Spotkanie ze Śmiercią
W końcu było trochę spokoju. Jak sobie zaplanowałem, poszedłem przejść się po lesie. Cisza i spokój, dźwięki natury i nic więcej.
Prace nad rozszerzeniem dostępu do skrytki nadal trwają, ale dziś nikt nie ma zapału do pracy, dlatego postanowiłem udać się na spacer.
Dałem nogom się ponieść, nie patrzyłem dokąd idę, tylko skupiałem się na otaczających mnie odgłosach przyrody.
Szedłem tak sobie spokojnie, koło głównej drogi, kiedy nagle dotknęła mnie nostalgia. Zatrzymałem się i rozejrzałem wokół. Z pozoru był to niczym nie wyróżniajacy się odcinek drogi, ale szybko zdałem sobie sprawę, co to za miejsce.
Tu właśnie umarłem, kiedy uderzył we mnie samochód. Tu nastąpiła moja przemiana. I tu w pobliżu, ujrzałem Śmierć.
Zagłębiłem się miedzy drzewa, tam gdzie leciałem, kilka metrów od drogi. Pamiętałem to jak dzisiaj... chociaż powinienem użyć lepszego porównania, bo już zapomniałem co było rano.
Jadłem dziś śniadanie? Chyba zrobiłem sobie parówki. A może to było wczoraj...?
Wracając stanąłem w miejscu, gdzie wyladowało moje ciało i poczułem na plecach zimny dreszcz. Przypomniało mi się to uczucie, jakbym czuł oddech samej Śmierci na plecach. O dziwo, od tamtego momentu nie czułem go już wcale. Ale teraz czuje tak wyraźnie, jakbym miał znowu umrzeć, tylko na prawdę.
Nagle dotarła do mnie cisza.
Kompletna, niczym nie skalana cisza.
Bez ćwierkania ptaków, bez powiewów wiatru, bez szelestu liści. Tylko ta przytłaczająca cisza.
Zdałem sobie sprawę, że nie jestem w tym miejscu sam. Mój wzrok jakby odruchowo powędrował tam, gdzie ostatnim razem i znów ją zobaczyłem, ale o wiele wyraźniej niż wtedy.
Stała nieopodal, w ciemnej jak noc szacie z wyrazem pustki na bladej, zaskakująco młodej twarzy i w czerwonych jak krew oczach.
Nie imponowała rozmiarem, ale czuć było od niej potężną moc.
Kaptur szaty miała odrzucony do tyłu, ponownie ujawniając jej białe, niezbyt długie włosy. To była Śmierć... i przyszło mi spotkać ją po raz drugi.
Po dłuższej chwili zaczęła się do mnie powoli zbliżać. Jej twarz była po części jakby znudzona, a po części jakby niczym nie zainteresowana, chociaż czułem, że wyraźnie mi się przygląda.
Faktycznie była niska, dałbym jej około 1.50 metra, może nawet mniej, ale nie jestem wcale pewny. Moją uwagę za to zwróciła wielka, czarna kosa, ze srebrnym ostrzem, którą trzymała w prawej dłoni. Była ona chyba o pół metra wyższa od swojej właścicielki. Trzymała ją w taki sposób, że ostzre zaginało się na jej głową.
Dolna część szaty zakrywała jej nogi, ale odnosiłem wrażenie, że ona nie tyle idzie, co powoli sunie przez powietrze w moją stronę. Nie wiem czemu, ale nie mogłem oderwać nóg od podłoża ani o krok, zanim zatrzymała się około metra przedemną.
Podniosła głowę i spojrzała mi głęboko w oczy, po czym otworzyła odsłaniając perłowo białe zęby z lekko wydłużonymi kłami.
- Znowu mi się wymknąłeś Danielu. Tym razem o wiele skuteczniej, niż wcześniej - powiedziała głosem młodej dziewczyny, który pasował do jej twarzy, ale wydawał się taki... wyprany z wszelkich emocji, identycznie jak jej spojrzenie.
- Emm... - nie wiedziałem jak jej odpowiedzieć - Zapewne mówisz o moim wypadku sprzed kilku miesięcy... ale dobrze rozumiem, że znałaś mnie już wcześniej? - zapytałem. Kiwneła głową.
- Od bardzo dawna się Tobie przyglądam. Wydajesz mi się interesujący, inny od reszty. Dlatego polowałam na twoją duszę, zamierzjąc zatrzymać ją sobie na stałe. Ale teraz sprawy się pokąplikowały - powiedziała bez ogródek, jakby mówiła o pogodzie.
