plecy. Następnie Shigeru, siedzący za nim podał mu poskładany liścik. Delikatnie go otworzył, skanując wzrokiem jego zawartość. A było tak napisane: "Wybacz, że wprawiłem cię w zakłopotanie, ale nic mnie tak nie irytuje jak zazdrosne alfy".
Ten spojrzał zdezorientowany na papierek, wywracając go na drugą stronę. "Zazdrosne?" nabazgrał szybko odpowiedź, oddając ją do tyłu. Usłyszał ciche parsknięcie za plecami, ale nie ośmielił się odwrócić. Zupełnie nie interesowała go ta lekcja, ale nie chciał zostać z niej wywalony.
"Nie widzisz tego?", kolejna karteczka wpadła w jego ręce. Spojrzał zdezorientowany na kartkę zderzając się z rzeczywistością. Czasem wydawało mu się, że wie wiele rzeczy, jednak teraz czuł jak jego mózg zdrętwiał i zaczął przetwarzać fakty. Kageyama? Ten Kageyama? Król całego parkietu zazdrosny? Jakoś jego mózg nie potrafił zrozumieć tej informacji.
Kolejna kartka w niego uderzyła i to dosłownie. Pochylił się nad kartą i ją przeczytał, widząc, że to jedynie ironicznie pytanie co do jego zagubionej buźki. Sądził, że ten chłopak jest nieśmiałym introwertykiem, a wystarczyło tylko jedne spotkanie z Kageyamą, by się na nim poznać. Kto by się tego spodziewał?
Wywrócił oczami, chcąc już odpisać równie kąśliwe, gdy nagle jego imię zostało wywołane u nauczyciela. Podniósł się z krzesła i spojrzał niezrozumiałe na nauczyciela. Ten tylko westchnął, kręcąc z rozczarowaniem głową.
– Myślisz, że nie widzę, iż wysyłasz liściki ze swoim kolegą? Jeśli chcesz się czymś podzielić, to może powiesz to przy wszystkich? Też chętnie posłuchamy – powiedział z zawodem starszy mężczyzna, uciszając obu chłopców. Dwa prześmiewcze zdania to było już za wiele dla dziesiątki Karasuno. – Przyjdź wraz z kolegą po lekcjach, byśmy mogli porozmawiać o tym incydencie. A teraz nie marnujmy już więcej czasu. Możesz już usiąść Hinata.
Rudowłosy westchnął, czując na sobie przepraszające spojrzenie ucznia z tyłu. Nie było to już dla niego ważne. Nie chciał jeszcze bardziej podpaść nauczycielowi, zwłaszcza, że prawdopodobnie i tak spóźni się na zajęcia. Może tym razem Kageyama nie będzie miał czasu rozerwać go na strzępy. Wtedy wyglądał naprawdę strasznie. Na samą myśl Shoyo się wzdrygnął.
Kończąc te wszystkie nudne lekcje, ruszył w stronę sali, w której odbywały się jego pierwsze zajęcia. Były one na pierwszym piętrze w jednej z gorzej wyposażonych klas. Była to lekcja językowa, więc brak globusów czy wielkich tablic nie był utrudnieniem. Kiedy już tam doszedł zobaczył drugiego winowajcę. Czuł się dziwnie z wiedzą, że nie będzie się dziś ścigać z Kageyamą. Robił to prawie zawsze i stało się to pewnego rodzaju rytuałem.
– Hej Shoyo, wybacz za tamto – mruknął Shiga, wsuwając dłoń w swoje loki. Nie wyglądał jakby było mu przykro, choć i tak przyjął te przeprosiny. Prócz tego, że spóźni się dziś na trening nic się nie stanie. Świat się od tego nie zapadnie.
– Nic się nie stało, mogłem po prostu nie odpisywać. – Mniejszy wzruszył ramionami, spoglądając na korytarz. Przerwa skończyła się dwie minuty temu, ale nauczyciela jak nie było tak nie ma. Zastanawiał się o czym będą rozmawiać, jednak bał się, by nie miś ale siedzieć po godzinach w klasie. On i tak to robi, ale nie marnuje tego czasu na siedzenie i nic nie robienie.
Nie wiedział ile czasu minęło, ale zdążył już przeszurać butami o gładką podłogę i policzyć okna w tym holu. Shigeru nie był teraz zbyt rozmowny, a brązowooki nie chciał na niego naciskać. Zmuszanie kogoś do odpowiedzi, nigdy niczego dobrego nie przyniosło.
