Wycieczka z piekła rodem

- To naprawdę interesujące - odezwał się Belzebub, kiedy leżałem pod jakimś urządzeniem badawczym - Nie wiem kto stworzył Kamień Równomocy, ale był wykonany z tego samego materiału co Diabelskie Pionki. To tłumaczy dlaczego doszło do ich połączyłenia.

- Przejć do sedna Belzebubie i odpowiedz na pytanie które nas wszytskich najbardziej dręczy. Czy wynik tego zdarzenia nie jest zbyt potężny? - odezwał się stojący w rogu pomieszczenia Lucyfer.

Kiedy razem z drużyną przybyliśmy do Piekielnych Instytów Belzebuba, razem z nim czekał na nas także władca piekieł, który dowiedział się o tym co mi się przytrafiło i widocznie go to zaintrygowało.

- Na pierwszy rzut oka jest, ale po dokładniejszej analizie mogę stwierdzić, że nie jest to tak oczywiste.

- Co dokładnie masz na myśli? - zainteresowałem się.

- Zacznijmy od tego, że musisz zrozumieć naturę swojej nieśmiertelności. Jesteś błędnie przekonany, że nic nie może cię zniszczyć ale nie jest to do końca zgodne z prawdą.

- Jak to?

- Możesz dalej odnosić rany, prawda? Ale zwykłe od razu się goją. Gorzej, jeśli siła ataku przewyższa twoją regenerację. Takie ataki goją się dłużej. Podobnie po śmierci, twoja dusza od razu się materializuje, po czym tworzy nowe ciało. Ile razy do tej pory zmarłeś?

- Nie licząc pierwszego razu? Cztery.

- Coś ty robił? - zdziwiła się Domino, która sama była świadkiem jednej z moich śmierci.

- Uczyłem się latać.

- Jednak od razu się pojawiałeś. Ale gdyby atak był potężny mógłby na trochę rozproszyć twoją duszę. To opóźniło twoją regenerację, to czasu jej ponownego zebrania. Przy opitymitycznej wizji, zajęłoby to kilkadziesiąt sekund. Ale może to trwać minuty, godziny, dni, tygodnie, miesiące, nawet lata.

- Lata?!

- Dokładnie. Chociaż nie umrzesz, możesz zostać na długi okres wymazany z instnienia.

- A... co ma to wspólnego z Kamieniem?

- Twoje ciało dopiero od niedawna jest wzmocnione. Obecnie jest słabe, jednak zgodne z twoim poziomem. Jednak jeśli staniesz na przeciw potężnego przeciwnika, nie będziesz w stanie opanować mocy, która cię napełni. A w rezultacie możesz sam zniszczyć swoje ciało, rozproszyć część swojej duszy lub nawet jej całość. Dodatkowo możesz skrzywdzić swoich sojuszników, postronnych cywili i dokonać wielkich zniszczeń.

- Czyli... jeśli trafię na silnego przeciwnika, muszę unikać atakowania? Czy to nie jest wyrok?

- Niekoniecznie. Przez gwałtowny wzorst twojej mocy, możesz też wytrzymać potężniejsze ataki z zewnątrz.

- Przed chwilą mówiłeś, że mogą one zniszczyć moje ciało.

- Mówiłem o twoich atakach, one pochodzą z wewnątrz, dosłownie rozsadzają twoje ciało i duszę od środka. Jednak na ataki z zewnątrz jesteś bardziej odporny. Jeśli coś takiego się stanie, możesz wygrać walkę korzystając z innych metot niż poleganie na sowjej mocy, ale będzie to trudne. Musisz dużo trenować, żeby móc używać wyższych poziomów mocy niż twoja dusza jest w stanie wytrzymać.

- Eh, a myślałem, że na treningu latania się skończy...

- A co z nami? Podobno ten Kamień działa również na nas - odezwała się Ann Maria.

- To prawda, ale wasze ciała są przyzwaczajone do moc, więc bedzie wam łatwiej kontrolować wyższe poziomy. Jednak przy potężnych mógłby być problem. Najlepiej mogą to wykorzystać Luna i Baby, ponieważ są zrodzone z mocy.

- Dziękujemy - powiedziały jednocześnie.

