Yatori ~Nowy Początek~


Zainspirowała mnie historia opisana w "Never never". Polecam gorąco tą książkę. Zmieniłam też trochę charaktery postaci. Mam nadzieję, że nie będzie Wam to przeszkadzać.
Miłego czytania! ~

***
Krople deszczu odbijały się o drewniany parapet. Otworzyła oczy.
" Gdzie jestem?"
Rozejrzała się wokół. Ciepło odchodzące od paleniska przyjemnie rozchodziło się po jej ciele. Leżała na koi otoczona ścianami wyłożonymi drewnem. Przypominało jej to domki jakie odwiedzała z rodzicami w wakacje.
Chwila... przypominało?
Ale jak to?
Skupiła się przegrzebując wszystkie szuflady pamięci. Historia starożytna. Prezydenci Ameryki. Podstawy chemii i poruszający tekst o ofiarach wojny.
Ale nic o sobie.
" Kim jestem?"
Odrzuciła puchową pierzynę wstając niepewnie. Niewiele teraz wiedziała, ale czuła, że musi się przejść. Inaczej emocje rozsadziły by ją od środka.
Wyszła na ciemny korytarz wypełniony zdjęciami, których nie mogła odczytać. To było chore. Normalni ludzie pamiętają wszystko o sobie, prawda?
Więc czemu czuła się wyzwolona?
Tupot nagich stóp przerwało łamiące się:

-Hiyori?...

Ktoś tam był? Zlękła się, ale zachowała chłód umysłu.

To było jej imię? Rzeczywiście, jakieś znajome...Choć bardziej znajomy był głos.

Zmrużyła oczy oślepiona światłem. Ten pokój był podobny do poprzedniego. Ale pośród ksiąg, otoczony przytulnym ciepłem siedział on.
Promień światła przebił się przez mur zapomnienia.

- Yato...

-Hiyori... Ikki Hiyori...

Był cieniem siebie.
Nie wiedziała skąd i od kiedy, ale pamiętała tą postać dziś tak zgarbioną i sfatygowaną .Pamiętała, że przeżył o wiele więcej wieków, ale teraz jakby do niego wróciły. Jego sylwetka straciła blask, przytoczona zbyt wielkim ciężarem. Oczy stały się ciemnymi przepaściami, czarnymi dziurami, z których nie mogła odczytać emocji.
I chyba się nie ogolił.
W pierwszym odruchu chciała go przytulić. Ale coś ją powstrzymało niczym ręka opaczności.
Głos mu się łamał podkreślając wory pod oczami.

Xby Counterflix

- Czemu nic nie pamiętam? - uklęknęła dotykając jego kolan.
Natychmiast położył swoje dłonie na jej. Wielkie, puste oczy nieruchomo się weń wpatrywały.

Jednak nie były czarnymi dziurami. Były chmurami przed burzą, tak spokojnymi, a jednak naładowanymi energią.
I siedzieli tak w ciszy, której nikt nie chciał przerwać.

"Nie. Nie. Nie"
Kręciła głową raz w jedną, raz w drugą stronę. To nie mogła być prawda. To tylko mara, kolejny senny koszmar.

- Yato, co jest grane? Gzie jesteśmy?
Czemu nic nie pamiętam?
Ale on nie odpowiadał. Patrzył nadal tak samo tymi samymi oczami.
Gula w żołądku narastała i narastała wędrując do gardła. Nie krzyknęła tylko dlatego, by jej nie uwolnić.
Odskoczyła nagle w kilka kroków stając przy oknie. Ten śnieg obrazował stan jej umysłu- biel, tylko biel po horyzont.
Nawet nie była zła. Była zdeterminowana do poznania prawdy. Frustracja wzięła górę gdy tylko się tak gapił i gapił.

Pachniał latem i piaskiem. Ciepłe ramiona otuliły ją niczym tarcza ochronna.

- Ikki Hiyori...
... tak się cieszę.
Kosmyki jego włosów łaskotały ją w szyję.
Czemu nie pamiętała nic o sobie, a o nim każdy szczegół? Czemu pozwalała mu to robić? Czemu czuła się tak bezpiecznie?...

