Rozdział 15

Krakowskie ulice latem nie sprawiały wrażenia takich złych. Gdy zimą niebo usłane było ołowianymi chmurami, a ciężkie powietrze osiadało całą swoją masą na płaszczach, w gorących miesiącach niebo potrafiło być nawet przejrzyste, a wysokie budynki, chłód chodnika oraz lekkie przeciągi potrafiły dać ukojenie. Z tą myślą Anna przemierzała ulicę Długą, zmierzając ku niewielkiemu sklepikowi, który (mogłaby przysiąc) nosił w sobie zaklęcie powiększające, przede wszystkim jednak nosicielkę interesował fakt, że posiadał klimatyzację.

Wejście do „Bajecznego gniazdka" przyciągało wzrok. Za szybą piętrzyły się słodycze: czekoladki i cukierki, o tematyce ludzkiego ciała, zwłaszcza tej części od pasa w dół i pachwin w górę, do środka z przodu i do środka z tyłu. Gdzieniegdzie leżały puchate kajdanki, czy dość grzecznie wyglądające baty i pejcze. Pośrodku tego wszystkiego siedziała dmuchana lala, ubrana w sukienkę, najpewniej zakupioną na dziale dziecięcym w pobliskiej galerii. W drzwiach wisiała karta, ozdobiona mini kutasikami głosząca: otwarte. Heksana poczuła się zaproszona.

– Emi! – Z entuzjazmem wkroczyła w progi.

Demonica podniosła wzrok znad książki, racząc przybysza krótkim, acz treściwym spojrzeniem, mówiącym: po coś tu przylazła?

Niezrażona, brakiem zapału w obliczu Emilii, Anna weszła głębiej. Ostatnio oglądała zawartość półek, lecz nie przeszkadzało to jej zrobić tego ponownie.

– Co tam czytasz? – Blondynka przystanęła pod ścianą wibratorów i dild.

– Romans o wampirach... – Czarnowłosa odłożyła książkę do lady.

– Dobry?

– Romans, jak romans... – Anna znów usłyszała tą rezygnacje w głosie. Nie skomentowała jednak braku życia jakim emanował sukub. Zapewne gotce brakowało ruchu. Szkoda, że w tym konkretnym przypadku Snikers by nie pomógł, chyba, żeby batonem nazwać coś z goła innego. W sumie, na dobrą sprawę, też miał orzeszki. Tylko dwa. Ale miał.

– Jaka cena tego? – Pokazała jeden z większych modeli wibrujących wacków o ergonomicznym kształcie.

Emilia podrapała się po głowie, udając, że myśli, po czym wydęła wargi i nie szczędząc sarkastycznych uśmiechów, podała cenę:

– Sto czterdzieści dziewięć, dziewięćdziesiąt dziewięć.

– Okej... to jest cena dla klientów, a dla mnie? Twojej najlepszej przyjaciółki, zapewne jedynej?

– Sto czterdzieści dziewięć, dziewięćdziesiąt dziewięć. – Powtórzyła sprzedawczyni, nie siląc się na zmianę wyrazu twarzy.

– No, wiesz co?! Własną, najukochańszą... tak bezczelnie okradać?! – Oburzyła się Anna. – Dobra i tak wezmę...

Sukub przekrzywił głowę, nie kryjąc wesołości.

– Nie chcesz czegoś mniejszego? – Emilia odebrała sprzęt od nosicielki, marszcząc brwi, gdy oceniała rozmiar zabawki.

– Ten będzie w sam raz. – Anna oparła się o kontuar, uważnie obserwując, jak przyjaciółka nabija zakup na kasę.

– Niech stracę – westchnęła czarna – pięćdziesiąt procent rabatu.

Heksana uśmiechnęła się z satysfakcją. Wiedziała, że była kochanka nie da jej płacić tak niebotycznej ceny za zakup. Podała swoją kartę i już po chwili została właścicielką, rzeczywiście dużego wibratora.

Usłyszała wibrację i zwróciła się w stronę źródła hałasu. Telefon Emilii podskoczył. Demonica niby od niechcenia sprawdziła wiadomość. Co nie uszło uwadze Anny, to to, że kąciki ust sukuba zostały prawie natychmiast wywindowane w górę.

– A z kim ty tak piszesz, gdy ja jestem tutaj? – zapytała z nieskrywaną ciekawością. Oczywiście, domyślała się, ale chciała usłyszeć to od przyjaciółki.

Właścicielka Sex Shopu zarumieniła się, szybko chowając telefon tak, aby blondynka nie mogła zerknąć.

