Rozdział 5
28 październik
Ania
Obudziłam się bardzo wcześnie. Zegarek wskazywał godzinę 5 rano. Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic i ciepło się ubrałam. Postanowiłam przejść się trochę. Zjechałam windą na parter i przywitałam się z portierem. Na dworze zaczęło robić się już jasno. Szłam cichą polaną, która należała do hotelu, było tu naprawdę pięknie. Miałam wspaniały widok na góry i wschodzące słońce. Wszystko wyglądało razem bajecznie. Chodziłam tak jeszcze jakieś 20 minut po czym zaczęło robić mi się zimno. Niestety kiedy się obróciłam w stronę z której szłam, nie mogłam przypomnieć sobie jak wrócić. Zaczęłam panikować, że zamarznę tutaj na śmierć. Pewnie było jakieś dwa stopnie na minusie (-2°) ale mi wydawało się jakby było przynajmniej minus 22 stopnie! (-22°)
Już chciałam się rozpłakać gdy usłyszałam czyjeś kroki. Obróciłam się i zauważyłam biegnącego Andiego, miał słuchawki na uszach, więc postanowiłam do niego podbiec bo i tak by mnie nie usłyszał. Zaczęłam biec jak najszybciej potrafiłam, niestety Andreas biegł bardzo szybko i trudno było mi go dogonić. W końcu się zatrzymał czego ja oczywiście nie zauważyłam i wbiegłam w niego z impetem. Oboje się przewróciliśmy. Zdezorientowany Welli spojrzał na mnie zdziwiony.
-Hej przepraszam! Ale się zgubiłam no i zaczęłam biec w twoją stronę ale się zatrzymałeś no i wpadłam na ciebie- wydusiłam z siebie.
-Spokojnie, nic się nie stało, co ty tu w ogóle robisz?- zapytał i uśmiechnął się.
-Przyszłam się przejść a ty?-
-Trening- odpowiedział krótko
-No tak, przecież musisz trenować bo dzisiaj ostatni konkurs-
-Idziesz do hotelu?- zapytał
-Tak, strasznie zmarzłam- Wtedy Wellinger zdjął swoją fioletową czapkę z Milki i założył mi ją.
-Zmarzniesz- powiedziałam i zaczęłam ją ściągać ale Andi mnie powstrzymał.
-Przestań, nic mi nie będzie- uśmiechnął się szeroko. W ciszy szliśmy do pensjonatu, każdy był pogrążony we własnych myślach. Nagle Andreas zatrzymał się. Zdziwiona odwróciłam się w jego stronę.
-Coś się stało?- zapytałam.
-Niee- odpowiedział powoli.
-Powiedz, że się nie zgubiliśmy- błagałam go.
-Zgubiliśmy się- odetchnął głęboko zdenerwowany.
-I co my teraz zrobimy?!-
-Mam telefon zaraz do kogoś zadzwonię- uspokajał mnie. -Cholera nie ma zasięgu-
-No to super- odpowiedziałam prawie płacząc.
-Ej, ej tylko mi tu nie płacz- podszedł i przytulił mnie mocno. -Zaraz stąd wyjdziemy- uspokajał, gładząc moje plecy ręką. Czułam się wtedy taka bezpieczna. Staliśmy tak przytuleni jakieś dobre 5 minut. Nagle ktoś nas zawołał.
-Ej! Tu są!- krzyknął Severin, zaraz za nim szedł trener Schuster i Markus. Natychmiast odsunęliśmy się od siebie.
-Gdzie wyście byli!- krzyknął Schuster gdy podeszli do nas bliżej.
-Zgubiliśmy się- odpowiedziałam nieśmiało.
-Dobra chodźmy już do hotelu zaraz musimy jechać na skocznię- powiedział Eisenbichler.
Ruszyliśmy i za chwilę już siedziałam w cieplutkim łóżku. Kasi nie było w pokoju, więc pewnie pojechała z chłopakami na trening. Ja chciałam zostać w pokoju, ale zmusili mnie abym przyjechała chociaż na konkurs. Zapomniałam oddać Andreasowi jego czapkę, więc muszę ją zabrać ze sobą na skoki. Położyłam ją na stoliczku obok torebki, z której wyciągnęłam telefon. Postanowiłam zadzwonić do mamy, dawno się nie odzywałam, pewnie się martwi.
-Halo?- odpowiedział głos w słuchawce.
-Cześć mamo!-
-Ania dawno się nie odzywałaś, coś się stało?- zapytała zmartwiona.
