[Tom 1] Rozdział 1
15 Sierpnia 2020
Obmywał ręce z krwi Izuku w strumyku. Dłonie piekły, bo przesadził ze swoim Quirk, ale nie obchodziło go to. Nie chciał widzieć Izuku nigdy więcej na oczy. Nawet mu to wykrzyczał prosto w zaryczaną twarz. Usłyszał krzyk z oddali.
- Deku? - Poderwał zaskoczony głowę.- Deku?!
Ruszył biegiem. Potykając się o własne nogi, biegł w głąb lasu. Drzewa zdawało się, obserwowały każdy jego nawet najmniejszy ruch. Rozglądał się, szukając przyjaciela, ale im bardziej wbiegał w gęstwinę, tym mniej widział przez mrok wokół. Poślizgnął się na mokrej trawie i wylądował buzią na ziemi. Podniósł się z cichym jękiem, przetarł obolałą twarz czując na niej rosę. Mimo woli spojrzał na dłoń i zamarł. Jego ręce były umazane krwią, a to co uznał za rosę, było długą smugą szkarłatu.
- Kacchan... dlaczego...
Podniósł oczy i rozszerzył je do granic możliwości w niemym przerażeniu. Patrzył w puste, martwe zielone oczy chłopca z licznymi poparzeniami na ciele i dziurą w okolicy serca. Po policzkach Katsuki'ego spłynęły wielkie jak groch łzy, mieszając się z krwią przyjaciela. Miał jego krew na swoich rękach... Był winny jego śmierci... Krzyk przeszył ciszę puszczy...
Podniósł się gwałtownie na łóżku, patrząc załzawionymi oczami na własne dłonie. Przez chwilę widział jeszcze krew. Chwycił się za głowę obiema rękoma, próbując zagłuszyć przeraźliwy pisk w uszach. Z oczu płynęły strumieniami łzy. Nie mógł złapać tchu, czując, jakby coś zaciskało się na jego gardle i odbierało oddech.
- Już dobrze, Katsuki...
Poczuł ciepłe dłonie, które go otuliły w mocnym uścisku. Powoli zaczął uspokajać oddech, ale łzy nie chciały przestać płynąć. Zacisnął zęby, wtulając się rozpaczliwie w matkę, która teraz głaskała go po głowie, szepcząc do ucha.
- To moja wina... - Wydusił cicho.
- Nieprawda.
- Zabiłem Izuku...
- Nikogo nie zabiłeś, Katsuki. - Szeptała. - To był tylko zły sen skarbie, już dobrze. Ciii... Nie jesteś sam.
Nie wiedział ile trwał w objęciach matki, nim uspokoił się na tyle, żeby mogła wrócić do sypialni i dospać resztę nocy, ale kiedy wyszła, była czwarta nad ranem. Już wiedział, że nie zaśnie ponownie, więc wbrew samemu sobie, chwycił za pierwszą lepszą książkę do szkoły. Heh, cóż za ironia losu, akurat chwycił za podręcznik do Historii, której tak nienawidził.
- Izuku lubił historię... - Mruknął do siebie z namysłem.
Zagłębił się w czytaniu, oczekując na świt i pierwszy dzień w nowej szkole. Czarny mundurek wisiał wyprasowany na szafie, czekając aż go ubierze. Od rodziców dostał szarą torbę na ramię, bo jak ojciec przyznał, przyda się mu nowa, skoro poprzednia nie nadawała się do użytku. To prawda, że stara moro torba była do wyrzucenia, pełna przetarć i dziur, ale tylko jedna rzecz powstrzymywała go przed tym. Jedna sentymentalna chora rzecz... Pod klapą było nabazgrane koślawo „Kacchan". Izuku osobiście to nabazgrał, nim dał mu ją na piąte urodziny. Wtedy wydawała się przeogromna, ale z czasem, gdy poszedł do podstawówki, powoli zaczęło w niej brakować miejsca, aż w końcu kilka dni temu zaległa powieszona na szafie. Nie chciał się jej pozbywać, bo inaczej Izuku Midoriya mógłby okazać się naprawdę tylko snem, osobą, która nigdy nie istniała. A tego jednego, Katsuki Bakugo, cholernie się obawiał...
- Miałbyś teraz dwanaście lat... - Wymamrotał, zamykając przeczytaną książkę. - Poszlibyśmy wspólnie do tego samego gimnazjum, mielibyśmy tą samą klasę, tych samych znajomych...