W końcu raczył się zjawić jakiś pracownik, który powiedział, że nasz nauczyciel miał jakiś wypadek w domu i musiał szybciej wracać. Upiekło nam się i to bardzo. Nigdy wcześniej nie czułem takiej ulgi, ale i zdenerwowania. Bądź co bądź zmarnowałem tutaj nie wiadomo ile czasu, czekając na to co się stanie.
Bez słowa pobiegł w stronę wyjścia, prawie wbiegając w jakąś uczennicę klasy wyższej. Na szczęście obyło się bez ofiar i bez wypadków oraz bezpiecznie dotarł do hali. Wiedział, że będzie czekało go tłumaczenie się z tego wypadku i w głowie układał już co powie Sugawarze. Przeszedł przez drzwi zdyszany, spoglądając na resztę. Już zaczynali ćwiczyć, a tylko on jedyny się spóźnił.
– Co tak późno Hinata? – spytał Sugawara, łapiąc piłkę w ręce. Chciał wiedzieć co zatrzymało młodszego, bo naprawdę zdziwił się, nie widząc go u boku Kageyamy. Zazwyczaj ścigali się o to, kto przybędzie pierwszy. Jednak dziś czarnowłosy przyszedł sam i w dodatku zamyślony, jakby był w innym świecie. Nikt, ale to dosłownie nikt nie wiedział o co mu chodzi.
– Musiałem zostać po lekcjach – przyznał, wzdychając męczeńsko. To wcale nie tak, że jego celem było wymiganie się od treningów. Nie czuł się temu winny, choć żałował, że wysyłał te liściki z Shigą. W końcu za nic by mu nie kazali zostać i tyle czekać.
– Rozumiem, dzielimy się w pary i ćwiczymy we dwójki. Pewnie będziesz chciał być z Kageyamą, wydaje się dziś jakiś nieobecny – przyznał starszy i skierował się w stronę swojej pary.
– Hej Kageyama – rzucił radośnie pomarańczowowłosy, a po chwili piłka trafiła w jego twarz. Zamrugał, słysząc jak piłka upada na podłogę. Spojrzał zdezorientowany niebieskookiego, który unikał z nim kontakt wzorkowy. – Co to było?!
– Mówiłeś, że jesteś w stanie odbić każdą piłkę. Myliłeś się? – spytał rozgrywający, uśmiechając się krzywo. Wreszcie na niego spojrzał, ale to nie był taki wzrok jakiego oczekiwał. Było w nim więcej negatywnych uczuć niż w tym przerażającym uśmiechu. – Skup się.
– Ale nie musiałeś rzucać mi tą piłką w twarz – odparł jasnowłosy, marszcząc brwi w geście irytacji. Zastanawiał się z jaką fazą wkurzenia Tobio rozmawia. Kiedyś znudzony wymyślił skalę zdenerwowania swojej alfy, kiedy jeszcze nie był jego. Prawdopodobnie ta skala osiągnęła już poziom szósty z dziesięciu. Był jeszcze jedenasty i nie chciałby go zaznać na skórze. Jest nieprzewidywalny, dlatego Shoyo umieścił ten stopień poza skalą.
– A ty mogłeś odbić, ale tego nie zrobiłeś – mruknął, a uśmiech zniknął z jego twarzy. Powoli wkraczali na ósmy poziom, czego Hinata bardzo by nie chciał. Nie miał ochoty zajmować się humorzastym alfą, a tylko z nim pograć. Czy właśnie nie tak powinien wyglądać jego powrót? Nie miał ochoty bawić się uczuciami wyższego, ale nie chciał być zobowiązany wobec niego. To stało się przez przypadek i powinien się cieszyć, że uniknęliby rozmowy o więzi. Jednak nie wyglądało na to, żeby niebieskookiemu było to całkiem obojętne.
Reszta ćwiczeń ciągnęła się bez podobnych akcji, lecz Kageyama był strasznie rozkojarzony. Zamiast idealnego wymierzenia, uderzył go piłką po palcach a raz nawet nie zdołał do niego dobić. Kim jest on? Rzecz jasna Hinata. Kiedy miał podać komukolwiek innemu z drużyny robił to bez zarzutu, ale nie całkiem skoncentrowany. Nie potrafił się jednak dostosować do ruchów Shoyo. Zawsze czuł jego obecność, zapach i słyszał jego kroki. Teraz czuł się jakby nie było tam nic, jakby znów serwował do nikogo. Ta myśl całkowicie go złamała.
– Kageyama, co się dzieje? – spytał brązowooki już na granicy wytrzymałości. Palce go bolały od ciągłego walenia ich piłką. Czarnowłosy nie uderzał piłki mocno, ale prędkość nadrabiała siłę. Zaczął rozmasowywać wcześniej wspomniane palce, czując ich ból.
