17. Obrzydzenie

[Natalia]

Przykładam dłoń do ust. Czuję, jak kwas solny chce opuścić mój żołądek.

Niedobrze...

- Masz jakąś reklamówkę? - pytam, oddając mu zeszyt. Zdumiony nastolatek podaje mi plastikową torbę z biedronki. A to nieekologicznie...

Zwracam treść żołądka do reklamówki. Filip patrzy na mnie zdziwiony.

- Przepraszam - mówię, kiedy mój układ trawienny się opanowuje. - Po prostu... jesteś pewny, że to chodzi o moją matkę? W tamtym okresie imię Monika było ponoć bardzo popularne... 

- Raczej tak. Mogę ci pożyczyć te wszystkie pamiętniki, jeśli mi nie wierzysz. W którymś z dalszych jest opis ślubu Andrzeja i Adrianny. Moich rodziców. Później dowiaduję się, że Damian popełnił samobójstwo. A Damian to twój ojciec, prawda?

- Tak...

Tak mi się przynajmniej wydaje.

- A wiesz dlaczego popełnił samobójstwo? Bo mój jebany ojciec wykończył go psychicznie. Kobieta, którą kochał go nienawidziła. Z litości zgodził się poślubić kobietę, która wcześniej zjebała mu życie. Która wpadła z moim ojcem. Bo ten skurwiel nie potrafi utrzymać fiuta w spodniach - wyrzuca wściekle Filip. Przez chwilę trwamy w milczeniu. Z przerażeniem wysłuchuję tej historii. Wiem, co to oznacza, ale nie jestem w stanie to uwierzyć. Nie chcę w to uwierzyć. To zbyt nieprawdopodobne... - To byłaś ty, siostro.

Przykładam dłoń do ust.

- Co!? - wykrztuszam. Nie wierzę w to, co się dzieje. Czyli miałam cholerną rację. Mój ojciec nie jest moim ojcem. Jak ja nienawidzę mojej matki...

Z moich oczu ciekną łzy. Nie wierzę... Mężczyzna, którego uważam za ojca nie jest nim. Moim rodzicielem jest skurwiel, który bije własnego syna. Skurwiel, którego tylko raz widziałam na oczy. A mimo tego nienawidzę go, za to co robi. 

Filip niepewnie kładzie dłoń na moim ramieniu.

- Wiem, że to trudne, ale chyba lepiej znać prawdę, nie? - uśmiecha się smutno. - Za wszelką cenę unikaj tego człowieka. To prawdziwy skurwiel, gwałciciel i pedofil. Wykorzystałby cię, jak nasze matki i... - urywa.

- I...? - drążę. Zaciska usta, wydaje się być zdenerwowany.

- I wiele innych kobiet - rzuca wymijająco. 

Kolejna fala wymiocin opuszcza moja usta. Chłopak unosi brew.

- Serio? - pyta.

- Zamknij się - prycham. - Nie kontroluję swojego organizmu.

Wzrusza ramionami.

- Masz wrażliwy żołądek, Uważaj, aby nie zapchać tej torebki.

Zawiązuję reklamówkę i idę ją wyrzucić do pobliskiego kosza na śmieci. Raczej nie mam już czeka zwracać... A w najgorszym wypadku zawsze mogę rzygać w krzaczki.

Filip podaje mi butelkę z wodą. Przyjmuję ją z wdzięcznością i upijam łyka. Od razu lepiej.

- Przepraszam - mówię. - Ale... co innego podejrzewać, co innego wiedzieć na pewno. I... nawet nie umiem opisać, jak bardzo brzydzę się tą kobietą - wzdycham. - Zresztą, nie powinnam ci się żalić, ty masz o wiele gorzej niż ja...

- Jestem przyzwyczajony - wzrusza ramionami. - Tak swoją drogą, czemu siedzisz teraz na placu zabaw?

- Małe problemy rodzinne - wzruszam ramionami. Nie mam ochoty wdrażać się w szczegóły. - A jak pokażesz te pamiętniki swojej matce? Może wtedy uwierzy, że twój ojciec...

- Możemy nie kontynuować tego tematu? - przerywa. Wzdycham cicho.

- Niech ci będzie. Ale źle czuję się porzucając ten temat. Przemocy domowej nie można tak po prostu ignorować.

- Tak, tak... - wzdycha Filip. - Chcesz iść do maca, albo... gdziekolwiek?

- Nie mam pieniędzy - mówię szybko. - I nie, nie chcę. Przed chwilą rzygałam, pamiętasz?

- Więc masz teraz pusty żołądek, nie? Może chciałabyś go napełnić?

- Wątpię, bym była w stanie przełknąć cokolwiek - wzdycham.

Milczymy. Żadne z nas nie ma pomysłu na to, jak podjąć rozmowę. I chyba żadne z nas nie ma na to zbytniej ochoty.

- Em... to mam mówić o tobie jak o bracie? Czy kuzynie? - pytam w końcu.

