| Rozdział 8 |

Alex weszła do stołówki i pierwsze co jej wpadło w oczy było gotowe śniadanie leżące na stole. Spojrzała na T-Doga, który w znakomitym humorze nakładał jajecznicę na talerze. Uśmiechnęła się szeroko i usiadła obok Lori, kobieta przywitała się z nią i zabrała się za jedzenie. Podczas posiłku to pomieszczenia weszli skacowani Rick i Glenn. Dziewczyna spojrzała z rozbawieniem na Azjatę, który trzymał dłonie na głowie. Tuż po nich przyszedł Daryl, mężczyzna był w dużo lepszym stanie niż jego koledzy.

—  Czemu nie umierasz? —  zapytał koreańczyk patrząc na zadowoloną z życia brunetkę.

—  Bo nie jestem takim amatorem jak ty. —  odparła co rozbawiło większą część grupy. Jej uśmiech zniknął jednak z pojawieniem się Shane. Mężczyzna nie obdarzył nikogo spojrzeniem, rzucił pod nosem tylko ciche powitanie po czym usiadł przy stole. Kątem oka zobaczyła jak posyła on złe spojrzenie Lori, kobieta nie była mu dłużna. Odwróciła od nich głowę i szybko skończyła swój posiłek. Położyła widelec na talerzu, a nagle światło w całym pomieszczeniu zgasło. Głos dobiegający z głośnika oświadczył, że włączono zasilanie awaryjne. Ledwo co mogli dojrzeć poprzez przygaszone żarówki. Spojrzała pytająco na członków grupy. 

— Gdzie jest Jenner? —  zapytała rozglądając się Lori. 

Rick wstał z krzesła, na którym do tej pory siedział. Opuścił stołówkę, a reszta grupy podążyła za nim. Na korytarzu spotkali resztę grupy, która również zaczęła się kierować do laboratorium. To było jedyne miejsce, w którym aktualnie mógł znajdować się gospodarz, dziewczyna szła obok zdenerwowanej Lori. Za sobą słyszała jak Carol uspokaja córkę, mówiąc że pewnie zaraz rozwiążą tą sprawę. Shane wyprzedził Rick'a i wszedł do laboratorium, spojrzał gniewnie na mężczyznę siedzącego przy wyłączonym komputerze. Tym razem mężczyzna miał na sobie wyprasowane czarne materiałowe spodnie, białą koszulę, czarny krawat oraz biały kitel. Wyglądał dużo lepiej niż poprzedniego dnia.

Jego wygląd sprawił, że w jej głowie zapaliła się czerwona lampka. Nie zdążyła nawet otworzyć ust kiedy zirytowany Shane podszedł do mężczyzny krzycząc głośno. Jenner spojrzał na niego bez żadnego wyrazu i odparł, że zasilanie awaryjne włączyło się przez kończące się paliwo. Rick podszedł do przyjaciela i odsunął go od doktora, przyjrzał się jego zdenerwowanej twarzy.

— Shane, uspokój się. —  mówił starając się brzmieć łagodnie. — W taki sposób nic nie wskórasz, ty, Glenn, T-Dog i ja, zejdziemy do piwnicy i sprawdzimy czy jest jeszcze paliwo. 

Shane przyglądał się dłuższą chwilę mężczyźnie po czym pokiwał głową i zaczął iść w stronę wyjścia. Carol widząc ich posłała słaby uśmiech córce, a Carl podszedł do swojej matki i pierwszy raz od dłuższego czasu wtulił się w jej ciało. Jacqui oparła się tyłkiem o jedno z biurek i skrzyżowała dłonie na piersi, obserwując każdy ruch Jenner'a. Andrea stała niedaleko szarowłosej z wyraźnym zirytowaniem, który nie opuszczał jej od śmierci Amy. Alex odwróciła się i dostrzegła jak Daryl z gniewem spogląda na doktora. Odwróciła się znów i krzyżując dłonie na piersi wolnym krokiem podeszła do naukowca. 

—  Czegoś nam nie mówisz. —  powiedziała na tyle głośno, że mężczyzna lekko się wzdrygnął widocznie wyrwany ze swoich myśli. Spojrzał na brunetkę  nieodgadnionym wyrazem twarzy, spuścił lekko głowę co dało jej znak, że ma rację.

—  Dlaczego tak myślisz? —  zapytał cicho, nie odwracając wzroku od wyłożonych na podłodze kafelek.

—  Odjebałeś się jak szczur na otwarcie kanałów i nagle włącza się awaryjne zasilanie.

Jenner podniósł się z krzesła i spojrzał na nią z góry. Już miał otwierać usta gdy do laboratorium wbiegła część drużyny, która miała szukać paliwa w piwnicy. Rick spojrzał smętnie na Lori, która tylko mocniej przycisnęła do siebie syna. Dale zwrócił na siebie uwagę grupy oraz naukowca zadając jedno pytanie, które uświadomiło im w jakiej pozycji się znajdują. Chodziło mianowicie o zegar odliczający do czegoś, na końcu pomieszczenia. 

—  Do czego on odlicza?

Rick położył dłonie na biodrach i powtórzył pytanie Dale, gdy ten nie uzyskał odpowiedzi. Naukowiec usiadł ponownie na swoim krześle, a po pomieszczeniu rozniósł się ponownie ten irytujący głos. Ogłosił on, że pozostało pół godziny do jakiegoś wydarzenia. Nikt z nich nie mógł odgadnąć co kryje się za naukowym terminem podanym przez system. Rick spojrzał na zamyślonego Jenner'a, który widocznie nie miał ochoty im tego wyjaśnić. 