-Nie tylko strasznie za wami tęsknię-
-My za tobą też, jak ci mija pobyt?-
-Jest bardzo fajnie, zaraz jadę na konkurs-
-Świetnie! Będziemy z ojcem oglądać i mamy nadzieję zobaczyć cię w telewizji!-
-Haha mamo wątpię w to no ale możecie mnie szukać wśród tych tłumów-
-Dobrze córeczko nie zabieram ci już czasu, jedź na te skoki. A i pamiętaj jakby cię nagrywali to pomachaj nam!-
-Dobrze mamo pa!-
-Papa- Mama zakończyła rozmowę.
Szybko ubrałam kurtkę i zgarnęłam torebkę. Stojąc przy drzwiach zorientowałam się, że nie wzięłam czapki Welliego. Szybko ją zgarnęłam i włożyłam do torebki, która była dość duża. Kierowca zawiózł mnie pod skocznię, weszłam wejściem dla VIP'ów i miałam nadzieję, że znajdę jeszcze Andreasa. Szukałam go ale nigdzie go nie było. Pytałam innych skoczków ale oni też nie wiedzieli gdzie jest. W końcu się poddałam, weszłam do domku, w którym przygotowywali się Niemieccy skoczkowie i co? Był tam, stał i śmiał się z żartów kolegów.
-Tyyy- wysyczałam -Szukałam cię od jakiś 40 minut po tym mrozie a ty grzejesz dupę w domku!- wykrzyczałam. Spojrzał na mnie i szeroko się uśmiechnął, jednak po chwili śmiał się w niebogłosy.
-I ty mnie za to obwiniasz?- ledwo wydyszał dławiąc się śmiechem.
-Tak!- wyjęłam z torebki jego czapkę i rzuciłam nią w niego. -Zgubiłeś coś- powiedziałam, odwróciłam się na pięcie i wyszłam. Z wściekłości trzasnęłam drzwiami, nie miałam ochoty oglądać żadnych skoków. Kasia gdzieś się znowu zaszyła a ja zostałam sama jak palec. Mogłam wrócić do hotelu ale nie chciałam siedzieć tam sama. *No tak ciągle jestem sama* pomyślałam. Z bezradności postanowiłam iść na trybuny. Jeśli nie miałam nic innego do roboty to chociaż obejrzę te głupie, nudne skoki. Ludzie cały czas krzyczeli, ale mi to zupełnie nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, dodawało to takiej cudownej atmosfery. Oczywiście największe piski były gdy skakał Wellinger no ale co się dziwić, jego "hotki" nie dawały mu żyć. Skoczył jak na razie najdalej, ale przed nim jeszcze 4 zawodników: Domen Prevc, Daniel André Tande, Maciej Kot i Kamil Stoch. Wszyscy oddali dobre skoki ale nie na tyle, aby wyprzedzić Wellingera. Wygrał, po raz piąty w swojej karierze stanie na pierwszym stopniu podium. Tuż za nim osadowił się Stoch a na trzecim miejscu był Domen Prevc. Kamerzysta pokazywał cieszących się ludzi na trybunach. Nagle kamera została skierowana na mnie, nieśmiało się uśmiechnęłam i lekko pomachałam tak jak prosiła mnie moja mama. Zaraz po tym zdarzeniu rozbrzmiał mój telefon.
-Halo?- zapytałam
-Widzieliśmy cię, widzieliśmy!- krzyczeli moi rodzice.
-To super! Mam nadzieję, że to nagraliście- śmiałam się.
-No oczywiście, że tak! Pokażemy to caaałej naszej rodzinie. I tej bliskiej i tej dalekiej! Dobrze mi cie nie przeszkadzamy baw się dobrze! Paa!- Wykrzyknęli chórem.
-Paa- odpowiedziałam uśmiechając się sama do siebie. Po dekoracji poszłam do domku skoczków z nadzieją, że znajdę tam Kasię. Niestety przed wejście złapał mnie Andreas.
-Hej, wiesz chciałbym cię przeprosić- powiedział.
-No coś podobnego- opowiedziałam mu niegrzecznie.
-W ramach rekompensaty zapraszam cię na obiad!- Oznajmił mi uśmiechnięty.
-Dobrze- odparłam powoli. W mojej głowie kłebiła się tylko myśl "W co ty pogrywasz Wellinger"...
______________________________________
Kolejny rozdział za nami! Napiszcie proszę w komentarzu jak podoba wam się na razie ta opowieść. Możecie też gwiazdkować ja tym na pewno nie pogardzę! :) Buziaki! ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top