List do Laury
Laura przeprowadziła się z rodziną do pewnej miejscowości. Wszystko było w jak najlepszym porządku. Okolica zdawała się piękna i przepełniona dobrami natury. Sąsiedzi powitali radośnie i z szacunkiem nowych mieszkańców. A dziewczyna poczuła z miejsca, że jest w domu. Tym właściwym miejscu, gdzie akurat powinna być, które czekało na nią od lat. Nigdy jeszcze nie czuła się tak właśnie. Wcale nie tęskniła za poprzednim miejscem zamieszkania.
Pewnego jednak dnia stało się coś dziwnego. Mama wysłała Laurę przed dom, by sprawdziła skrzynkę na listy. Dziewczyna znalazła tam kopertę z banku, reklamową ulotkę jakiegoś sklepu, ale oprócz tego kopertę podpisaną jej imieniem. Nie miała pojęcia co to, jednak instynktownie schowała ją pod za dużą koszulkę, matce oddała tylko dwie pozostałe. Poszła na piętro, do swojego pokoju i położyła papierowy przedmiot na biurku. Nie otworzyła go od razu. Tego dnia szła ze swoim bratem obejrzeć mecz lokalnej drużyny piłki nożnej, więc trochę czasu nie było jej w domu i wróciła dopiero wieczorem. Wtedy jej wzrok jeszcze raz przykuła koperta. Co najdziwniejsze wyglądała na starą, a dane na niej były nieco pozacierane, ale ulicę zamieszkiwaną przez nią i jej imię było widać wyraźnie. "Co jest?" Przeszło jej przez myśl. Przecież mieszkała tam na dobrą sprawę dopiero trzeci tydzień. Wzruszyła jednak ramionami i usiadła przy biurku na wygodnym, kręcącym się fotelu. Otworzyła ostrożnie kopertę, tak, by nie podrzeć zawartości. Kartka w środku też zdawała się być stara. Nie widniała na niej żadna data. Jednak dziewczyna zaczęła czytać treść zapisaną chwiejnymi literkami:
Droga Lauro,
Przepraszam. Czuję, że już nie mam siły. Oni tu przyjdą. I tak tu przyjdą. Już nic mi nie pomoże. Boję się, że zabiorą też mnie. Czuję ból. Nie chcę już dłużej walczyć. Oni na mnie patrzą. Czuję ich wzrok, cały czas. Odeszli. A jednak czuję, że nie na zawsze. Zostałam sama. Odkąd wszyscy umarli, nie umiem już walczyć. Siedzę na łóżku. Na ubraniach mam krew. Na poduszkach jest krew. I na ścianie też trochę. Cały dom zdemolowany, nie poznałabyś go. Źle mi się oddycha. Czuję, że mój czas się kończy. Już nic więcej nie mogę zrobić. Mogę ratować tylko przedmioty, ale już nie życie, nawet swoje. Chwilami ciemne plamy robią mi się w oczach. Ciągle słyszę krzyki, a już nikt nie krzyczy. Laura, dlaczego mi nikt nie wierzył! Dlaczego mi nie wierzyli gdy jeszcze mogli ich uratować. Siedzę i już nawet nie płaczę. Nie potrafię już płakać, jestem odrealniona. Jedyne co znam, to krew, ból i zniszczenie. Tu jest tak okropnie, chce mi się krzyczeć do tych pustych ścian. Błagałabym, byś zabrała mnie stąd, ale jeśli mnie zabierzesz, ciebie też to spotka. Muszę tu zostać, ale mam do ciebie prośbę. Jutro jeszcze nie przyjdą, po jutrze pewnie jeszcze też nie. Ale po jutrze mnie może już nie być. Przyjdź do mnie jutro, proszę. Jeśli przyjdziesz bliżej zmroku, zostawiłam ci na oknie świecę. Ona jeszcze się pali, nie może zgasnąć. Zobaczysz mój dom z daleka. Proszę, obiecaj mi, że przyjdziesz. Tylko na chwilę, potem wręcz musisz iść. Ale ja nie chcę być sama. Nie chcę być sama do śmierci. Bo to już moja śmierć, ona już prawie tu jest. Chcę tylko jeszcze cię zobaczyć, tylko tobie ufam.
Agnieszka
A na kartce była dawno już zaschnięta plama krwi. Laura nie potrafiła się otrząsnąć. Czytała po kilka razy. Dalej nie rozumiała. Nie wiedziała co ma zrobić. Za nic w świecie nie spodziewała się akurat takiej treści. Jacy oni? Jaka śmierć? Jaka Agnieszka? Co to wszystko miało znaczyć? Przez chwilę myślała, czy to nie był może jakiś nieśmieszny żart. Ale nie wyglądał tak. Sprawdziła adres nadawczyni na kopercie. Był w ich miejscowości. Podjęła najdziwniejszą, najszybszą decyzję w swoim życiu. Postanowiła, że pójdzie tam następnego dnia. Tej nocy nie potrafiła normalnie spać.
Następny dzień, to była niedziela, więc Laura miała dużo wolnego czasu. Po obiedzie tylko założyła buty i narzuciła na siebie bluzę, po czym z listem w kieszeni opuściła swój dom. Znalazła ulicę, na której podobno mieszkała Agnieszka. Powoli i uważnie mijała domy. Patrzyła na każdy numer przymocowany do ściany i furtki, lecz żaden się nie zgadzał z podanym, szła więc dalej, gdy ciekawscy mieszkańcy rzucali jej spojrzenia z podwórek. W końcu jednak zatrzymała się. Ujrzała ruderę, zniszczony szary dom, okna niektóre wytłuczone, drzwi na słowo honoru. Ale okna... na jednym z okien na parterze stała zgaszona i mocno już wypalona świeca.
- Spóźniłam się. - Wyszeptała Laura.
c.d.n.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top