Rozdział II

Następnego dnia po lekcjach Aniela postanowiła przejść się po starym zamku. Z tego, co pamiętała z listów Cecylii, budynek miał trzysta lat i został zbudowany jeszcze przed potopem szwedzkim. Podobno wtedy Dunajewscy uchodzili za prawdziwych magnatów, ale później ich chwała podupadła, a zamek niszczał, póki nie odnowiono go za czasów pradziada Romana. Cecylia wiele razy zachwycała się domem w swoich listach. Chociaż Aniela nigdy wcześniej w nim nie była, czuła się tak, jakby od dawna znała każdy kąt zamczyska. Wszystkie je miała zawsze dokładnie opisane. Cecylia w swoich wiadomościach barwnie ilustrowała kolejne pomieszczenia w zamku. Raz pisała o ogromnej galerii portretów ciągnącej się chyba przez pół piętra, innym razem opisywała buduar babki Romana z dziewiętnastego wieku wraz z wszystkimi koronkowymi serwetami, szklanymi flakonami i pajęczynami srebrzącymi się nad lustrem. Cecylia potrafiła też w swoich listach z zachwytem odmalowywać złoconą zastawę stołową czy porcelanowe zastawy z Miśni malowane w drobne kwiatuszki.

Aniela zatrzymała się w wielkim korytarzu i usiadła na ławeczce, z przerażeniem uświadamiając sobie straszną prawdę — o nowym domu Cecylia pisała niemal ciągle, z ogromnym zachwytem, o nowym mężu — niemal nigdy, a już na pewno nie w ciepłych słowach. On też nie zdawał się zbyt chętny, by wspominać o pierwszej żonie.

A Cecylia była w nim przecież do szaleństwa zakochana. Aniela pamiętała listy kuzynki pełne zachwytów nad przyjacielem brata, w którym się durzyła, a później narzeczonym, jakby świat poza Romanem Dunajewskim zupełnie nie istniał. Dopiero po ślubie coś się zmieniło. Żałowała bardzo, że akurat wtedy przebywała na stypendium w Paryżu i nie miała możliwości zwolnić się z zajęć, by przyjechać na ślub kuzynki. Na pogrzebie nie zjawiła się z tego samego powodu. Może gdyby była obecna chociaż na jednej z tych uroczystości, pojęłaby, co takiego wydarzyło się między kuzynką i jej mężem. Może Roman po prostu stracił zainteresowanie żoną po tym, jak już ją dostał. Aniela wiele razy słyszała o takich wypadkach. Cecylia była śliczną dziewczyną, a Roman nie sprawiał wrażenia bawidamka, ale różnie się działo w życiu, a pozory często kryły prawdę, której nikt by się nie spodziewał. Nie zdziwiłaby się zbytnio, gdyby Roman po ślubie zaczął zdradzać młodą żonę.

Wstała z miejsca i poszła dalej. Nie chciała siedzieć i zadręczać się myślami o kuzynce. Nieważne, co się stało między Romanem i Cecylią, ona już nie żyła, a ich małżeństwo pokryła patyna biegnącego jak szalony czasu. Roman już o niej zapomniał, skoro wziął sobie nową żonę. Najwyraźniej więc jej nie kochał. I tyle. Aniela wiedziała, że nie powinna wnikać w to wszystko tak szczegółowo, że nic by to nie zmieniło, ale nie mogła się powstrzymać od dociekań. Nie pozwalało jej na to rozjątrzone bólem serce. Co musiała przeżywać biedna Cecylia?

Otwarła ciężkie drzwi do pokoju, który powinien być galerią portretów, o ile dobrze pamiętała z listów kuzynki, i weszła do środka. Nie omyliła się. Duża, przestronna komnata z herbem rodowym wymalowanym na samym środku sufitu pełna była portretów. Podobizny Dunajewskich namalowane jeszcze w czasach baroku zaczynały się po prawej stronie drzwi. Jakiś wiek później zaczęto malować portrety małżonek panów na Dunajewicach. Pod każdym z obrazów przyczepiono małą, złoconą plakietkę z imieniem i latami życia kolejnych członków rodu. Musiano je tu zawiesić niedawno, bo jeszcze nikt ich nie zarysował.

