Rozdział XVII
Czytanie pamiętnika Cecylii było dla Anieli swego rodzaju masochizmem. Nie potrafiła się oderwać od lektury, tak była ciekawa tego, co spotkało tu kuzynkę, ale bolało ją wszystko, co musiała przeżyć Cecylka. Najgorsze jednak było to, że nic nie zrobiła, żeby jej pomóc! Widziała przecież, że Roman obchodził się jedynie ciałem Cecylii, jej urodą i młodością, bawił się, a nie traktował jej jak równej sobie, jak przyszłej żony, której należały się szacunek i cześć. Tak jednak zajęła się swoim życiem w Paryżu, wciągnięta przez wszechobecną sztukę, zajęcia na uczelni i nowych znajomych, że rzadko pisywała do biednej, uwięzionej w Dunajewicach kuzynki, a że w listach Cecylki widać było tylko radość, to aż tak się tym nie przejmowała. A Cecylia pisała jej o samych dobrych rzeczach.
Tyle że Cecylia nie była osobą, która by szczególnie kłamała w swoich listach. Raczej obce jej były wyrachowanie i kłamstwo, a jeśli czuła się źle, głośno to wszystkim obwieszczała i wręcz wymagała, by ją pocieszano. Gdyby przez ten cały czas Cecylii działa się krzywda albo po prostu nie podobałoby się jej życie w Dunajewicach, Aniela otrzymywałaby pewnie wiadomości pełne skarg i utyskiwań. A listy Cecylii, choć rzadkie, pełne były zachwytów nad przyjęciami, które wyprawiano w Dunajewicach, wycieczkami do Krakowa i Warszawy, sukniami, najnowszymi filmami i książkami. Pytała tylko o najnowsze paryskie trendy i prosiła, żeby wysłać jej żurnale z Paryża, żeby mogła zamówić zgodne z najświeższą światową modą kreacje i błyszczeć na salonach.
Coś więc się stało i albo Cecylia nie była tak nieszczęśliwa z Romanem, jak to zapowiadały początki ich małżeństwa, albo nauczyła się ze wszystkim kryć, albo... znalazła pocieszenie. Aniela wstydziła się tej myśli, ale nie zdawała się jej ona wcale taka oderwana od rzeczywistości. Dunajewice pełne były przecież mężczyzn, do tego bardzo przystojnych. Nie zdziwiłaby się, gdyby Cecylia pocieszyła się w ramionach Maksymiliana lub Jerzego.
Zeszła na parter, mając nadzieję, że ten dzień przyniesie jej same dobre rzeczy. Zaraz miała spotkać się z Antosiem na lekcji, a to był zdecydowanie jej ulubiony moment dnia, pozwalający na odetchnięcie od całego zła, które wprost wyzierało z pamiętnika Cecylii. Z Antosiem mieli zawsze pięć lekcji — matematykę, literaturę, francuski, historię i przyrodę. Anieli największą przyjemność sprawiały przedmioty humanistyczne, podobnie jak Antosiowi, zawsze więc starała się zacząć od nauk ścisłych, by jak najprędzej mieć je za sobą i móc się rozkoszować tymi lekcjami, które oboje lubili najbardziej.
Przechodziła właśnie obok małego saloniku, zazwyczaj zamkniętego na klucz, kiedy nagle usłyszała czyjeś podniecone głosy. Były bardzo rozgorączkowane, jakby stało się coś złego. Zastygła z lękiem i zaczęła słuchać:
— Jak mogłaś to zostawić tak na widoku, co? — To mówił Jerzy.
— Jurek, no już nie przesadzaj, zdarza się! — odparła mu Nina.
— Jak mam nie przesadzać, jeszcze jedna wpadka i Roman się o wszystkim dowie! Nie chcę myśleć, co się wtedy stanie.
Wtem rozległy się kroki. Aniela odskoczyła od drzwi z przestrachem i skierowała się do biblioteki. Myśli tłukły się jej po głowie jak szalone. Była niemal pewna, że Nina i Jerzy mieli romans. Ich słowa dokładnie to nasuwały na myśl. Och, trzeba by było być głupim, żeby w ogóle pomyśleć o czymś innym! Zresztą Nina i Jerzy niemal zawsze razem chodzili, rozmawiali przy posiłkach niemal tylko ze sobą, planowali kiedyś nawet wspólną wycieczkę do Krakowa. Aniela nie zdziwiłaby się wcale, gdyby Roman traktował Ninę tak jak Cecylię, odmawiał jej jakkolwiek czułości i zainteresowania, aż żona zainteresowała się jego bratem. Nina wyglądała Cecylii na kobietę, która doskonale wie, czego chce, i nie waha się tego wziąć, a Jerzy był mężczyzną bardzo przystojnym, a do tego samotnym. Nie wydawało się, żeby miał jakąś kochankę gdzieś poza Dunajewicami, bo niemal nie wyjeżdżał z domu, a Jadzia ani kucharka nie wyglądały raczej na jego ewentualne ukochane. Za to Nina... Nina nadawała się na kochankę idealnie z tą urodą i pewnością siebie.
