Kuba
Z cyklu: "opowieści z frontów" przedstawiam wam oto tą pracę.
Gęsta dżungla. Ciepła, wilgotna. Wysokie, rozłożyste drzewa zasłaniają niebo i naturalne światło słoneczne nie dociera do powierzchni, do gleby. Ciężkie oddechy, szybkie kroki, dźwięk łamanych gałezi i szumiących, wielkich liści. Pomiędzy potężnymi konarami szybko kroczą oddziały partyzanckie. Komuniści od Fidela Castro. To jest jeden z ich oddziałów, prowadzony przez Kubę.
Rośli mężczyźni, z wykształceniem i bez niego, rolnicy, pracownicy fabryk, architekci, inżynierowie, prawnicy i lekarze. Wszyscy teraz równi. Wszyscy zeszli do podziemia, aby walczyć z wyzyskiem. Dla przyszłości swoich dzieci i wnuków. Niosą karabiny, kałasznikowy, ciężkie plecaki, skrzynie z amunicją, jakieś spore buty, podarki od zaprzyjaźnionego Związku Radzieckiego dla udręczonego narodu Kubańskiego.
Tyczą nowe ścieżki. Dosłownie i w przenośni. To oni piszą historię. To oni podnieśli bunt przeciw wyzyskowi, przeciw kapitalizmowi, przeciw swojemu dyktatorowi, będącemu na usługach rządu USA. Mała marionetka, którą bawi się potęga. Przeciw tej potędze wystąpił prosty lud z wyspy, jakich ich wiele na Karaibach.
Wybijają prosty rytm. Potężny. Z każdym krokiem są bliżej celu, z każdym dniem coraz dalej zachodzą. Dziś w dżungli prowadzą walkę, a jutro będą rządzić krajem. Jak Polacy z Armii Krajowej, tak oni teraz walczą z okupantem pod osłoną nocy.
-Hej, do przodu! Dziarskim krokiem ku chwale Kuby! Z nami jest Fidel! Wielki wódz i ojciec. Z nim wszy-stko się u-da! Dla Kuby! - Rozpoczął jeden z nich, a reszta się przyłączyła do wspólnego śpiewu.
-Dla Kuby!
-Dla naszych dzieci i żon! Dla ich przyszłości, tej bliskiej i dalekiej też. Dla nas. Dla emerytury naszej!
-Dla Kuby!
-Dla naszych współbraci i sióstr! Dla ich szczęścia i zdrowia. Podążajmy więc za Castro. Niech on prowadzi Naaaaas!!
-Dla Kuby!
-Razem! Z Castro! I z Che Guevara!
-Dla Kuby. Oni ojcami niepodległości naszej sąą!!
-Dla dobrobytu i spokoju. Dla pokoju. Żeby każdy w nim żył. Żeby w pokoju pokój mieć o spokój też! Każdy swój kąt, nie gnieździć się! Dla każdego blok! Sklep obok też i samochód!
-Dla Kuby!
-Dla Kuby zniszczymy syna diabła! Co od niego moce swe ma podstępne! Od szatan, lucyfera, piekielne włości!
-Zniszczyć ich!
-Czerwień się rozleje wszędzie. Na ulicę wyleje. Z ich pałacu strumień jej wypłynie! Ich koszule, z jedwabiu, przefarbowane będą teraz, splamione i spalone! Na czerwień i złoto!
-Dla Kuby! Dla Kuby! Życie zaczyna się gdzie śmierć! Nasze życie, więc ich śmierć, czeka to, czeka tamto, nic na to nie poradzą.
Szli coraz szybciej, odważni, bez strachu. Prowadzeni duchem walki. Z mocą niesłychaną, z siłą zwierzęcą, z chęcią nieziemską na zabijanie. Prą do przodu, wręcz lecą na swych nogach. Słychać zbliżające się ich kroki. Zbliżają się do krańca dżungli. Za nim wyłania się wioska. Już słuchać w niej szum. Pojawiło się zamieszanie. Ludności już się cieszy i raduje. Mężczyźni kosy i motyki wyciągnęli, młodzi maczety wzięli. Oni cieszą się, lecz inni już nie. Jednostki policji już broń swoją porzucają i przechodzą na stronę ludu. Bogatsi zbierają szybko co mogą i wyjechać próbują. Właściciel wioski w swoim pałacu barykaduje się. Wie co go czeka, bo doszły go wieści z różnych części kraju. Ambasada amerykańska już się obawia i posiłki wzywa. Jednostki rządowe na nic się zdadzą. Lasów nie znają, a lud im wrogi jest. Władze oddać będzie trzeba, to może życie ocalą swe.
Do wioski "dzieci rewolucji" wkraczają już, witani przez matki, żony i dzieci. Lecz nie stają na długo, bo czasu nie mają.
-Moi drodzy, na świętowanie jeszcze przyjdzie czas! Teraz póki możem, odzyskajmy naszą wioskę z rąk kapitalistów! Tych Amerykanów! Plantatorów wielkich!
Pod pałacem stoi tłum. Widły i pochodnie mają już. Bele drzewa biorą i walą w piękne drzwi. Wielkie, piękne, mocne stawiają opór, od środka zawalone meblami. Biją wciąż, uderzają. Wyrwa robi się, puszczają, siły słabną, drzwi puszczają, wielka wyrwa. Do środka wlewa się wściekły tłum. Do każdego pokoju wchodzą. Matki z dziećmi do kuchni, do łazienek, biorą łyżki i garnki. Ojcowie szybko na górę, do włodarza tejże wioski, właściciela i sołtysa w jednej osobie. Wdarli się do jego pokoju z łóżkiem z wielkim baldachimem, złotymi świecznikami, kryształowym żyrandolem. Zakuwaką go w kajdany jak on ich kiedyś, jak niewolników zakuwał i wprowadzają na środek placu przed jego posiadłość.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jak pisałem tą rewolucyjną piosenkę miałem z tyłu głowy tą piosenkę z "Pięknej i Bestii".
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top