- Eee... dziękuję? Chyba... tak czy inaczej, dlaczego cię tu znów spotykam, Panno Kostucho? - starałem się być grzeczny, z jakiegoś powodu czułem wobec niej respekt.
- Jestem Dina. Wiedziałam, że prędzej czy później tu przyjdziesz, więc zostawiłam czujkę. Chciałam porozmawiać.
- Ze mną? To chyba bardzo miłe, ale czy przypadkiem ktoś taki jak ty, nie ma rąk zawalonych pracą, czy coś takiego? - nie wiedziałem jak o niej myśleć. Wydawała się być mną zainteresowana, ale nic w niej na to nie wskazywało.
- Mówisz o zbieraniu dusz? Nie chce mi się. Od tego mam podwładnych. Poza tym jest wielu przedstawicieli śmierci na świecie z wielu frakcji. Każda religia ma jakiś przedstawicieli naszego zawodu. Więc nie muszę się tym zbyt przejmować.
- Ty... zaraz, moment, bo troszkę się chyba głubie. Twoi podwładni? - nagle ten respekt zaczął topnieć.
- Jestem wysokiej klasy Ponurym Żniwiarzem. Pełnie kilka ważnych fukncji w Departamencie Śmierci. Jedną z moich posad jest stanowisko Szefowej jednej z grup Ponurych Żniwiarzy w wydziale zbierania dusz.
- Wow. Czyli wy tam macie... jakby pełną firmę?
- Archiwa, wydział zbierania dusz, odział zwierzęcy, sekcja zatrudnienia, szefostwo, pracownicy, chce ci się o tym wogule gadać? - zapytała, jakby mówiła na jednym wdechu. Ona właściwie oddycha?
- Em... może kiedyś... więc, chciałaś ze mną rozmawiać?
- Tak, ale po co tu stać, idziemy do Ciebie? - powiedziała, po czym nie czekając na odpowiedź, złapała mnie za rękę i pociągnęła w cień jednego z drzew.
Poczułem się jakbym przepływał przez cienką warstwę suchej wody, na chwile obraz zamigotał i stałem we własnym pokoju, rozglądjąc się zdezorientowany.
Zapaliłem światło, bo stałem koło wlacznika, a miałem zasłonięte zasłony.
- Co to było? - zapytałem w przestrzeń, początkowo nie widząc gdzie jest ta kostucha.
- Podróż Cieniem. Podstawowa metoda przemieszczania używana przez Ponurych Żniwiaży - usłyszałem jej głos i zdałem sobie sprawę, że leży na moim łóżku z rękami zaplecionymi za głową.
- Wszystko okej, Pani Dino? - patrzyłem na nią niepewnie.
- Po porostu Dino. Wolę leżeć niż stać.
- Heh, znam to uczucie - przynałem się, siadając na krawędzi łóżka - Więc czego odemnie chcesz?
- Chcem wiedzieć jak wymykałeś mi się za każdym razem. Tyle już było okazji i zawsze wychodziłeś jakoś bez szwanku - powiedziała.
Lekko niepokoiło mnie to, że od początku naszej "rozmowy" używa tego samego, cichego, pustego tonu głosu.
- Cóż, to chyba zasługa szczęścia, bo zdaje się, że wiem, o czym mówisz - miałem już kilka bliskich spotkań ze śmiercią, chociaż nie celowych.
- A kiedy finalnie mogłam zabrać twoją dusze, przejęło Cię piekło i niebo. Teraz o wiele trudniej będzie mi ją zdobyć. Ale ja mam dużo czasu, nie zrezygnuję z tego.
- Em... wybacz, że pytam, ale czy to jest rodzaj... groźby? - serio zdurniałem przez jej ton.
- Nie - uniósła jedną brew i spojrzała na mnie - Nie zameirzam nic Ci zrobić. Lubię patrzeć na twoje życie. Ale kiedyś może nadarzy się znowu okazja. A wtedy twoja dusza, będzie moja.
- Zaraz, jak to lubisz patrzeć na moje życie? - zbaraniałem.
- Każdy musi mieć jakieś hobby. A ostatni mój obiekt zainteresowania zmarł długo przed twoimi narodzinami. Teraz ona sama jest Ponurym Żniwiarzem i w zasadzie dalej mogę ją obserwować, ale to nie to samo, co z żywymi. Aż w końcu trafiłam na ciebie i zodbyłeś moje zainteresowanie. Twój sposób bycia, Twój luźny styl, Twój światopogląd... od tamtego czasu mam zwyczaj Cię obserwować - powiedziała. Mówiła to tak, jakbym był interesujący, ale nie dało się tego odczuć w jej głosie. Mimo to zrobiło mi się gorąco.
