Prawda, która boli
Nigdy nie sądziłam, że usłyszę takie słowa. Nigdy nie sądziłam, że będę zmuszona tak zranić moich bliskich, mówiąc im przecież prawdę, na którą zasługiwali od dawna, i która miała przecież ich ocalić.
Ciągle nie wierzę w to, co się właśnie dzieje. Modlę się, żeby to był tylko okropny sen, bym otworzyła rano oczy i ujrzała świt. Ale wiem, że tak nie będzie.
Nie mam siły już nosić na sobie tych łańcuchów. Czuję, że muszę powiedzieć prawdę, która boli. Dlaczego muszę robić to za kogoś? Nie czuję się osobą dorosłą i odpowiedzialną. Nie mam już sił.
Nie wiem, czy ich nie zabiję tymi słowami, lub czy nie wzbudzę w nich nienawiści do mnie. Ale przecież nawet nie ma to nic wspólnego ze mną. Po prostu nie chcę by to dłużej pozostało w ukryciu. Cierpię z tą świadomością, a czas płynie nieubłaganie.
Za oknem cały czas pada deszcz, zapisana, krzywo urwana kartka drży w mojej dłoni. Czy jestem na tyle silna, by choć na kartce powiedzieć im te kilka słów? A może raczej długich zdań... Nie mogę spać. Gdy zamykam oczy, mam pod powiekami obrazy, których przecież nigdy nie zobaczyłam.
Jak parę słów mogło mnie tak zniszczyć w biały dzień, bym myślała o nich jeszcze po północy? Śmierć, to ona jest kluczem, która otwiera te drzwi. Nie śmierć oczywista, ale i nie owiana tajemnicą. Śmierć oszusta, zabłąkanego w swoich dobrych chęciach, chcącego zadowolić wszystkich w koło, i kończącego z niczym. Jego bliska osoba, zwykle szczera, teraz zakrywająca czernią bolesną prawdę. Czy musiałam być pierwszą, która się dowie? Dlaczego akurat ja, tak mi ciężko, nie mogę odgonić tych myśli. Gdy patrzę na ich spokój, przeraża mnie to, że zaraz moje własne słowa go zrujnują. Czemu to dziecko musi mówić dorosłym o mrocznej śmierci, patrząc jak nagle oni stają się płaczącymi dziećmi? Dlaczego mnie na to skazałaś? Już nigdy nie zasnę... Dopóki im tego nie powiem. Teraz nawet rzeczone ściany zamilkły i przeraża mnie pustka. Słyszę mój własny krzyk wewnątrz mnie. Dlaczego sama nie powiesz im prawdy! Nikt nie uczył mnie mówić takich rzeczy. Czemu ja, tyle młodsza, muszę być odważniejsza? Cała trzęsę się ze strachu... Boję się, że wszystko się skończy. Życie się skończy. Wydają mi się za słabi na tą prawdę, a ona za ciężka, by ją ukrywać.
Nikogo przy mnie nie ma, usłyszeliśmy te słowa we dwoje, ale on odszedł obojętny. Kazał mi przestać myśleć o tym, zabronił mówić, bo się bał reakcji. Nie myślał o tym, bo nie wierzył.
Ja mimo lęku jestem gotowa to wykrzyczeć. Ktoś powiedział mi kiedyś, że bardziej żałuje się rzeczy, których się nie zrobiło. Ale czy to tyczy się wszystkich przypadków? Czyż okrutna śmierć nie jest straszniejsza od nie wyznanej dawniej miłości? Czy będę żałować? Czy na zawsze zmienię moją rodzinę i stracę to co miałam? Czy ja głupia kiedyś prosiłam los o rodzinną tajemnicę? Chodziło mi raczej o spadek po bogatej praciotce, niż to co się stało! Gdym mogła to odwołać...
Opadam na dno wiru, krzycząc z bólu i lęku, w ręce ciągle trzymam tą cholerną kartkę. Teraz widnieje na niej wielki, krwawy napis - "Prawda, która boli".
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top