Szła powoli przez komnatę, przyglądając się kolejnym obrazom. Tłuści Sarmaci z podwójnymi podbródkami zostali po chwili zastąpieni przez fircyków w wypudrowanych perukach i elegantów zakręcających wąsy. Ich małżonki prezentowały się dumnie w swych mieniących się wszystkimi barwami, jakie tylko można było sobie wyobrazić, klejnotach i sukniach. Na końcu trzeciej ściany zawieszono portrety Romana i Jerzego, namalowane wyraźnie przed kilkoma laty. Obok Jerzego wisiał też portret Niny, za to obok Romana... Obok Romana była pusta przestrzeń. Jedynie mała złota plakietka błyszczała na gołej ścianie. Aniela podeszła bliżej i zadrżała, widząc wygrawerowany na niej podpis — „Cecylia Dunajewska, 1914 – 1936".

Poczuła się, jakby uderzył w nią piorun. Ciężkie powietrze w pokoju zawirowało dookoła niej. Dlaczego portretu Cecylii nie było? Jaśniejszy prostokąt na ścianie wskazywał na to, że musiał tu wisieć. Przez dwa lata małżeństwa Dunajewskich ktoś musiał przecież zdążyć go namalować. Przez jakiś czas to wisiał... Dlaczego więc go zdjęto? Jaki cel miał w tym Roman? Bo przecież zapewne tylko on mógł wydać takie zarządzenie.

Nagle klamka zaskrzypiała. Aniela podskoczyła ze strachu. Nie robiła nic zakazanego, ale z jakiegoś powodu bała się, że ktoś ją tu przyłapie. Zastygła w oczekiwaniu, a jej serce zaczęło bić jak szalone, zagłuszając wszystko inne. Do pomieszczenia wszedł wysoki, szczupły blondyn w okularach na nosie. Na sobie miał elegancki beżowy garnitur. Prostował się sztywno niczym wojskowy i taki miał też hardy wyraz twarzy. Aniela jęknęła z wrażenia, wzbudzając tym śmiech u mężczyzny.

— Och, przepraszam, że panią przeraziłem, właśnie pani szukałem. Opaliński, Maksymilian Opaliński. Jestem zarządcą w Dunajewicach. — Mówił, podchodząc do Anieli pewnym siebie krokiem. — Bardzo miło mi panią poznać.

— Mnie pana również... — wydukała, próbując pozbierać myśli.

To był tajemniczy Maksymilian, o którym mówiła Nina. Zarządca. Mogła się tego spodziewać. Ale gdzie był przez ten czas i dlaczego szukał akurat jej? Czy wiedział coś o Cecylii? I jaką rolę odgrywał w tym domu?

Wygładziła sweter, trochę z przyzwyczajenia, trochę z nuty wrodzonej kokieterii, którą kryła w sobie każda kobieta. Najchętniej by go z siebie zdjęła, bo w pokoju zrobiło się niespodziewanie gorąco. Maksymilian spojrzał na nią przeszywająco błękitnymi oczyma zza szkieł okularów w taki sposób, że aż serce zabiło jej mocniej. Nie była przyzwyczajona do towarzystwa mężczyzn, zwłaszcza tak przystojnych. Gromiła się w głowie za te wszystkie myśli, przystojące raczej pensjonarce niż dorosłej kobiecie. To był tylko mężczyzna. Tylko i aż.

— Mam nadzieję, że się tu pani podoba — rzekł, po czym ujął jej dłoń i złożył na niej pocałunek.

— Tak, bardzo... Zamek jest po prostu przepiękny, a te portrety to prawdziwy kawał historii. Tylko...

Maksymilian uśmiechnął się z zadowoleniem i uniósł brew.

— Co, zastanawia się pani, czemu brakuje tu portretu Cecylii? Ja też nie wiem. Szkoda, był bardzo ładny, oddawał jej piękno. Cecylia miała klasę, nie to co Nina. Ta jest tylko wulgarna.

— Tak pan twierdzi?

