ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ ɪɪɪ

✷        ·   ˚ * .  

*   * ⋆   . ·    ⋆   

ᴡʏᴘᴌʏᴡᴀᴍʏ

  ⋆ ✧    ·   ✧ ✵   · ✵

Szczerze mówiąc, miałam mieszane uczucia. Niby wszystko szło po mojej myśli, bo Norrington chciał mnie wymienić na kompas Jacka. Jednak za każdym razem, gdy bardziej się nad tym zastanawiałam, coś podpowiadało mi, że nie wszystko pójdzie tak, jak to sobie zaplanowałam. 

Byłoby to nawet zbyt idealne. Pirat wpadł w ręce królewskiej floty i zostanie wymieniony na stary kompas? 

Zdałam sobie sprawę, że mimo dość długiego spotkania z Norringtonem, nie zapytałam go o najważniejsze; po co mu busola Jacka?

Komodor miał wszystko, o czym mógł marzyć człowiek taki, jak on. Czego więc pragnął tak bardzo, że tylko kompas mógł mu to wskazać? Kobieta? Raczej nie. Choć z drugiej strony, nie wiedziałam nawet, czy ten cały Norrington ma żonę. Co prawda nie zauważyłam na jego palcu obrączki, ale mógł ją po prostu zdjąć. Poza tym, ciekawe czy kompas działa w taki sposób. Muszę o to zapytać Jacka. 

Kolejna noc w celi nie była tak miła, jak poprzednia. Moi przemili sąsiedzi nie dość, że stali się głośniejsi, to jeszcze byli tak uprzejmi, że wygłaszali komentarze na temat moich kobiecych części ciała. Obrzydliwe. Nienawidziłam czegoś takiego. Poniekąd właśnie dlatego ubierałam męskie, przyduże ubrania - aby nie wyróżniać się pośród tłumu. Często chowałam włosy pod chustą, by na pierwszy rzut oka nie zauważono, że jestem kobietą. Poza tym walka w sukni była strasznie niewygodna. 

Co innego Eti. Moja siostra mimo, że od roku żyła z nami na statku, uwielbiała chodzić w sukniach. Cieszyła się za każdym razem, gdy schodziliśmy na ląd i mogła kupić sobie kolejne ubrania. Jack nawet martwił się, że niedługo statek pójdzie na dno z przeciążenia sukienkami Etinette.

Uśmiechnęłam się na samą myśl o mojej siostrze. Nie trafiła do żadnej z zacnych cel Norringtona, a to oznaczało, że była bezpieczna. Pewnie na statku, w otoczeniu załogi.


。☆✼★━━━━━━━━━━━━★✼☆。


Drzwi skrzypnęły, otwierając się. Uchyliłam nieco powieki, by zerknąć przez moje jedyne okno na świat. Słabe światło słoneczne, a to oznaczało, że jest jeszcze wcześnie. Przekręciłam się na bok, tyłem do żołnierza, który zjawił się w moich aktualnych, dość skromnych progach.

— Wstawaj.

Ziewnęłam przeciągle. 

— Jestem zmęczona, przyjdź za kilka godzin. 

— Nie wygłupiaj się, wstawaj.

Nie zareagowałam. Moje zachowanie nie było czystą złośliwością. Musiałam sprawdzić cierpliwość żołnierzy Norringtona. Czułam, że prędzej czy później, nadarzy się okazja, by wykorzystać ich słabości. 

— Nie uczyli cię, że nie napastuje się damy podczas snu?

Usłyszałam, jak żołnierz wzdycha. Wyglądało na to, że bawiła go ta sytuacja. Powiem szczerze, ja również nie narzekałam. 

Nie narzekałam do momentu, w którym w korytarzu rozbrzmiały kroki. Szybkie, choć wciąż ciche. Wydawało mi się, że chód był dość znajomy. Nie wiem, co mnie podkusiło, ale odwróciłam się na plecy i uniosłam na łokciach, by zerknąć na tego, kto postanowił do nas dołączyć. 

— Perez, co ty wyprawiasz?! — warknął Norrington, stając w drzwiach celi.

— A nie widać? — prychnęłam. — Próbuję spać, ale ten twój...

— Wstawaj, wypływamy! Nie będziemy czekać, aż księżniczka się wyśpi... 

Uśmiechnęłam się szeroko. Nie mogłam się powstrzymać. Byłam pewna, że widok zirytowanego Norringtona już na wieki będzie tym, co poprawi mi humor nawet w najgorsze dni. 

— Gdybyś wstawił tu chociaż łóżko, byłabym bardziej wysp...

Nie dokończyłam, bo stojący obok Norringtona żołnierz chwycił kubełek z wodą, stojący w kącie celi i bezceremonialnie chlusnął zawartością prosto we mnie. 

