[Tom 2] Rozdział 3

11 Maja 2022

Z szeroko otwartych oczu, spłynęły oficie łzy, gdy krew chlusnęła wprost w jego bladą twarz. Łzy zmieszały się z krwią, gdy przeniósł spłoszone zielone oczy wprost w groźnie łypiącego łysego rosłego pana z białą maską na twarzy. Jego oprawca wisiał bezwiednie nabity na kryształy. Słyszał jak ktoś biegnie, ale nie ruszył się nawet o milimetr, patrząc na mężczyznę przed nim. Poczuł dotyk na ramieniu i z urwanym piskiem odskoczył pod ścianę, a wokół niego pojawiła się ściana szkarłatnego ognia, przeplatana gdzieniegdzie turkusem i chabrem. Zasłonił rączkami uszy, chcąc uciszyć krzyki i rozmowy wokół.

Nie chciał tu być...

Nie chciał tu być.

Nie chciał tu być!

NiE ChCiAł tU ByĆ!!!

- Izuku, wystarczy.

Otworzył gwałtownie oczy, a wszystko wokół ucichło. Uniósł niepewnie głowę nieco wyżej i natrafił na oceniające go złote spojrzenie. Ogień wokół niego przycichł, a Izuku szybko wstał na równe nogi i niemal wpadł na zaskoczonego osiemnastolatka, rozpaczliwie tuląc się jego nóg, jakby tylko on mógł go ochronić przed złem świata. Chisaki uniósł brew na ten gest i spojrzał na Yu, który wciąż miał nadzianego na ręce Suzano. Otworzył usta, chcąc zadać nurtujące go pytanie, gdy zastygł słysząc cichy załamany głosik dziecka przed nim.

- Suzano i Kuno, oni chcą cię zabić... Mówili o planie pozbycia się ciebie. Powiedzieli „Kiedy Kai Chisaki zniknie, Yakuza wróci do dawnej świetności i szef przejrzy na oczy, że przyjmowanie przybłędy było błędem"... - Izuku zacisnął mocniej rączki w piąstki na spodniach chłopaka. - A przynajmniej tak zrozumiałem. Ni-Nie widzieli mnie i chcieli mnie za-zabić, bo jestem kolejną przybłędą... Dawali mi zwykłe witaminy, ale nic co mogłoby po-pomóc...

Chisaki zerknął na mężczyznę w czarnym płaszczu i kapeluszu z rondlem, ale ten pokręcił przecząco na nieme pytanie. Nie użył swojego Quirk prawdomówności, więc dzieciak mówił sam z siebie szczerze? Czemu?

- Dlaczego mi to mówisz? - Wymruczał cicho.

- Bo jesteś miły i po-pomogłeś mi... Przy tobie nie działa mi się krzywda, ni-nie było ba-badań... - Nieśmiało podniósł wielkie zielone oczy w górę, wprost w czyste złoto. - No i, um, wy-wyglądasz jak ktoś, komu też zrobiono kiedyś krzywdę... Masz ciepłe i czułe dłonie... Zupełnie jak miła pani z mojego snu... - Opuścił oczy w dół. - Nie chcę, żebyś zniknął tak samo jak ona...

Patrzył dłuższą chwilę w dziecko i ostatecznie położył dłoń na czubku jego głowy, na co malec wtulił się mocniej buzią w jego spodnie. Kiedy stał się tak miękki dla jednego gnojka? Znał go ledwie trzy dni, a i tak głównie spał z powodu palącej go gorączki. Nie wiedział o nim nic, oprócz tego, co było napisane na opasce szpitalnej na jego nadgarstku. Zerknął na podwładnego w płaszczu.

- Nemoto idź z Kurono po Kuno i dowiedzcie się, kto planował moje rychłe wypowiedzenie. - Spojrzał ukradkiem na pięciolatka. - Ja zabiorę Izuku do sali szpitalnej.

Na słowo „szpitalnej" chłopiec drgnął gwałtownie, ale nie zrobił nic więcej. Czuł się bezpiecznie i wiedział, że Chisaki go nie skrzywdzi. Był dla niego dobry i pomógł, nie mógł być zły, prawda? Całą drogę do skrzydła szpitalnego, Izuku nie pisnął słowa, tak samo podczas badań i dopytywań czy coś go boli lub źle się czuje. Milczał patrząc na swoje drobne dłonie, cierpliwie czekając aż wszystko się skończy. Nie chciał tam przebywać, to było złe miejsce, nie przyjemne, tu zawsze bolało i zapominał. Nie chciał zapomnieć Chisaki'ego, był dla niego pierwszą dobrą osobą, którą poznał i jedyny wyciągnął pomocną dłoń.