Zdumiały ją jego słowa. Zdawało się jej, że Nina lubi zarządcę, przynajmniej tak wynikało z jej słów przy śniadaniu. Najwyraźniej jednak nie była to sympatia odwzajemniona. Mieszkańcy Dunajewic coraz bardziej ją intrygowali.

— Tak, właśnie tak. Cecylia była z tego rzadkiego typu kobiet, które mają i inteligencję, i urodę. Wszyscy ją tu podziwiali. A teraz, cóż, biedulka jest w grobie.

Aniela nie wiedziała, czy to tylko iluzja optyczna spowodowana grą światła na jego okularach, czy oczy Maksymiliana naprawdę się zaszkliły. Ton głosu też mu jakby zmarniał, uciekły z niego te wyniosłe nuty. Wrażenie to trwało dosłownie chwilę, ale Aniela czuła się coraz bardziej zaintrygowana.

— Biedna, nawet dziecko po niej nie zostało... Czy bardzo cierpiała?

— A bo ja wiem. — Maksymilian wzruszył ramionami, przybierając na powrót maskę cynizmu i nonszalancji. — Lekarz stwierdził, że nieszczególnie, ale kto by tam wierzył tym konowałom. Nie ma chyba ludzi, od których tak wiele zależy, a którzy mają taką skłonność do kłamstw. W kontekście jednostki nawet politycy nie mają takiego wpływu na jej dobrostan jak lekarze. Cóż, miło było poznać, zgaduję, że widzimy się z panią na kolacji. Miłego dnia.

Aniela pokiwała mu anemicznie głową, zbytnio oszołomiona tym osobliwym spotkaniem, i patrzyła, jak wychodzi. Jeszcze jeden cudak z Dunajewic do kolekcji...

*

Przy kolacji panowała dziwnie wesoła atmosfera. Jerzy i Maksymilian co rusz żartowali z Niną. Maksymilian nawet kilka razy próbował włączyć w te słowne gierki Anielę, lecz ona niezbyt miała na nie ochotę. Przez cały posiłek przeżuwała powoli jedzenie, patrząc na talerz i myśląc o wydarzeniach tego dnia. A raczej o tym, co zastała w galerii portretowej.

Słyszała tylko szczęk widelców i śmiechy, lecz nie pojmowała znaczenia wypowiadanych przez biesiadników słów. Kolację przyrządzono doskonale, a mięso wręcz rozpływało się w ustach, lecz Anieli po głowie krążyła tylko kuzynka. I pusta ściana w galerii.

Wbiła wzrok w pusty talerz. Tak zatopiła się w myślach, że nawet nie wiedziała, kiedy zjadła cały posiłek, a przecież nawet nie była szczególnie głodna. Inni jednak wciąż jeszcze jedli. Aniela ledwo mogła znieść ich widok. Jerzy, zazwyczaj nadęty i nieprzyjemny, a teraz nagle dowcipny i szarmancki, Nina, elegancka dama o manierach godnych prostaczki, Maksymilian, tajemniczy cynik śmiejący się z żartów Jerzego, a wreszcie Roman, wszyscy budzili w niej obrzydzenie. Pozornie byli pięknymi ludźmi, lecz za tą fasadą nie kryło się nic dobrego. Aniela czuła, że może jedynie w Maksymilianie kryje się nutka dobra.

Z zamkiem było za to na odwrót — z zewnątrz przerażający, w środku krył prawdziwe skarby, nieco przykurzone i zaniedbane, ale wciąż olśniewające urodą. Kiedy przeszła się po nim w świetle dnia, atmosfera pełnego mroku pałacu jak z powieści gotyckiej zbladła, przyćmiona przez promienie słońca. Widać tu było wkład Cecylii. Aniela pamiętała, jak bardzo kuzynka przejmowała się, by choć trochę ożywić Dunajewice. W oknach wdzięczyły się filuternie koronkowe zasłony, a w każdym pomieszczeniu ustawiono mały stoliczek z fikuśnym wazonem. Szkoda tylko, że już od dawna nie wstawiano do nich kwiatów...

