Yatori { W Domu bogów}


Akcja zaczyna się w momencie gdy Yato wraca z krainy ciemności. (2 sezon, końcowe odcinki)

***

{W domu bogów}

Kwiaty wiśni powiewały spokojnie na wietrze. Zaciągnęła się przesyconym słodyczą powietrzem po raz pierwszy od bardzo dawna szczęśliwa. Tak prawdziwie.

Ostatni miesiąc spędziła z zawieszeniu. Jej wspomnienia związane z Yato i Yukkine niemalże zniknęły. I to przez nią. Bo nie dopełniła obietnicy.

''Będę do Ciebie przychodzić codziennie! [...] Nie jestem jak Ty, Yato, spełniam obietnice. ''

Poczuła jak coś skręca ją w środku. Nie przychodziła co dzień. Nie przychodziła w ogóle... Skłamała.

Dzięki... przypadkowi bynajmniej znów sobie przypomniała. Przypomniała i zapobiegła tragedii ( gdyby przecież jej tam nie było nie udało by się wyciągnąć Yato i zapewne marnie by skończył). Czasu nie cofnie. Ale może stworzyć nowe chwile. I tym razem dotrzymać obietnicy.

Teraz, prawdę mówiąc, właśnie to robiła. Zaprosiła chłopców na wspólne oglądanie kwiatów wiśni. Tego drzewa, które kolega Yukkine tak bardzo kochał...

No właśnie. Yukkine.

Nie pokazywał tego przy swoim mistrzu, ale od środka zjadały go miliony pytań. Bo Yato wrócił, ale... czemu w ogóle znikał? Dalej im tego nie wyjaśnił. Zacisnęła pięści. Dziś będzie musiał powiedzieć. Wydusi to z niego nawet jeżeli będzie musiała użyć siły!

-Hiyori...

Odwróciła się. Oplotła wzrokiem tak dobrze znaną jej sylwetkę w , niezniszczalnym chyba, dresie. Jasna chustka powiewała na szyi (chyba ją wyprał. co za miłe zaskoczenie ) Większość bandaży z jego ciała już zniknęła pozostały tylko te na dłoni i szyi. Zapytany śmiał się i odpowiadał, że jest ''Zdrów jak ryba!'', ale dziewczyna wiedziała swoje.

Musiał się ograniczać. Otarł się o śmierć.

-Witaj Yato.- rozglądnęła się.- Gdzie Yukki?

-Nie przyjdzie.

Był dziś jakiś inny. Spięty.

-Dlaczego?- zlękła się- Coś mu jest?!

Podrapał się po głowie i rozbrajającym tonem odparł:

-Tak jakby rozkopał ogródek bogini nieszczęścia. Jej mąż się wkurzył i kazał Yukkine to posprzątać...

Mąż bogini nieszczęścia.

Tak, chodzi o Daikoku. Kofku i on pewnego dnia ze dwa tygodnie temu oświadczyli, że są parą i pobierają się. Oprócz Yato, który dostał zawału (xD), wszyscy byli szczęśliwi.

Byli taką słodką parką!

-Czyli wkopałeś Yukkine w robotę, bo znów coś zniszczyłeś?

Jej ton był jednoznaczny. Uśmiechnął się przepraszająco.

Nie mogła się mu oprzeć. To w końcu uśmiech boga, nie? Jak mogłaby nie wybaczyć?

-No... powiedzmy.

Ton jego głosu nagle się zmienił. Spojrzał jej prosto w oczy z widoczną determinacją. Nie mogła oderwać wzroku, choć kobiece policzki natychmiast zmieniły swój kolor.

-Chciałbym Ci coś pokazać...

Podszedł do niej. Znajomy zapach wypełnił płuca. Teraz nie tylko policzki miała czerwone. Wyglądała jak słodki, mały pomidorek. Dobrze, że stał na tyle blisko by tego nie widzieć.

-Spokojnie.- szepnął jej do ucha. Męskie palce objęły mały nadgarstek.

I zniknęli. Miała wrażenie jakby ktoś równocześnie miażdżył jej czaszkę i ją nadmuchiwał; jakby wzlatywała i spadała przez krótką chwilę.

A potem stała już nad morskim brzegiem. Zorientowana spojrzała na kompana.

-Co się stało?...

Wyciągnął z obszernej kieszeni replike świątyni, tą którą mu zrobiła. Czyli przenieśli się do domu bogów, krainy, w której uratowano życie Yato. Bo po ostatnich przygodach skarzenie jego ciała osiągnęło taki poziom, że wszyscy znajomi jej bogowie ( czyli jakaś trójka; Boshamonten, Kofku i Tengin ) musieli brać udział w rytuale oczyszczenia.

Kuracja trwała całymi tygodniami.

-To moje jedno z ulubionych miejsc tutaj. Nie tak piękne jak na bliskim wybrzeżu, ale naprawdę zachwycające.

Położył świątynkę na piasku. Usiadł wyciągając nogi z widoczną ulgą.

Przycupnęła obok.

-Rzeczywiście piękne...

Przymknęła oczy uśmiechając się. Obserwował te piękne pliczki różowe jak płatki wiśni, tą delikatną, jaśniutką skórę i długie, rozpuszczone włosy ozdobione refleksami zachodzącego światła. Uwielbiał to wszystko.

A szczególnie oczy.

-Hiyori.

Spojrzała na niego. To były oczy człowieka. Żywej, czującej istoty. Odbijające wszelkie, najmniejsze nawet emocje. Oczy, których łzy mogły zostać otarte. Oczy niezwykłe, bo wypełnione tą wielką determinacją, miłością i wiarą.

