Rozdział XVIII
26.10.1933
Romana nie ma już od tygodnia dni, ale postanowiłam się już tym nie przejmować. Skoro on tak mnie traktował, mnie, swoją żonę, to znaczy, że nie jest wart tego, by przez niego płakać. Nawet do mnie nie zatelefonował. Nie mam pojęcia, co on miał załatwiać w tej Warszawie, że nie mógł znaleźć choćby kilku minutek, żeby zadzwonić, ale chyba mnie to nie obchodzi. Trudno. Muszę po prostu przestać się nim przejmować i zająć się sobą. Szkoda, że zrezygnowałam ze studiów, chętnie bym na nie wróciła, nawet na złość Romanowi. Nie wiem, czy on chciał ze mnie zrobić swoją posłuszną żoneczkę, która czeka w domu z obiadem, i dlatego mnie tak przekonywał, żeby porzucić naukę, ale ja mu się tak nie dam. Edukacja to jednak ważna rzecz, no i przynajmniej bym się nie nudziła.
Ale to dopiero w przyszłości, może w kolejnym roku akademickim, a na razie muszę się zająć tym, co mogę robić tutaj. Myślałam nad tym sporo i mam już pewne swoje koncepcje, które zamierzam wprowadzić w życie. Kiedy Roman wróci, w ogóle mnie nie pozna. Nie będę już jego potulną dziewczynką, za nic w świecie!
Przy śniadaniu już w ogóle nie miałam w sobie żadnego żalu, starałam się zachowywać uśmiech i rozmawiałam wesoło przez cały czas z dziadkiem Władysławem. To taki kochany starszy pan, że aż serce rośnie. Nawet Jerzy dzisiaj nie marudził, a Maksymilian jak zawsze był bardzo, bardzo grzeczny i kurtuazyjny. Nie dziwię się, że Roman go nie lubi, bo pewnie widzi, że sam powinien tak się zachowywać, jak na prawdziwego mężczyznę przystało, i zazdrości mu.
Z nami jadł też Antoś. Siedział przy stole i zajadał owsiankę. Ciągle się mnie trochę bał, czemu zresztą nie było się dziwić, skoro nagle pojawiłam się w jego życiu. Roman nie przywoził mnie tu na święta i przyjęcia rodzinne, jak to zazwyczaj się robiło z narzeczoną, tylko przywiózł mnie tu raz i tyle mnie widzieli, a teraz nagle z nimi mieszkałam. Nic dziwnego, że Antoś się mnie bał, skoro nie miał czasu się do mnie przyzwyczaić.
Miałam dla niego prezent, ale przez te moje przeżycia z Romanem zupełnie o tym zapomniałam. Dopiero przed śniadaniem przypomniało mi się, że w walizce wciąż czekał wielki pakunek. Zostawiłam go w przedpokoju, a kiedy Antoś zjadł, wzięłam paczkę i podeszłam z nią do stołu. Uklęknęłam przy chłopczyku i uśmiechnęłam się szeroko.
— Byłam bardzo niegrzeczna i zapomniałam ci coś podarować tuż po moim ślubie z wujkiem Romanem, ale chciałabym się poprawić.
Antoś patrzył na mnie swoimi wielkimi oczyma, z których na szczęście uleciało już przerażenie. Chyba mój uśmiech go nieco przekonał.
— Naprawdę masz coś dla mnie? — zapytał z niedowierzaniem.
— Tak. Proszę. — Wyciągnęłam paczkę zza pleców.
Chłopczyk rozerwał ją energicznie i pisnął z radością, kiedy wyciągnął z niej pluszowego pieska. Jego twarzyczka rozjaśniła się jak małe słoneczko. Aż przeszyła mnie fala ciepła, kiedy tak patrzyłam na jego szczęście.
— Och, dziękuję, dziękuję! — wykrzyknął z radością. — Jaka pani jest dobra!
— Proszę, cieszę się, że ci się podoba — powiedziałam i pogłaskałam go po jasnych loczkach.
Antoś zajął się nową zabawką, a ja wstałam i wróciłam na swoje miejsce. Popatrzyłam na Jerzego, bojąc się, że zobaczę w jego oczach złość, ale on uśmiechał się łagodnie. Dziadek i Maksymilian również byli radośni. To dodało mi otuchy. Może i Roman mnie nie chciał, ale jego rodzina mnie zaakceptowała i chyba nawet polubiła, a to już znaczyło już wiele.
— Czy mogłabym jeszcze o czymś z wami wszystkimi pomówić, zanim pójdziemy do swoich zajęć?