Uśmiechnął się nieco krzywo na własne myśli. Dlaczego los musiał się tak kurewsko źle potoczyć dla ciebie, Deku? Czym sobie ktoś taki jak ty zasłużył na posiadanie idioty za przyjaciela? Niemal codziennie zadawał sobie te same pytania, ale nigdy nie otrzymał odpowiedzi. Spojrzał na telefon, który wskazywał szóstą rano.
- Jak ten czas szybko leci...
Nim się obejrzał minął pierwszy tydzień w nowej szkole. Siedział w drugim rzędzie od okna, trzeciej ławce nieważne jak licząc, od przodu czy tyłu, ona zawsze była trzecia. Gadanie nauczyciela było wyjątkowo nudne. Historia... Obecny temat, który nauczyciel przedstawiał, on znał od dawna. Nocne pobudki chociaż trochę pomagały na jego szkolne oceny, jeden plus. Nie poświęcał temu uwagi i obserwował widok za oknem. Było pochmurno, ale to dobrze, nie lubił słońca. Mimowolnie spojrzał na uczniów z klasy. Same nudne postacie bez wyrazu... No, może jeden czy dwa wyjątki się znajdą, ale to tylko ze względu na ich dziwaczne Quirk. Zerknął na jedyne puste miejsce w rzędzie tuż obok niego, o ławkę dalej. Od początku roku stała pusta. Uczniowie twierdzili, że jest przeklęta czy tam nawiedzona, a chuj by się na nich wyznał. Przymknął nieznacznie powieki z namysłem. W tej ławce mógł siedzieć Deku, mamrotać jak za dzieciaka i dumać nad swoimi zapiskami bohaterów na przyszłość. Kombinować nad szkicem kolejnego stroju bohatera dla siebie albo niego, wymyślać im nowe ksywki...
Z zamyślenia wyrwał go dzwonek. Nawet nie zauważył kiedy zajęcia dobiegły końca, bo jak zwykle nie słuchał, co mówił nauczyciel. Większość ludzi odpuściła sobie dawno temu zaczepianie go i próbowanie przyjaźni z nim. Choć wciąż miał dwóch kumpli z czasów dzieciństwa, którzy chodzili z nim o dziwo do klasy gimnazjum. Oni znali go najlepiej, to też nie stronili od rozmów, jak pozostali. Jednak dzisiaj był jeden z takich dni, w których chciał być sam ze sobą. Rozumieli go bez słów. O nic nigdy nie pytali, nie wtrącali się i dawali mu chwilę spokoju, którą tak bardzo potrzebował.
Bez słowa czy pożegnania opuścił salę, kierując swoje kroki za szkołę i przystanął obok schodków do wejścia na salę gimnastyczną, z której właściwie nikt nie korzystał, bo było zbyt gorąco. Zerknąłem z ukosa na dziewczynę siedzącą na murku, skrobiącą coś uparcie w zeszycie. Intrygowało go czemu zawsze to robi, po każdej lekcji. Czy to jakiś chory rytuał czy chuj jeden wie co? A może zwyczajnie tak jak i on, chciała uciec od świata hałaśliwych ludzi i posłuchać odgłosu ciszy? Podniosła nagle fiołkowe oczy wprost na niego, a krótkie ciemne kosmyki włosów poruszył przez sekundę wiatr. Patrzyli na siebie krótką chwilę, po czym dziewczyna skinęła na powitanie głową, a on odpowiedział tym samym. Usiadł na murku niedaleko niej, wzdychając ciężko. Zawsze trwała w tym samym miejscu, zawsze coś skrobała w zeszycie. Nawet nie wiedział jak miała na imię, a ona chyba nie znała jego, ale mimo to, trwali w tej dziwnej monotonni od przeszło tygodnia.
- Jestem Tamiko Minko.
Spojrzał na nią z lekkim zaskoczeniem, pierwszy raz słysząc jej głos. Był delikatny, cichy, bardzo dziewczęcy. Przez chwile rozważał czy na pewno to ona się odezwała, bo wciąż skrobała coś uparcie w zeszycie. Jednak zaraz podniosła fiołkowe oczy wprost w te barwy czerwieni.
- Katsuki Bakugo.
Uśmiechnęła się lekko, po czym wróciła do przerwanej czynności. Tego dnia, nawiązała się bardzo nietypowa i dziwna przyjaźń między nimi. I choć tego dnia, nie zamienili więcej słowa, to czuli się w jakiś dziwny sposób spokojniejsi na duszy, jakby zapełnili tym odrobinę pustkę po czymś, co utracili dawno temu. Katsuki lubił towarzystwo Tamiko, a ona lubiła jego, choć raczej skąpili sobie słów i strzępienia języka, przynajmniej na samym początku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top