Tak się jej zakręciło w głowie od tych wszystkich myśli, że ledwo była w stanie prowadzić lekcje z Antosiem. Ciągle plątał się jej język, miała wrażenie, że mówi same głupoty i rozczarowuje chłopczyka, który zawsze uwielbiał jej słuchać. Nie potrafiła jednak się na niczym skupić.
Podczas obiadu również plątał się jej język i nie potrafiła prowadzić sensownej rozmowy z kimkolwiek. Roman próbował ją o coś pytać, ale jemu nawet nie chciała odpowiadać. Maksymilian pytał ją o książki, ale ona ostatnio spędzała czas głównie przy pamiętniku Cecylii i trudno jej było odpowiedzieć na to pytanie. Na szczęście Jerzy nie wypytywał Antosia o dzisiejszą lekcję, bo syn musiałby dać mu niezbyt entuzjastyczną recenzję, która sprawiłaby Anieli przykrość. Co prawda zasłużoną, ale wciąż wolała, żeby Jerzy uważał ją za świetną nauczycielkę.
— Co się dzieje? — zapytał Maksymilian, kiedy wszyscy pozostali wyszli już z jadalni. — Wyglądasz dziś bardzo źle.
— Bo i tak się czuję... Podsłuchałam dzisiaj dziwną rozmowę... Przez przypadek, przysięgam!
— Ależ ja przecież o nic cię nie oskarżam! Co takiego usłyszałaś?
Aniela zarumieniła się delikatnie. Nie była pewna, czy powinna mówić Maksymilianowi o takich rzeczach. Może jej podejrzenia były jednak fałszywe, a może on nie miał pojęcia o relacji łączącej Jerzego i Ninę, a ona tylko swoimi słowami narobiłaby zamieszania, którego tak bardzo nie chciała.
— No słucham, mnie możesz powiedzieć wszystko. — Maksymilian uśmiechnął się szeroko.
— No bo... widzisz... Słyszałam rozmowę Niny i Jerzego... Czy oni są kochankami? — wypaliła na jednym oddechu, by mieć to już jak najszybciej za sobą.
Przez króciutką chwilę zdawało się jej, że widzi uśmiech na ustach Maksymiliana, zaraz jednak wrażenie to minęło. Może wcale się nie uśmiechał, tylko jej zdręczony umysł podpowiadał jej taki głupoty.
— Cóż, to taka nasza mała tajemnica poliszynela — odparł tylko.
Aniela poczuła, jak uderza ją fala gorąca. Czyli jednak. Wszyscy mieli tu jakieś tajemnice, działy się tu dziwne rzeczy, brat sypiał z bratową, mąż zabijał żonę, a dziecko wychowywało się bez matki. Chyba powinna stąd jak najszybciej wyjechać, jeśli nie chciała oszaleć albo sama dołączyć do tej kawalkady szaleńców.
— Boże... A czy... Co... co stało się z dziadkiem Romana? Cecylia tyle o nim pisała... Czy on... nie żyje?
— Niestety. Pan Władysław dostał ataku serca, kiedy Cecylka umarła. Kochał ją jak swoją rodzoną wnuczkę.
Znów „Cecylka". Specjalnie nie użyła spieszczenia, żeby zobaczyć, jakiej formy Maksymilian użyje, ale on został przy tej zarezerwowanej tylko dla najbliższych, słodkiej, uroczej „Cecylce", choć rozmowa zeszła na bardzo poważne tematy. Anieli się to najzupełniej nie podobało. Maksymilian coś czuł do Cecylii, to było pewne. Pytanie tylko, czy było to uczucie odwzajemnione...
— Niemrawo dzisiaj wyglądasz, Anielko, może byśmy poszli do kawiarni albo gdzieś. Nie możesz tak się tym wszystkim zadręczać, sama widzisz, jak to fatalnie na ciebie wpływa. Chodźmy gdzieś. Oderwij się na jeden dzień od pamiętnika Cecylki, Romana i tego wszystkiego. Nie możesz tyle o tym wszystkim myśleć. Wiem, że chciałabyś się wszystkiego dowiedzieć, ale jej to już nic nie zmieni, ona i tak nie żyje...
— Masz rację — przyznała niechętnie Aniela, bo ta myśl, że Cecylia nie żyje, była jej bardzo niemiła, choć przecież konfrontowała się z nią każdego dnia. — Jeśli już nie musisz dzisiaj pracować, to możemy się gdzieś wybrać.