– Co mi się dzieje? – zakpił niebieskooki, doświadczając uczucia pustki, gorzkości. Nie był w stanie tego kontrolować i to wytrącało go z równowagi. Spojrzał na niego nieprzyjemnie, kładąc dłonie na jego ramiona. Ścisnął je i zmrużył oczy. – Naprawdę chcesz wiedzieć co mi się dzieje?
– Teraz nie jestem do końca pewny – mruknął środkowy, czując jak Kageyama ciągnie go w stronę szatni. Nie przejął się kompletnie tym, że ćwiczenia jeszcze się nie skończyły. Ostatnie czego by chciał to wprowadzić jakieś zamieszanie lub wystawić się na pośmiewisko na hali. Shoyo spojrzał w oczy, przypominające mu szafiry, które widział na jednej wystawie.
– Nie mogę przestać o tobie myśleć Hinata! Naprawdę nie wiem co zrobiłeś i jak to dokonałeś, ale moje myśli obracają się wokół ciebie... Na cokolwiek nie spojrzę. To już przerażające. Czemu mnie zaprosiłeś do domu, wiedząc, że masz niedługo ruję? Zaplanowałeś to? – spytał wściekły, pchając niższego na pobliską ścianę. Spojrzał na niego nienawistnie, co zabolało brązowookiego. – Nawet jeśli... To czemu kręcisz się wokół niego? Jesteś cały w jego zapachu... pachniesz jak trociny połączone ze zgniłymi jabłkami.
– N-Nie, ja – zaczął cicho, spuszczając głowę na dół. Nie był w stanie skłamać Kageyamie w oczy. To była prawda, planował to. Ale to nie on miał być tym, który miał wpaść w tą pułapkę. Wydarzyło się to całkiem przypadkowo, a wręcz można rzec, że z grzeczności. Kiedy tylko poczuł na sobie nieprzyjemny wzrok, czuł jakby coś się w nim złamało. Może to poczucie bezpieczeństwa, odczuwalne przy jego bliskości? Łzy zgromadziły się w jego oczach. Więź to tylko problemy i ból. Miał nadzieję, że teraz wszystko się ułoży, ale to nie był film. – Wokół kogo? Z tego co wiem, to ty mnie ugryzłeś! Wykorzystałeś w rui i ugryzłeś! To ja powinienem być tutaj zły...
– Ah, czyli tak to pamiętasz? Szkoda, że twoja wersja różni się od prawdziwego biegu wydarzeń. To ty zacząłeś się do mnie kleić i błagać. Myślisz, że nie czuję się temu winny?! Czuję, każdego dnia żałuję, że cię oznaczyłem – odparł chłodno, unosząc siłą jego podbródek. Kiedy zobaczył jego zapłakaną twarz, wreszcie się opanował. Jednak trochę za późno. Bał się, że tym razem Shoyo rzeczywiście go zostawi. I zamiast pustki, naprawdę go nie będzie, zniknie... – Hinata... ja nie chciałem.
– Zostaw mnie – warknął, krzywiąc się znacznie. Nie mógł słuchać więcej jego słów, za każdym razem trafiały wprost do jego serca, raniąc go coraz bardziej. Nie mógł zapomnieć o słowach, które usłyszał przed chwilą. Naprawdę żałował... Jak on mógł być taki głupi, kiedy myślał, że Kageyama naprawdę go lubi. Cały czas patrzył na niego z góry, nawet teraz. – Powiedziałem puszczaj mnie!
Zamiast jego kazań Tobio zaczął ścierać łzy spod jego oczu. Nie wyglądał z nimi zbyt dobrze i raczej nigdy nie będzie. Wolał widzieć mniejszego z uśmiechem na twarzy, niż z zasmarkanym nosem i kroplami słonej cieczy moczącymi jego twarz. Tak bardzo chciał zapewnić go, że jest jedyną osobą, na której mu tak cholernie zależy i zobaczyć jego piękny uśmiech. Słyszeć swoje imię z jego ust i cieszyć się każdym jego dotykiem. A zamiast tego doprowadził jego piękność do płaczu. Westchnął ciężko, przyznając się przed sobą do błędu. Ale jak mógłby to naprawić?
– Przepraszam Hinata – szepnął cicho, wtulając głowę w zagłębienie jego szyi. Te dwa słowa wymagały od niego nadnaturalnej siły psychicznej. Z trudem udało mu się je wyksztusić, ale czuł, że jeszcze będzie musiał to powiedzieć więcej niż jeden raz. Pogłaskał uspokajająco jego włosy, czując się odrobinę niezręcznie. Jednak dla niego najważniejszym było, aby uspokoić swoją omegę. Kiedy zobaczył spokój na twarzy pomarańczowowłosego, dopiero wtedy go puścił. – Wracajmy, zajęcia się wciąż nie skończyły.