- Powiedz mi Yato. Odpowiedz na moje pytania.- szepnęła błagalnie.
Czuła przez skórę jak zaciska szczęki.
Zachowywał się jakby stale potrzebował kontaktu fizycznego. Wziął ją za rękę prowadząc na fotel, a gdy usiadła położył dłoń na kolanie. Sam znalazł się naprzeciwko.

- Naprawdę nic nie pamiętasz?
Czyżby widziała w jego wzroku błysk nadziei?

- Pamiętam jak działa świat, ale nie pamiętam nic o sobie.
Zwiesił wzrok przygryzając wnętrze policzka.

-Ja... musiałem.- choć żołądek ścisnął się niebezpiecznie, mocniej ścisnęła jego dłoń.

-Po prostu powiedz. Wszystko Ci wybaczę.

Patrzył w pustkę, jakby widział w niej obrazy z przeszłości, dla niej niedostrzegalne.

-Myśleliśmy, że Bishamonten Cię porwała. Wyruszyliśmy na jej świątynię. Oszalała... Musieliśmy walczyć. Nie patrzyła na nic i nikogo... Cięła.

Już prawie wygraliśmy. Leżała bez sił, Kazuma się nią zajął. I Cię przyprowadził.

Nie zauważyłem w porę... On wbił Ci sztylet między łopatki. Musiałem Cię przenieść, musiałem bo byś... umarła.

Przez chwilę trawiła te informacje pod naciskiem błękitnych tęczówek.

Tak, mogła umrzeć i to było straszne. Ale najgorsze się nie stało, uratował ją. Poruszyła łopatkami. Prawie w ogóle nie bolało. Coś innego zaprzątało jej głowę.

- Co to za miejsce?

Wstał i zaczął się nerwowo poruszać po pokoju. Obserwowała boga próbując pojąć czemu on. Czemu nie pamiętała rodzonej matki, a znała każdy szczegół tej nieszpetnej istoty w dresie?

-To Kokoro seishin, (serce ducha) miejsce odpoczynku każdego boga. Udajemy się tu, gdy Bliskie Wybrzeże przytłacza nas swoimi problemami.

Wstała podchodząc do okna. Pomarańczowe słońce wstało odbijając się od błyszczących drobinek śniegu. Rozpłynęła się w tym widoku.

- Piękne...

Wszystko było tak spokojne, a umysł tak czysty. Wszystkie rozterki filozoficzne odeszły w niepamięć. W końcu mogła cieszyć się chwilą.

-Hiyori... powinnaś coś wiedzieć.

Odwróciła się czując napięcie w jego głosie. Stał na środku niczym bezradny chłopiec miętosząc dół bluzy.

-Słucham.- powiedziała jak najdelikatniej mogła.

- Tutaj czas biegnie trochę inaczej. Na ziemi minęły dwa dni, tu... dwa tygodnie.- jego głos jak kryształ przerywał ciszę.- Oni tam dbają, żeby Twoi rodzice niczego się nie dowiedzieli.

Nie martw się. Jeszcze kilka dni i wyzdrowiejesz do końca. Wtedy wrócimy i wszystko wróci do normy...

Opadł na fotel, jakby wypowiedzenie tych słów całkiem go wykończyło. Nie rozumiała tego smutku. Przecież to ok, prawda? Przeżyła, rodzice nic nie wiedzą i mogą wrócić, jak tylko wyzdrowieje. Dwa tygodnie to długo, musiał się potwornie nudzić, ale cieszyła się, że to dla niej zrobił. Uratował jej życie.

Więc czemu nadal nie patrzył jej w oczy?

Niewiele teraz rozumiała, ale czuła za dwóch. I miała silną potrzebę uszczęśliwiania go.

-Nie martw się. Będzie...

Dotknęła go i nogi prawie się pod nią ugięły. Złapała łapczywie oddech wpatrując się w jego oczy.

-...dobrze.

Dotykali się wcześniej, było normalnie, ot cieplejsza od ludzkiej dłoń. Ale gdy naga skóra ich przedramion zetknęła się ledwo ustała na dygoczących nogach. Zimny dreszcz przebiegł po całym ciele, tak niesamowicie przyjemny. I nie mogła już dłużej zaprzeczać chemii łączącej ją z tym bóstwem.