—  Vi, co to oznacza?

W sumie w tym momencie wolałaby nie wiedzieć. Złapała się dłonią o brzeg biurka słysząc definicję owego terminu. Przymknęła lekko oczy i spuściła głowę. Podejrzewała, że może chodzić o wybuch. Nie była gotowa na śmierć, nie na taką. Rick również nie ukrywał zszokowania ową sytuacją, ale po chwili znów zaczął myśleć racjonalnie. Od razu nakazał grupie zabranie rzeczy i ucieczkę z tego miejsca. Poczuła jak T-Dog kładzie jej rękę na ręce i lekko ciągnie w stronę drzwi. 

Spojrzała na niego i przyspieszyła, nic jej to nie przyniosło. Szklane drzwi zamknęły się głośno tuż przed twarzą Daryl'a. Młody Dixon zaczął pięścią uderzać o nie, wykrzykując przekleństwa. Atmosfera była tak gęsta, ze można było ją kroić łyżką. Shane najpierw groził Jenner'owi, później Rick prosił go o to by ich wypuścił. Następnie męska część grupy poprzez siekiery chciała rozwalić drzwi, na których nawet nie pojawiła się rysa. 

Sophia płakała głośno przytulając się do matki, swoją drogą Carol również płakała. Brunetka spojrzała jak koło niej przechodzi Andrea. Była prawniczka usiadła na podłodze i oparła się o ścianę. 

—  To będzie zaledwie sekunda, nic nie poczujecie. —  Jenner w końcu zaczął do nich mówić. Alex odwróciła się i spojrzała na niego, a następnie na zegar za nim. Wskazywał on, że pozostało dziesięć minut. 

—  Nie uważasz, że sami powinniśmy zadecydować? —  zapytała agresywnie robiąc kilka kroków w jego stronę. —  Tu są dzieci, mają przed sobą życie.

—  Życie? —  zapytał smętnie. — To co się dzieje poza murami tego budynku, nie jest życiem. Jest wyrokiem śmierci. Chcieliście szansę na lepsze jutro, więc wam ją dałem.

—  Moja córka nie zasługuje na taką śmierć! —  wykrzyczała Carol, a Jenner spojrzał na nią. Rick podszedł do nich, na jego twarzy był wymalowany strach i niepewność. 

—  Daj nam szansę. —  powiedział, a Jenner skierował swój wzrok na niego. —  To co się tam dzieje, może dla ciebie nie jest wymarzonym życiem. Jednak tak teraz wygląda świat, i my możemy w nim żyć. Pozwól nam na to. 

Naukowiec spojrzał na Grimes'a, westchnął głośno i podszedł do jakiegoś urządzenia. Przyłożył do niego swoją plakietkę i wpisał kod. Nie patrząc na nich dodał tylko, że drzwi którymi weszli drugi raz się nie otworzą i tylko tyle może zrobić. Szklane masywne drzwi rozsunęły się, a stojący przy nich Shane krzyknął,  że muszą się wynosić. Brunetka podbiegła do siedzącej Jacqui i złapała ją za rękę. Czarnoskóra niechętnie wstała i zaczęła z nią iść. Dopiero wchodząc po schodach zatrzymała się i puściła jej dłoń. Alex spojrzała na nią,a ta tylko uśmiechnęła się słabo. T-Dog spojrzał na swoją ukochaną i zamarł wiedząc co ta chce zrobić.

—  Ja zostaje. 

—  Nie wygłupiaj się.—  w jej oczach pojawiły się łzy. Jacqui szybko zdjęła z nadgarstka bransoletkę wykonaną z czarnego sznurka i białego kamyczka z literką "J". Podała biżuterię dziewczynie i pchnęła lekko w stronę drzwi. Czuła jak po jej twarzy lecą łzy, a ktoś odciąga ją z tamtego miejsca. Spojrzała na Azjatę, który tylko krzyczał że muszą się pospieszyć. 

Ostatni raz spojrzała na swoją przyjaciółkę i pobiegła z Koreańczykiem. W drodze na górę zahaczyli szybko do swoich pokoi po rzeczy. Mieli mało czasu i każda sekunda była na wagę złota. Wybiegając na główny hol, z którego się tu dostali zaczęli się rozglądać za jakimkolwiek wyjściem. T-Dog agresywnie uderzał krzesłem o szybę, która widocznie była dużo twardsza niż myśleli. Spojrzała na Carol, która podaje coś Rick'owi. Mężczyzna pokiwał głową i podbiegł do okna, rzucił przedmiot i biegnąc do nich kazał się schować.

Wybuch granatu rozwalił okno dzięki czemu mogli uciec. Glenn złapał ją za rękę, żeby ta mogła wyrównać z nim bieg. Wiedział, że jest załamana decyzją przyjaciółki. Chciał jej pomóc dostać się do kamperu, w końcu oni również byli przyjaciółmi. Otworzył drzwi i pospiesznie ją przepuścił, tuż za nimi wbiegła Lori z Carlem oraz Rick. Położyła dłoń na jednym z siedzeń i spojrzała przez przednią szybę, dopiero teraz widząc jak z budynku wychodzi Andrea z Dale zdała sobie sprawę, że blondynka również chciała zakończyć swój żywot.

—  Szybko na ziemie! 

Poczuła jak były zastępca szeryfa pcha ją na ziemie, a następnie do ich uszu dobiegł wybuch. Przymknęła oczy, nie chcąc znów płakać. Odwróciła głowę w przeciwnym kierunku niż w tym gdzie znajdowała się grupa. Rozchyliła lekko powieki i spojrzała na bransoletkę w jej dłoni.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top