Gdy tylko wyszli z pokoju klubowego, Kageyama starał się być blisko Shoyo, aby w razie czego go ochronić. Nie był w stanie mu odpokutować za tą krzywdę, ale mógł chronić go przed innymi, ale i przed sobą. Dopiero teraz Hinata zauważył, że nie pachnie już jak Shiga, a całkowicie jak Kageyama. Pewnie przez to inni tak się patrzą. Przypuszczalnie słyszeli krzyki dochodzące zza drzwi.
– Może skończymy dziś wcześniej? I tak został tylko kwadrans do końca zajęć – zaproponował Sugawara, a pierwszym który się z tym zgodził był Tsukishima. Blondyn chyba naprawdę chciał iść do domu. Dzisiejszy trening nie był aż tak ekscytujące co inne, a odbiło się to na samopoczuciu graczy. Masowo weszli do pokoju klubowego, by jak najszybciej stąd wyjść. Tym razem to Asahi i Noya mieli sprzątać salę.
Gdy dziwny duet się przebrał, bez ogródek ruszyli do wyjścia. Nie odezwali się do siebie słowem, ale za to trzymali się ramię w ramię. Wystarczała im własna bliskość, sprawująca poczucie bezpieczeństwa i komfortu. Nie przeszkadzałoby im trzymanie za rękę gdyby nie fakt, że żaden z nich nie chciał zrobić pierwszego kroku.
– Hej Shoyo! Miałem nadzieję, że cię złapię. Wypadło ci z kieszeni – rzucił Shigeru, rzucając w jego stronę kluczami. Ten tylko pochwycił je bez żadnego słowa i spojrzał niepewnie na ziemię. To już kolejny raz, w którym mógł zgubić klucze. Rodzicielka by go za to zabiła, zwłaszcza, że ostatnio zdarzały się napady w ich okolicy. A była niegdyś taka spokojna. – Skąd ta mina?
– Dzięki za klucze – mruknął i schował pęk do kieszeni, ani razu na niego nie spoglądając. Tobio był zadowolony z zachowania brązowookiego, ale jego kolega z klasy najwyraźniej nie pałał radością. – To nic takiego. Jestem po prostu zmęczony.
– Jeśli chcesz mogę ci ponie-
– Nie musisz – stwierdził Kageyama z kąśliwym uśmiechem, przyciągając niższego do swojego boku. Zdecydowanie już sam wolał zająć się starszym, niż pozwolić temu gadowi się do niego zbliżył. Spojrzał ukradkiem na zaskoczonego, ale i rumianego chłopaka, wtulającego się w jego bok. Pewnie zrobił to nieświadomie, niemniej jednak wciąż wyglądał uroczo. Gdyby zwierzęta go lubiły, mógłby przyznać, że Hinata przymila się do niego jak mały kotek. – On nie potrzebuje twojej pomocy.
– A kim ty jesteś, żeby za niego mówić? – spytał ironicznie pan loczek, chwytając dłonią pasek torby. Był widocznie zirytowany, bo ściskał go jak szyję swojego najgorszego wroga. Jego twarz była wroga, jakby miał się na niego zaraz rzucić. Nie wzbudziło to grozy w niebieskookim, a bardziej szczere rozbawienie.
– Kim ja jestem? – powtórzył z drwiną, obejmując niższego ramieniem. Chciał zrobić na złość Amegafuru, ale i kochał ciepło, pozostawione przez Shoyo. Wstrzymał na chwilę głos, uśmiechając się szyderczo. Czuł jakby znów miał wszystko w swoich rękach i to wprawiało go w grzeszną pewność siebie. – Jego alfą.
.................................................................................
NIKT SIĘ NIE SPODZIEWAŁ HISZPAŃSKIEJ INKWI-
zaraz... To nie tutaj. Zapomnijmy o tym.
Pewnie nikt nie spodziewał się dziś rozdziału. Pracowałam nad nim długo i mozolnie, a dobiłam do 3000 słów. *wyobraźcie sobie fajerwerki i konfetti*
Nominuję - taszka7 , gdyż na taki rozdział czekała XD
No i chcę podziękować za komentarze i porady Everything_bad , może kiedyś dzięki tobie ta książka będzie mieć jakąkolwiek wartość <3
To tyle...
Miłego dnia i życzę powodzenia niedługo dla maturzystów.
~ Disa
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top