— Oczywiście, Cecylko — odpowiedział mi dziadek Władysław. — Co takiego cię nurtuje?
— Chciałabym bardzo zmienić te wnętrza, przydałby się tu remont, bo to miejsce kiedyś było piękne, ale widać, że powoli się sypie, i aż strach tu mieszkać. Czy da się coś z tym zrobić?
Moje pytanie wzbudziło ogromną konsternację, Wszyscy patrzyli po sobie, jakby nie rozumieli, co właśnie powiedziałam, i próbowali jakoś odgadnąć, co mogę mieć na myśli. Dziadek co rusz spoglądał na Maksymiliana, a Jerzy wyglądał jak garnek, którego przykrywka zaczyna podskakiwać pod naporem wrzącej wody.
— Ja nie pozwolę, żeby mi tu ktokolwiek robił coś w moim domu! — krzyknął. — Żadnego budowniczego tu nie wpuszczę! Sam się tym zajmę, ale nikt inny!
— A czy ja mówiłam, że chciałabym kogoś innego zatrudnić? Oczywiście, że to ty powinieneś się tym zająć, w końcu się na tym znasz. Ja nie wiem nic o architekturze i renowacji starych domów, nie miałabym nawet pojęcia, kogo zatrudnić.
Jerzy od razu się rozchmurzył, całe powietrze jakby z niego zeszło. I dobrze. Nie było co się tak denerwować, przecież ja bym nawet nie pomyślała o tym, żeby to zlecić komuś innemu, skoro mam w domu architekta!
Zadowolony Jerzy wstał i oświadczył, że idzie przemyśleć, jakie zmiany należy zaprowadzić w domu. Ja zaś poszłam do pokoju czytać. Zgodnie z radą Maksymiliana porzuciłam na razie moich rosyjskich mistrzów i wzięłam się za bardziej optymistyczne rzeczy. To zdecydowanie poprawia mi samopoczucie. Maksymilian to mądry człowiek, wie, co powiedzieć w danym momencie i jak pocieszyć. Gdyby na świecie byli tylko tacy ludzie, byłby dużo piękniejszy.
Wieczorem nagle wrócił Roman. Nikt się go nie spodziewał, nawet dziadek Władysław był w szoku. Najwyraźniej do niego Roman też nie zadzwonił. Ale co tam, nie będę się tym przejmowała, niech niszczy wszystkie swoje relacje, na własne życzenie. Nie obchodzi mnie już, co on robi.
Wszedł do jadalni na kolację jakby nigdy nic i zajął miejsce u szczytu stołu, naprzeciwko dziadka. Ja siedziałam po jednej stronie z Maksymilianem, po drugiej zaś usadowił się Jerzy, który pomagał synowi z jedzeniem kanapek. Były tak duże, że biedny Antoś miał problemy ze włożeniem ich sobie do buzi. Rozczulał mnie ich widok. Jerzy zrobił na mnie z początku wrażenie gburowatego i pozbawionego uczuć, ale nie mógł być złym człowiekiem, skoro tak kochał swoje dziecko. Może po prostu chował swoje uczucia przed światem, bo ktoś go kiedyś zranił, a Jerzy bał się, że stanie się to po raz kolejny, i jedynie synkowi nie bał się okazywać miłości. Może to miało związek z matką Antosia? Nic o niej nie wiem, ale jakoś nie wydaje mi się, żeby umarła, Roman zawsze mówił, że Jerzy to kawaler, nie wdowiec. Tu kryło się coś głębszego, jeszcze zakrytego przed moimi oczami.
Roman zaś z kolei na pierwszy rzut oka wydaje się cudownym mężczyzną, któremu nie brak niczego, a w gruncie rzeczy chyba tak nie jest. Przynajmniej obserwując jego i brata, odniosłam wrażenie, że obaj w rzeczywistości są zupełnie inni, niż się wydają.
— No, pan młody w końcu wrócił — sarknął Jerzy, zanim jeszcze Ania wniosła nam potrawy. — Nie zostawia się tak panny młodej dzień po ślubie samej. Nawet się ponoć nie pożegnałeś. Może zaraz się jeszcze okaże, że małżeństwo nieważne! Ja na jej miejscu to bym o rozwód wystąpił, i to kościelny, za takie rażące zaniedbywanie swej małżonki tuż po ślubie to na pewno by jej go udzielono.
— Przykro mi, że tak się stało, ale wyrwały mnie z domu sprawy niecierpiące zwłoki, związane z majątkiem, więc dotyczyły nas wszystkich, mojej żony szczególnie — wycedził ostro Roman.