- Och... wow... dzięki, chyba - chyba, to ja się powtarzam, mam wrażenie.
- Nie ma sprawy. Masz tu coś do jedzenia?
- Do jedzenia?
- Głodna jestem. Albo na przekąskę. Lubię coś przekąsić. I lubię wygodnie poleżeć, odpocząć, wyrwać się z roboty.
- Chyba masz stresującą pracę, co? - zapytałem zaglądając do barku i wyciągając paczkę ciastek. Otworzyłem ją i położyłem na łóżku.
- W pewnym sensie - podziała sięgając od razu po ciastko - Znaczy tak, oficjalnie mam sporo pracy, od papierkowej roboty, po zbieranie dusz, a nawet spotkania na wysokim szczeblu. O ile od tych ostatnich się nie mogę wykręcić, chociaż na nich przysypiam, to zarówno papierkową robotę, jak i przydzielone mi do zebrania dusze, powierzam Żniwiarzom z mojego wydziału, kiedy tylko nadarzy mi się okazja. Czyli praktycznie cały czas, czasem tylko sama się wybiorę po jakąś duszę lub zajmę biurokracją. Głównie, kiedy ma być inspekcja. Chociaż sama mam też stanowisko w Zarządzie Kontrolnym, nie chcą powierzyć mi inspekcji własnego wydziału.
- W sumie to nie dziwne, chociaż bardziej szokuje mnie to, co powiedziałaś wcześniej. Prztpomnij, jesteś wysokiej klasy Ponurym Żniwiarzem, na kilku ważnych stanowiskach? - upewniłem się.
- Tak.
- Ale przeważnie nic nie robisz.
- Jeśli mowa o pracy, to tak.
- Jakim cudem ty zajęłaś te stanowiska i Cię z nich nie wyrzucili? - trudno było mi to zwizualizować.
- Mam swoje sposoby. Poza tym, jestem dość potężna i bardzo, bardzo stara. To samo w sobie zapewnia mi renomę. Nie muszę się za bardzo przejmować, że mnie zrzucą ze stołka.
- Aha... - to tak wolno?
- Dobre te ciastka. Masz coś do picia?
- Akurat nie... co najwyżej wodę lub mleko, ale po to trzeba do kuchni, piętro wyżej. Może też herbatę lub... kawę?
- To nie trzeba. Nie chcę mi się czekać. Powiedz mi, jak ci się wiedzie w nowym życiu? - zapytała nagle.
- Serio chce ci się o tym słuchać? - zapytałem zdezorientowany. Kiwneła głową.
Wziołem głęboki wdech i zacząłem jej opowiadać, bo w zasadzie, czemu by nie, skoro i tak już wydaje się o mnie sporo wiedzieć. Trochę to trwało, ale powiedziałem jej wszystko. Jej wyraz twarzy niezbyt się zmienił, ale zdawała się pilnie słuchać.
- Ciekawe. Może świat wróci do normy, po tym jak otworzyłeś bramę. Nadal pamiętam stare czasy sprzed jej zamknięcia. Poza tym, życzę ci powodzenia w tym, co Cię czeka. Nie zależy mi na zbyt szypkim zakończeniu ciekawego widowiska z tobą w roli głównej.
- Aha... dzięki Dina. Wiesz, ja chyba pwoienien zajrzeć do reszty mojej grupy, więc może się nie obrazisz jeśli...
- Nie ma sprawy, idź do nich. Ja tu jeszcze chwilę sobie poleżę. Jeśli przysnę, to obudź mnie po powrocie, ok? - powiedział zamykając oczy i wkładając kolejne ciastko do ust.
- Co? Czekaj, przecież... a dobra, nie ważne. Leż sobie - powiedziałem gasząc światło i wychodząc. Skoro raz tu weszła, nic jej nie stoi na przeszkodzie.
Ruszyłem w stronę biblioteki, zamierzając powiadomić o tym Lunę i resztę. To raczej dość niecodzienny przypadek.
Dina, potężna i leniwa Kostucha bez emocji, która jest zainteresowana moim życiem i chce mej duszy. Czemu mojej? Swoją drogą, brzmi dość absurdalnie.
Ech, powinienem zacząć się przyzwyczajać. Nie że do Diny (chociaż pewnie do niej też), ale to tego typu absurdalnych sytuacji.
Ciekawe co dziewczyny na to powiedzą?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top