- Ale są pewne ograniczenia. Żeby uzyskać korzyści Kamienia, musicie być w tym samym wynairze co Daniel, a także w zasięgu jego działania. Zasięg jest tym większy im mniej osób postronnych jest w jego zasięgu lub wymiarze. Umiecie wchodzić do wymairu kieszonkowego. Przeważnie jesteście tam tylko wy, więc niezależnie od odległości będzie na was wpływała moc kamienia, jeśli będzie tam Daniel. Może to się przydać w czasie rozgrywek sportowych w zamkniętych przestrzeniach wymiarowych. Ale na przykład w zwykłych warunkach wasza koleżanka z Niemiec nie będzie mógła korzystać z tego efektu, chyba że zostanie wysłany jako wycelowany prosto w wnią, ale wtedy reszta może nie móc z tego korzystać.

- Ale my nie jesteśmy nieśmiertene, prawda? Więc jeśli źle ocenimy moc wroga, możemy same się zabić.

- To prawda, istnieje ryzyko, że tak się stanie, ale jest to mało prawdopodobne. Jednak musice uważać.

- Czyli ta moc z jednej strony bardzo nas ogranicza, ale także zwiększa naszą szansę na wyjście cało z opresji, dzięki zwiększeniu naszej wytrzymałości? - zapytałem.

- Tak. Kamień Równomocy był przedmiotem mocno ofensywnym, ale w waszym przypadku jego efekt jest defensywny, ograniczając zdolności ofensywne.

- Powiedz mi jeszcze, wynik tego zdarzenia stawiasz na plus czy na minus? - zapytał Lucyfer.

- Osobiście dałbym to na plus, pod warunkiem, że będą uważać. Jak słusznie zauważono, czasem może być niemożliwe prawidłowe odczytanie poziomu mocy wroga, a to może skończyć się samookaleczeniem. Jednak liczę, że będą w stanie to opanować. Poza tym, jaka jest sznasza, że trafi im się tego typu przeciwnik? - zapytał retorycznie Belzebub i wszyscy na niego spojrzeli.

- Czy ty naprawdę to powiedziałeś? - zapytałem.

- Czasem jesteś idiotą, Belzebubie - walnął prosto z mostu Lucyfer.

- To jak proszeniem wszechświata o kłopoty - stwierdziła Baby.

- Bez komentarza - powiedziała tylko Luna.

Domino, Ann Maria i Gabi patrzyły tylko na to z niedowierzaniem.

- Nie przesadzacie trochę? To tylko słowa, nie mają wpływu na prawdziwy los. Poza tym, brzmicie przesądnie.
Zwłaszcza ty Lucyferze, trochę dojrzałości.

- Żyje zbyt długo, żeby nie doceniać potęgi słów.

- Cóż to koniec badania. Potem przeanalizuję wyniki i dam wam bardziej szczegółowe informacje. Na razie możecie odjeść.

- Dzięki. Teraz mam nowe zmartwienia na głowie, więc na pewno będę mógł się cieszyć wycieczką.

- A właśnie, Danielu mogę cię prosić? - zapytał Lucyfer.

- Oczywiście maou Lucyferze, o co chodzi? - zapytałem odchodząc z nim na bok. Nieco mnie to stresowało, ponieważ nie widziałem się z nim odkąd mnie przemienił.

- Już wcześniej dowiedziałem się, że planujecie wycieczkę po jednym z piekielnych miast. Większość diabłów nie wie jeszcze o twoim isteniu, a ty raczej też nie wiesz, jak się prawidłowo zachować w pewnych sytuacjach. Dlatego, żebyś nie wpadł w kłopoty, mam dla ciebie propozycję.

- Jaką?

- Zostaniesz moim osobistym łącznikiem z Mistyczną Jaskinią. Jako, że zawarłeś kontrakt z Axis, z pewnością będzie ci łatwiej i taniej zdobyć pewne przedmioty, niż gdybym prosił o to Hermesa. Wiem, że ona za nim nie przepada i ma już sposoby, żeby go oskubać.

- Ah tak... to raczej nie byłby problem. Ale co ja z tego będę miał?

- Dam ci moja pieczęć. Pozwoli tobie I twoim towarzyszom na swobodne poruszanie po całym piekle oraz pozwoli wpływać na strażników, gdyby przyczepili się do was lub waszych znajomych. Ale proszę, używaj tego z umiarem i rozwagą, żeby nie wpaść w kłopoty lub nie narobić sobie wrogów. W końcu to moja pieczęć.

- Rozumiem, ponosisz odpowiedzialność.

- Nie tylko to, jakby coś ci się tu stało, niebo mógłby nas oskarżyć o zdradę postanowień sojuszu. W końcu jesteś po części aniołem.

- To prawda, będę uważał. Więc, mam zawrzeć z tobą kontrakt.

- Owszem - powiedział Lucyfer przyzywjąc prrgamin z umową. Nie myślałem, że znajdę się po tej stronie dokumentu, ale podpisałem.