Nagle ktoś zastukał łyżeczką o filiżankę. Podskoczyła ze zdumieniem i popatrzyła na kuzyna Romana, który odchrząknął i popatrzył na wszystkich zgromadzonych z jakąś dziwną uroczystością, nawet podniosłością. Anielę dziwiły te wszystkie dworskie niemal rytuały kuzyna i jego rodziny. Dla niej posiłek był czasem bliskości z bliskimi i rozmowy, nie przemówień. A takowe Roman chyba właśnie zamierzał wygłosić, bo podniósł się z miejsca.

Ruchy miał pełne elegancji i wdzięku, jeśli można było użyć tego ostatniego słowa w stosunku do mężczyzny. Tkwiła w nich też pewna wielkopańskość. Roman doskonale wiedział, kim jest i jaką pozycję sprawuje tudzież sprawowałby, gdyby urodził się w czasach, kiedy arystokracja miała dużo większe znaczenie. Nienagannie skrojony garnitur podkreślający szczupłą, lekko umięśnioną sylwetkę dodawał mu powagi i majestatu. Brakowało mu chyba tylko królewskiego pierścienia, choć sygnet rodowy na palcu mógł spełniać tę rolę wcale nieźle. Omiótł wszystkich znużonym spojrzeniem i zaczął uroczystym tonem:

— Jako że to nasz pierwszy posiłek w komplecie, chciałbym oficjalnie powitać kuzynkę Porębską w naszym gronie. Mam nadzieję, że będzie to dla kuzynki dobry czas. Gdybyśmy teraz pili szampana, wzniósłbym za kuzynkę toast, a tak zostaje mi tylko życzyć kuzynce wszystkiego, co najlepsze. Zadbamy tu o kuzynkę!

— Tak jak zadbałeś o Cecylię — sarknął Jerzy lodowato, na co Aniela zesztywniała.

Jerzy miał w głosie tak wiele jadu, że trudno było uwierzyć w to, że celowo nie chciał zdyskredytować brata, ale jego słowa ewidentnie bardzo do wszystkiego pasowały. Musiało w nich tkwić choć ziarnko prawdy. Roman musiał jakoś skrzywdzić Cecylię. To by wyjaśniało, dlaczego potem nic o nim nie pisała, a i mąż za wiele o niej nie mówił. Może miał wyrzuty sumienia i nie chciał patrzeć na podobiznę żony, dlatego kazał ją zdjąć?

— Zadbałem o nią tak dobrze, jak potrafiłem — wycedził Roman, marszcząc brwi.

Usiadł z powrotem na krześle. Podniósł filiżankę do ust i zaczął z niej ostentacyjnie sączyć herbatę, demonstrując swoje niezadowolenie. Jerzy nic sobie z tego nie robił. Uśmiechał się z nieprzyjemną satysfakcją, patrząc to na brata, to na Ninę.

— No, tak żeś dbał, że biedaczka umarła, wielkie mi to dbanie! Nino, ja na twoim miejscu bym się o siebie bał, jeśli mąż ma się tak tobą zajmować!

— Och, ja się sama sobą zajmę, Jureczku, nie musisz się mną przejmować. — Nina ułożyła usta w dzióbek i zapaliła papierosa.

Chuchnęła dymem prosto w Romana, który zakaszlał cicho. Nina jedynie zaśmiała się cynicznie i zaczęła szczebiotać do szwagra z wdziękiem. Anieli coraz bardziej się to nie podobało.

— Z takim mężem, cóż, nie dziwię się, że sama musisz się sobą zająć — ciągnął dalej Jerzy — Roman nie należy do szczególnie...

Na czole Romana coraz intensywniej pulsowały napędzane gniewem żyły, jakby maszyna parowa tłoczyła do nich parę. Z tłumionej złości aż poczerwieniały mu policzki, jakby powściąganie gniewu kosztowało go nadludzki wysiłek. Zmroził brata spojrzeniem i wysyczał:

— Jeszcze jedno słowo, a pożałujesz.

— Ależ moi drodzy — odezwał się Maksymilian, a na jego twarzy wykwitnął natychmiastowo sztuczny, przesłodzony uśmiech — na cóż te nerwy i powroty do przeszłości, nie ma o co się tak złościć. Idźmy może już do łóżek, to nam wszystkim zrobi dobrze.

— Pan Opaliński ma rację — rzekła Aniela i jako pierwsza wstała od stołu, nie zwracając uwagi na pozostałych.