Spojrzałam na niego zszokowana, jednak ku mojemu zdziwieniu, nie tylko ja. Komodor również wpatrywał się w swojego podwładnego z uniesionymi brwiami. 

— Buxton! 

— Czy ty jesteś, kurwa, normal... — wstałam, ale nie dane mi było dokończyć zdania, bo Norrington wbił we mnie oskarżycielskie spojrzenie. 

— Perez!

— Co?! — warknęłam, ocierając mokrą twarz. — Zawsze oblewacie jeńców wodą na powitanie?! 

— Sądziłem, że chociaż słownictwo masz poprawne, ale najwyraźniej się przeliczyłem — prychnął Norrington, wywracając oczami. Chyba podniósł się poziom jego irytacji, a to z kolei oznaczało mój kolejny, mały sukces. Byłam gotowa wybaczyć temu żołnierzykowi obok kubeł zimnej wody. 

— Muszę mieć jakąś wadę, inaczej byłabym idealna. — Wzruszyłam ramionami. 

Norrington nic nie powiedział, jedynie wskazał dłonią wyjście z celi. 

— Macie jednak jakieś maniery w tej królewskiej flocie — prychnęłam, idąc przodem. Skierowałam się ku wyjściu, nie oglądając się na moich, niepożądanych towarzyszy. Zaraz jednak poczułam dotyk czyjeś dłoni na przedramieniu, a sekundę później do moich nozdrzy dotarł znajomy zapach. 

— Żadnych sztuczek, Perez.

— Jak sobie życzysz, Norrington.


。☆✼★━━━━━━━━━━━━★✼☆。


— Nie zamykaj mnie znowu w celi — jęknęłam, gdy Norrington nakazał temu idiocie - Buxtonowi, zaprowadzić mnie pod pokład. 

Komodor westchnął ciężko, ale po chwili zawahania odwrócił się znów w moją stronę. Przyglądał mi się uważnie, jakby pilnie się nad czymś zastanawiał. 

— Proszę? — odchrząknęłam. Naprawdę nie miałam zamiaru niczego sabotować, ani wyskakiwać ze statku. Miałam dość siedzenia w brudnej celi, tym bardziej pod pokładem. Kochałam morze i każda chwila, podczas której mogłam wpatrywać się w niespokojne fale, była dla mnie na wagę złota. 

— Buxton, napisz list do Jego Królewskiej Mości, Perez jednak wie, co oznacza słowo proszę

Byłam tak zdziwiona uwagą Norringtona, że niekontrolowanie otworzyłam buzię ze zdziwienia. 

— I potrafi wytrzymać bez gadania dłużej niż pięć sekund, fascynujące. 

Zamknęłam usta, mrużąc niebezpiecznie oczy. Norrington najwyraźniej miał ochotę trochę ze mnie pożartować. Nie miałam zamiaru puścić mu tego płazem.

— Nie dziwię się, że królewska flota ma tak kiepskie wyniki, skoro ich dowódca zamiast łapać piratów przekomarza się z nimi słownie — prychnęłam, rzucając komodorowi wyzywające spojrzenie. Tym razem to on uchylił usta, wyraźnie dotknięty moją uwagą. 

— Zamknij ją w celi — nakazał, po czym ruszył w stronę mostka. 

— Oj no nie złość się, Norrington! — zawołałam, jednak komodor nie miał zamiaru zareagować na moje prośby. — To tylko taki żarcik!

— Mam nadzieję, że polubisz swój nowy apartament, Perez! — odkrzyknął, po czym zniknął mi z oczu, bo zostałam bezceremonialnie wciągnięta pod pokład. 

— Wędrujesz na moją czarną listę, Buxton — syknęłam, gdy żołnierz wepchnął mnie do celi. Zakluczył drzwi i spojrzał na mnie z wyraźną drwiną w oczach.

— Już się boję. 

I słusznie. Kiedyś stąd wyjdę, a wtedy jego jako pierwszego wyrzucę za burtę. No, może przed nim poleci tylko Norrington i jego zezujące ku niebu oczy. A trzeci pofrunie ten jego kapelutek. 

Nie wiem, jak długo spędziłam w tej celi. W każdym razie, zdecydowanie zbyt długo. Wiedziałam tyle, że w końcu ruszyliśmy, ale jak długo płynęliśmy? Trudno określić czas, gdy siedzi się pośród krat, towarzyszami są skrzynki z prowiantem i trzy myszy. Właściwie dwie, bo ta jedna to chyba już nie żyła.

Westchnęłam ciężko, wstając. Norrington naprawdę chciał mnie trzymać w tej cholernej celi przez cały rejs? I dokąd my właściwie płynęliśmy? Nie chciało mi się wierzyć, że komodor jest na tyle głupi, by statkiem królewskim dopłynąć na Tortugę.