Na mojej dłoni pojawiła się pieczęć Lucyfera i po chwili znikła.

- Pokazuj ją w razie potrzeby. No dobrze, później się do ciebie odezwę w sprawie pewnego przedmiotu, a teraz wracaj do swojej grupy. I pamiętaj, bez kłopotów, bo nie zamierzam za nie odpowiadać.

- Jasne. Dziękuję Lucyferze, życzę miłego dnia.

- Gadaj tak formalnie jeszcze raz, a urwę ci głowę. No biegnij.

Zaśmiałem się nerwowo i szybko dałem nogę, wracając do swojej grupy. Zamierzaliśmy udać się do jednego z pobliskich miast, więc po opuszczeniu Piekielnych Instytów obraliśmy je ma cel, zamiast wracać na ziemie.

Przy okzaji powiadomiłem resztę o kontrakcie z Lucyferem.

- Czy to na pewno dobry pomysł podpisywać kontrakt z Władcą Piekieł? - zaniepokoiła się Domino

- Pan Lucyfer wyglądał na miłego, ale surowego - stwierdziła Gabi.

- Jesteś zbyt naiwa, przecież to Władca Piekieł - stwierdziła Ann Maria.

- Skoro jest władcą tak długo, to znaczy, że jest dobrym władcą - upierała się mała.

I tak rozmawialiśmy wędrując do celu.

Kiedy udało nam się dorzec byłem nieco zaskoczony. Zwykłe piekielne maisteczko nie wyglądało na pierwszy rzut oka dziwniej niż zwykłe ludzkie miasteczko. Były małe różnice w stylu, kilka budynków nieznanego mi zastosowania i patrole strażników.

Szliśmy spokojnie, mijaliśmy zwykłe diabelne rodziny, pracowników różnych miejsc i przechodniów.

Wstąpiliśmy nawet do jednej piekarni, gdzie kupiliśmy po jakimś ciastku. Gabi dostała aż trzy, bo Ann Maria i ja kupiliśmy jej po jednym dodatkowym.

Po przejściu całego głównego rynku, co zajęło nam dwie godziny, zamierzaliśmy już wracać. Przechodząc jednak obok kasyna zauważyliśmy jakieś zamieszanie.

Jakiś wysoki, rudowłosy (prawie czerwonowłosy) facet strzelał wszędzie wokół pociskami, które wybuchały jak fajerweki. Otaczała go straż, a za nią stał tłum gapiów, podziwiający widowisko.

- Czy to pokaz sztucznych ogni? - zapytała Gabi.

- Nie, facet się prosi o kłopoty.

- Moim zdaniem on już ma kłopoty.

- Ale ładnie sobie radzi. Ej Luna, co o tym powiesz.

- Facet ma niezły poziom mocy i umie jej używać, ale nie daje mu szans przy takiej liczbie przeciwników.

Patrzyliśmy chwilę dłużej, az straży faktycznie udało się do unieruchomić. Potem szybko nałożylo na niego pieczęć blokującą.

- Czy tylko jaj jestem ciekawa o co poszło? - zapytała Baby.

- Nie, też jestem ciekaw - powiedziałem podchodząc do najbliższego strażnika - Przepraszam Pana, czy...

- Proszę się odsunąć, to nie miejsce dla cywili! - zbył mnie.

No cóż, obiecałem być ostrożny i nie mieszać się w kłopoty. Kogo ja chcem oszukać? Ujawniłem pieczęć Lucyfera i znów zwróciłem uwagę strażnika.

- Przepraszam!

- Czego nie rozumiesz w... - zamarł widząc pieczęć i szybko się poprawił - Przepraszam miłego Pana, w czym mogę pomóc?

- Tak lepiej. Co tu się stało?

- Och, proszę się tym nie przejmować. Ten mężczyzna ośmielił się podrywać córkę jednego ze szlachciców, więc szybko rozkazano dokonać na nim egzekucji.

- Pierdolcie się ćwoki, wam się chyba w dupach poprzewracało, tylko z nią po rozmawiać chciałem.

- Zamknij się i przygoduj na śmierć. W imieniu Wielkiego...

- Moment, czy ja dobrze rozumiem, że zmierzacie go zabić, bo zagadał do córki jakiegoś ważniaka?

- Och, Pan z tych normalnych widzę? Tak, niestety musimy wykonywać takie rozkazy. Piekielni szlachcice są najważniejsi, ale czasem mają zbyt duże mniemanie o swoich prawach. Ale nie możemy zignorować ich rozkazu.

- Nie da się zrobić wyjątku? Facet wydaje się być utalentowany.

