"...runie świat..."
Młodzież ma swoje prawa. Każdy to wie, lecz nie każdy rozumie. Tak jak Anastazja Natallya Arsjeniewa nie rozumiała młodzieży, która ani myślała ruszyć się z jej drogi. W końcu poirytowana warknęła do siebie:
- Jedno morderstwo mam już na karku.
Ruszyła z kopyta, koła jej auta zabuksowały na śliskiej nawierzchni, dopiero wtedy kilkoro nastolatków pierzchło w popłochu przed ryczącym silnikiem. Wściekłość kobiety była uzasadniona, dopiero co odebrała telefon od Stelli Krevak, która wyraźnie i dobitnie powiedziała, że nikt o wyglądzie Magnety nie pojawił się wśród tłumu turystów. Godzinę wcześniej rozmawiała z głównym inspektorem prowadzącym śledztwo w sprawie zabójstwa Janukowycza, oni też nic nie mieli. Potem dostała mandat za przekroczenie prędkości, o mały włos nie potrąciła Krzyśka Aarona pod prokuraturą, a na sam koniec skończyły jej się papierosy.
W domu miała niewiele lepszą atmosferę, większość pracowników nie mogła usiedzieć w miejscu, więc nerwowo spacerowała po korytarzach i wokół dworku. W takich chwilach czuła, że jej świat się zawala. Kawałek po kawałku.
Jednak była dla niej jeszcze nadzieja. Nadzieja pod postacią małej Kariny, na którą przelewała całą miłość, wcześniej myślała, że nie będzie w stanie pokochać obcego dziecka, ale ta mała dwunastoletnia istota o dłoniach pianistki ukradła jej serce. Więc tego dnia spędziła z nią większość wolnego czasu, starając się zająć czymkolwiek myśli swoje i Kariny.
* * *
Kolejny dzień nie przyniósł ulgi. Większość pracowników Anastazji było wzywanych na przesłuchania, ale nikt nie był w stanie pomóc dzielnej polskiej policji. Sama Anastazja zrobiła coś, czego do tej pory unikała jak ognia - zaczęła odprawiać rytuały z księgi Wicca. Cała biblioteka była zasnuta chmurą wonnego dymu z kadzideł, które stały na każdej półce, stoliku i parapecie, na środku pomieszczenia stała mała ława, na niej rozłożono czerwone sukno, dodano kielich wina, talerz owoców, szesnaście kul do glocka, oprócz tego na środku panoszyła się misa z wodą, w którą tak uparcie patrzyła Arsjeniewa. Po trzech godzinach rozbolała ją głową, więc zabrała się z biblioteki z zamiarem posprzątania wieczorem.
Każdy skrawek domu nosił oznaki niedawnych wydarzeń. Kilka pudeł czekało na rozpakowanie, układ mebli zmienił się drastycznie, wyrzucono stare dywany... Fortepian nadal stał na swoim miejscu, ku uciesze Mozarta, który praktycznie z niego nie wychodził, chyba że ktoś zamachał przy pokrywie kawałkiem szynki. Siedział tam również tego dnia, świecąc oczyma na zielono.
Karina była w Białymstoku, musiała zabrać swoje rzeczy z ośrodka, a kierowniczka i tak miała ją przywieźć do domu, żeby obejrzeć warunki mieszkaniowe. W dworku została kapitan Alicja i kilkoro innych podwładnych, każde z nich było spięte i jakieś nieswoje. Trudno się dziwić, każdy podpatrywał u kolegów jakichś oznak, które mogłyby wskazać ich jako zdrajców i zabójców. Cała ta sprawa śmierdziała na kilometr, miała zły wpływ na ich wzajemne relacje.
Anastazja weszła do swojego gabinetu, wyłączyła interkom. Spędziła mnóstwo czasu nad podglądem, chciała widzieć ich wszystkich, szukała oznak mówiących o tym, że któreś z nich jest zabójcą. Nie znalazła nic, więc zaczęła przeglądać zdjęcia z okresu ostatnich dziesięciu lat, począwszy od roku, w którym obchodziła piętnaste urodziny. Kiedy ten czas zleciał... Na każdej fotografii była chudsza i bardziej zmęczona, na przykład zdjęcie z lutego i zdjęcie z marca, kiedy miała siedemnaście lat. Jej mama była wtedy już w stadium terminalnym, mogli tylko czekać na to, aż umrze. W lutym Anastazja ważyła sześćdziesiąt kilogramów, w marcu pięćdziesiąt trzy. Śmierć mamy tak nią wstrząsnęła, że straciła na wadze kolejne dziesięć kilo. Z miesiąca na miesiąc stawała się coraz bardziej mizerna, coraz bardziej zmęczona, coraz bardziej... Stara. Serce jej nie wytrzymywało, szybciej się męczyła, na jej twarzy pojawiało się więcej zmarszczek...
