20. Spisane wspomnienia

[Natalia]

Karolina ma cudowne matki. Już od progu Sonia próbuje mi wepchnąć kawałek tiramisu, a Anna pyta się, czy chcę obejrzeć zdjęcia Karoliny z dzieciństwa. Ciekawe, jak wtedy wyglądała...

Wiem jednak, że moja Karolinka się niecierpliwi. A jestem jej winna prawdę. Więc uprzejmie odmawiam oglądaniu albumów, pośmieję się z mojej dziewczyny innym razem. Ale tiramisu to miłość, nie mogę wyrzec się spróbowania kawałka ciasta. Mój tata zawsze robił mi je, gdy byłam mała.

Siedząc w pokoju Karo opanowuje mnie delikatny stres. Moja dziewczyna za chwilę pozna parę obrzydliwych faktów, dotyczących mojej matki. I niby nie jestem moją matką, ale... podobno dzieci są podobne do swoich rodziców. A ja nie zniosłabym takiego upokorzenia, jakim jest bycie moją matką.

- Natalia? - pyta cicho Karolina, owijając rękę wokół mojej talii. - Spokojnie. To co chcesz powiedzieć dotyczy twojej matki, prawda? A ty nią nie jesteś.

Mam taką nadzieję...

Biorę głęboki wdech. To nie będzie łatwa opowieść. Ale lepiej, aby Karolina wiedziała, jak wygląda moja sytuacja rodzinna. Aby wiedziała, na czym stoi.

- Moja rodzicielka jest pojebana - zaczynam cicho. - Nienawidzę tej kobiety. Naprawdę nienawidzę tej kobiety. Bardzo... - urywam. Biorę kolejny oddech. Rozmowa na ten temat nie jest łatwa. Zdaję sobie sprawę z faktu, że próbuję przedłużyć okres niewiedzy Karoliny. Że po prostu uciekam. - Ona... ona... - zacinam się. Otwieram usta, jednak z mojej krtani nie wychodzi ani jedno słowo. Czuję, jak w kącikach moich oczu gromadzą się łzy. Zajebiście... teraz jeszcze się poryczę, nie? Żałosne.

Karolina otula mnie swoimi ramionami. Przyciąga mnie do swojej klatki piersiowej i pozwala mi cicho szlochać w swoją dużą koszulkę. Czuję jak delikatnie gładzi moje włosy. Jak całuje mnie delikatnie w czubek głowy. 

- Ja... przepraszam. Nie umiem o tym rozmawiać - mówię cicho. - To nie tak, że ci nie ufam, po... po prostu...

Karolina delikatnie głodzi moje włosy.

- Może spróbujesz to napisać? - proponuje. - Niektórym łatwiej przychodzi spisywanie swoich myśli, niż ich wypowiadanie...

Kiwam głową, przystając na ten pomysł. To może zadziałać.

Już po chwili trzymam na kolanach książkę od matmy i kartkę papieru. W dłoni trzymam długopis. Zastanawiam się przez chwilę, jak zacząć. Przykładam narzędzie do kartki... i już po chwili słowa same znajdują ujście na skrawku papieru. Moje pismo jest bardzo nieczytelne, ale nie dbam o to. Nie jestem w stanie oderwać długopisu od kartki. Jakby był zaklęty, jakby rozumiał moje uczucia lepiej niż ja i tłumaczył je na wyrazy. Jakby wiedział, co chcę przekazać. I jakby posiadał umiejętność wyrażenia tych myśli.

Już po chwili moja historia jest spisana na papier. Z cichym westchnieniem odkładam długopis. Nie mam siły, aby przeczytać moje wyznanie. I nawet nie chcę tego robić. 

Podaję Karolinie kartkę i wstaję z łóżka.

- Pójdę po herbatę.

Dziewczyna pokazuje mi uniesiony kciuk w górę. I pogrąża się w czytaniu mojego listu.

Ja tymczasem kieruję się do kuchni. Wstawiam wodę na dwa kubki herbaty. Wyjmuję kubki z szafki i wrzucam do nich torebki z herbatą. Po chwili czajnik informuje mnie o wykonaniu swojego powołania życiowego. 