Popędziła na piętro, by znaleźć się już w swojej sypialni i odciąć od nich wszystkich. Miała dość potyczek braci, w których najwyraźniej brała udział również Nina Dunajewska. Wszyscy oni byli pomyleni. Jedynie Maksymilian Opaliński zdawał się odrobinę normalny, ale nie mogła tego jeszcze orzec. Znała go dopiero od kilku godzin, mógł ją jeszcze czymś zaskoczyć. Choć i z Dunajewskimi zaznajomiła się ledwo przed paroma dniami, a zdawało się jej, że pokazali jej już wszystkie swe najgorsze cechy. Opaliński więc mógł już zakończyć prezencję swych zalet i wad. Ale równie dobrze mógł jej jeszcze nawet nie zacząć.

Weszła do pokoju i już miała rzucić się na łóżko, kiedy zobaczyła krzątającą się po nim pokojówkę. Ta na jej widok upuściła miotełkę do kurzu, która trzasnęła głośno o podłogę, i spłonęła rumieńcem.

— Och, przepraszam, panienko, myślałam, że uda mi się jeszcze posprzątać, zanim panienka wróci z kolacji! Mam dziś takie opóźnienie, powinnam to zrobić dawno temu, ale mam dziś takie opóźnienie... Przepraszam bardzo, ja...

— Nic się nie dzieje, ja nie mam z tym najmniejszego problemu — przerwała jej rozbawiona Aniela. — Sama bym tu przecież posprzątała.

— Ależ nie, panienko, ja tu jestem za to odpowiedzialna!

— Czy nie jesteś osobistą pokojową panny Niny?

— Oj nie, pomagam pani Dunajewskiej, ale nas jest tu już tylko dwie, no i kucharka, a Maria nie chce za bardzo się zajmować sprzątaniem, bo ma się za lepszą... Ale nie rozumiem, dlaczego tak uważa, przecież pracujemy tu tak samo długo! — rzekła z wyrzutem, zaraz jednak zawstydziła się swoich utyskiwań. — Och, przepraszam, nie powinnam tak przy panience narzekać!

Anieli jednak to nie przeszkadzało. Interesowało ją co innego.

— Od kiedy tu pracujecie?

— Och, od dwóch lat.

Aniela uniosła brwi ze zdumieniem. Od dwóch lat... Czyli mniej więcej od czasu śmierci Cecylii. Czy to zbieg okoliczności, że akurat wtedy zatrudniono obie pokojówki? Zrozumiałaby jeszcze, gdyby Nina przywiozła swoją służbę, ale dwa lata temu jej tu nie było i może nawet nikt nie myślał o tym, że Dunajewice mogłyby mieć inną panią.

— Czy znałaś moją kuzynkę, Cecylię?

— Och nie, pan Dunajewski ponoć po jej śmierci tak się pogrążył w bólu, że wymienił cała służbę prócz Alberta, nawet kamerdynera młodszego pana i kucharkę. No a potem wyjechał na pół roku i wrócił dopiero z panią jako żoną. To było dla mnie takie dziwne, bo wszyscy mi mówili, że tak się biedny załamał, a tu zaraz nowa żona...

Aniela poczuła, jak w brzuchu zawiązuje się jej ciasny supeł. Roman zwolnił wszystkich po śmierci Cecylii. Wersja opowiedziana jej przez pokojówkę nie wydawała się prawdopodobna. Nikt trzeźwo myślący nie zwalnia wszystkich pracowników naraz. Służba coś wiedziała, a Roman chciał to ukryć. Tylko co?


Dajcie znać, jak poszło. Mam mózg wypluty po trzech dniach na uczelni od rana do nocy, nie do końca chyba myślę i byłabym wdzięczna za jakieś wskazówki i podpowiedzi, co ja tu mogę zrobić lepiej. Mój największy problem to chyba prócz scen dynamicznych dialogi, jak już zacznę pisać, co mówią bohaterowie, to nie skupiam się tak na ich reakcjach, mimice, gestach i próbuję teraz z tym walczyć. Mam nadzieję, że powoli będzie szło do przodu <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top