"...wasze dni..."
Anastazja Natallya Arsjeniewa wróciła z podróży w wyjątkowo podłym nastroju, co nie miało pokrycia z rzeczywistością, bo zarobiła o wiele więcej, niż zakładała, Jagoda polubiła ich dom... Cóż, przestała sypiać w małżeńskim łóżku, coraz dłużej siedziała w czeluściach biblioteki, Magneta kilka razy znalazła ją na sofie, która kiedyś stała pod oknem, a którą Ana przestawiła w róg pomieszczenia i otoczyła dwoma regałami na książki. Nie zwracała uwagi na szalejącego w salonie Mozarta, na wyjącego Dyrektora, na kolejne zwłoki, które pojawiały się w zawrotnym tempie, nawet pracę zbywała machnięciem ręki. Magneta bała się o nią, zwłaszcza, że dwa tygodnie po powrocie miały podpisać dokumenty przysposobienia Jagody. Nie była zazdrosna, doskonale wiedziała, że Anastazja by jej nie zdradziła, ale apatia małżonki bardzo ją martwiła.
Tej nocy gotka obudziła się około drugiej, czując pustkę w sypialni. Instynktownie wiedziała, że Ana jest w bibliotece, więc po prostu zeszła tam, widząc świecące jarzeniową zielenią oczy Mozarta, który obserwował ją spod klapy fortepianu. Na dole nadal paliło się kilka lamp, w powietrzu gęsto było od dymu z dużej fajki wodnej, którą Anastazja Natallya Arsjeniewa dostała od wspólnika z Istambułu, ona sama skuliła się na kanapie, obok niej mruczał Einstein. Magneta dotknęła jej szyi, puls małżonki od czasu operacji był zawsze równy, teraz też, jednak Ana nawet nie drgnęła w reakcji na dotyk gotki, przez co ta druga wsunęła dłoń pod jej bluzkę, żeby ją obudzić. Tak dawno się nie kochały, tak dawno nie były razem...
- ...Aaron, nie będę twoją zabawką...
Magneta odeszła kilka kroków od Anastazji, czując rosnące obrzydzenie. A jednak. A jednak ją zdradziła. I to... Z mężczyzną! Z parszywym facetem! Z jakimś smierdzącym chujem! Co on takiego w sobie miał, a czego jej brakowało? Długiego członka? Czy może brody? Jeśli tak, to nie powinna była się w ogóle zgadzać na oświadczyny gotki! Już dawno zaczęła się inaczej zachowywać, przestała być ciepła i otwarta, ale żeby od razu wskakiwać do łóżka jakiemuś gościowi?!
Gotka, niewiele myśląc, weszła, a raczej wbiegła do ich wspólnej sypialni, żałując każdej chwili, którą w niej spędziła, spakowała większość swoich rzeczy i wtedy ogarnął ją niepokój, jakiego nie czuła już od dawna. Od niecałych pięciu lat. Co będzie jutro? Nie. Nie obchodziło jej to.
Wyprowadziła się z domu jeszcze tej samej nocy, nie zostawiając nawet kartki z wyjaśnieniem.
* * *
Krzysztof Aaron zamknął oczy, wracając we wspomnieniach do spotkania w Łodzi. Nie spodziewał się spotkać tam Anastazji, jednak dla niego był to bardzo miły zbieg okoliczności.
* * *
Jagoda śniła o tym, że została przysposobiona przez mamę Magnetę i mamę Anastazję, w myślach już dawno tak o nich mówiła. Miała od tego czasu nazywać się Karina Arsjeniewa, bardzo polubiła to imię, wybierały je we trójkę. Mama Anastazja powiedziała, że przepisała już na nią swój majątek, firmę i dom, w którym teraz mieszkały, choć Jagoda na razie nie chciała myśleć o tym, że pewnego dnia ją straci. Pokochała swoją nową rodzinę, koty i codzienne wizyty współpracowników mam, szczególnie podobał jej się dźwięk fortepianu w salonie, kiedy Mozart stamtąd wychodził.