Zamknęła album, złożyła głowę na ramionach. Jej serce i umysł objął smutek oraz melancholia. Oczy dziewczyny wyjątkowo szybko zaszły łzami, ale powstrzymała szloch. Kilka minut później zasnęła niespokojnym snem.
* * *
Prokurator Wiktor Arsjeniewy spojrzał na fotografię córki i z jeszcze większym zmęczeniem ruszył z powrotem do pracy. Starał się połączyć fakty dotyczące Króla Śniegu, widział już wszystkie linie jego terenu łowieckiego, nigdy nie ruszył się poza Białystok, wyraźnie skupiał się na okręgu wokół centrum, może tam mieszkał, a może tylko wybrał to miejsce dlatego, że prawie zawsze był tam tłum i mnóstwo kobiet. Najgorszy istniejący fakt pojawiał się w momencie, w którym odkryli, iż nie ma on żadnego wzorca, według którego wybierał by swoje ofiary. Wysokie, niskie, grube, chude, blondynki, rude, brunetki, farbowane... Każda kobieta mogła trafić na jego rzeźnicki stół. A on nie miał nic, co mogłoby go doprowadzić do prawdziwej tożsamości mordercy.
Wstał z fotela, przeciągnął się, szybkim krokiem zszedł na dół, potem do knajpy dwadzieścia metrów od prokuratury. Zamówił duży obiad z kurczakiem, sałatką grecką i wielką porcją frytek. Musiał uzupełnić poziom kalorii, bo zaczynał wariować.
Kiedy był w połowie posiłku, zauważył coś, co na początku nie zwróciło jego uwagi, ale... Im dłużej widelec prokuratora wisiał w połowie drogi do ust, tym szybciej poruszały się szuflady umysłu mężczyzny. Nagle trafił. Logo firmy ochroniarskiej na szybie przypadkowego samochodu. Logo Skobacha. A jeśli...
Poprosił o zapakowanie reszty obiadu do styropianowego laptopa i, z posiłkiem pod pachą, pomknął do swojego biura. W końcu miał ślad.
* * *
Anastazję obudził krzyk. Przez kilka minut nie mogła zorientować się, czy słyszała to naprawdę, czy był to tylko sen, gdy wrzask się powtórzył. Momentalnie zalała się zimnym potem. To był głos Kariny.
Zerwała się z miejsca, wyszarpnęła broń, szybko rzuciła okiem na podgląd. Kuchnia.
Zmysły jej się wyostrzyły, słyszała bardzo głośno i wyraźnie każde słowo, każdy krok, swój i zdrajcy, każdy oddech. Odbezpieczyła broń i wbiegła do kuchni, gdzie w kącie na podłodze, między jedną szafką a drugą, leżała Karina. Nad nią stał generał Krupa we własnej osobie.
- A teraz cię zabiję, zaś ta dziwka będzie płakać!
Anastazja poczuła, że krew uderza jej do głowy. Przypomniała sobie, jak ją uczył, jak mówił o kontroli emocji. Uspokoiła oddech, wycelowała i strzeliła dwanaście razy. Pierwsze trzy pociski trafiły w nogi, Krupa upadł na ziemię. Następne cztery utknęły w ramionach i plecach, generał wypuścił swoją broń z ręki. Trzy kule kobieta posłała w jego pierś. Ostatnie dwa naboje wystrzeliła w głowę generała. Dopiero, gdy odezwała się iglica w pustym glocku, złość zastąpił strach. Karina, nie zważając na krew, objęła mamę i rozpłakała się w głos. Płakały obie, a na podłodze, tuż obok, leżało ciało generała Krupy.
__________________________
Houk.
Tak więc...
2.
Zobaczymy się niedługo.
Całusy,
Wasza J.M.Vector ♡.♡.♡
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top