Nocna wizyta
Leżałem już w łóżku, czekając na sen,
Wtem ujrzałem tego, co nie zjawia się w dzień.
Podpęłznął tuż obok, krótko przywitał się,
Wyszczerzył swe zęby i pogłaskał mnie.
Obecność gościa była cierpieniem
Lecz w ciszy znosiłem jego mamienie.
Pragnął me życie zmieść jak domek z kart
Uświadamiał mi wciąż , że nie jestem nic wart.
Co noc mnie dręczył, spokoju nie dawał,
Po mej przeszłości bolesna wyprawa.
Wypominał mi nawet najmniejszy błąd,
Z agonii i płaczu kuliłem się w kłąb.
Czekałem jedynie na snu ukojenie,
Aby Morfeusz mi z serca zabrał cierpienie.
Gość uwielbiał gdy w nocy byliśmy sami,
Nasza wojna rozgrywała się tak już latami.
Lecz raz anioł przerwał gościa wizytę
I przegonił od razu nocnego bandytę.
Przytulił mnie mocno, uśmiechnął się,
Powiedział: "Już nigdy nie zostawię Cię".
I tak co noc gość chował się w mroku
Bo anioł wciąż przy mnie, na jego widoku
Powtarzał te słowa tak bardzo bliskie mi
"Będę Cię kochać, aż po kres naszych dni".
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top