– Z Vladimirem... – odpowiedziała cicho.

Heksana wyszczerzyła się. Jej plan najwyraźniej działał. Z resztą? Jak mógłby nie wypalić, skoro to ona go wymyśliła?

– Ooo... – wciąż ucieszona Anna otwarła usta w teatralnym zdziwieniu – a czy ty czasem nie miałaś dać mu kosza? – Wypomniała jej. Jak ona uwielbiała się drażnić z gotką.

– Dałam...

– A więc tak wygląda dawanie kosza w wydaniu Emilii Kot. Okej. Spoko. A co on na to? – przygwoździła demonice spojrzeniem, nie pozwalając uniknąć odpowiedzi.

– Pocałował mnie... – Czarnowłosa uciekła gdzieś wzrokiem. Bingo!

– Jak całuje? – nosicielka zadała niedyskretne pytanie.

– Nie wiem – tamta przewróciła oczami – zrobił to tak szybko, że nawet nie miałam czasu się zastanowić. Potem powiedział, że widzimy się w sobotę. Potem zniknął – wyliczyła.

– Dobra, Emi. Tak właściwie, to przyszłam tu po to, żeby ci powiedzieć, że idziemy wieczorem do klubu. Potańczyć, nacieszyć się wolnością...

– Jest środek tygodnia – zauważył spokojnie sukub.

– Nie pracuję, a tobie bynajmniej to nie przeszkadza. Jesteś demonem, pamiętasz?

Przyjaciółka się zawahała. Pytanie tylko, dlaczego?

– Co jest? – Anna przybrała zatroskany wyraz twarzy.

– Nie, nic. Pójdziemy do klubu. Dwudziesta pierwsza?

– Będę czekała na ciebie pod klubem – nosicielka nie spuszczała wzroku z Emilii. Coś jej nie pasowało w zachowaniu kobiety. Ale co? – Idę – odepchnęła się od kontuaru, nie zapominając o nowym nabytku – nie spóźnij się.

Wyszła nie dając demonicy czasu na zmianę decyzji. Tylko głupiec mógłby dać decydować o czymkolwiek Emilii, która sama nie wiedziała, czego chciała. Oby Vladimir nie był głupcem.

Jak ubierają się wampiry do klubu? Z tym pytaniem Anna obeszła całą Galerię Krakowską, nie znajdując odpowiedzi w żadnym sklepie. Miała swoje typy, jednak jej styl był dość elegancki, to też trudność sprawiło jej zdobycie się na zakup czegokolwiek, co chociaż trochę odbiegało od jej kanonu piękna i stylu.

Przecież nie pójdzie w sukience koktajlowej do klubu, gdzie większość gości stanowili młodzi dorośli.

Że też musiała być taka stara... czas utrwala przyzwyczajenia oraz hołduje poznanej wygodzie.

Podczas drugiej już wędrówki po wszystkich piętrach, w oko Anny wpadła różowa, bardzo tiulowa, rozłożysta spódnica do kolan. Czym prędzej ją zakupiła, aby nie stracić weny. Ech... różowy... najlepiej czuła się w odcieniach czerwieni i czerni. Tego wieczora było to nie ważne. Postanowiła zrobić z siebie przesłodzoną wersję znanej od wieków gotki. Po kolejnej godzinie biegania po piętrach ogromnego budynku znalazła biały top z nitami, odsłaniający dość dużo ciała. Dobrała do zestawu jeszcze biżuterię i buty.

Miała wrażenie, że w takim zestawie ciuchów nie będzie czuć się dobrze, ale po paru głębszych, może będzie chociaż trochę bardziej komfortowo?

***

Wyszykowana czekała przed wejściem do nocnego klubu „Hell Yeach". Śmiertelnicy się nań gapili, lecz ona miała to gdzieś, tak jak dziewięćdziesiąt dziewięć procent wszystkiego, co działo się wokół niej.

***

Emilia zobaczyła Annę. Kobieta przestępowała z nogi na nogę, w niebotycznie wysokich szpilkach... zaraz. Wróć. To nie były szpilki. Nosicielka była obuta w różowe... platformy?! Co do cholery?! Płaszcz miała zwykły, czerwony. Demonica była ciekawa, co też przyjaciółka wymyśliła tym razem.

– Część – rzuciła, znajdując się dwa metry od nosicielki – idziemy wejściem dla VIPów – poinformowała szybko, chwytając filigranową blondynkę pod ramię.