— Ubierz się ciepło i pójdziemy — rzekł z uśmiechem.
Aniela skinęła mu głową i pobiegła po torebkę i płaszcz. Maksymilian miał rację, musiała choć na jeden dzień odpocząć od tych wszystkich strasznych rewelacji i dziwnych, niezrozumiałych wydarzeń.
Kiedy zbiegła z powrotem na dół, Maksymilian już na nią czekał w swoim prochowcu i eleganckim kapeluszu. Wyciągnął ku niej dłoń w skórzanej rękawiczce i poprowadził ją do drzwi. Kiedy wyszli na zewnątrz, Anielę owionął przyjemny chłodny wiatr, co prawda mroźny, ale upragniony po tych wszystkich nieprzyjemnych wydarzeniach powodujących ból głowy.
— Gdzie mnie zabierasz? — zapytała, poprawiając swój fikuśny kapelusik, kupiony jeszcze w Paryżu.
— Pójdziemy do takiej ładnej kawiarenki we wsi, niedaleko kościoła. Nie mają tam co prawda oferty jak w Warszawie, ale bardzo tam miło. Cecylka zawsze bardzo lubiła tam przychodzić.
Znów ta Cecylka! Czy Maksymilian nie mógł przestać? Miała ochotę na niego za to wszystko nakrzyczeć, ale nie znajdowała w sobie wystarczająco odwagi. Tylko jego miała w Dunajewicach i nie chciała psuć tej relacji, bo wtedy zostałaby sama.
Na szczęście więcej już nie mówił ani o Cecylii, ani o Romanie, ani o czymkolwiek związanym z Dunajewicami. Aniela zaczęła się powoli relaksować. Myśli o kuzynce i jej mężu powoli uciekały z jej głowy, zastąpione rozkoszowaniem się pięknem przyrody. Dom Dunajewskich położony był na skraju wsi, za wcinającym się klinem fragmentem lasu, oddalony od centrum życia miejscowości. Dawało to spokój, ale też odcinało od ludzi i tworzyło oddaloną od wszystkiego eksklawę, w której po czasie zaczynała doskwierać samotność. Anieli przeszkadzało już codzienne patrzenie na te same twarze, z których większość wzbudzała w niej wstręt. Tylko w czasie niedzielnej mszy mogła przypatrzeć się innym mieszkańcom wsi, ale nigdy z nimi nie rozmawiała.
Mroźne, późnojesienne powietrze było prawdziwym zbawieniem, tak że już po chwili Aniela śmiała się z Maksymilianem z jego głupich żartów. Do kawiarni weszli, śmiejąc się jak dzieci. Skromny lokalik nie należał do szczególnie eleganckich, ale Anieli bardzo się podobał z jego domowym, zacisznym urokiem. Meble z jasnego drewna, tapeta w różowe kwiatuszki i odprasowane, skromne obrusiki dawały wrażenie babcinej kuchni, w której wnuki obdarzane są bezwarunkową miłością.
Maksymilian wziął od niej płaszcz i odwiesił go na wieszaku, po czym zaprosił ją do stolika. Po chwili podeszła do nich młoda dziewczyna w czarnej sukience i fartuszku.
— Co państwo sobie życzą? — zapytała z uprzejmym uśmiechem.
— Jakie państwo mają dzisiaj ciasta? — Maksymilian spojrzał na kelnereczkę.
— Sernik, czekoladowe i bakaliowe.
— Które chcesz, Anielo?
— Ja poproszę sernik.
— A ja czekoladowe. I niech nam może pani jeszcze da talerzyk z herbatnikami.
Dziewczyna pokiwała głową i poszła zająć się zamówieniem. Aniela rozejrzała się dookoła. Lokalik był pusty, ale nie dziwiło jej to. O trzynastej większość ludzi pewnie jeszcze pracowała w polu albo była w mieście. W gruncie rzeczy Dunajewice można było nazwać małym miasteczkiem, choć miały tylko status wsi. Na głównym placu wyrastało kilka pięknych kamienic, które otaczały kościół, i szkoła. Na dolnych piętrach kamieniczek znajdowały się różne sklepy i zakłady, krawiecki, masarski czy piekarnia, a dróżka za kościołem wiodła do szkoły. Ten ryneczek okalały wiejskie zabudowania i pola. Było to miejsce spokojne i senne, jakby oderwane od rzeczywistości.
Aż nagle wzrok Anieli padł na gazetę leżącą na stoliku obok. Wstała i wzięła ją na swój stół, żeby przejrzeć wiadomości. Nagłówek na pierwszej stronie sprawił, że przeszedł ją dreszcz.
„Obława na żydowskie sklepy w III Rzeszy. Noc kryształowa". Aniela już miała wczytać się w artykuł, kiedy Maksymilian zabrał jej gazetę.
