Rozdział 14
Rebeca
- Jeffery co to ma być?- pytam zerkając na niego wściekła, kiedy wpycha mnie do męskiej toalety- jak chciałeś siusiu to mogłeś zawołać mamusię a nie mnie. Nie mam zamiaru patrzeć jak umiesz pięknie srać.
- Zamknij się. Nie po to tu jesteśmy.
- W ogóle to po co toaleta ma metalowe drzwi?- pytam ignorując jego słowa.
- Po to by niegrzeczne samice nie mogły uciec samcom- mówiąc to wyciągną z kieszeni klucz przekręcając nim zamek w drzwiach i z powrotem go chowając.
- Ale przecież ja jestem grzeczna.
- Nie, nie jesteś. Co to do cholery było!?- wybuchną- Jak mogłaś pocałować tego chłopaka na oczach całego mojego stada?!
- Nie pocałowałam go. Dałam mu tylko buziaka w policzek. Chciałam się dobrze przywitać z twoją watahą- kłamię.
- Acha, czyli jakbym cię stamtąd nie zabrał prze lizała byś się z każdym?- pyta.
- Przecież żartuję dupku. Zrobiłam tak, bo chciałam cię przetestować. I wiesz co? Zaliczyłeś sprawdzian na sześć.
Spojrzał na mnie jak na idiotkę.
- No wierz. Większość samców na twoim miejscu zlała by mnie na kwaśne jabłko i oznaczyła bez zgody, a ty pokazałeś, że mi ufasz. Przez chwile jak staliśmy przed tymi drzwiami, myślałam, że to jakaś sala tortur.
- Była tu kiedyś, ale po śmierci ojca zmieniłem ją na toaletę.
- Bardzo pomysłowe- prychnęłam.
- No wiem- uśmiechnął się dumnie.
- A teraz bądź tak miły i otwórz drzwi.
- O nie małpko. Byłaś niegrzeczna i spotka cię kara- popchnął mnie na ścianę.
- Dobra, jednak za wcześnie cię oceniłam dupku.
- Marudzisz. Lepiej użyj usteczka do czegoś pożyteczniejszego- mówi kładąc ręce na moim brzuchu.
- Niby czego?- pytam.
- Na przykład zrób mi loda- uśmiecha się.
- Ha ha bardzo śmieszne.
- Ej ja nie żartuję.
- Mowy nie ma! Jeszcze się tobą udławię.
- W takim razie użyj rąk.
- Ale wtedy moje usta nie będą użyteczne.
- Małpko. Wtedy to ja się zajmę twoimi ustami.
- Przykro mi ale moje dłonie są przygotowane do jedzenia więc daj klucz.
- Nie.
- Jeffik no! Mój żołądek zaraz sam siebie zje. Jestem głodna.
- Jeffik? A co z dupkiem?- pyta.
- Ach, przepraszam dupku. Zapomniałam, że to bardziej utożsamia twoją osobowość.
- Dobra mogłem siedzieć cicho.
- No mogłeś.
- Co ty na to, że za karę wypieprzę cię w tym oto bardzo interesującym pomieszczeniu- mruknął.
- Jesteś mało pomysłowy. Znam lepszy i szybszy sposób. Wypuść mnie, zjem śniadanie, pożegnamy się, a karą będzie dziewięć godzin bez ciebie.
- Przykro mi małpko, ale dzisiaj w nocy do ciebie nie przyjdę. Twój ojciec podwoił straże.
- Idiota.
- Dlatego musimy się teraz sobą nacieszyć.
- Ja chcę jeść!
- Możesz przecież zjeść mnie.
- Fuj. Aż tak głodna nie jestem.
- No to mamy czas.
- Nie.
- Tak- musnął moje usta lekko, po czym mocno się wpił dodając język. Gdyby nie to, że mój żołądek serio ma ochotę na jedzonko, to bym się z nim z chęcią pobawiła, a teraz muszę użyć moich ostrych zębów, i ugryźć jego pyszny język. O jaka szkoda.
Chwyciłam jego szyję, by lepiej wykonać mój chytry plan i zacisnęłam zęby.
Jeff syknął, szybko się ode mnie oddalając.
- No co? Mówiłam że głodna jestem- mówię, kiedy patrzy na mnie wściekłym wzrokiem.
- Jesteś ...
- Głodna- przerwałam mu.
- Daj mi dokoń...
- Jeffery no- znowu mu przerwałam.
- Ugh. Dobra!- podniósł ręce w obronnym geście- Idziemy- mruknął.
- Jej- podskoczyłam uśmiechając się.
- Ale potem za karę dasz mi się trochę tobą pobawić- dodał, po czym wziął mnie za rękę, otworzył drzwi i zaprowadził do jadalni.
Kiedy weszliśmy, od razu wszystkie pary oczu skierowały się na nas.
- Co się gapicie? Chcecie, żebym wam wszystkim łby pourywał!- wrzasną wściekły Jeff.
Przekręciłam tylko oczami i wyrwałam się z jego uścisku podbiegając w stronę szweckiego stołu. Wzięłam taler i zaczęłam nakładać sobie same mięsne potrawy. Po chwili poczułam, jak silne ramiona dupka oplatają mnie w tali.
- Najedz się kochanie, bo mam zamiar cię dzisiaj wykończyć- mruknął gryząc płatek mojego ucha.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top