Zbrodnia.

Noce stawały coraz zimniejsze, chociaż nadal nie były porównywalne do zimy w najzimniejszym zakątku świata, to jemu czasem wydawało się że taki właśnie dystans był między nim, niźli normalnymi ludźmi. Chociaż to nie tak, nie był przecież całkiem inny, na pewno nie z własnej woli, bo kto dobrowolnie rzuciłby się z helikoptera bez spadochronu?

Użalanie się nad własnym losem nie powinno być priorytetem w jego życiu, lecz on nie wiedział co począć. Wszystko co tylko planował rozpływało się niczym dym z papierosa widzialny dla ludzkiego oka zaledwie parę sekund. On też czuł się jakby był niedopałkiem zgaszonym czyimś ciężarem, bez możliwości wstania, czy powrotu do pierwotnej formy, która była jak na wyciągnięcie ręki.

Od momentu gdy ten cały projekt okazał się przykrywką i także oni zostali w niego wciągnięci marzył tylko o tym, by to okazał się żart, ale to trwało zbyt długo, zbyt mocno i na poważnie, bo kto zabijałby dla żartu? W sumie znał taką osobę, to właśnie jej nienawidził najbardziej na świecie. To właśnie tą osobę zabiłby z zimna premedytacją gdyby tylko mógł.

Kto by pomyślał, że jego życie będzie wyglądało w ten sposób. Kiedyś akty morderstw widział jedynie na ekranach telewizorów czy białych kartkach książek. Rzeczywistość szybko zamazała granice między fikcją, a tym co było przesiąknięte krwią. Został wciągnięty w coś przez co miał wrażenie, że ból istnienia był większy niż nie jedno morderstwo którego był światkiem, czy którego dokonał on sam.

Często sobie powtarzał, wręcz aż do znudzenia, że warto pomagać innym, że dobro, które czynimy wróci do nas z podwojoną siłą, lecz to co działo się teraz pokazywało mu jak okrutna była rzeczywistość, jak kruche i nieznaczące były czyny, które kiedyś wydawały mu się czymś naturalnym. Co znaczył on sam w tak ogromnym świecie? Żył za cenę popularności, która nie była warta jego obecnego życia, bo żadne życie nie zasługiwało na to, by kończyć je z jego ręki.

Czasu nie mógł cofnąć, nie istniał żaden portal, który przywróciłby mu dawne życie, a przecież czuł się jakby żył w jakimś filmie. Nie miał wpływu na przebieg wydarzeń tylko mógł odgrywać swoją rolę, która nigdy go nie poprowadzi do szczęśliwego zakończenia. Przecież nawet gdyby to się skończyło, to jak miałby żyć normalnie wiedząc, co robił?

Doprawdy okropnie czuł się leżąc na balkonie i patrząc w niebo. Czuł się jak wrak człowieka, który istniał tylko po to, by robić to co rozkaże mu Karol Wiśniewski. Tracił już siły na łkanie z bezsilności. Każdy oddech stawał się cięższy, powietrze było jakby gęstsze, a jego myśli były przepełnione setkami pytań bez odpowiedzi. Czasami miewał wrażenie, że stało się już jego wieczorną rutyna. W pokoju było za gorąco, a on przez nadmiar emocji często kładł się na balkonie marząc by nagle na ziemię spadł meteoryt z nieba, na które właśnie patrzył. Zakończyłoby to wszystko, zakończyłoby te morderstwa, zakończyłoby istnienie jego, a co najważniejsze życie Karola.

Bo przecież każda zbrodnia ma swoją karę.

________________________

Będzie mi miło jeśli napiszecie szczerą opinię! Ten styl pisania wymaga ode mnie dużo wysiłku więc możliwe, że się zmieni.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top