– Nie musisz mnie tak przytulać do siebie – mruknęła sugestywnie Anna, na co Emilia swoim zwyczajem przewróciła oczami.

– Muszę, praktycznie jesteś śmiertelniczką, co oznacza, że ktoś mógłby skusić się na twoją krew.

– Och... – Chyba pierwszy raz w życiu, czarnowłosej udało się wzbudzić w byłej partnerce strach – Jestem tak kusząca?

Emilia nie odpowiedziała, gdyż doszły do bramki. Ochroniarz zmarszczył nos nad blondynką.

– Pilnuj jej – wyburczał dobrą radę, przepuszczając kobiety.

W szatni demonica przeżyła niemały szok. Nosicielka oddała płaszcz, odkrywając swój ubiór na ten wieczór. Słodka, różowa gotka. Włosy w artystycznym nieładzie, czarny cień na powiekach, ciemnoróżowa szminka, tiulowa spódnica, która może spodobałaby się Emilii, gdyby nie fakt, że była różowa... Do tego top, w ostrym stylu, odsłaniający więcej niż zakrywający. Właśnie do demonicy dotarło, jak bardzo będzie musiała się starać pilnować blondynki. Jeszcze tego było jej trzeba, żeby odpędzać napalone sukuby. Jęknęła w duchu. Oddała swoje odzienie wierzchnie, po czym przytuliła parodie samej siebie, aby jak najwięcej zapachu osiadło na szczuplutkim ciałku.

– Co ty robisz? – zapytała Anna z objęć.

– Znaczę cię, jako moją własność – warknęła niemalże czule czarnowłosa – staraj się trzymać blisko mnie, zrozumiałaś? – skierowała do partnerki pytanie, wyciągając ją na długość ramion.

– Zrozumiałam – wyszczerzyła się nosicielka. Dobrze, że nie brakowało jej entuzjazmu.

Różowa osóbka zatrzymała się przed rozkładem budynku, studiując go uważnie. Emilia ze zgrozą przyglądała się wchodzącym sukubom, próbującym pożreć wzrokiem przyjaciółkę. Zaczęła się zastanawiać, czy to był aby na pewno dobry pomysł, żeby odwiedzać klub dla demonów. Może mogłaby jeszcze zmienić lokal?

– Techno – oznajmiła radośnie Heksana.

– Niech ci będzie – westchnęła Emilia, łapiąc nosicielkę za rękę.

Udały się na ulubione piętro sukuba.

Tradycyjnie demonica postanowiła rozpocząć od alkoholu. Karo pomachał, gdy tylko dostrzegł zbliżającą się znajomą. Zamarł na chwilę pojąwszy, iż nie jest ona sama. Szarmanckim gestem przechylił się przez bar, ujmując wypielęgnowaną dłoń Anny, której gest spodobał się. Jej właściwie każdy gest wymierzony w hołdowanie kobiecości się podobał. Nawet najgłupszy komplement odbierany był z niebywałym entuzjazmem. Zapewne miała orgazm mentalny za każdym razem, gdy ktoś otwierał przed nią drzwi. Emilia wolała sobie nie wyobrażać, jakby to było, gdyby wzorem postaci z książek i starych filmów, facet zdjąłby gajerek i rzucił w kałuże, co by blondynka mogła przejść o suchej szpilce. Najpewniej gadała by o tym szlachetnym geście przez następne stulecie.

– Co dla pań? – Barman puścił oczko, nabierając trochę lodu.

– Coś mocnego, skarbie – zaszczebiotała Heksana, rozsiadając się na wysokim stołku. Nieopatrznie pochyliła się tak, że większość zgromadzonych w koło gości, mogła podziwiać jej jędrne cycki. Krwawy... dopomóż... Emilia ułożyła króciutką modlitwę w głowie.

– Ja dziś też chcę zwykłego drinka – zamówiła Emilia.

– Czyli dwa razy najmocniejszy drink, w kolorach tęczy? – upewnił się demon, próbując rozwikłać zagadkę zmiany w zachowaniu znajomej, za pomocą telepatii. Nie powiodło mu się.

– Tak jak słyszałeś. Co tam? – zagaił sukub.

– Nie narzekam. Dawno cię nie było... Znaczy, zazwyczaj przychodzisz częściej.

– Wiem – ucięła Emilia, patrząc z ukosa na Annę, podrygującą w rytm muzyki – jakoś nie byłam głodna – wyjaśniła, nie mijając się z prawdą. Odkryła, że zwykłe jedzenie potrafi w pewnym stopniu zaspokoić pragnienie krwi. Żałowała, iż bez eliksiru Vladimira, nie byłaby w stanie przełknąć chociaż kęsa.