— Nie czytaj tego, proszę. Niech dziś świat będzie dla ciebie po prostu piękny. Dość już tego zła, Anielo.
Aniela niechętnie przyznała mu rację. Ostatnie dni faktycznie pełne były zła i smutku. Lepiej było się nie dobijać złymi wieściami ze świata, nawet jeśli były ważne. Dziś powinna dać uwieść się sennej atmosferze Dunajewic.
Kelnerka przyniosła im zamówienie, zajęli się więc pysznie wyglądającymi ciastami. Sernik smakował niemal tak, jak ten robiony przez mamę Anieli. Pomyślała o nim z tęsknotą. Mama piekła zawsze niewyobrażalnie dobre ciasta. Aniela wyjechała z domu tylko dwa miesiące temu, ale już brakowało jej matki, pysznych posiłków, ciast pieczonych przez panią Karolinę co sobotę i skromnych przyjęć, które wyprawiała dla swoich przyjaciółek. Warszawa i wszystko, co z nią związane, były po prostu nieporównywalne z niczym innym.
Wzięła herbatnik z talerzyka i zaczęła maczać go w kawie. Lekka goryczka napoju idealnie współgrała ze słodyczą herbatnika. Aniela zagryzała go delikatnie, rozkoszując się magią chwili. Wszystkie zmartwienia minęły jak ręką odjął. Była tylko ona, pyszna kawa i ciasto oraz przystojny mężczyzna... Mężczyzna, który przyglądał się jej z zainteresowaniem, ale i dziwnym sentymentem.
— Wszystko z tobą w porządku? — zapytała Aniela.
Maksymilian natychmiast wyrwał się z marazmu i odwrócił głowę z zawstydzeniem.
— Tak, tylko przypomniałaś mi Cecylkę... Ona też maczała herbatniki w kawie...
Anielę przeszył dreszcz. Ona sama nigdy nie zwróciła na to uwagi. Wszyscy w ich rodzinie mieli taki nawyk i nie uważała go nigdy za coś nadzwyczajnego. A już na pewno nie przyszłoby jej do głowy obserwować kogoś i zastanawiać się, czy też tak robi...
Nie powiedziała jednak nic. Nie chciała być nieuprzejma ani mówić mu, że jego zachowanie jest dla niej dziwne i niepokojące. Wolała nie psuć tego dnia.
Kiedy zjedli i wypili, Maksymilian zapłacił skromnej kelnereczce, wręczając jej napiwek tak suty, że dziewczynie aż zaświeciły się oczy. Wziął Anielę za rękę i skierował się w stronę domu. Pół godziny spaceru na świeżym powietrzu zrobiło Anieli bardzo dobrze. Umysł jej się odświeżył, troski uleciały, a na ich miejscu pojawił się błogi spokój. Już myślała, jak to będzie, kiedy wróci do domu i zajmie się jakąś interesującą książką.
Listopadowy las pełen był różnorodnych barw, jakby jesień przechadzała się między drzewami i ochlapywała ich liście farbą. Na ziemi leżało już sporo suchych, zbrązowiałych liści, ale te na drzewach wciąż żółciły się i czerwieniły niczym królewski płaszcz. Aniela najchętniej owinęłaby się w kokon utworzony z tych liści i już nigdzie więcej nie szła. Tu była więcej niż szczęśliwa.
Maksymilian ciągle trzymał ją za rękę, z każdą chwilą jego uścisk był jednak coraz mocniejszy. Aniela uśmiechała się do niego łagodnie, szczęśliwa, że ma go przy sobie, choć jednocześnie lekko zaniepokojona tamtym drobnym incydentem w kawiarni. Może tęsknota za Cecylią okazała się dla niego zbyt silna...
Nagle Maksymilian pociągnął Anielę mocno za rękę i przysunął ją do siebie. Patrzył na nią przez chwilę uważnie, badając jej usta. Anieli zdawało się, że z każdą sekundą Maksymilian znajduje się coraz bliżej niej. A potem nagle złączył jej usta ze swoimi, długo i mocno, jakby chciał nad nią zupełnie zawładnąć. Aniela czuła, jak wszystkie jej mięśnie wiotczeją. Jego dłonie na jej talii tak ją paliły, wzbudzały tyle ekscytacji, że ledwo mogła wytrzymać. A potem odsunął się powoli i spojrzał na nią z czułością, lecz już nic nie rzekł. Złapał ją za rękę i szedł w stronę domu, a Aniela głowiła się nad tym, czy cała ta czułość była w istocie przeznaczona dla niej, czy może jednak dla Cecylii...
Co myślicie o Maksie oraz o rozmowie Jerzego i Niny? Jakieś teorie? :D Chcecie może jakieś dodatkowe rozdziały w święta?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top