- Ej, kolego miły, błagam, weź mnie z tego wyrwij - odezwał się złapany. Reszta straży czekała na rozkazy.

- Cóż, jest sposób. Musisz być wysoko postawiony nie? Masz pieczęć naszego Pana. Więc mógłbyś go ułaskawić, jeśli zdecydujesz się wziąść za niego odpowiedzialność.

- Odpowiedzialność?

- Musisz wziąść go na służbę. Najlepiej dożywotnio. Ale ze względu na jego aktualnie przestępczy statu nie może Pan uczynić go częścią swojego parostwa, ponieważ jest to niezgodne z prawem i musiałby Pan ponieść poważne konsekwencje za podnoszenie ramgi kryminalisty, jak określa go prawo.

- To dość niewygodne. Ale mogę zatrudnić go w inny sposób?

- Nie będzie z tym problemu.

- Ech więc zgoda. Jestem gotów zatrudnić tego faceta, jeśli zniweluje to jego wyrok.

- Szefuniu, mam u Ciebie dług! - odezwał się.

- Dobra puścić go. A Pana proszę o złożenie swojej pieczęci na akcie ułaskawienia i potwierdzeniu zatrudnienia - powiedział dając mi papiery. W tym czasie z czerwonowłosego zdjęto zajęcia ograniczjące - To wszytsko. Oddaje go w twoje ręce, nie żałuj tego.

I tak straż odeszła, a czerwonowłosy podskoczył do mnie.

- Szefuniu, wielkie dzięki, mam u Ciebie dług. Jestem Charles Lester, ale mów mi Chester. Do twoich usług - powiedział i się ukłonił, a ja mogłem lepiej się mu przyjrzeć.

Był wysoki, ale miał dłuższe i chudsze ręce oraz nogi. Zielone oczy i uśmiech drapieżnika, ponieważ jego żeby przypominają kły. Ma na sobie codzienny garnitur, składający się z czranych spodni, białej marymarki i czarnego, wysokiego cylindra. W ręku trzymał czarną łaskę ze srebrną czaszeczką na końcu.

- Eh... Chester tak? Mam nadzieję, że nie narobisz problemów, skoro zdecydowałem się na zatrudnienie cię.

- No jasne Szefuniu, mam u Ciebie dług, a ja zawsze spłacam długi, odkąd byłem jeszcze człowiekiem.

- Ty byłeś człowiekiem?

- Tak, to chyba nie problem, prawda?

- Nie, nie, ja też jestem człowiekiem.

- Co? Serio?! I masz pieczęć Lucyfera?!? Szefuniu, właśnie zdobyłeś mój dozgonny szacunek, proś o co chcesz. Hej, może wprowadzę cię w diabelskie społeczeństwo. Koleś który mnie przemienił gdy byłem duchem szybko mnie w to wprowadził.

- A kto cię przemienił?

- Wybacz Szefuniu, obiecałem dochować tajemnicy. Ale powiem ci, jak go spotkamy, pasuje?

- No zgoda...

- Świetnie! To chodź, pokaże ci jak radzić sobie w tej rzeczywiście.

- Chwila. Najpier poznasz resztę.

- Resztę? - zaciekawił się.

Przywołałem gestem dziewczyny i przedstawiłem każdą po kolei, a następnie przestawiłem im Chestera.

Ten próbował zarwać do Ann Mari, a ona szybko i konkretnie dała mu kosza.

Potem ruszyliśmy dalej, a Chester opowiadał nam o przeznaczeniu niektórych budynków, o zasadach diabelskiego społeczeństwa i polecanych miejscach.

Później my opowiedzieliśmy mu o swoich przygodach, na co zareagował początkową niewiarą, potem ciekawością, a jak pokazaliśmy mu wszytsko na własne oczy, to był w szoku.

Zdecydowaliśmy, że załatwimy mu jakieś mieszkanie wewnątrz skrytki, a tymczasem planował nieco się znów powłóczyć po zwykłym świecie,  skoro znów miał takąmożliwość.
Jak się później dowiedzieliśmy, był sporym fanem używek, prochów i innych tego typu.  Na szczęście miał mocną głowę i nie wpadł w kłopoty.
A przy okazji nieźle owijał sobie dzieczyny wokół palca.

Skończyło się na tym, że musieliśmy odwozić trzy nawalone laski do domów.
Potem zaczęliśmy bardziej kontrolować jego wypady.

Zaczynam się zastanawiać czy to był aby na pewno dobry pomysł, żeby mu pomagać. Cóż, mleko się rozlało... zobaczymy co wyniknie z jego pomocy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top