Choć z drugiej strony, Interceptor to najszybszy statek, a o ile się nie myliłam, właśnie miałam okazję nim płynąć. Do Port Royal przypłynęliśmy byle jaką, handlową łajbą. Mimo, że Gibbs najprawdopodobniej wyruszył dwa dni szybciej wiedziałam, że dogonimy ich prędzej czy później. Może jeszcze tego samego wieczora?

Cholera, zbyt dużo było niewiadomych. I co zrobi Norrington? Ukryje pół swojego oddziału na tej rozpadającej się łódeczce, a swoje oczko w głowie zostawi na otwartych wodach?

Nurtowało mnie wiele myśli, jednak przede wszystkim byłam ciekawa tego, co siedzi w głowie Norringtona. Kurewsko mnie denerwował, ale (choć bardzo się przed tym wzbraniałam) musiałam przyznać, że jako komodor zapewne miał dość wysokie umiejętności.

Zbyt wiele pytań, zbyt mało odpowiedzi. Frustrujące.


。☆✼★━━━━━━━━━━━━★✼☆。


Nie obudziło mnie świergotanie ptaszków, ani delikatne kołysanie fal. Zamiast tego Buxton postanowił przejechać szablą po żelaznych kratach, wywołując przy tym taki harmider, że najprawdopodobniej obudziłby samego Krakena, gdyby ten jeszcze żył.

Uniosłam głowę, wpatrując się w uśmiechniętego żołnierza z mordem w oczach.

— Kopnę cię, gdy tylko stąd wyjdę — obiecałam, znów zamykając oczy. Odwróciłam głowę w drugą stronę mając nadzieję, że mój prześladowca sobie pójdzie.

— Masz sposobność, Perez.

A to ciekawe.

Usiadłam, wytrzeszczając oczy na żołnierza. Ku mojemu, jeszcze większemu zdziwieniu, otworzył drzwi celi, cierpliwie na coś czekając.

— Mam powiedzieć komodorowi, że chcesz tu zostać?

Wstałam szybko. Opuszczając cele, prawie potknęłam się o własne nogi, co oczywiście spotkało się z prychnięciem Buxtona.

Żołnierz wyprowadził mnie na górny pokład, gdzie słońce świeciło w pełni. Wyglądało na to, że przespałam całą noc i pół wczorajszego dnia. Rozejrzałam się dookoła. Marynarze wykonywali swoje obowiązki, gdzieniegdzie pałętały się czerwone kubraki. Wszystko wydawało się być zupełnie takie, jak na Czarnej Perle. Uśmiechnęłam się pod nosem. Ciekawe, co teraz robił Jack.

— Przodem, Perez.

Wywróciłam oczami, jednak zgodnie z sugestią Buxtona, ruszyłam w stronę komodora, stojącego nad mapą w towarzystwie innego żołnierza, również w niebieskim mundurze. Widziałam go pierwszy raz w życiu.

— ... powinniśmy dojrzeć ich na horyzoncie w niedługim czasie... — nieznajomy żołnierz przerwał, gdy stanęłam nad mapą, pomiędzy nim, a Norringtonem.

— Perez... mam nadzieję, że dobrze się spało? — zapytał Norrington, nawet nie zaszczycając mnie spojrzeniem. 

— Daruj sobie te nieszczere nadzieje, Norrington — parsknęłam, pochylając się nad mapą. Musiałam przyznać, że była pięknie wykonana. Dużo precyzyjniej, niż te, które Jack posiadał w swoich zbiorach. — Wciąż nie wiem, po co kazałeś mnie zamknąć... Jeśli myślisz, że mam zamiar wyskoczyć ze statku i przepłynąć morze wpław, to się mylisz. Nie mam też ochoty wszczynać jednoosobowego buntu, ani zadźgać cię we śnie, choć, wierz mi lub nie, dogłębnie się nad tym ostatnim zastanawiałam.

— Myślisz, że pozwolę ci tak sobie dreptać po statku?

— Mogę się turlać, jeśli to ma cię skłonić do nie wrzucania mnie do śmierdzącej celi.

Norrington nie odpowiedział. Jego przyjaciel natomiast wciąż uporczywie mi się przyglądał. Westchnęłam, krzyżując z nim spojrzenie.

— Mam coś na twarzy? — zapytałam.

Nie odpowiedział, nie zaprzeczył, skierował za to spojrzenie na Norringtona. Komodor natomiast wpatrywał się w punkt na mapie. Podrapał się po brodzie, po czym wyprostował.

— Załóż jej kajdanki, Groves.

Wywróciłam oczami. Uporczywie mi się przyglądający Groves kiwnął głową i skinął na przypadkowego żołnierza, by przyniósł kajdany. Świetnie. Lepiej być już nie mogło.