Miał do tego prawo, bo Jerzy zachował się podle, ale w gruncie rzeczy słusznie, bo i Roman bez winy tu nie był. Najchętniej powiedziałabym Romanowi troszkę gorzkich słów, ale nie chciałam się kłócić. Po co mi to było, skoro ostatnio osiągnęłam coś, co można by było nawet nazwać spokojem ducha...
No, prawie, bo kiedy tylko zobaczyłam Romana, w sercu odżyła nadzieja, tłumiona w nim z taką skrzętnością przez ostatnie dni. Nadzieja, że przyjdzie do mnie, za wszystko przeprosi, i będzie tak, jak było jeszcze tydzień temu, przed tym fatalnym ślubem. Przez głowę przemknęła mi nawet myśl, że może Roman pojechał spędzić kilka dni w samotności, bo to małżeństwo tak go przytłoczyło, ale skoro już sobie poukładał pewne rzeczy w głowie, wszystko będzie dobrze. Bo dlaczego miałoby nie być? Zjemy, weźmie mnie za rękę, zaprowadzi do swojej sypialni, powie mi, jak bardzo mnie kocha i cieszy się, że jestem jego żoną, a potem...
Ale nie zrobił tego. Właściwie to niczego nie zrobił. Po prostu zjadł, skłonił się uprzejmie i wyszedł, aż łzy stanęły mi w oczach. Czyli jednak mnie nie kochał. Nie zamienił ze mną nawet słowa przy kolacji. Normalny zakochany mężczyzna nie mógłby się ode mnie oderwać, a tymczasem on... Łzy popłynęły mi po policzkach. Wiedziałam, że wszyscy na mnie patrzą, ale nie obchodziło mnie to. Już nic mnie nie obchodziło, jeśli mam być szczera. Poczułam, jak Maksymilian łapie mnie za rękę. Uśmiechnął się pocieszająco, a ja spróbowałam się mu odwzajemnić, ale zamiast uśmiechu na moich ustach pojawił się krzywy grymas. Nie miałam nawet siły się uśmiechać i Maksymilian o tym wiedział.
Wstałam w końcu od stołu z postanowieniem pójścia do pokoju Romana. Serce biło mi jak oszalałe, kiedy do niego szłam, jakby chciało rozerwać moje żebra i wydrzeć się na wolność. Ale musiałam tam pójść, jeśli chciałam, by nasze małżeństwo miało jakikolwiek sens.
Nawet nie zapukałam do drzwi. Wiedziałam, że siedział w środku, a nawet jeśli byłby nago, to nie miałby się czego przede mną wstydzić. W małżeństwie nie obowiązuje przecież prywatność, nie ma żadnych tajemnic. On jednak zajęty był jakimiś notatkami, które sporządzał przy biurku. Kiedy weszłam do środka, spojrzał na mnie ze złością i burknął:
— Czego chcesz? Nie widzisz, że coś robię? Przeszkadzasz mi.
— Przeszkadzam ci? To po co w ogóle się ze mną żeniłeś, skoro już ci przeszkadzam? Jeśli chcesz, to mogę się stąd wyprowadzić, ale będziesz mnie musiał utrzymywać — sarknęłam.
Na Romanie moje słowa nie zrobiły żadnego wrażenia.
— I po co ci te nerwy, co, Cecylio? Na nic ci nie są potrzebne.
— Dlaczego tak mnie traktujesz, Romek? Jeszcze parę dni temu tak mnie zapewniałeś o swojej miłości, a teraz co? Wzięliśmy ślub, a ty nawet nie przyszedłeś do mnie w noc poślubną!
— Bo nie miałem ochoty, czy to takie trudne do zrozumienia?
— W takim razie ja też nie mam ochoty na ciebie patrzeć — sarknęłam i wyszłam, trzaskając drzwiami.
Nie rozumiałam jego okrucieństwa. Jak mógł w ogóle tak powiedzieć? Cała się trzęsłam z rozpaczy. Miało być tak cudownie, a tymczasem to małżeństwo okazało się koszmarem, zanim na dobre się zaczęło. Przez ostatnie dni budowałam spokój umysłu, a jedno zdanie z ust Romana zupełnie go zniweczyło. Tej nocy pozwoliłam sobie na szloch.
Krótki rozdział, więc wrzucam go tak przed świętami, może znajdziecie chwilkę, żeby poczytać <3 a w następnym rozdziale zrobimy troszkę skok do przodu o jakieś pół roku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top