SIX
morwin dla marcusia
TW: wspomniany gwałt
— Erwiiiiin? — Imię chłopaka rozbrzmiało w salonie. Siwowłosy uniósł głowę i spojrzał w kierunku wołającego.
— Hm?
— Czy mogę wyjść dzisiaj wieczorem z Hankiem? — Gregory stanął przed młodszym.
— Boże, kto pytał, Grzegorz — mruknął złotooki. Widząc grymas na twarzy kochanka, roześmiał się lekko. — No oczywiście, że możesz. Ufam ci, wystarczy, że mnie poinformujesz o tym.
— W takim razie informuję cię, że idę z Hankiem na piwko — wyższy się wyszczerzył.
— Ale nie przesadzaj z alkoholem, nie chcę mi się jechać po ciebie o czwartej nad ranem — ostrzegł Knuckles, z powrotem patrząc w telefon.
— Jasne, jestem odpowiedzialny — odparł szatyn. Erwin prychnął cicho i już chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie zrezygnował. Otrzymał wiadomość w telefonie, na której widok rozjaśniły mu się oczy.
— Idę coś ogarnąć z moimi... do zobaczenia wieczorem! Albo w nocy. Albo rano — młodszy posłał krótki uśmiech i energicznie wstał z kanapy.
Podszedł do szatyna i musnął ustami jego policzek. Następnie wziął torbę leżącą na stole i wybiegł z mieszkania, udając się w kierunku swej Ferrarki. Gregory delikatnie uśmiechnął się, dobrze wiedząc, że pewnie zobaczy go dzisiaj na jakimś napadzie. Westchnął cichutko, po czym dopił kawę i ruszył w kierunku swojej Corvetty. On też ma pracę.
Rzeczywiście, mężczyźni spotkali się nawet kilkukrotnie. Raz na Fleece, raz na losowym zatrzymaniu drogowym i ostatecznie w areszcie. Jednak, poza żartobliwym flirtowaniem i dwuznacznymi tekstami, nie posuwali się dalej w żaden sposób. Ich związek nie był oficjalny i nikt o tym nie wiedział, nawet Nicollo czy Hank. Plotki chodziły po mieście i po komendzie, w Burgers Shocie i w Arcade, lecz na tym się to kończyło: na plotkach i żartach. Nikt nie sądził, że mężczyźni naprawdę są razem, i to od kilku miesięcy. 11 czerwca, w urodziny Gregory'ego, minęło ich półrocze. Kto by pomyślał, że osoby o tak podobnym charakterze, były w stanie stworzyć tak długotrwały, zdrowy i szczery związek.
Po udanym napadzie na Humane Labs, Knuckles wrócił do domu. Nie chcąc ryzykować spaleniem kuchni, zamówił do domu takieś meksykańskie jedzenie i czując zmęczenie, zaczął szykować się do spania. Jednak, jego podświadomość nieustannie szeptała mu, że coś jest nie w porządku. Ogarnęła go wątpliwość, która nie mogła zostać wyparta nawet pysznym kakałkiem. Po paru godzinach bezsensownego wiercenia się, z głębokim westchnieniem sięgnął po telefon. Musiał się upewnić, że wszystko jest okej.
Po paru nieodebranych przez szatyna połączeń, Erwin zaczął martwić się nie na żarty. Co jeśli coś mu się stało? Może ktoś go porwał? W końcu to policjant... A może po prostu wrócił z Hankiem do domu? Może jedynie zawalił zgona? W końcu "piwko" z policjantami, nigdy nie kończy się na piwku. Cała komenda przepełniona jest zwolennikami procentów. Co zrobisz, nic nie zrobisz. Łapiąc się ostatniej deski ratunku, wybrał numer to Over'a. Miał nadzieję, że chociaż ten odbierze. Jego modlitwy zostały wysłuchane i po chwili w słuchawce rozbrzmiał zachrypnięty głos porucznika.
— Cześć Erwinek! Co tam u ciebie? — zagadał przyjaźnie, widocznie podpity Kanadyjczyk. Mimo, iż związek Erwina i Gregory'ego nie był publiczny, to ich przyjaźń już była, więc naturalną koleją rzeczy zaznajomili się z różnymi osobami z drugiej strony barykady. W ten sposób Montanha jednego wieczoru gadał godzinami z Zakshotem na siłowni, by następnego dnia Erwin wraz z nim, Capelą i Over'em szli razem na wypad do kina.
