Strażniczka cmentarza

  Dzień, jak codzień... A raczej noc, jak każda inna. Światło zniczy błyskało na nagrobkach, gdy słabe płomienie tańczyły kołysane wiatrem. Po ciemnym niebie pędziły stada chmur, przykrywając chwilami księżyc, który już niemal osiągnął pełnię. Przeszłam przez kolejną alejkę, mijając już znajome po tak wielu miesiącach nagrobki - moich jedynych przyjaciół i powierników.

Zmarli byli tak wspaniałymi współpracownikami. Nigdy się nie kłócili, nie krzyczeli, nie mieli ze sobą intryg, nie knuli przeciw innym, nie zdradzali się i nie obgadywali. Cokolwiek powiedziałam, zawsze zgadzali się milczeniem. Nie oceniali mnie. Ale mieli jedną, skromną wadę. Nigdy nie odpowiadali.

Ludzie od pewnej godziny w zwyczajne dni praktycznie nie odwiedzali tego miejsca. Nawet złodzieje okradający groby przyszli jedyny raz na łowy dawno temu, lecz uciekli z krzykiem, gdy ukazałam im moją twarz. Towarzyszyły mi jedynie czasem ptaki czy nietoperze. Niekiedy samotna wrona przysiadła na nagrobku, przyglądając mi się z zaciekawieniem. Ćmy zataczały kręgi w powietrzu, czasem obijając się chciwie o znicze, goniąc za fałszywym obrazem księżyca. Czasem musnęły skrzydłem moją dłoń lub policzek, zaplątały się we włosy, jednak potem szybko odlatywały.

Nie czułam zmęczenia, możliwie często przesypiając dnie. Ciemność przynosiła mi tak ogromną ulgę. Nie kochałam słońca. Znudziły mi się i obrzydły jego płomienie, które z resztą paliły skórę i oślepiały oczy, nie jak skromne, drobne światełka zniczy.  Nie miałam też z kim już oglądać słonecznych promieni. Tylko nocą moja dusza była pełna prawdziwego światła. Niektórzy mówili, że po zmroku z człowieka wychodzi najgorsze zło i wszelkie żądze, że mrok skłania do grzechu, którego nie dokonałoby się za dnia. W mojej opinii noc raczej wydobywała z ludzi ich prawdziwą naturę. Moją naturą był ten pokój w sercu, który odkrywałam gdy cichł gwar i znikał jaskrawy blask.

Podeszłam do jednego z nagrobków, zatrzymując się przy nim. Ujrzałam na nim bukiet czarnych róż. Uklękłam na ziemi, zatapiając się w myślach. Dotknęłam ciemnych płatków palcami. Takie róże tak bardzo chciałam zanieść na twój grób. Niestety był tak daleko. Nie byłeś dzieckiem nocy tak jak ja. Kochałeś każdą porę dnia i roku, ale zdawałeś się najszczęśliwszym w jesiennym lesie wypełnionym światłem przebijającym się przez korony drzew. Twoje włosy lśniły w słońcu a prześwietlone oczy płonęły blaskiem. Byłeś tak piękny, gdy jeszcze żyłeś. Choć nawet w trumnie, gdy cię żegnałam, wyglądałeś jak anioł pogrążony we śnie. Twoja blada skóra jak z porcelany dawno stała się zimna. Teraz już dawno leżałeś głęboko pod powierzchnią ziemi i nic nie mogło cię przywrócić do życia, żadne lekarstwo, zaklęcie, płacz czy żarliwa modlitwa. Chciałam jeszcze raz usłyszeć twój głos, twój śmiech, zobaczyć jak się uśmiechasz. Wiedziałam, że to nie możliwe. Co najwyżej, gdy już na mnie również przyjdzie czas. To nie było sprawiedliwe, że odszedłeś tak młodo. Że nie zobaczysz już gór, drzew, leśnych strumyków. Nie zobaczysz też przyszłości i starego siebie. Ale z drugiej strony już nic cię nie boli, nie musisz już płakać, nie zaznasz już więcej cierpienia. To ja pozostałam w świecie, w którym jest ból a twoja obecność nie przyniesie mi już ukojenia.

Niektóre rzeczy przemijają bezpowrotnie, ludzkie życie jest kruche. Pocałowałam jedną z czarnych róż, takich, jakie chciałabym zanieść na twój grób, bo już nie mogłam dać ci nic więcej, pięknych prezentów, słodyczy, żadnych rzeczy, które lubiłeś. Jeśli kochamy samolubnie, pragnąc korzyści otrzymywanych z drugiej osoby, chcąc ciągłej uwagi i czułości, tym bardziej zostaniemy z niczym i w rozpaczy po utracie ukochanej osoby. Jednak choć ja starałam się kochać cię szczerze i dać ci całe swoje serce, mimo to cierpiałam, gdy odszedłeś. Mimo wszystko miałam za to tą świadomość, że w tamtym momencie była to już dla ciebie jedyna względnie dobra opcja, chroniąca cię od dalszego zła.

Wstałam z ziemi, otrzepując płaszcz. Udałam się w dalszą drogę, w kolejną alejkę, jak gdyby nigdy nic mijając kolejne kamienie, krzyże, znicze, kwiaty i rzeźby nagrobne.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top