Oczy wspaniałe, bo oczy Ikki Hiyori.

-Tak?

Zawahał się. Nigdy nawet nie przypuszczał, że wypowie te słowa. Marzył o tym, ale nie sądził, że...

- Moja przeszłość nie była dobra, dlatego tak rzadko o niej mówię. Nie byłem dobrym bogiem. Byłem bogiem wojny... Robiłem to co chcieli...To co było najgorsze. Zawsze, bez sprzeciwu... Zabiłem tak wielu...

A gdy już wychodziłem na prostą zostawiłem Ciebie i Yukkine na pastwę losu. Chyba nie potrafię być bogiem szczęścia...

Uciekał wzrokiem. Miała łzy w oczach. Dlaczego tak mówi?

Przesunęła się w jego stronę spoglądając wprost w ten bezdenny błękit. To nie były oczy złego zabójcy.

To były najpiękniejsze oczy świata- oczy Yato.

-Zmieniłeś się! Już się zmieniłeś i to na lepsze! Nie możesz tak mówić. Nie ważne co robiłeś kiedyś, liczy się teraz. Masz przyjaciół! Masz Kofku, Daikoku i Yukkine; oni na Ciebie liczą!

Masz mnie... Nie możesz się poddać!

Patrzył na nią jeszcze chwilę i odwrócił wzrok. Poczuła coś ciepłego na dłoni.

Dziewczęce place splecione z silną, męską dłonią. Czuła się jakby wyszła z ciała i oglądała tą scenę z góry. Subtelnie sprawdziła, czy ma ogon. J

-Tak, zmieniłem się. Dzięki Tobie i Yukkine. Dzięki tej różowej wariatce i jej 'przemiłemu' mężowi. Nawet tej półnagiej wiedźmie... (xD)

Ale swojej przeszłości nie zmienię. Zawsze będę bogiem wojny. Nawet jeżeli dobrym to wojny.

Tego wzroku nie znała. Zdecydowany i pewny tego co ma zaraz nastąpić. Zacisnął dłoń jeszcze mocniej.

Teraz nie miał zamiaru kłamać.

- Kocham Cię, Hiyori.

Nie jak przyjaciółkę. Jak kobietę.

Gwiazdy odczepiły się od nieboskłonu i spadły na ziemię rozbijając się na tysiące kawałków. Wręcz słyszała ich trzask.

-Wiem, że nigdy nie będę idealny. Ale jeżeli tylko pozwolisz... postaram się być dobrym mężczyzną.

I będę czół to do Ciebie zawsze. Boska miłość jest wieczna.

Stróżki łez pociekły jej po twarzy. Nie wiedział, że istnieje taki ból. Przez wszystkie wieki swego istnienia, przez walkę i śmierć nie zdawał sobie z niego sprawy. To ból odrzucenia.

-Nie płacz...- drżącą dłonią otarł jej łzy.- Przepraszam. Już nigdy więcej nie doprowadzę Cię do łez...

Puścił jej dłoń. Miał wrażenie, że spada. Że jego życie się kończy. A może tak było?

Rzuciła się za nim znów łącząc dłonie tak mocno jak tylko mogła. Łzy jeszcze mocniej pociekły po pięknej twarzy.

Nie musisz się poświęcać...

- Ja Ciebie też!- krzyknęła- Też Cię kocham!

Echo rozniosło się po plaży. Świat wrócił na swoje miejsce.

Gwiazdy znów świeciły na nieboskłonie.

Przytulał ją jak dziecko. Niezgrabnie, trochę za mocno, jakby bał się, że coś zaraz mu ją odbierze. Że pojedynczy podmuch wiatru może zabrać ją daleko stąd.

Ale ona nie zamierzała odejść. Delikatnie go objęła. Pojedyncze kosmyki jego głosów łaskotały w szyję.

-Dziękuję... dziękuję... dziękuję... Hiyori.

Tylko to powtarzał przyciągając ją mocniej i mocniej.

Kochała jego dotyk.

Chwycił jej ramiona i odchylił, tak by widzieć jej twarz.

-Patrz na mnie.

I patrzyła. A on delikatnie ujął jej wargi swoimi.

Trwali tak póki nie zabrakło jej tchu.

Przez chwilę zlączyła się z otaczającym ją światem. Całował jak bóg. Liczyły się tylko jego delikatne, acz zdecydowane usta.

Położył jej rękę na policzku pogłębiając pocałunek. Nie wiedział, że istnieje taka rozkosz. Jej wargi takie gorące, rozpalone, jej policzek taki cudowny w dotyku.

Przeciągnął pacami po długich kosmykach.

Nigdy jeszcze się nie odradzał. Ale w tym momencie był przekonany, że tak czuje się nowo narodzony bóg.

Zamarł na chwilę, gdy położyła mu głowę na ramieniu.

Ufa mu. I go kocha. Cały czas słyszał w myślach głos:

''Chcę być z Tobą dłużej Yato!''

Objął ją ramieniem gładząc kosmyki.

Spokój to właśnie czół. Po raz pierwszy w swoim wielowiekowym życiu był spokojny.

I na zabój zakochany. <3

Słońce zachodzi nad spokojnym morzem domu bogów. A bóg wojny Yaboku, dziś Yato, obejmuje Ikki Hiyori, zwykłą, ludzką dziewczynkę, licealistkę uwielbiającą zapasy. A ich oczy i usta stały się jednością...

THE END

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top