– Będziesz dziś polować? – zaciekawiła się blondynka.

– Skoro już tu jestem... – mruknęła Emilia.

– Nie wyglądasz, jakbyś cieszyła się na zaspokojenie potrzeb. – Nosicielka spojrzała sugestywnie. Miała rację. Emilia się nie cieszyła.

– Słuchaj... – Pochyliła się do przyjaciółki, aby nikt prócz niej nie mógł usłyszeć tego, co miała zamiar wyznać – Nie wydaje mi się to fair, że przelecę jakiegoś gościa w łazience.

Blondynka pokiwała głową ze zrozumieniem, a jej roztrzepane włosy zadygotały w takt ruchów.

– Chodzi o Vladimira – powiedziała głosem znawcy.

– Wiem, że nawet nie jesteśmy razem i mała szansa, iż kiedykolwiek będziemy – tutaj zauważyła, jak Anna wykrzywia usta, sugerując odmienne zdanie w tej kwestii – w każdym bądź razie... – sukub powrócił do przerwanego wątku – spotykając się z Vladem, powinnam zachować... umiar.

– On ci się podoba.

– Nie jest w moim typie...

– A odkąd to typ, ma jakiekolwiek znaczenie w doborze partnera? Dziękuję. – Heksana odebrała tęczowego drinka, po czym wypiła połowę jednym łykiem.

– Mój typ nie zabija ofiar – Emilia przewróciła oczami, idąc w ślady towarzyszki. Skrzywiła się, gdy ostry płyn uderzył o ścianę gardła. Był Mocny.

– Apropo twojego typu – wtrącił Karo – AB, Rh+, punkowiec w kolorowym irokezie.

Demonica, odruchowo, niczym drapieżnik, powiodła wzrokiem po zgromadzonej, podskakującej w rytm muzyki, gawiedzi. Zobaczyła go. Zaciągnęła się powietrzem. O... tak mi dobrze. Poczuła ucisk w dziąsłach. Że też musiał go wskazać właśnie teraz. Przeglądnęła się przyszłej ofierze. Chłopak nie był zbyt urodziwy, twarz miał w bliznach po trądzikowych i w ogóle, był jakiś taki... chuderlawy. Idealny, stwierdziła Emilia. Przynajmniej będzie mogła utrzymać na wodzy swój niemały popęd.

– Zaraz... wracam... – wycedziła, zaciskając zęby, aby przypadkiem nie wyskoczyły, zbyt wcześnie.

Została odprowadzona wzrokiem na parkiet. Wiedziała, że Heksana musi być ciekawa. Szczerze? Polowanie to żadne widowisko. Podchodzisz, hipnotyzujesz, upijasz i idziesz zebrać plon. Ot filozofia. Tak wiec, czarnowłosa rozpoczęła realizacje planu.

Jak i poprzednim razem zakręciła się koło ofiary. Punkowiec szybko zwrócił nań uwagę. Nie dziwiła się, nie cieszył się zbyt dużym powodzeniem, ani u kobiet śmiertelniczek, ani wśród sukubów. Nie musiała się obawiać, iż ktoś jej go odbierze. Jesteś mój – wysłała mu wiadomość od niechcenia. Dla pozorów jeszcze chwile się pokołysała. Taniec z takim gościem nie był przyjemnością. Deptał jej po platformach. Pewnie dlatego miał tak dużo miejsca, gdy tańczył bez niej.

Przywiodła go do baru, a Karo wyczuwając nastrój znajomej, postawił flaszkę przed śmiertelnikiem.

– Bardzo chce ci się pić – westchnęła, nawet nie zaszczycając właściciela pokaźnego irokeza spojrzeniem. Nalał sobie pierwszego shota.

– Łał! – zachwyciła się Heksana, machając dłonią przed oczami nowego towarzysza do degustacji trunków. Typ był zbyt zajęty wyznaczonym mu zadaniem, aby dostrzegać cokolwiek poza przezroczystym płynem.

– Jupi! – zawtórowała jej Emilia, wylewając sztuczna wesołość.

– Emi... – jęknął demon – jeśli jesteś, aż tak zdesperowana... to ja wiesz... poświęcę się.

Demonica parsknęła, ale w głębi duszy zrobiło jej się tak jakoś dziwnie ciepło, słysząc, że BarmanNaZawszeGej, jest gotów współżyć z nią. Nieomal się wzruszyła.