W jednym momencie stała na środku pokoju, by w drugim opierać się o ścianę kominka. Nie bała się, bo w tym stalowym wzroku nie widziała agresji. Jedynie rządzę.

Zaczął mówić z prędkością karabinu maszynowego:

-Rana była poważniejsza niż myślałem. Przebił serce, już nigdy nie funkcjonowałabyś tak samo. Pozostało mi tylko jedno wyjście.

W czasach moich narodzin nory były plagą, która wykańczała nawet największych mistrzów. Dlatego bogowie znaleźli sposób na dotrzymanie wierności swoich sług i zabieranie ich ze sobą do grobu.

Nazwano to '' związaniem losów''.

Związałem nasze losy Hiyori, choć wiele mnie to kosztowało. Możesz mnie śmiało znienawidzić, ale jesteś na mnie skazana. Nasze przeznaczenie zmierza w jednym kierunku.

Nie zmartwiło ją to co powiedział. Wręcz przeciwnie. Napięcie w podbrzuszu rosło.

-Nie czuję nienawiści. Wręcz przeciwnie.- odparła zalotnie bawiąc się to jego bandamką, to sznureczkami od bluzy.

-Jesteś człowiekiem, nie shinki. To mogło inaczej na Ciebie zadziałać. Twoje uczucia mogą pochodzić z uroku.

Nie chcę Cię wykorzystać.

Był wyraźnie spięty. Chciała usunąć to napięcie.

Pociągnęła go za koszulkę tak, że teraz stykały się czubki ich butów.

-A jeżeli chcę zostać wykorzystana?

Utonęła w tych oczach doprowadzających ją do skrajności. Przyparł doń biodrami więżąc w klatce. Wzrok miał zdecydowany, a ich oddechy łączyły się w jedno.

-Przekonajmy się.

Odsłonił przedramię ukazując jej oczom srebrny tatuaż wijącego się, chińskiego smoka. Szybko odsłonił też jej ukazując kolibra w podobnym stylu. Wyjaśnił, że to symbole więzi i są niewidzialne dla istot Bliskiego Wybrzeża.

A potem brutalnie przycisnął swoją skórę do jej.

''Rozpadła się na kawałki'' to dobre sformułowanie. W pustym od wspomnień wnętrzu rozbłysły tysiące jaskrawych sztucznych ogni muskając swym ciepłem cząstki jej duszy. Wszystkie mięśnie napięły się i wywindowały na sam szczyt Nirvany.

-Ty nic nie czujesz?

To, że nie zareagował bolało. Chciała, by pragnął ją tak samo jak ona jego.

-Czuję to samo co od początku. Od chwili naszego poznania.

Jeszcze miała wątpliwości. Ale w tym półmroku i bieli krainy boskiego umysłu wszystko miało prawo się wydarzyć.

Więc splotła ich palce, tak by tatuaże przylegały do siebie na całej długości. Zbliżyła się do jego ust i nie czekając połączyła w jedno.

Znieruchomiał zaskoczony. Usta Ikki Hiyori, których tak pragnął, śniąc o nich nocami, teraz delikatnie jak skrzydła motyla przygniatały jego. Oddał pocałunek z taką mocą, że zdolna tylko jęczeć cały ciężar opierała na ścianie. Chciał, by to czuła, więc otworzył jej usta językiem podobnym do jedwabiu.

Ich języki toczyły zażartą wojnę o dominację. Wdarł się pod jej koszulkę wodząc po całym ciele, a tam gdzie dotknął palił ją ogień. Poruszała delikatnie biodrami w rytmie narzuconym przez niego. Jedno trzeba mu było przyznać- całował bosko.

W końcu wplótł palce w jej włosy maksymalnie pogłębiając pocałunek. Dziewczynie zabrakło tchu, więc oddał jej swój,już niepotrzebny. Teraz Hiyori była jego tlenem.

Oderwali się od siebie dysząc ciężko.

- Teraz też ja to czuję. - zapewniła, a źrenice powiększyły mu się z napływu tłumionych emocji. - I nie mam zamiaru Cię zostawić.

Ale mam ogromną ochotę na spacer.

Wzięli się więc za ręce i stąpając po iskierkach śniegu oddalili w stronę zachodzącego słońca.

Dla obydwojga rozpoczął się nowy początek.

~THE END~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top