"...tak śmiesznie..."
Generał Krupa był martwy. Zdrajca został zlikwidowany, jego zwłoki spalone w piecu garncarskim, a popioły rozsypane na grządce z różami.
Wszyscy w dworku Arjseniewych byli w końcu spokojni, w końcu kto jeszcze zagrażał im od wewnątrz? Nikt. Właśnie dlatego upijali się w swoich domach na umór. Ale Anastazja Natallya Arsjeniewa nie siedziała w dworku. Wolała pojechać do prokuratury, choćby po to, żeby zobaczyć postępy w poszukiwaniach Magnety. Wszystkie raporty trafiały na biurko ojca, więc, chcąc niechcąc, musiała tam pójść.
* * *
Król Śniegu przywiązał Magnetę do krzesła wyjątkowo mocnym sznurem, choćby próbowała każdej sztuczki i tak by się nie uwolniła. Przesunął końcem noża po jej łydce, ślad błyskawicznie pokrył się strużką krwi. Nie krzyczała. To i tak nic w porównaniu z tym, co przeszła w trakcie treningu na zawodową zabójczynię, kiedy Anubis pokazywał na jej ciele miejsca, gdzie ból jest najbardziej odczuwalny, kiedy ćwiczyła z Arniem, prawie zawsze kończyła z połamanymi kośćmi. A gdy zaczęła pracować, często lądowała w ich prywatnym szpitalu z ranami po postrzale. Dostała kulkę prawie w serce, została kilkunastokrotnie zgwałcona, a ból, jaki towarzyszył jej od ponad pół roku, był znacznie silniejszy niż to, czego doświadczała teraz.
Król Śniegu rozwarł jej nogi, w tym momencie bała się jak diabli, bała się kolejnego gwałtu, ale oprawca zaśmiał się tylko ochryple i wyszedł z pomieszczenia. Magneta próbowała wyciągnąć przynajmniej jedną dłoń z więzów, wtedy mogłaby się bronić, w końcu tego jej uczono, jednak nie zdążyła.
Najpierw poczuła oślepiający ból, a dopiero później zobaczyła jego powód. Wbrew sobie zaczęła krzyczeć, ale nie była w stanie zrobić żadnego ruchu, nie była zdolna do kopnięcia, odchylenia się czy czegokolwiek, była jak sparaliżowana. Czuła smród palącej się tkanki, kiedy świadomość ją opuściła.
Dopiero wtedy Krzysztof Aaron wyjął z jej pochwy rozgrzany do białości pręt żelazny.
* * *
Anastazja Natallya Arsjeniewa znów o mały włos nie potrąciła aplikanta na parkingu pod prokuraturą. Czy ci ludzie nie mają oczu? Czy może chodzą na ciągłym haju? Nie wiedziała. Ważne było tylko to, że bez ustanku włazili pod jej koła. Rzuciła się do drzwi, żeby jak najszybciej znaleźć się w gabinecie ojca, do którego mogłaby tamtego dnia wejść z zamkniętymi oczami. Cały korytarz z daleka pachniał fast foodem, a biuro ojca to już w ogóle śmierdziało frytkami. On sam wyglądał jak upiór.
* * *
Przebrał nieprzytomną Magnetę w białą suknię, chciał mieć pewność, że nie ucieknie, więc dodatkowo pogłębił jej sen wodorotlenkiem sodu. Przynajmniej nie będzie mogła krzyczeć, tak będzie miała poparzone gardło. Cudownie. Po prostu cudownie.
* * *
Oni również nie mieli nic. Zajęli się tym pieprzonym Królem Śniegu, a przecież kto chciałby szukać jakiejś gotki! Mało to takich łazi po melinach?! Anastazja gotowa była wyjąć broń albo chociaż paralizator i zrobić krzywdę im wszystkim, żeby dać upust bezsilności, ale nie zrobiła by tego przy ojcu. Nadal była na niego wściekła, nie chciała dać mu powodu do wydania nakazu aresztowania na nią. Otuliła się płaszczem i wybiegła z budynku.
Nie uszła nawet sześciu metrów, kiedy poczuła, jak ktoś chwyta ją za szyję i przykłada do twarzy gazę. Rozpoznała smród chloroformu, niestety, zbyt późno. Nie zdążyła nacisnąć spustu pojemnika z gazem pieprzowym. Straciła przytomność, dłonie opadły jej bezwładnie, puszka potoczyła się po polbruku z cichym grzechotem i zatrzymała przy jednym z samochodów.
Nikt nic nie zauważył.
* * *
Krzyk Anastazji był nie do zniesienia. Był gorszy, niż widok wielkiego płata skóry zwisającego z jej pleców, a który z każdą chwilą się powiększał. Magneta mogła zamknąć oczy, próbowała to zrobić, ale wtedy wrzaski bólu jej małżonki były jeszcze bardziej niemożliwe, wyobraźnia podsuwała jej coraz to bardziej makabryczne obrazy, od których nie mogła się ukryć, nie mogła zamknąć przed nimi swojego umysłu. Mimo bólu poparzonego gardła krzyczała razem z nią, chciała się wyrwać i choćby uderzyć Króla Śniegu, żeby zostawił Anę. Łzy stanęły jej w oczach, spływały po policzkach, nie mogła znieść tego, że jej małżonka cierpi, to rozrywało jej serce na kawałki.
Nagle rozległo się wyjątkowo obrzydliwe plaśnięcie wilgotnej materii i krzyk przerodził się w cichy szloch, stłumiony przez knebel. Odważyła się otworzyć oczy, ale widok kazał jej zamknąć je z powrotem.
Na podłodze obok krzesła leżał fragment skóry z połowy pleców Anastazji, krew płynęła po jej ciele kaskadą wąskich strumyków i zbierała się wokół niej na dywanie. Czuła ból, ból niewyobrażalny, ale nie mogła nawet poruszyć ręką, żeby cokolwiek z tym zrobić.
- A z tej pięknej i jakże rzadko spotykanej skóry zrobię nową torbę na dodatki ślubne - wyszeptał z cienia Krzysztof Aaron. - A ty, skarbie, masz jeszcze kilka godzin życia.
W tym momencie na jej twarz opadła szmatka nasączona chloroformem. Po kilkunastu sekundach ciało Anastazji zwiotczało, a ona sama przestała odczuwać ból.
_________________________
Houk.
Ten rozdział jest krótki. Wiem o tym, ale jest to zamierzone.
1.
To przedostatni rozdział, więc muszę powiedzieć to, co powiedzieć powinnam.
Primo: Napisałam już do tego sequel, który opublikuję kilka godzin po ostatnim rozdziale.
Secundo: Osoby o wysokiej wrażliwości uprasza się o wypicie meliski i zabranie husteczek.
Tertio: Nie będzie notki pod czy po rozdziale, więc mówię teraz: wyraźcie swoją opinię. To dla mnie bardzo ważne.
Całusy,
J.M.Vector.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top