– Nie trzeba. Nie mam zamiaru go posiąść. Chcę tylko krwi.

– Uf... – przesadzonym gestem otarł pot z czoła – już myślałem...

– Już wypił – zauważyła Anna.

– Skar.... Kochan... Cholera jasna – zaklęła nadzwyczaj grzecznie Emilia – Kolego! – wymyśliła wreszcie – pozwól, że odprowadzę cię do łazienki. Zachciało ci się... – spojrzała po znajomych twarzach szukając podpowiedzi; zazwyczaj mówiła o seksie, ale teraz go nie chciała, potrzebowała więc innego powodu – już wiem... zachciało ci się siku.

Heksana wy buchnęła niekontrolowanym śmiechem.

– Wypsisiasz go jak małego chłopca, Emi? – Zaszydziła. Jeszcze chwila i zaczęłaby się tarzać po podłodze.

Karo, zmęczony całym przedstawieniem, przesunął ręka po twarzy. Zastygł spoglądając przez palce na całą scenę.

– Odprowadzisz mnie do toalety? – zapytał nieznajomy, nie zważając na śmiechy.

– Pilnuj jej – Emilia szepnęła do Karo, wskazując na towarzyszkę – Oczywiście – odpowiedziała głośniej, biorąc faceta za spoconą dłoń. Szybko przeniosła swój chwyt na nadgarstek, który nie był aż tak obrzydliwie wilgotny.

Zaprowadziła mężczyznę do toalety dla VIPów. Po drodze parę znajomych oczu zatrzymało się na niej. Właściciele wyglądali, jak gdyby zastanawiali się, czy zwariowała. W końcu i sama zaczęła nad tym rozmyślać. Cała ta szopka miała na celu utrzymanie wierności facetowi, który nawet nie był jej facetem. Nielogiczne. A skąd ona mogła mieć pewność, czy i on jest wstrzemięźliwy? Taki przystojniak jak on, musiał mieć w odwodzie parę panienek. Co to za pomysł? Ona nawet nie chciała z nim być! Głupia, głupia, głupia, Emilia! Ech... Wrzeszczenie na siebie nic tu nie pomoże...

Usadziła wreszcie punka na zamkniętym kiblu.

– Ale ja miałem siku... – popatrzył na nią jak zraniony szczeniak.

– Och. I będziesz sikał – pokazała kły – sikał krwią z tętnicy – zaśmiała się, po czym przystąpiła do dzieła.

***

– Tym razem bez fajerwerków? – zagadnęła babka klozetowa, gdy Emilia miała już opuszczać toaletę.

– Bez – odparła demonica, puszczając drzwi.

Po powrocie, czarnowłosa zastała Heksanę czekającą z butelką wódki smakowej i dwoma kieliszkami.

– To co? – wyszczerzyła się – balanga?

Emilia przytaknęła.

Balanga była. Bania była. Tańce też się zdarzyły. Wszystko było jak za dawnych lat. Bawiły się tak, jak bawić potrafią się tylko kobiety w swoim towarzystwie.

Gotka nawet nie zauważyła, kiedy urwał jej się film.

***

Pierwsze promienie słońca padły na twarz sukuba. Wymruczała ciche przekleństwo, próbując obrócić się na drugi bok. Napotkała przeszkodę. Przeszkodę?! Jak na zawołanie otwarła szeroko oczy. Przełknęła ślinę, a raczej starała się, gdyż w gardle miała sucho jak na Saharze. Była w swoim mieszkaniu, poznała po suficie i czterech pęknięciach biegnących od lampy. Zerknęła w bok. Zapowietrzyła się.

– Co ty tutaj robisz?! – wychrypiała.

– Cooo? – postać pod kołdra poruszyła się, wyciągając głowę o poplątanych włosach ku powietrzu. Srebrzyste oczy dojrzały źródło dźwięku, a usta ułożyły się w niewielkie O – kurwa...

– Kurwa? – powtórzyła jak echo Emilia.

– No, kurwa, nawet nie wiem jak to skomentować...

Demonica zerwała się, oceniając stan swojej garderoby. Stanik i majtki znajdowały się tam, gdzie znajdować się powinny. Połowicznie odetchnęła z ulgą. Zerknęła znacząco na Heksane.

– Nie patrz tak na mnie, ja zawsze śpię nago – wzruszyła ramionami.

– Dzień dobry – czarnowłosa uniosła głowę słysząc cichy dziewczęcy głosik – przygotowałam śniadanie – Lidia płonęła rumieńcem, tak samo mocno, jak sumienie Emilii.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top