22. Priorytety
[Natalia]
Od rana mam dobry humor, co jest dosyć niepokojącym znakiem. W sensie... jestem pesymistką, odwalcie się ode mnie. A z resztą... chyba mogę korzystać, póki jest, nie?
W każdym razie chcę sobie pofarbować włosy. Na niebieski, czy inny czerwony... jeszcze nie wiem, ale zobaczymy. Może Karolcia pomoże mi wybrać...
Najpierw jednak trzeba dowlec się do tej budy...
Tego dnia mam na sobie czarne rurki, które zajebiście podkreślają mój tyłek, a także golf i trochę za duży T-shirt z motywem kawaii kaw. Włosy spięłam w wysoki kucyk, bo tak jest wygodniej.
Karolina będzie się gapić. I chyba właśnie o to mi chodzi...
Jakby, trochę trudno to wytłumaczyć. Po prostu... jej uwaga sprawia mi pewnego rodzaju przyjemność. Lubię, kiedy mówi mi miłe rzeczy.
Po drodze zatrzymałam się w McDinald's, aby kupić kawę. Karoli też kupiłam, jako że był to poniedziałek. Człowiek, który wymyslił kawowe poniedziałki, umożliwiające napój tego napoju bogów w cenie dwóch złotych musi być prawdziwym geniuszem. I dobroczyńcą.
Wchodzę do szkoły. Chowam słuchawki i schodzę do szatni, aby odnieść kurtkę. Jest jeszcze stosunkowo zimno...
W szatni jest pusto. Nie jest to zbytnio zaskakujące, biorąc pod uwagę fakt, że jest siódma dwadzieścia. Ale... przyszłam to ze względu na Karolinę! Powinna się za chwilę pojawić...
- Hej, skarbie - wita się, przytulając mnie od tyłu. Uśmiecham się lekko, kiedy całuje mnie w policzek. To naprawdę urocze.
- Hej - witam się, przekręcając się tak, by musnąć ją lekko w usta.
- Ładnie wyglądasz.
- Dziękuję - spuszczam niepewnie wzrok, rumieniąc się delikatnie. Niby chodzimy ze sobą już od jakiegoś czasu, ale i tak...
I tak zawsze czuję się tak samo zdezorientowana, jak zawsze.
- Jadłaś coś dzisiaj? - pyta Karolina. Zaprzeczam ruchem głowy. Brunetka wzdycha ciężko. - Wiedziałam, że tak będzie. Musisz jeść, dobrze?
- Ale ja jem! - protestuję.
- Więcej niż raz dziennie?
- Tak - potwierdzam. Karolina przewraca oczami.
- Masz - podaje mi papierową torebkę. Niepewnie otwieram jej wnętrze, znajdując w środku precla. - Spodziewałam się, że nie zjadłaś, więc kupiłam też dla ciebie.
O jejku... to chyba najmilsza rzecz, jaką ktokolwiek dla mnie zrobił. Po prostu... wow.
A po chwili dociera do mnie fakt, że ja jej dzisiaj kupiłam kawę. Mimowolnie zaczynam się śmiać.
- Hej, co w tym takiego śmiesznego? - pyta wyraźnie zmieszana.
- Nie, nie w tym - wyjaśniam natychmiast. - Po prostu... kupiłam ci dzisiaj kawę.
Karolina patrzy zdziwiona na dwie kawy, znajdujące się na tym czymś w stylu stojaka. Nie mam pojęcia, jak to się nazywa
- To dla mnie? - pyta.
- No... tak - śmieję się nerwowo. - Coś nie tak? Czarna, bez mleka, tak jak lubisz.
- Wow... - odpowiada tylko. A potem zaczyna się śmiać.
Wręczam jej kawę i idziemy razem na korytarz, znajdujący się pod pustą salą. Nie mamy wiele czasu. Mimo tego jemy precle i popijamy kawą, rozmawiając. Parę osób przypatruje się nam ze zdumieniem, ale nie zwracam na to za bardzo uwagi. Nawet uniesiona brew Tosi nie skłania mnie do zakończenia konwersacji.
Następne przerwy jednak spędzam z fejmami. Niestety. W pewnym momencie jednak Tosia postanawia rzucić uwagę, na którą zdecydowanie nie powinna sobie pozwalać.
- Ale ta Karolina mnie wkurza.
Nawet nie zniżyła głosu i kompletnie ignorując fakt, że Karolina opiera się o ścianę jakieś dwa metry dalej. Jak miło.
- Dlaczego? - pytam.
- Myśli, że jest taka fajna, bo ubiera się na czarno i udaje emo i ma taki wkurwiający styl bycia...
Czyli nic konkretnego. Uroczo i to bardzo.
A z resztą, co mnie obchodzi opinia takiej tępej laski? Dlaczego kiedykolwiek mnie obchodziła?
- A poznałaś ją bliżej? Porozmawiałaś z nią kiedykolwiek?
Antonina mamrocze tylko coś w odpowiedzi.
- To może powinnaś zamknąć mordę i nie obgadywać osób, o których nie wiesz kompletnie nic?
Odwracam się na pięcie, odchodząc od grupki moich "znajomych". Podchodzę do Karoliny, która stoi parę metrów dalej. Moja dziewczyna unosi wzrok znad telefonu, krzyżując spojrzenie z moim. Uśmiecham się lekko pod nosem.
A potem przyciągam ją lekko za kołnierz flanelowej koszuli. I całuję, w dupie mając opinię innych.
- Kochanie, pójdziesz ze mną do biblioteki? - pytam, wcale nie modelując głosu w taki sposób, by osoby oddalone o te dwa metry to usłyszały. Wcale.
Wyłapuję jeszcze zdziwione spojrzenie Antoniny i delikatny uśmiech Oskara. A potem ciągnę oniemiałą Karolinę w stronę biblioteki szkolnej.
- Co brałaś dzisiaj? - pyta Karolina po chwili. Uśmiecham się lekko, słysząc to pytanie.
- To przez te twoje precle - odpowiadam. - Ale wiesz co? Czuję się zajebiście. Nie wiem, jak kiedykolwiek mogłam przejmować się opinią tych idiotów.
Karolina uśmiecha się lekko. A potem przytula mnie mocno. Wtulam twarz w jej ciepłą koszulę. Pachnie męskim szamponem. I bardzo lubię ten zapach.
- Jestem dumna - odpowiada. - Nawet nie wiesz jak bardzo. Ale... jesteś pewna, że nie będziesz żałować tej decyzji? Decyzje podejmowane pod wpływem emocji często nie przynoszą pozytywnych skutków.
Wzdycham cicho.
- Nie wiem - odpowiadam zgodnie z prawdą. - Ale jakoś musi się ułożyć, prawda?
[822 słowa]
Oya oya oya
Zgadnijcie, kto w końcu się ożywił po... jakichś 3? 4 miesiącach? Well, nie zamierzam przepraszać, bo wattpad nie jest moim obowiązkiem i nie muszę niczego wstawiać. Gdybym była w stanie napisać coś wcześniej, to bym napisała.
I ten, mam nadzieję, że u was wszystko w porządku i że jakoś dajecie radę.
I, tradycyjnie, miejsce na żalenie się na swoje życie ------------------------------------->
Trzymajcie się!
~Podłoga
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top