— Hej... Jest z tobą Gregory? Miał do mnie dzisiaj zadzwonić... o coś tam — zaplątał się szarowłosy, przeklinając siebie w myślach. Miał brzmieć naturalnie!
— Grzesiu? Był tu, ale poszedł gdzieś z jakąś blondyną. Typowo. Od dawna w sumie nikogo nie wyrywał, aż zacząłem się martwić. Jak widać niepotrzebnie, wszystko w normie — roześmiał się brunet. — Czemu pytasz? Raczej nie mogę zbyt długo czekać aż ten debil raczy się pojawić, Pinkiś po mnie przyjechał...
Erwin stracił jakąkolwiek resztę koloru na twarzy. Blady jak płótno, ledwo wymamrotał jakieś szybkie pożegnanie i drżącą ręką rozłączył się z błękitnookim policjantem.
Dlaczego on...?
Co on zrobił nie tak? Czemu nie był wystarczający? Z jakiego powodu Gregory mógłby go zdradzić? Przecież im się tak dobrze układało... Czy tylko tyle dla niego znaczył? Łzy napłynęły mu do oczu, drażniąc zmęczone powieki. Szarowłosy szybko przetarł oczy, nie chcąc dać im spłynąć. Nie może, nie teraz. Montanha by go nie zdradził... to musi być nieporozumienie.
W tempie Ferrarki po tuningu, z pamięci wybrał numer swojego chłopaka. Z niepokojem oczekiwał aż ten odbierze i go uspokoi, że Over był po prostu pijany, bądź mu się coś przewidziało...
Nie odebrał.
~~~~
Szatyn uchylił powieki, które mu niesamowicie ciążyły. Jego oczy zaatakowały jaskrawe promienie światła, przez które odruchowo ponownie zacisnął powieki. Z spierzchniętych ust uleciał przeciągły jęk bólu. Ręką próbował namacać ukochanego, lecz znalazł jedynie pustkę. Gregory westchnął cicho. Erwin musiał albo wyjść z domu, albo nie było go w sypialni. A jemu się tak nie chciało ruszać...
Po chwili do otępiałego kacem i zmęczeniem umysłu Montanhy dotarł fakt, że jest cały obolały. I to nie tylko głowa, ale też ciało, zwłaszcza ręce. Z wielką niechęcią uniósł się do pozycji siedzącej. Przetarł oczy dłonią, a po chwili na nią spojrzał. Na nadgarstkach ujrzał obtarcia, jakie niejednokrotnie widział po kajdankach. Zmarszczył w niezrozumieniu brwi, a na jego twarzy namalowało się zdziwienie. Spojrzał na swoją klatkę piersiową i brzuch, gdzie dostrzegł widoczne ślady po malinkach, ugryzieniach, zadrapaniach, a gdzieniegdzie nawet siniaki i głębsze rany. Na reszcie jego ciała, znajdowało się więcej śladów.
Teraz był już na serio zdezorientowany. Nigdy z Erwinem nie uprawiał seksu po pijaku, jak i również niesamowicie rzadko upijał się do nieprzytomności. Z wczorajszej nocy, natomiast, miał w głowie kompletną pustkę, jakby mocno zabalował, co pamiętał, że nie było w jego planach. Nawet przelotne wspomnienia nie chciały do niego wrócić.
Gregory zamknął oczy, próbując skupić się i zignorować promieniejącą bólem głowę. Pulsowanie nie ustępowało, lecz szatyn dzielnie walczył, chcąc przypomnieć jak najwięcej szczegółów z dnia poprzedniego. Nie było to proste, lecz po jakimś czasie ustalił przebieg wydarzeń.
Poszedł do klubu wraz z Hankiem, gdzie przez następne dwie godziny rozmawiali o dosłownie wszystkim i o niczym. Po zakończeniu tematu "zeszmacenia Kui'a" w postaci jakiegoś uwu drzewka w kawiarni, Gregory oznajmił, że idzie do toalety. Po powrocie na miejsce, zauważył, że Over jest zajęty rozmową z kimś przez telefon, najpewniej ze swoją drugą połówką. Nie przeszkadzając mu, wdał się w rozmowę z barmanką, co jakiś czas sącząc swojego drinka. Następnie, film mu się kompletnie urwał.