Dreptał uczepiony nogawki spodni Chisaki'ego, na co ludzie mijani na korytarzu dziwnie zerkali, jedni wywracali oczami, a inni uśmiechali się rozczuleni, a niektórzy kompletnie ignorowali. Izuku widział jak w jednym korytarzu jest ciągnięty niejaki Kuno, który wraz z drugim panem, Suzano, chcieli zabić Kai'a. Widział go tylko przez chwilę, ale natychmiast odwrócił wzrok na podłogę.

Czy było jemu żal tych osób?

Nie koniecznie...

Czy uważał, że zasłużyli na karę?

Absolutnie...

Czy on mógł nazywać siebie kimś złym?

...

- Izuku?

Podniósł oczy na osiemnastolatka, a on jakby wyczuł, o czym chłopiec myślał, położył dłoń na jego głowie i delikatnie roztrzepał. Był to niby bzdury gest, bez większego znaczenia, ale na tyle czuły i miły, że chciał trwać obok Chisaki'ego jak najdłużej. Przy nim nie działa się jemu krzywda, ale czy i on chciałby go obok siebie? A jeżeli go odeślą? Co wtedy się z nim stanie?

- Wiesz, że jesteś już oficjalnie członkiem naszej rodziny? - Głos Chisaki'ego wyrwał go z plątaniny myśli. - Rodziny się nie porzuca, pamiętaj o tym.

Oczy chłopca zalśniły, ale zaraz je opuścił zagryzając dolną wargę. Był dla nich członkiem rodziny? Był bez wartości. Nie mógł sam siebie obronić. Nie potrafił niczego, co można uznać za wartościowe czy potrzebne.

- Ale... - Izuku zacisnął mocno piąstkę na o wiele za dużej koszulce, którą dostał. - Ja nie mam nic do zaoferowania... Jestem bezużyteczny... Jestem tylko ciężarem...

- Naprawimy to, a tymczasem masz odpocząć i wyzdrowieć, wtedy nie będziesz ciężarem dla nikogo. - Odparł spokojnie, przystając przed jakimiś brązowymi drzwiami. - To będzie od teraz twój pokój, Izuku. Nie jest jeszcze całkiem urządzony, ale tym zajmiemy się później. Masz jakieś ulubione postacie, rzeczy, kolor?

- Nie pamiętam... - Mruknął cichutko, ale zaraz zmarszczył brwi. - Chociaż... Podoba mi się turkusowy i... czerwony? Czerwony wydaje się fajnym kolorem.

Chisaki powstrzymał uśmiech, który chciał się wkraść na jego wargi. Czerwień, kolor krwi. Akurat ten kolor podobał się dziecku, na którym robiono jakieś brutalne eksperymenty, żeby wepchnąć w jego DNA na siłę Quirk, cóż za ironia.

- Czerwień, tak? - Chisaki mruknął z chwilową zadumą. - Czerwień to kolor władzy, ognia i odwagi. Mają go ludzie żądni potęgi i sprawności fizycznej, jest również dobry na lepsze samopoczucie. Ciekawy wybór, dzieciaku.

Weszli do niewielkiego pokoju o ścianach w barwie niebieskiej. Pod jedną ścianą było skromne proste łóżko z pościelą i poduszką, obok niewielki nakastlik z lampką nocną, na drugiej ścianie skromne biurko, a na kolejnej pusty regał na książki. Pokój był naprawdę bardzo surowy i pusty, nigdy nieużywany jak wiele z nich, ale przydawały się, gdy miał dojść ktoś nowy, a takich osób było stosunkowo niewiele.

- A turkusowy? - Izuku zagadnął nieśmiało.

- Turkus to kolor optymizmu, wiary w lepsze jutro i kreatywność. Ludzie mający go, dążą do osiągnięcia wyznaczonego celu, są wierni, wierzą w lepszy czas i są godni zaufania, choć popadają czasem w melancholię, którą próbują ukryć i są pozytywni, energiczni. - Chisaki spojrzał na chłopca uważnie. - Do ciebie pasuje idealnie ten kolor, Izuku.

- Naprawdę? - Twarz chłopca rozjaśnił uśmiech.

Izuku, choć miał tylko pięć lat, wzbudził w Chisaki'm tak duże pokłady zaufania, że on sam w to nie mógł uwierzyć. Miał w sobie tę maleńką iskierkę pozytywnej energii, która wdzierała się do serca człowieka i rozsadzała go przyjemnie od środka. W oczach Chisaki'ego...

- O tak, idealnie do ciebie pasuje...

...Izuku był po prostu dzieckiem idealnym.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top