Kryształowa Klatka

  Mamo...Tu jest mi dobrze. Już nic mnie nie boli, już się nie wykrwawiam. Już nie straszę pokrytą bliznami twarzą. Jestem teraz taka piękna. Przeglądam się w lustrach o złotych oprawkach, słuchając śpiewu ptaków za oknami. Przed zamkiem jest ogromny ogród, w którym rosną kwiaty i drzewa. Ciepły wiatr kołysze ich gałęzie. Są tam fontanny i małe stawy, w których pływają kolorowe rybki. Czasem przyglądam im się, jak złotymi płetwami zmącają kryształową wodę.
  Tutaj prawie zawsze świeci słońce, a deszcz w nieliczne dni jest ciepły i delikatny. W zamku panuje cisza, słyszę własne kroki niosące się echem po korytarzach. Noce są jasne, tu nie ma mroku. Jestem szczęśliwa... Tylko... Czasem brakuje mi drugiego człowieka obok...Ale to...To nie problem...Prawda? To nie ból, gdy w ciepłą, księżycową noc wylewam kryształowe łzy...
  Mamo... Wiesz co... Zabierz mnie stąd! Ja już tak dłużej nie chcę! Oduczyłam się czuć cokolwiek... Ale tęsknię... Tu... Jest mi bardzo źle... Zrozumiałam, że niebo nie zawsze jest różowe i słodkie. Moje niebo było w naszej biednej rodzinie, w skromnym mieszkaniu w bloku, kiedy składaliście grosz do grosza, byśmy mieli na chleb. Wolałam oglądać brudne blokowisko pełne pijaków, niż piękny ogród, pełen złotych ptaków. A wiesz dlaczego, mamo? Bo czułam, że żyję... Bo byłam z wami... Bo widziałam tysiące znajomych twarzy, które były dla mnie cenniejsze, niż wiosenne drzewa, obwieszone girlandami kwiatów...
  Kto zamknął mnie w tej kryształowej klatce? Tak, wiem... Jestem tu z własnej woli... A raczej własnej głupoty z minionych lat...Wiesz mamo... Chciałabym Ci powiedzieć, jak bardzo mi źle, ale nie zrobię tego, za bardzo się boję... Boję się przyznać do błędu... Boję się, że nie pojmiesz tego, ciągle jeszcze goniąc za szczęściem... Będę cierpieć dalej... Na własne życzenie...
 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top