2
Ciche pikanie maszynerii, która monitorowała słabe już serce, było jedynym dźwiękiem w niemal pustej sali. Może i tak było dla kogoś z zewnątrz, ale on słyszał więcej. Te same głosy, które towarzyszyły mu od lat, to samo wołanie, wnikające do głębi jego podświadomości. Przyzywali go. Ale on nie chciał z nimi odejść. Pragnął zostać, przeprosić małą Amy, wnuczkę, za to, że spowodował wypadek, podziękować córce, Grace, za cierpliwą opiekę nad nim i coniedzielne obiady. Miał jeszcze wiele do zrobienia, a oni tak po prostu chcieli go zabrać.
Każde kolejne piknięcie maszyny odmierzało jego ostatnie chwile. Między uderzeniami następowały dłuższe przerwy, przez co oni mogli zbliżyć się jeszcze bardziej. Mogli wyciągnąć w jego stronę swoje macki i już czuli słodki, upajający smak jego duszy, kiedy pisk jakiegoś ustrojstwa odgradzał ich od upragnionego szczęścia. To tylko podsycało apetyt.
Otworzył oczy, opierając się nieznośnemu pragnieniu odpłynięcia w błogi sen, oddania się w ich ręce. Przez wiele lat słuchał cichego głosu, nawet zdążył się do nich przyzwyczaić, ale dopiero w tej chwili ujrzał jednego z nich. Powykręcane ciało promieniujące nieznaną ludzkości energią z pyskiem pochodzącym z najgorszych mar. Spojrzał na dziwną istotę, która od zawsze kroczyła za nim przez życie, i wykrzywił twarz w grymasie, który miał przypominać uśmiech. Dokładnie tak ich obie wyobrażał.
Jego serce walczyło o ostatnie uderzenie, kiedy błękitna poświata opuszczała osłabione ciało. Piknięcie. Światło cofnęło się, by sekundę później znów unosić się w kierunku jednego z nich. Długi jęzor wysunął się z jego pyska, smakując powietrze nasiąknięte energią nic nieznaczącej dla nich istoty. Wysunął szpony, by przyśpieszyć cały proces. Chciał pochłonąć siłę i wrócić do swoich. Ale to coś, co go karmiło, nie chciało się poddać. Ludzkie serce wciąż powolnie biło, tłocząc krew po całym organizmie. Walczyło, ale niezbyt długo. Istota wisząca pod sufitem przepełniła się frustracją, która podsycała jej głód. Poświata była coraz bliżej niej, szczując jej marne cielsko, mącąc zmysły.
Spojrzał na swego anioła stróża, wschodzące za oknem słońce, maszynerię stojącą przy łóżku. Miał inne wyjście? Wszystko się kończyło. I choć nie zdążył przeprosić wnuczki i podziękować córce, musiał pogodzić się z myślą, że one to wiedzą, że przekazał im to w swoich czynach. Z nową odwagą skrzyżował wzrok z pasożytem czerpiącym siłę z jego duszy.
Salę wypełnił pisk maszyny. Monotonny, wysoki dźwięk odbijał się od czterech ścian. Jeszcze kilka minut wcześniej jej pikanie odciągało ich od celu. Teraz stało się wołaniem na ucztę.
~•~♡~•~
Jeszcze nie wracam na stałe, ale chciałam podzielić sie z Wami tym... czymś. Przeglądałam Internet i trafiłam na tę grafikę. Posiedziałam, pomyślałam i mamy one-shota.
Co myślicie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top