Kurwa.
Jak oparzony podskoczył do pionu i rozejrzał się dookoła. Znajdował się sam w pokoju klubowym przeznaczonym do jednego celu. Sam. Bez ubrań. Bez pamięci. Drżącymi rękoma przeczesał roztrzepane w nieładzie włosy.
Kurwa, kurwa, kurwa.
Przecież on nie mógłby zrobić czegoś takiego! Erwin jest jego całym światem, nie zdradziłby go... A to niespotykana pustka w pamięci powodowała więcej pytań. Co się stało? Nie był chyba aż tak pijany, by kompletnie nic nie pamiętać.
Pozostawało jedno sensowne wytłumaczenie: narkotyki.
A że Gregory wiedział, że z własnej woli nic by nie wziął, doszedł do wniosku, że ktoś musiał mu pomóc.
Kurwa.
Patrząc pustym wzrokiem, czując jakby zawiódł siebie, swojego chłopaka i wszystkich wokół, Montanha musiał przyznać przed samym sobą. Coś zostało mu dosypane do napoju, a następnie został ostro wykorzystany.
Po kilkunastu minutach zebrał sobie wystarczająco odwagi by zajrzeć w telefon. Od razu zobaczył mnóstwo wiadomości i nieodebranych połączeń od Erwina, jak i kilka od Hanka. Zrobiło mu się niedobrze. Drżącą dłonią wybrał numer do złotookiego. Po sekundzie, połączenie zostało zerwane.
Erwin zablokował jego numer telefonu.
Czuł się jak najgorszy śmieć. Jakby zdradził, choć nie była to jego wina. Jak tania dziwka, mimo że niczego nie pamiętał. Jak słaby psychicznie mężczyzna, którym powoli się stawał. Opadł bezwładnie na poduszki i pozwolił łzom bezsilności skapnąć na pościel.
Kurwa.
~~~~
Minęły dwa tygodnie. Knuckles wyprowadził się z mieszkania szatyna, nie zostawiając tam żadnych swoich przedmiotów. Trudno było mu się skupić na wszystkim dookoła, był ciągle rozproszony, nawet Carbonara opierdolił go kilka razy na spotkaniach Zakshotu. Stracił sporo na wadze, źle sypiał, przestało mu się chcieć nosić makijaż i krył się w luźnych ubraniach, co kontrastowało z jego niegdyś codziennym ubiorem garniturów czy obcisłych koszul bądź golfów. Jego najbliżsi dociekali, czy coś się wydarzyło, lecz on zaprzeczał. Nie chciał się przyznać do (byłego) związku z szatynem, a tym bardziej nie chciał słyszeć współczucia przyjaciół.
Wolał skupić się na napadach, lecz i to szło znacznie gorzej. Siwowłosy nie mógł się skupić podczas hakowania, popełniał błędy, a każde spotkanie z czerwono-niebieskimi światłami przypominały mu boleśnie byłego chłopaka. Zastanawiał się co zrobił źle, a jego mieszane odczucie odnośnie swojego wyglądu, ponownie zaczęło wariować. Raz czuł się nad wyraz pewny siebie i chełpił się swoim ciałem, a innymi razy miał ochotę rozbić lustro. Wraz z coraz to chudszą sylwetką, częściej przechodziło mu przez głowę to drugie.
Jedno pytanie nie dawało mu jednak spokoju — dlaczego?
To wszystko była wina Nicollo Carbonary; białowłosy, który nie miał żadnego pojęcia o ich związku, a następnie zerwaniu Erwina i Gregory'ego, co rusz wspominał o "morwinie", przytaczając stare dzieje, czy snując nowe domysły. Złotooki miał ochotę go udusić, lecz poza wykazywaniem dezaprobaty, nie wiele mógł wskórać, nie chcąc powiedzieć całej prawdy. Dusił ją w sobie, jednocześnie ciągle zadając sobie pytania, nieświadomie podsunięte mu przez piwnookiego.