- Ja bym chyba został przy kuzynie... Średnio mam ochotę tłumaczyć każdej napotkanej osobie naszą sytuację rodzinną. 

Zgadzam się z nim skinieniem głowy. A potem znów pogrążamy się w milczeniu.

Ciszę przerywa dzwonek telefonu Filipa. Chłopak powolnym ruchem wyciąga urządzenie z kieszeni spodni i patrzy na wyświetlacz. Odbiera połączenie.

- Halo? Cześć - uśmiecha się, trzymając telefon przy uchu. - Um... siedzę z Natą i nie chcę zostawiać jej samej.

- Umiem się sobą zająć! - protestuję, jednak chłopak zwyczajnie mnie olewa. A taki nieśmiały był na początku... Zaczyna mi się buntować...

- Okay, to do zobaczenia! - rozłącza się. - Idziemy do Oskara. 

- Ale...

- Bez dyskusji. Nie mogę pozwolić, aby moja siostrzyczka siedziała sama na zimnie.

- Jestem starsza - mamroczę. - I chyba ustaliliśmy, że jesteśmy kuzynostwem...

- Nikogo to nie obchodzi - uśmiech widniejący na wargach Filipa trochę mnie niepokoi.

- Kiedy taki instynkt macierzyński ci się włączył, co? - prycham. - Dam sobie radę.

- No już nie daj się prosić... - jęczy Filip. - Skoro nie chcesz iść, to zaciągnę cię tam siłą!

Już po chwili idę posłusznie za młodszym blondynem. Nie do końca jednak z własnej woli...

Muszę przyznać, że Filip i Oskar są nawet uroczą parką. Skończyliśmy, grając w makao i jedząc chipsy.

- Nie sądziłem, że tyle chipsów żresz- komentuje Oskar. - W sensie, nie żebym miał coś przeciwko, po prostu jak byliśmy razem, to zawsze jadłaś minimalne porcje... dobrze wiedzieć, że jednak jesteś normalna - chichocze.

- Wiesz, jakie zasady panują w elicie... przestrzegasz ich tak samo jak ja - wzruszam ramionami. - A jako, że jesteś chłopakiem mojego kuzyna, to jak jesteśmy sami, zasady zostają zawieszone.

- Chwila, chwila - przerywa gwałtownie Filip. - To wy ze sobą chodziliście!?

- Um... bardziej dla szpanu niż z jakiegokolwiek innego powodu... - tłumaczę się.

- Ja chciałem się przekonać do dziewczyn. Nie mogłem być homo... - wzdycha Oskar.

- Ale powiedziałeś, że blondynki nie są w twoim typie - wtrącam, uśmiechając się przebiegle. Czekam na swoje yaoi na żywo.

- Za to blondyni są - rzuca Filip, ciągnąc chłopaka za kaptur bluzy. Delikatnie muska jego usta i niemal natychmiast się odsuwa.

- Kusisz - stwierdza Oskar, obejmując chłopaka.

- Ale... ja nie jestem jeszcze legalny... - protestuje Filip. W jego oczach widać jednak psotny błysk.

- Wiem, przecież - chichocze Oskar. - Kijem bym cię nie tknął, jeśli byś sobie tego nie życzył.

- Jesteście uroczy - stwierdzam. Na moich wargach widnieje delikatny uśmiech.

- Może chciałabyś zaprosić swoją dziewczynę? - proponuje Oskar. - Żebyś nie była osamotniona...

- Moją dziewczynę!? - pytam zdziwiona.

- No... Karolinę, nie?

- Nie chodzimy ze sobą... - odpowiadam szybko. Na moje policzki wkrada się jednak lekki rumieniec.

- Nie? - pyta zdziwiony. - Och... a byłem przekonany, że jesteście razem... sorki

- Nic się nie stało - zapewniam. Ciepło na moich policzkach utrzymuje się przez jeszcze jakiś czas. A nawet, kiedy wracam do pustego domu, z moich warg nie znika uśmiech.

Moja dziewczyna...

[1109 słów] 

Witajcie, fenoloftaleinki (tak dla ZASADY XDDDD (sorki, mam nastrój na suche żarty chemiczne, mam dosyć nauki, którą dzisiaj przedawkowałam, a nie zrobiłam nawet połowy rzeczy, która czeka mnie w tym tygodniu... więc mogę rzadko wstawiać przez najbliższy  tydzień, jeśli tak wyjdzie, to przepraszam))

Chciałam nazwać ten rozdział "kwas solny dla ubogich", ale to by trochę nastrój zrujnowało XDD za to niezastąpiona ci3mnosc głosowała za nazwą "wódka" XD Ale to by ciut bezkontekstowe było, więc mamy obrzydzenie XD 

Poniżej podziwiajcie cudne zdjątko z motywem kart *-* Chciałam wstawić w media, ale prawie nic nie miało wspólnego z rozdziałem, więc wstawię tu XD 


A co tam u was? Ogólnie to miejsce na żalenie się na swoje życie -----------------------------------------------------------------------> 

Pozderki ^^ 

~ Podłoga

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top