Wisielec

Zraniła go. Nie chciał dalej żyć. Rodzinie na nim nie zależało, sądził, że nikt nie przejmuje się już jego sprawami, że nikomu już nie zależy.
Zabrał linę i stołek, poczym udał się do lasu. Napisał swemu najlepszemu kumplowi o swym zamiarze, jednak otrzymał odpowiedź:"Nie żartuj sobie,  nie mam czasu na twoje głupoty, pojebało cię? "- Westchnął ciężko. Schował telefon do kieszeni spodni i zaczął przymocowywać linę do gałęzi.  Chciał znaleźć choć jeden powód, dla którego miał po co pozostać przy życiu. Nie znalazł. Rozejrzał się dookoła. Nie ujrzał nikogo. Dociągnął sznur, aby się nie rozwiązał, zrobił pentlę, poczym wszedł na stołek i założył ją sobie na szyję. Zdesperowany kopnął drewniany przedmiot nie namyślając się więcej. Poczuł ból w karku. Złapał rękami za więzy wokół swojej szyi. Jego oczy w strachu zrobiły się wielkie jak spodki.

-Boże! Ja nie chcę!- Krzyknął.- Ja nie chcę umierać! - Zakaszlał.Czuł, że już nie wytrzyma zbyt długo. - Pomocy!Ludzie! Do cholery!- Wrzasnął rozpaczliwie. Ręce mu osłabły. Szczupłe palce zsunęły się z pętli. Gruby sznur docisnął jego gardło, zadając mu potworny ból. Posiniał na twarzy.

- Jestem głupcem...- Wydusił. Próbował się jeszcze szarpać, to nic nie dało. Jęknął głośno. Łzy pociekły mu z oczu. Pętla się zacisnęła. Ostatni, krótki oddech wydobył się z jego ust. Umarł. Jego głowa zwiesiła się boleśnie, a z ust wyciekła stróżka krwi. Jeszcze echem po lesie niósł się krzyk: "Ja nie chcę!"

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top