W ten oto sposób, po wielu walkach ze sobą, postanowił dać mu szansę na wytłumaczenie się. Na 99% go wyśmieje, spoliczkuje, może nawet rozstrzela... lecz ten jeden procent szansy, że mogło zajść jakieś nieporozumienie spędzało mu sen z powiek. W końcu Gregory nie dał mu żadnych powodów aby podejrzewać go o zdradę; poza tamtym pamiętnym wieczorem i nieświadomymi słowami pijanego Hanka.
Czując, że popełnia ogromny błąd, zadzwonił pod dobrze mu znany numer Montanhy, który odblokował sekundy wcześniej. Policjant niemal natychmiast odebrał.
— Erwin? — wyszeptał pospiesznie.
— Powiedz mi — Erwin zaczął, mówić zimnym jak lód głosem. — Co się wydarzyło tego jebanego dnia. A następnie dlaczego mam ci uwierzyć.
Zgodnie z rozkazem młodszego, brązowooki zaczął chaotycznie opowiadać co pamięta z nocy w klubie. Knuckles w międzyczasie popijał wino z gwinta, leżąc w dziwnej pozycji na fotelu. Z każdym zdaniem szatyna coraz bardziej miał ochotę go przytulić i przeprosić, jak i jednocześnie opierdolić i wygarnąć mu wszystko, co o nim myśli. Wierzyć? Czy nie wierzyć? Postanowił pomyśleć nad tym sam, cicho żegnając się z policjantem.
Pół godziny później, z pustą butelką i szumiącym alkoholem w głowie, zasypiającego Erwina rozbudziło pukanie, które rozbrzmiało po mieszkaniu. Lekko chwiejnym krokiem dotarł do drzwi. Nie kłopotając się wyglądaniem przez wizjer, uchylił je. Uniósł wysoko brwi, widząc za nimi skruszonego Montanhę z wielkim bukietem kwiatów i pudełkiem czekoladek. Brązowooki wziął głęboki wdech i wypalił:
— Erwin, przepraszam za tamten dzień, ale na serio, mówię prawdę! Zrobię cokolwiek zechcesz, tylko mi uwierz, proszę. Nie potrafię bez ciebie żyć...
Knuckles patrzył się pustym wzrokiem w tandetny cyrk niczym z taniej komedii romantycznej, rozgrywający się przed jego oczami, lecz w złotych tęczówkach mignęła iskierka rozbawienia.
— Ale się zdążyłeś zeszmacić przez te dwa tygodnie — prychnął, delikatnie unosząc kąciki ust do góry.
— Ale wierzysz mi? — szatyn zapytał z nutką nadziei w głosie, widząc, że młodszy nie ma zamiaru na niego krzyczeć.
— Oczywiście, że tak, głupku.
Gregory został przyciągnięty do miękkiego pocałunku, a następnie do środka mieszkania. Stojący za ścianą Nicollo uśmiechnął się do siebie. Od kiedy brązowooki mu się zwierzył z kilku sekretów, o których nie wiedział nikt, postanowił mu pomóc, zwłaszcza widząc w jak słabym stanie był jego braciszek. Miał nadzieję, że jeśli wszystko pójdzie po myśli, to stary Erwin wróci. Wierzył historii policjanta, w czekoladowych tęczówkach była bijąca szczerość i cierpienie. Carbonara przeprowadził z nim kilka długich rozmów, by nawet nieświadomie pozbyć się nieco ciężaru psychicznego, spoczywającego na barkach przyszłego męża siwowłosego. Teraz, widząc krótka interakcje przy drzwiach, zadowolony białowłosy cicho zniknął z budynku. Jego rola się skończyła i mógł spocząć spokojnie, wierząc, że życie jego braciszka ponownie zostało wprowadzone na właściwy tor.
~~~~
A/N mam wrażenie że dość źle pokazałom wykorzystanie seksualne, które miało miejsce. Chciałom ukazać, że Monte czuł się źle, choć nie był niczego winny (to *on* został wykorzystany), a przez stres itp., nie myślał o tym w ten sposób. Erwin był zły no bo nie wiedział co się tam wydarzyło. Mogłom do tego lepiej podejść bo jest to prawdziwy problem i nie powinno być to umniejszane. Nie sądzę że specjalnie to umniejszyłom, ale nie poświęciłom temu wystarczająco uwagi. Na przyszłość, jeśli będę poruszać podobne sprawy, na pewno będzie to lepiej ukazane. Przepraszam za trochę płytkie podejście do ważnego tematu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top