| Rozdział 13 |

Krzyk blondynki rozniósł się echem. Alex momentalnie wraz z Darylem odwrócili się z bronią wymierzoną w sztywnego. Nieumarły przewalił Andreę i próbował się dostać do jej ciała. Prawniczka usiłowała zrzucić gnijące ciało z siebie, ale całodniowa wędrówka wyprała ją z wszelakich sił. Dixon już miał wystrzelić bełt kiedy sztywny oberwał kijem w głowę, spojrzeli na wybawce blondynki ze zdziwieniem. Nieznana osoba była kobietą o krótkich sięgających lekko za ucho włosach. Siedziała ona na koniu wpatrując się w nich.

— Lori Grimes? — zapytała blondynkę, która tylko się w nią wpatrywała.

— Ja  jestem Lori. 

Harris wpatrywała się w tą scenę z boku. Brunetka wyznała, że wysłał ją Rick. Carl był ranny, a jej rodzina ma zamiar mu pomóc. Lori słysząc to zdjęła plecak i rzuciła go w kierunku Glenn'a. Brunetka wskazała na nią palcem i już miała coś powiedzieć ale zrezygnowała wiedząc jak to się skończy.

Lori usiadła za kobietą na koniu, która tylko podała im miejsce gdzie znajduje się jej rodzina, po czym  pognały w kierunku, z którego przybyła brunetka. Andrea, Carol i Glenn spoglądali zdezorientowani w miejsce, w którym jeszcze chwilę temu była jeszcze Lori.

— Chodźmy, słońce zachodzi.

Powiedziała Harris zwracając na siebie uwagę. Grupa spojrzała na nią  i tylko mruknęli coś pod nosem.
Dostanie się do obozu, zajęło im około  pięciu minut. Dale czekał już na nich w dłoniach trzymając swoja strzelbę. Od razu zasypał ich pytaniami o to kto krzyczał w lesie. Andrea spojrzała wymownie na emeryta i pospiesznie go wymknęła. Weszła do kampera i zamknęła za sobą drzwi.

Dale spojrzał na zamknięte drzwi. Spuścił wzrok i mocniej chwycił broń. Alex stanęła obok niego i szturchnęła go łokciem.

— Przejdzie jej.— uśmiechneła się do niego

Gdy tylko słońce zaszło wszyscy ukryli się w kamperze, no prawie wszyscy. Glenn oraz T-Dog udali się na farmę, na której była część ich grupy. Brunetka spojrzała na Carol, która weszła w głąb samochodu. Polozyła się na łóżku i w obsolutnej ciszy wpatrywała się w okno. Dach nad nimi zaskrzypiał nieznacznie pod wpływem kroków Dale, który objął pierwszą zmianę.

Alex zasłoniła zasłoną okno, po czym usiadła wygodnie na kanapie obok stolika. Łokcie oparła o stolik, Andrea usiadła obok niej i wyjęła swój pistolet. Widocznie postanowiła za wskazówkami Shane nauczyć się rozbierać broń. Daryl natomiast zrzucił stara poszuszkę na podłogę,pomiędzy miejscem gdzie siedziały, a prowizoryczna kuchnia.

Nie wiedziała ile minęło czasu, była zbyt zajęta swoimi myślami. Pewnie ten stan zamyślenia trwałby o wiele dłużej gdyby nie Dixon. Mężczyzna widocznie miał dość dźwięku składanego pistoletu z cichym płaczem Carol w tle. Wstał z podłogi i zabierając z szafki obok zalewu kuszę, oznajmił że idzie się rozejrzeć. Andrea podchwyciła jego pomysł i zabierajac torbę i broń wyszła za nim.

Spojrzenie Alex i Carol skrzyzowały się. Jedyne co oswietlało im wnętrze samochodu był księżyc. Brunetka odwróciła głowę i bijąc się z myślami wstała z miejsca. Powolnym krokiem podeszła bliżej łóżka, na którym leżała Carol.

— Mogę? — nieznacznie wskazała dłonią na wolną połówkę. Kobieta dłonią wytarła mokry policzek i odsunęła się robiąc jej miejsce. Harris polozyła się obok szarowlosej i wpatrując się w sufit położyła dłonie na brzuchu. — Zanim zaczełam pracować w barze, wyjechała na studia do innego stanu. — odezwała się, a Carol również położyła się na plecach. — Poznałam starszego faceta, był cudowny. Dbał o mnie, czułam się przy nim bezpieczne. Był jednak starszy o te piętnaście lat. Bałam się o nim powiedzieć mamie, ale gdy się odwazyłam to okazało się, że ma żonę.
— zamilkła na chwilę, a Carol odwróciła głowę w jej stronę. — Nie chciałam dalej tego ciągnąć, rzuciłam wszystko i wrociłam do domu. Przeszłość ruszyła za mną,po jakimś czasie okazało się, że jestem w ciąży. Urodziłam córkę, dałam jej na imię Ariel.

— To od jej imienia masz tatuaż? — zapytała patrząc na wskazujący palec brunetka, na którym właśnie znajdował się owy tatuaż.

— Tak, została mi po niej pamięć. — spojrzała na Carol.— Zmarła dwa dni po porodzie. Wiem co znaczy strata dziecka i z całego serca mam nadzieje,że nie będziesz musiała opłakiwać córki.

— Dlaczego mi to mówisz?

— Żebyś wiedziała, że nie jesteś sama. Znajdziemy ją.

***

Skręciła za motorem Daryla. Jechali właśnie piaszczystą drogą, a przed sobą widziała duży biały dom. Usmiechneła się lekko na ten widok, to miejsce wyglądało jakby było oderwane od świata, który ją otaczał. Zatrzymała samochód niedaleko posiadlosci i wysiadła. Ujrzała jak z domu wychodzi Rick, mężczyzna wyglądał na zmęczonego. Posłał im słaby uśmiech, tym samym oznajmiając że sytuacja kryzysowa została opanowana.

— Wygladasz okropnie. — powiedziała Harris, widząc jak z domu wychodzi Shane. Mężczyzna drastycznie zmienił swoja fryzurę, z gęstych czarnych włosów, na gładką zapałke. 

— Też się steskniłem. — prychnął były policjant i lekko walnął ją w ramię.

— Co się wydarzyło? — Andrea spojrzała na Rick'a.

— Carl został postrzelony, ale ta rodzina mu pomogła.

— Ale jeden z nich zapłacił za to życiem. — dodał cicho Shane.

Spojrzeli w stronę drzwi wejściowych gdzie stała blondynka. Miała na So ie sukienkę, a zapłakane oczy mogły im dać znak o tym, że osoba która się poświęciła dla Carla była kimś ważnym w jej życiu.

— Możemy tutaj zostać na jakiś czas, połowa niech rozłoży namioty nieopodal domu. — powiedział Rick i oparł się nieznacznie o maskę samochodu. — Reszta rusza na poszukiwania Sophia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top