W jednej chwili śniła o tym, a w drugiej obudził ją zapach świeżo parzonej kawy i drapanie pazurków w drzwi. Prezes Miau budził ją codziennie, kiedy tylko wstawała któraś z mam, robił tak od czasu, kiedy spędziła w domu tydzień. Przeciągnęła się, zdjęła szlafrok z oparcia krzesła przed biurkiem, założyła okulary, gdy otworzyła zamek, Prezes Miau otarł się o jej kostki, zamruczał głośno i pobiegł do sypialni małżeńskiej. Jagoda poczuła zdziwienie. Mama Magneta jeszcze nie wstała? Zignorowała dziwne uczucie i zbiegła boso na dół, zaglądając przez poręcz do kuchni. Anastazja siedziała przy wyspie, która pełniła rolę rodzinnego stołu, sącząc espresso i czytając "Wyborczą" w telefonie. Uśmiechnęła się do swojej prawie-córki, podsunęła jej talerz z kanapkami i paczkę ciastek, Jagoda zrobiła sobie kawę. Cisza, jaka zapadła w kuchni na kilka minut, stała się jeszcze bardziej niezręczna, kiedy obie nie usłyszały kroków Magnety na górze. Zamiast tego do ich uszu dobiegło jedynie wściekłe miauczenie Prezesa, do którego chwilę później dołączył głos Dyrektora i Einsteina.
- Gdzie jest mama Magneta?
Anastazja nie odpowiedziała, tylko odstawiła kubek po kawie, zsunęła się z krzesła i pobiegła na górę. Jagoda nie do końca wiedziała, co powinna zrobić, więc koniec końców ruszyła w ślad za swoją mamą, która biegała od jednego pokoju do drugiego, nawołując swoją żonę. Prezes Miau nerwowo machał ogonem, a Ana otwierała wszystkie drzwi, nawet te prowadzące do schowków, popadając w coraz większą panikę.
- Magneto! Odezwij się! MAGNETO!
W pewnym momencie Anastazja Natallya Arsjeniewa zbiegła do biblioteki, otworzyła wejścia do wszelakich tajnych pokoi, słysząc w głowie pełne dezaprobaty westchnięcie kapitan Alicji, lecz i tam nie znalazła gotki.
- Karinko, wszystko ci później wytłumaczę, obiecuję - rzuciła w biegu, przykładając telefon do ucha. - Wróć do swojego śniadania, zaraz przyjdę, proszę cię...
Jagoda była mocno skonfundowana, jednak wykonała polecenie swojej prawie-mamy bez szemrania. Po drodze zabrała z salonu Mozarta, choć ten bardzo się wyrywał, patrzyła przerażona na schody, które pojawiły się nagle dosłownie z nikąd, jej umysł pracował szybko, jednak był jak twardy dysk zapchany zbyt dużą ilością danych, zacinał się, nie łączył faktów, w pewnej chwili wpadł w katatonię i dziewczyna nie była w stanie się kontrolować. Upuścuła kocura na podłogę, czując złość tak silną, że musiała znaleźć jakieś ujście; zaczęła rozbijać przedmioty w kuchni, krzycząc coś po hiszpańsku, wypadła z pomieszczenia, pobiegła na górę, prosto do sypialni mam, gdzie Anastazja warczała do telefonu, otworzyła szafę na ubrania, gdzie znalazła mnóstwo pustych wieszaków. Nie mogła w to uwierzyć, po prostu nie mogła! Magneta, ona... Zostawiła mamę Anastazję i Jagodę akurat teraz, kiedy mogły podpisać dokumenty! Ta kobieta była taka sama jak jej biologiczna matka! Była identyczną dziwką! Zostawiła je! Prawie uwierzyła, że znalazła dom, prawdziwy, ale nie! Ta suka uciekła! Zostawiła je... Porzuciła...
Czarnowłosa dziewczynka, lat pięć, płacze w kącie zabudowy śmietnika, przypięta do kraty skórzaną smyczą. Jest brudna i pobita, nie jadła od dawna, dopiero po kilkunastu godzinach ktoś ją zauważa. Wiozą ją do ośrodka, stamtąd do szpitala, gdzie spędza prawie trzy miesiące. Próby odnalezienia rodziców spełzły na niczym. Jagoda trafia do domu dziecka.
___________________________
Houk.
Wiem, wiem, niszczę fabułę, ale to jest tak zwany koniec. Tak naprawdę zostało jeszcze dziewięć rozdziałów, nie licząc tego, więc...
Czytajcie, głosujcie i komentujcie! Komentujcie przede wszystkim, zaraz po tym, jak dacie głos!
Branoc,
J.M.Vector ♡ ♡ ♡
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top