Drżącą ręką nalewam wrzątek do kubków. Patrzę, jak woda przybiera charakterystyczną dla herbaty barwę. Wszystko, aby opóźnić konfrontację. 

Biorę głęboki wdech, biorę kubki do rąk i kieruję się do pokoju Karoliny. 

Nie wyleję herbaty... nie wyleję herbaty... nie wyleję... 

- Shit! - syczę, patrząc na mokrą plamę, powstałą na kafelkach. Dlaczego...? Czy da się w ogóle przenieść herbatę, nie wylewając jej uprzednio? Jeśli ktoś opanował tę sztukę, to niech mnie jej nauczy... przyda się. 

Wchodzę do pokoju i odstawiam kubki na biurko. Następnie wracam na korytarz, aby wytrzeć plamę po herbacie. Kiedy wracam, Karolina wlepia pusty wzrok w kartkę. Dłonie ma mocno zaciśnięte na krawędziach kartki. 

- Jesteś pewna, że nie jesteś bohaterką jakiejś książki? To brzmi jak fabuła książki wymyślonej przez psychicznego pisarza... 

Śmieję się smutno. Doskonale rozumiem, co ma na myśli. 

- Co nie? To wszystko jest pojebane. W chuj. Powinnam ci wcześniej powiedzieć, abyś wiedziała, w co się pakujesz, a tak to... 

- Hej, hej spokojnie - przerywa mi Karo. - Będę mogła poczuć się jak bohaterka jakiejś książki, więc nie stresuj się, po prostu... wow - śmieje się cicho. - Nie wiem do końca, co czuć. Tak strasznie mi przykro, że musiałaś przez to wszystko przechodzić... i cieszę się, że mi zaufałaś. Oskar ma chłopaka? Nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji, wow... A w kwestii twojego kuzyna, to uważam, że powinien to gdzieś zgłosić... ale oczywiście nawet go nie znam, więc ja nie zamierzam się raczej w to mieszać. I twoja matka... masakra, wiedz że możesz wbijać do mnie kiedy chcesz. Dzięki, że mi powiedziałaś, bo mam teraz lepszy obraz na całą sytuację. Ale to wszystko... Damn, chyba nie będę mogła spać dzisiaj w nocy. Nie sądziłam, że takie akcje dzieją się naprawdę. Jeśli ktoś mi oznajmi, że jestem bohaterką jakiejś książki, to nie będę miała większych oporów, aby mu uwierzyć. 

Ulżyło mi. Czuję się, jakbym ściągnęła ze swoich barków pewien ciężar. Posyłam Karolinie delikatny uśmiech. 

- Geeez, ale się cieszę, że to rozumiesz... dziękuję. 

Karolina w odpowiedzi uśmiecha się lekko. A następnie przewraca mnie na łóżko, przytulając mnie mocno. Wtula twarz w mój biust. 

- Zboczeniec - prycham, obejmując jej plecy. 

- Możliwe - uśmiecha się lekko. Jej włosy są roztrzepane, a zielone oczy iskrzą się wesoło. - Ale i tak mnie kochasz. 

- Oczywiście - uśmiecham się lekko, zanurzając rękę w czarnych kosmykach. Karolina pochyla się nieco do przodu, aby musnąć delikatnie moje usta. Na muśnięciu się jednak nie kończy... 

To wszystko dlatego, że jej wargi smakują tiramisu... a ja bardzo lubię tiramisu. 

Tak było, nie zmyślam. 

Naprawdę. 

Po prostu tiramisu to cudowne ciasto... 

Aaaaa i może też trochę dlatego, że Karolina cudownie całuje. Ale tylko trochę. 

[943 słowa] 

Witajcie, fenoloftaleinki! 

Mam wrażenie, że ciut... zjebałam ten rozdział? Idk, możliwe, że napiszę go jeszcze raz, ale od dawna nie dawałam znaku życia, więc... macie to, co naskrobałam dzisiaj. I sorki za nieaktywność, brak weny itp... 

Jest zbyt gorąco ._. Nie podoba mi się to. 

A co u was? Ogólnie to miejsce na żalenie się na swoje życie ------------------------------------------------------> 

Dajcie znać co sądzicie o rozdziale! 

~Podłoga

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top