— Naprawdę? Nie dość, że cela to jeszcze kawał żelastwa? Tak traktujecie kobiety?

Norrington zmierzył mnie spojrzeniem, od stóp do czubka głowy. 

— Nie wyglądasz, jak przeciętna kobieta. Ubranie masz raczej męskie, zajęcie również. Jeśli chcesz być traktowana jak kobieta, przynajmniej się tak zachowuj.

— Mam wdziać kieckę i upiąć włosy, to pozwolisz mi łazić po pokładzie? — prychnęłam, coraz bardziej zirytowana zachowaniem komodora. 

Norrington nie zdążył odpowiedzieć, bo wrócił czerwony kubrak z kajdanami w rękach. Cudownie. 

— Perez? 

Uniosłam brew, gdy Groves wyciągnął w moją stronę kajdany. Posłusznie jednak przysunęłam ręce i pozwoliłam zapiąć na nadgarstkach żelastwo. Ciężkie robią teraz te cholerstwa. Opuściłam ręce, kajdany zagrzechotały, a ja zwróciłam zrezygnowane spojrzenie na komodora. 

— Jeszcze mnie zakneblujesz i przywiążesz do masztu? Czy od razu do rei? 

— Na samym szczycie grotmasztu, żeby nie słyszeć twojego zrzędzenia, Perez — odparł komodor, mrużąc niebezpiecznie oczy. — Masz okazję dowieść, że można liczyć na twoją współpracę. Będziesz chodzić wolno po pokładzie, ale jeśli znikniesz nam z oczu na zbyt długo, albo zaczniesz kombinować, zawiśniesz zamiast flagi, rozumiemy się? 

Zmarszczyłam brwi, wciąż ostro wpatrując się w Norringtona. Zieleń jego tęczówek była naprawdę nie do wytrzymania. Irytowało mnie to. 

Poza tym, czemu tak nagle mnie ułaskawił? Naprawdę chciał mi dać szansę? Chciał mi zaufać?

Zagrzechotałam kajdanami, unosząc brwi w pytającym geście.

— A te bransolety?

— Powiedzmy, że... nie słynę ze zbyt dużego zaufania.

I wszystkie nadzieje piorun pierdolnął. Dobra, lepsze łażenie w kajdanach, niż gnicie w celi pod pokładem. 

— Niech ci już będzie, Norrington. — Uśmiechnęłam się pięknie, kiwając głową. 

Przez sekundę wydawało mi się, że warga komodora również drgnęła w uśmiechu. Nie przyglądałam się mu jednak zbyt długo, bo uporczywe spojrzenie Grovesa znów zaczęło mi doskwierać. Chyba się nie polubimy. 

Odwróciłam się na pięcie i zeszłam z mostka. Z wielkim wyszczerzem na twarzy zaczęłam delektować się morskim powietrzem, delikatnie smagającym moje włosy. Nie omieszkałam poprzyglądać się żeglarzom. Niektórzy wydawali się zirytowani moją obecnością. Inni przerażeni. Jeszcze inni uśmiechali się obleśnie.

Miałam nadzieję na spokojny rejs, naprawdę. To w sumie nie takie złe doświadczenie, podziwiać sobie morskie widoki, gdy nie musisz nic robić. Żadnej zabawy z żaglami, sterowania, nawet wydawania rozkazów, które wbrew pozorom bywało męczące. Zwłaszcza, gdy nie trafiło się na zbyt mądrego pirata i trzeba było tłumaczyć mu coś po raz czwarty.

Siedziałam sobie spokojnie na beczkach, wpatrując się w horyzont. Dziwiło mnie trochę, że jeszcze nie dogoniliśmy łajby, którą Gibbs i reszta załogi opuścili Port Royal. Albo nasz mini stateczek był dużo szybszy, niż dotąd sądziliśmy, albo coś się stało. Wolałam nie myśleć o tym drugim. W końcu Eti także płynęła z Gibbsem. 

Ufałam mu i wiedziałam, że zajmie się dobrze moją siostrą, ale nie zmieniało to faktu, że wciąż się o nią martwiłam. O Gibbsa też. Nawet o Ragettiego. Ale nigdy im tego nie powiem. Załoga stała się dla mnie rodziną i choć nie miałam zamiaru się do tego przyznać, na swój sposób każdy z nich był dla mnie ważny. 

Uniosłam rękę, machając. Groves co jakiś czas wołał mnie po nazwisku, by upewnić się, że nie zniknęłam im z oczu, nie kombinuje gdzieś na boku, albo nie dosypuję trutki na szczury do prowiantu. 

Tym razem, z ręką na sercu, nie miałam zamiaru kombinować. Póki co. Wiadomo, że później poszukam sposobu, by dostać się na Perłę bez oddania kompasu. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top